Nie na wszystko ma się wpływ. "Nie rezygnuj" Mai Drożdż

Data: 2020-10-06 06:04:46 | Ten artykuł przeczytasz w 34 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Po ośmiu miesiącach w śpiączce i żmudnej rehabilitacji Nicole w końcu wraca do świata żywych. I choć jest już w pełni sprawna fizycznie, to w jej duszy narasta strach, żal i poczucie bezsilności. Po traumatycznych przeżyciach dowiaduje się, że Josh, mężczyzna, z którym planowała ułożyć sobie przyszłość, wpada w pułapkę innej kobiety i wkrótce ponownie zostanie ojcem. Osamotniona i zrozpaczona Nicole czuje, że zupełnie nie potrafi się odnaleźć w swoim cudem uratowanym życiu.

Szalone wieczory spędzane na imprezowaniu z przyjaciółkami nie przynoszą ulgi, a przypadkowy romans z właścicielem podejrzanego lokalu kończy się gorzkim rozczarowaniem. Tymczasem dawne uczucia powracają do niej ze zdwojoną siłą… Czy Nicole odnajdzie się w nowej rzeczywistości i będzie w stanie jeszcze raz zaufać? Czy podejmie próbę walki o swoją miłość?

Obrazek w treści Nie na wszystko ma się wpływ. "Nie rezygnuj" Mai Drożdż [jpg]
 

Nie rezygnuj Mai Drożdż to kontynuacja świetnie przyjętej powieści Nie uciekaj. Nowa książka Mai Drożdż ukazała się nakładem Wydawnictwo Novae Res 5 października. 

Już teraz na łamach naszego portalu możecie przeczytać wywiad z autorką, a poniżej przedstawiamy premierowy fragment jej nowej książki:  

– Czy mogłabyś się skupić?

Popatrzyłam na mężczyznę, który nie wyglądał na zadowolonego. Wysoki szatyn w czarnych spodniach dresowych firmy Nike i grafitowym podkoszulku nachylał się nade mną. Nie miał już do mnie siły. Ja sama jej nie miałam. Jego zielone oczy iskrzyły ze złości, ale starał się do mnie mówić normalnym tonem, żeby nie zdradzić swojej irytacji. Chociaż bardzo chciał to ukryć, ja widziałam, jak się denerwuje. Tracił cierpliwość, a mnie było wszystko jedno. Byliśmy sami na sali gimnastycznej, bo o tej godzinie serwowali obiad, a ja nie lubiłam tłumów, więc to była najlepsza pora. Siedziałam na podłodze i opierałam się o drabinki przytwierdzone do ściany. Od trzech miesięcy ćwiczyliśmy razem. On był zdeterminowany, ale gdyby to zależało ode mnie, pewnie leżałabym w łóżku całymi dniami.

 – Lalka, postaraj się – powiedział, prostując się zrezygnowany.

– Miałeś tak do mnie nie mówić! – syknęłam.

– To sama ruszaj rękami i nogami.

– Przecież ruszam!

Przekręciłam głowę w bok. Nie chciałam tutaj być, ale nie miałam innego wyjścia. Po szpitalu przewieźli mnie do tego ośrodka. Miałam dojść do siebie. Stanąć na nogi.

Problem w tym, że po ośmiomiesięcznej śpiączce nastąpił zanik mięśni. Wprawdzie byłam rehabilitowana cały czas, nawet kiedy leżałam nieprzytomna w szpitalnym łóżku, ale czas działał na moją niekorzyść. Bolesne wspomnienia powróciły do mnie jak bumerang. Zamknęłam oczy i znowu przypomniałam sobie, jak Greg i Sara stali nade mną i starali się mnie uspokoić.

Nie wiedziałam, co się dzieje. Byłam tak oszołomiona i przerażona brakiem głosu, że ogarniała mnie panika. Nigdy nie zapomnę momentu wybudzenia. Sara głaskała mnie po ramieniu i tłumaczyła, żebym szeptała, jeżeli nie mogę mówić. Popatrzyłam na swój brzuch, ale nie było już tam śladu po ciąży. Popatrzyłam na nich, szukając jakichkolwiek wyjaśnień, ale oni tylko spoglądali nerwowo na siebie. Wreszcie powiedziałam:

– Dziecko.

– Nicole, odpocznij. Porozmawiamy później – uspokajała mnie Sara.

Już wtedy się domyśliłam, że nie jest dobrze. Zaraz po tym przyszedł lekarz i odciągnął Grega na bok. Nie słyszałam, o czym rozmawiają. Widziałam tylko Sarę, która nie wiedziała, co powiedzieć. Na jej twarzy malowała się litość, chociaż widziałam też radość, że jestem z nimi. Nie mogłam ruszać nogami ani rękami. Lekarz podszedł do mnie i mówił coś o ponownej pionizacji. Greg potakiwał, a ja, oszołomiona tym, co się dzieje, zaczynałam odpływać. Przestałam słyszeć, a łzy utrudniały widzenie. Tłumaczyli mi, że bardzo długo byłam nieprzytomna i teraz będzie potrzebna rehabilitacja, ale najpierw muszą mi zrobić dodatkowe badania. Słuchałam tych wszystkich rewelacji i powoli dochodziło do mnie, że jestem zależna od innych. Kolejne dwa tygodnie w szpitalu spędzałam na testach i leżeniu jak roślina. Miałam czucie w kończynach, ale zupełnie brakowało mi siły, żeby je podnieść. Jakbym była przygnieciona czymś ciężkim.

– Możesz wreszcie zacząć ćwiczyć? – wyrwał mnie z zamyślenia Owen.

Był już bardzo zdenerwowany. Oparł ręce na biodrach i czekał na mój ruch. Był wysoki i dobrze zbudowany. Wprawdzie nigdy nie widziałam go bez koszulki, ale kiedy mnie podtrzymywał, czułam, że jest mocno wyrzeźbiony. Każdy mięsień miał zarys. Nie wiedziałam, w jakim był wieku. Na pewno starszy ode mnie, lecz nie potrafiłam określić ile lat. Nie był w moim typie, ale miał coś w sobie. Nigdy nie mówił o swoim życiu ani nie pytał o moje. Zawsze mocno skupiał się na naszym treningu. Przynajmniej on.

– Rusz się. Spróbuj złapać za dolny szczebel.

– Nie mam siły.

– Codziennie nie masz siły. Wiecznie jesteś zmęczona, ale na pewno nie ćwiczeniami, tylko leżeniem. Bierz się do pracy.

– Czy możemy sobie dzisiaj odpuścić?

– Nie, nie możemy.

Kucnął przy mnie i przewiązał gumową taśmę wokół drabinki. Włożył mi do ręki jej końcówkę i kazał naciągać, ale moja dłoń tylko drgnęła. Naprawdę miałam dosyć. Dla mnie każdy dzień był teraz taki sam. To mnie dołowało. Śniadanie, które przynosiła pielęgniarka i karmiła mnie jak dziecko. Toaleta całego ciała, która pozbawiała mnie godności.

Przedpołudniowe ćwiczenia z Owenem i popołudniowe z Tiną, jego zmienniczką. Nic się nie zmieniało. Wizyty Sary i Grega były zawsze najmilszą częścią dnia. Kate też do mnie zaglądała. Susan i Derek przyszli kilka razy, ale ostatnio ich mała Lisa często chorowała, więc musieli się zająć swoim dzieckiem. Mojego dziecka już nie było, a Josh…

– Zachowujesz się tak, jakby ci było wszystko jedno wybił mnie z rozmyślań Owen.

– Bo jest mi wszystko jedno.

– Czyli tracę tutaj czas?

– W olimpiadzie raczej nie wystartuję.

– Myślisz, że to jest śmieszne?! – Zmarszczył czoło i lekko podniósł głos.

– Nie! – Nie pozostałam mu dłużna. – Myślisz, że chce mi się śmiać?! Nie znasz mnie. Nie znasz mojego życia. Nie masz pojęcia, jak się czuję i z czym muszę się zmierzyć…

– Każdy ma jakieś problemy – przerwał mi. – Teraz jednak powinnaś się skupić na tym jednym, który chyba jest istotny. Robię wszystko, żeby ci pomóc stanąć na nogi, ale ty ze mną nie współpracujesz. Wiesz, ilu ludzi by się z tobą zamieniło? Codziennie pracuję z osobami, które nie mają albo nogi, albo ręki. Zdarzają się takie ubytki mięśni, że trudno przewidzieć, czy w ogóle będzie lepiej z zakresem ruchu. Oni wszyscy walczą. Dają z siebie wszystko. A ty, która jesteś całkowicie zdrowa, masz to gdzieś. U ciebie dojście do sprawności to tylko kwestia czasu.

– I mam się przez to niby poczuć lepiej?

– Posłuchaj… – Starał się uspokoić oddech i ściszył głos. – Miesiącami w szpitalu razem z Tiną stymulowaliśmy twoje mięśnie, całe twoje ciało, żeby było ci teraz łatwiej.

Nie byłaś zostawiona sama sobie i teraz też robimy, co możemy, żebyś mogła normalnie funkcjonować.

– A może ja nie chcę! – krzyknęłam bez sensu.

Wyprostował się, jakbym co najmniej dała mu w twarz. Moja frustracja wylała się na niego i było mi głupio, że to właśnie jemu się dostało, bo faktycznie bardzo się zaangażował w te nasze treningi. Codziennie poświęcał mi dwie godziny i był bardzo cierpliwy. Do teraz. Ja też nie byłam sobą. Nie wiem dlaczego, ale od samego rana moja beznadziejna sytuacja docierała do mnie na nowo. Akurat dzisiaj intensywnie odtwarzałam w głowie moją rozmowę z Sarą i Gregiem o Joshu. Znowu zamknęłam oczy, ale walczyłam sama ze sobą, żeby nie płakać.

– Skoro tego nie chcesz, to szkoda mojego czasu – mówił spokojnie, ale widziałam, że był wzburzony. – Jest wiele osób, które potrzebują pomocy i chcą ćwiczyć. Ty nie robisz nic, żeby sobie pomóc. Zasłaniasz się swoimi problemami. Jeżeli tak cię przygniatają, to jest to tylko twoja wina, bo na to pozwalasz.

– Nie na wszystko ma się wpływ – powiedziałam już spokojniej.

– Oczywiście, że nie na wszystko, ale jak reagujesz na to, co się dzieje w twoim życiu, masz wpływ. Twój brak siły jest w twojej głowie. Powiedziałaś sobie, że nie dasz rady. Zostanę z tobą i będę cię rehabilitował, ale tylko jeżeli tego chcesz. Obiecuję, że postawię cię na nogi. Jesteś całkowicie zdrowa. Nic ci nie dolega. Odblokuj się. Jeżeli tracę tutaj czas, bo nie zamierzasz niczego zmienić, to powiedz. Mam zostać, czy zostawić cię w spokoju?

Patrzyłam na niego i wiedziałam, że mówił całkiem serio. Miałam dosyć stawiania mnie pod ścianą. Czy chciałam walczyć? O co miałam walczyć? Nic mi nie zostało. Nawet ciało było jakby nie moje. Sięgnął po swój ręcznik, który był przewieszony przez uchwyt bieżni, i trzymając go w lewej dłoni, rozłożył ręce, jakby zachęcał mnie do odpowiedzi.

– Zostaw mnie – odezwałam się w końcu.

Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. Chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi, a ja z pewnością jej nie przemyślałam. Przecież zdawałam sobie sprawę z tego, że sama nie dam rady. Ruszałam rękami, ale nie potrafiłam jeszcze utrzymać zbyt długo kubka z kawą. Mogłam ruszać nogami, stanąć na chwilę, ale nie potrafiłam samodzielnie iść. Mogłam tak niewiele, a jednak odrzuciłam jego pomoc. Pozostała mi jeszcze Tina, ale ona nie była aż tak wymagająca. Owen był stanowczy, chociaż teraz się poddał. Wrzucił ręcznik do swojej sportowej torby, podniósł z ławeczki bluzę i ruszył w stronę drzwi.

– To trzymaj się, lalka – powiedział na odchodne.

– Mógłbyś mi pomóc dostać się do wózka, zanim wyjdziesz? – zapytałam grzecznie.

Odwrócił się w moją stronę, popatrzył na mnie, a później na wózek inwalidzki, jakby mierzył wzrokiem dystans między nami. Dzieliły mnie od wózka jakieś cztery metry. Zaparkowany przy oknie czekał na swoją ofiarę losu. Owen wzruszył ramionami i powiedział:

– Właśnie mnie zwolniłaś. Jak chcesz się dostać na wózek, to radź sobie sama. Ja już skończyłem swoją pracę. Teraz jesteś skazana sama na siebie. Tak jak chciałaś.

– Co to ma być? – zdenerwowałam się. – Jakaś gadka motywacyjna? Myślisz, że to jakiś film?! Że rzucisz kilka ostrych słów i nagle zrozumiem swój błąd, i będę cię błagać, żebyś został?! Że stanie się cud i nagle zacznę walczyć o siebie, i wstanę, żeby usiąść w tym pieprzonym wózku?!

– Mało mnie to obchodzi. Jestem tutaj w pracy. Chcesz ćwiczyć, zostaję. Nie chcesz, wychodzę. To jest naprawdę bardzo proste.

– Jak ja mam się niby dostać do tego wózka?! – krzyknęłam bezsilnie.

– Nie wiem. Pełzaj. Rób, co musisz. To już nie moja sprawa.

Po tych słowach wyszedł. Nie mogłam się spodziewać innej reakcji z jego strony, a jednak zaczęłam odczuwać niepokój. Mój głupi gniew pozbawił mnie bardzo dobrego fizjoterapeuty. Najlepszego, o jakiego mogłam prosić, chociaż tak naprawdę nigdy o żadnego nie prosiłam. Poddałam się już dawno. Pewnie miał rację, że mogłabym już chodzić, gdybym tylko potrafiła się odblokować i zmienić nastawienie. On przez ten cały czas pozwalał mi na różne humory, ale w końcu nie wytrzymał. Powinnam była go zawołać, przeprosić i faktycznie zacząć porządnie ćwiczyć. Dlaczego nie mogłam tego zrobić?

Kiedy po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę, że teraz faktycznie jestem zdana na siebie, popatrzyłam w stronę wózka inwalidzkiego. Był tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Musiałam się do niego dostać, chociaż nie miałam na to pomysłu. Przewróciłam się na prawy bok i lekko uderzyłam głową o materac. Teraz wystarczyło się przeczołgać. Ale jak? Ruchy, które zaczęłam wykonywać, do niczego nie prowadziły, a na pewno nie przybliżały mnie do celu. Wreszcie po minucie odpoczynku zaczęłam pomagać sobie ramionami, nogami i rękami. Szło mi nawet całkiem dobrze, lecz kiedy byłam już blisko, musiałam chwilę odpocząć. Nie trwało to długo. Teraz byłam zdeterminowana i znowu czułam wolę walki. Świadomość, że muszę pełzać jak jakiś padalec, zamiast normalnie iść, kumulowała we mnie wszelkie siły, które jednak były gdzieś wewnątrz. Nagle znowu walczyłam o siebie. Parłam do przodu. Wzięłam głęboki oddech i pokonałam ten ostatni metr. Zaczęłam się wspinać na siedzenie, ale nie zauważyłam, że blokada była zamknięta tylko na jedno koło, i całym ciężarem ciała wypchnęłam spod siebie wózek, który uderzył o ścianę, a ja runęłam jak długa. Uderzyłam głową o podłogę i potłukłam sobie ramię. Puściły mi nerwy, zaczęłam krzyczeć ze złości, bezsilności i poczucia beznadziejności tej sytuacji, a później narastający szloch zapanował już nad całym ciałem. Chyba po raz pierwszy od wybudzenia płakałam tak mocno. Nie potrafiłam się powstrzymać. To było jak wycie zranionego, przerażonego zwierzęcia. Nie widziałam na oczy, ale po chwili poczułam, jak ktoś bierze mnie w ramiona, trzyma mocno i dopiero usłyszałam głos Owena:

– Już dobrze… Będzie dobrze… Spokojnie.

Chciałam się jakoś uspokoić, ale nie zanosiło się na to, żebym szybko ochłonęła. Pozwalałam się tulić. Nie chciałam już istnieć. To wszystko mnie przytłaczało, nie potrafiłam sobie tego poukładać w głowie. Znowu przez chwilę chciałam o siebie zawalczyć i znowu poległam. Moja bezsilność była fizycznie bolesna.

Przylgnęłam mocniej do mojego rehabilitanta, który podniósł mnie z podłogi i posadził na wózku. Powoli się uspokajałam. Było mi głupio, że tak wybuchłam. To wszystko zbyt długo we mnie siedziało.

Kiedy jechaliśmy korytarzem, żadne z nas nic nie mówiło. Mijaliśmy kolejne osoby i czułam na sobie ciekawskie spojrzenia, ale miałam to gdzieś. To była tylko i wyłącznie moja sprawa, dlaczego jestem cała czerwona na twarzy i zryczana jak małe dziecko.

Dotarliśmy do mojego pokoju. Wjechał wózkiem, zamknął za nami drzwi i pomógł mi położyć się na łóżku. Wycierałam twarz rękami i pociągałam nosem. Próbowałam wziąć głęboki oddech, ale jeszcze dławił mnie szloch, który starałam się z całych sił zastopować. Owen rozglądał się po pomieszczeniu. Odsunął szufladę, schylił się do szafki, jakby czegoś szukał.

 – Gdzie masz jakieś chusteczki? – zapytał.

– Chyba nie mam.

Podniósł się i nagle zobaczył kawałek papierowego ręcznika wciśnięty obok mojej kosmetyczki. Podążyłam za jego wzrokiem i już chciałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Sięgnął po biały zwitek i pociągnął za niego. W tej samej chwili na podłogę spadło trzydzieści siedem tabletek. Dobrze wiedziałam, ile ich jest. Zamarłam, a on stanął jak wryty i patrzył na mnie takim dziwnym wzrokiem.

– Co to jest? – zapytał ochrypłym głosem.

– Tabletki – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, ale wiedziałam, o co mu chodzi.

– Widzę, że tabletki. Na co to?

– Na sen – powiedziałam ciszej.

Zaczął oddychać trochę szybciej i płycej, jakby chciał się uspokoić, zanim coś powie. Czekałam, aż zacznie się na mnie wydzierać, i pewnie miałby rację. Do tej pory nikt tego nie znalazł, ale oczywiście wszystko jak zwykle musiało iść nie po mojej myśli. Spuściłam wzrok, bo było mi wstyd i nie chciałam widzieć jego spojrzenia. Schylił się, słyszałam, jak je zbiera. Przypomniałam sobie, jak wiele wysiłku kosztowało mnie schowanie tych pigułek. Na to akurat znalazłam siłę i determinację.

– Wiesz, że muszę to zgłosić? – bardziej stwierdził, niż zapytał.

– Nie rób tego – prosiłam. – Zamkną mnie w jakimś psychiatryku.

– Może powinni – powiedział ostro.

Wstał i ruszył do łazienki przy moim pokoju. Usłyszałam odgłos spuszczanej wody. Wreszcie wyszedł stamtąd i od razu zebrał się do wyjścia. Zanim jednak otworzył drzwi, popatrzył na mnie.

– Jak chcesz się zabić, to zbieraj od nowa.

Bałam się tego, co może teraz zrobić. Widziałam, że się w nim gotowało. Wyszedł, a ja znowu zaczęłam szaleć z niepokoju. Jak się z tego wytłumaczę komukolwiek? Musiałam sobie przygotować jakąś gadkę dla Grega. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać reakcji mojego braciszka. Ja po prostu chciałam mieć jakąś alternatywę, bo to, co dawało mi życie, było nie do przyjęcia. Nie chciałam się już męczyć. Zapadałam się w sobie i nawet nie próbowałam już się oszukiwać, że będzie lepiej. Nie jestem całkowicie przekonana, czy potrafiłabym to zrobić. Może w chwili całkowitego załamania. Strata dziecka i Josha wyżłobiła w moim sercu taką dziurę, że już sama nie wiedziałam, czy coś tam zostało.

Zamknęłam oczy i znowu przypomniałam sobie moją rozmowę z Gregiem i Sarą w szpitalu.

Kiedy doszłam już do siebie i mogłam mówić, zadawałam dużo pytań. Odpowiadali niechętnie, ale wolałam wiedzieć wszystko od razu. Nie wiedziałam tylko, że będzie tyle rewelacji, które sprawią, że zacznę się zapadać w sobie. Pytałam o mojego synka. Pamiętałam, że chciałam dać mu na imię Will, ale Josh ostatecznie pod moją nieobecność zadecydował, że będzie Nicolas. Okazało się, że urodził się bardzo słaby. Za duże problemy z płucami i anemią nie dały mu szans mimo przetaczanej krwi i pracy respiratora, dlatego w czwartej dobie zmarł. Nie umiałam sobie z tym poradzić. Chociaż utrzymując ciążę, wiedziałam, jakie jest zagrożenie, chciałam wierzyć, że się uda. Znowu życie mnie zawiodło. Kiedy o wszystkim mi opowiedzieli, prosiłam, żeby zostawili mnie samą. Sara nie uszanowała mojej prośby, siedziała koło mnie, milcząc, a ja tylko leżałam i pozwalałam, żeby łzy spływały mi po twarzy. Mój smutek był tak głęboki, że nawet nie zanosiłam się płaczem. Czułam się jak zwłoki, które wyrzucają z siebie resztki łez nagromadzone przed śmiercią.

Kiedy po dwóch dniach znowu zaczęłam reagować na otoczenie, doszło do mnie, że od wybudzenia nie było u mnie Josha. Nie przyszedł ani razu. Przeraziłam się na nowo, że jemu też się coś stało. Byłam tak pochłonięta swoją rozpaczą, że nie pytałam o niego wcześniej. Teraz jednak potrzebowałam go blisko siebie.

– Gdzie jest Josh? – zapytałam.

Greg popatrzył na Sarę i wziął głęboki oddech. Sara była lekko zakłopotana, ale ujęła moją rękę i usiadła obok mnie na łóżku. Czułam, że to nie będzie dobra wiadomość, ale nie sądziłam, że pozbawi mnie resztki chęci do życia.

– Josh wrócił do Renee – powiedział szybko Greg, jakby chciał mieć już to za sobą.

– Tego nie wiesz – skarciła go Sara.

– Będą mieli dziecko – odezwał się do niej, jakby dla niego to załatwiało wszystko.

Wstrzymałam oddech. Sara popatrzyła na mnie i ze współczuciem odwróciła głowę. Nie umiem nawet opisać tego, co czułam. Chyba szybko zakopałam się żywcem w środku. Blokowałam wszelkie uczucia, które nadchodziły ogromnymi falami i chciały mnie obezwładnić, a niesamowite poczucie pustki w brzuchu i w sercu zatamowało łzy. To było jak zapaść. Nie umiałam tego wszystkiego poskładać, nie rozumiałam, jak ktoś mógł zrobić coś takiego. Jak mężczyzna, który wyznał mi miłość, mógł odejść ode mnie, kiedy najbardziej go potrzebowałam.

– Nicole, myślę, że powinniście porozmawiać. Josh… zaczęła Sara.

– Nie chcę go widzieć – powiedziałam szeptem, patrząc martwo przed siebie.

– Nie powiedziałem mu jeszcze, że się wybudziłaś. Jest od jakiegoś czasu w Richland – próbował Greg.

– Nie mów mu. Naprawdę nie chcę go widzieć – zapewniłam ze łzami w oczach.

– On cię odwiedzał od czasu do czasu, więc… – zaczął mi wyjaśniać przyjaciel.

– To proszę, zabierz mnie stąd. Przenieś mnie szybciej do tego ośrodka, o którym mówiłeś.

– Nicole, przeniesiemy cię, jak lekarze pozwolą. Jutro będziemy wiedzieli coś więcej – uspokajał mnie Greg.

Gdybym tylko mogła, sama bym wstała, zabrała swoje rzeczy i uciekła na drugi koniec świata przed tym wszystkim. Jak mógł to zrobić? Jakim trzeba być człowiekiem? Chciałam go znienawidzić, ale po chwili przychodziła taka tęsknota za nim, że aż mnie skręcało w środku. Jak to wszystko było możliwe? Rozpacz i miłość do niego mieszały się ze sobą i już sama nie wiedziałam, co czuję. To był koszmar, z którego chciałam się obudzić, ale z każdą minutą pogrążał mnie jeszcze bardziej. Na dodatek nie mogłam się ruszać.

Greg wyszedł na chwilę z pokoju, w którym leżałam, a ja zostałam z Sarą, która chciała mnie jakoś uspokoić, jednak to nie było teraz takie proste. Czułam się oszukana. Co takiego zrobiłam, że zostałam tak potraktowana przez człowieka, z którym chciałam spędzić resztę życia?

– Nicole, zanim cokolwiek postanowisz, uważam, że powinnaś z nim porozmawiać – powiedziała.

– On już postanowił za nas.

– Nie było cię z nami bardzo długo.

– Ale dla mnie to jest jak wczoraj. Rozumiesz? – Płakałam. – Jeszcze wczoraj byłam kochana, miałam dziecko pod sercem i był przy mnie Josh. Później zapadłam w tę cholerną śpiączkę i gdy się obudziłam, nagle nie mam dziecka ani swojego… Dla mnie to było wczoraj!

– Kochana… – Sara ze zrozumieniem głaskała mnie po ramieniu.

– Jeszcze wczoraj trzymał mnie za rękę – mówiłam jakby do siebie, szlochając.

– Nicole, proszę, uspokój się.

– Ja nie miałam ośmiu miesięcy, żeby to przetrawić… wszystko… straciłam wszystko w ciągu jednego dnia.

Teraz, po tych trzech miesiącach w ośrodku, wydawało mi się, że dałam radę zapanować nad uczuciem do niego. Nadal nie umiałam się z tym pogodzić i jak tylko zaczynałam o tym myśleć, ogarniała mnie złość, a później już tylko smutek. Jakie miałam perspektywy na życie? Owen mógł mnie postawić na nogi, wystarczyło się tylko trochę przyłożyć. Zacznę znowu normalnie funkcjonować i co dalej? Co mnie czeka na zewnątrz? Straciłam ponad rok z życia. Mała Amy w ogóle mnie nie zna. Nie mam pracy. Nie mam mieszkania. Wszyscy znajomi będą patrzeć na mnie jak na zombi.

Teraz sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, kiedy Owen znalazł te tabletki. To aż nieprawdopodobne, że jedna osoba może mieć w życiu tak przechlapane. Myślałam, że po tym, co przeszłam w rodzinnym domu, może być tylko lepiej. Bardzo się myliłam.

Następnego dnia przed południem zjawiła się Tina. Zdziwiłam się, jak ją zobaczyłam, bo jednak miałam nadzieję, że Owen nie zrezygnował ze wspólnych treningów. To on zawsze przychodził w południe, a jego zmienniczka pracowała ze mną wieczorami. Wolałam nie wypytywać o mojego rehabilitanta, ale musiałam się dowiedzieć, czy całkowicie mnie opuścił. Nie miałabym mu tego za złe, bo sama do tego doprowadziłam, ale nie dawało mi to spokoju.

– Owen przyjdzie dopiero jutro wieczorem. Dzisiaj coś mu wypadło – powiedziała, jakby czytała w moich myślach.

– Aha.

Nie potrafiłam odpowiedzieć inaczej. Odetchnęłam z ulgą, ale nagle pomyślałam, że może Owen chce wytoczyć ogromne działo i przyjdzie z Gregiem. Postanowiłam jednak, że nie będę się teraz tym przejmować. Tina jak zwykle była uśmiechnięta i rozgadana. Mówiła coś o swojej siostrze, która wychodzi za mąż i mają dużo do przygotowania w krótkim czasie. Niby ją słuchałam, ale co jakiś czas całkowicie się wyłączałam. Na sali gimnastycznej wykonywałam jej polecenia automatycznie, niezbyt się przykładając, a ona raczej nie naciskała. Na tym polegała duża różnica między nią a Owenem. On mnie pilnował przy każdym ćwiczeniu. Poprawiał mnie, wymagał więcej, masował mocniej. Zdecydowanie był bardziej skupiony na swoim zadaniu. Tina była superkobietą i również starała się ze mną dobrze ćwiczyć, ale często się rozpraszała, a ja to wykorzystywałam. Zauważyłam też, że kiedy w porannych czy popołudniowych godzinach ćwiczyłam z Owenem, sala była pusta. Kiedy przychodziła Tina, nigdy się nie zdarzyło, żebyśmy trenowały same. Nie mieliśmy ustalonych godzin i oni tylko kilka razy wymienili się porą dnia, jednak z Owenem zawsze byliśmy we dwoje.

Po treningu leżałam w łóżku i byłam mocno zamyślona. Zastanawiałam się, jak będzie wyglądało spotkanie z Owenem, więc zaskoczyła mnie nagła wizyta Kate. Wyjaśniła, że dzisiaj ani Sara, ani Greg do mnie nie przyjdą. Byłam chyba zbyt zdenerwowana na jakiekolwiek odwiedziny, ale moja przyjaciółka z uśmiechem na ustach oświadczyła:

– Dzisiaj będziesz miała dzień SPA.

– Co? – Zupełnie nie wiedziałam, o co jej chodzi.

– Kiedyś to ty załatwiłaś mi pobyt w genialnym ośrodku, więc dzisiaj ci się odwdzięczę.

– Co rozumiesz przez dzień SPA? – podkreśliłam ostatnie słowo jak ona.

– Woskowanie, masaż… – wymieniała, ale szybko jej przerwałam.

– Wróćmy do woskowania… – Zaczynała mnie przerażać. – Co masz zamiar woskować?

– Ciebie.

– Jeszcze nie umarłam, a ty chcesz mnie w mumię zmienić?

– Nie będę cię balsamować, głupia – zaśmiała się. – No, może później nałożymy troszeczkę balsamu, ale przede wszystkim usuniemy ci zbędne owłosienie.

– Że co? – Prawie się podniosłam na łóżku, co trochę mnie zaskoczyło.

– Nicole – zaczęła Kate. – Ja wiem, że tobie wszystko jedno, ale kobieto, nie możesz się zapuścić. My z Sarą dbałyśmy o ciebie, jak leżałaś nieżywa w szpitalu.

– Żyłam – upomniałam ją.

– Ale golić się sama nie mogłaś, tak?

– Pielęgniarki zajmują się moją higieną – oznajmiłam urażona.

– Kobieto. Jutro idziesz na basen i nie puszczę cię z tymi włochatymi nogami. Zresztą zajmiemy się wszystkimi miejscami, w których włosy nie powinny rosnąć.

– Nie mam włochatych nóg! Golą je regularnie – broniłam się. – A poza tym nie idę na żaden basen. Nie zaciągniesz mnie.

– Ja nie. – Uśmiechnęła się tajemniczo.

Nie wiedziałam, o czym mówi, ale jak zaczęła wyciągać jakieś dziwne urządzenie i zielone granulki w dużym worku, zaczęłam się denerwować. Zamknęła drzwi i wzrokiem szukała gniazdka, do którego po chwili wpięła wtyczkę. Ustawiła ustrojstwo na mojej szafce i zaczęła coś ustawiać, wsypała granulki, po czym ściągnęła ze mnie koc. Obserwowałam każdy jej ruch, ale ona w ogóle nie zwracała uwagi na to, że nie miałam na to wszystko najmniejszej ochoty.

– Pielęgniarki umyły cię dzisiaj po treningu, więc teraz przejdziemy do konkretów.

– Odsuń się ode mnie – zażądałam.

– Daj spokój, zaraz będzie po krzyku – zapewniła mnie.

– Kate, przysięgam, że jak mnie tkniesz…

– To co mi zrobisz? – Uśmiechnęła się do mnie szelmowsko. – To dla twojego dobra. Zajmiemy się pachami, nogami i bikini.

– Teraz to przesadziłaś.

– Wcale nie, zobaczysz, że…

– Wystarczy maszynka – przerwałam jej. – Jest w mojej kosmetyczce, tej na dole. Nogi i pachy, skoro masz z tego jakąś dziką satysfakcję.

– Wiem, co robię. Przez dłuższą chwilę musisz być gładka.

– Bo? – Zaczynała mnie irytować.

– Bo będziesz chodziła na basen. Już mówiłam. Przyniosłam ci strój kąpielowy. Teraz treningi będą tam, więc nikt się za ciebie nie będzie wstydził.

– Kate, przestań – chciałam ją uciszyć. – Nie pójdę na żaden basen. Nie zgadzam się.

– Dobra, dobra. Teraz ściągniemy ci te dziwne portki. Zaczęła zdejmować ze mnie cienkie spodnie od dresu, które służyły mi za strój do spania.

Próbowałam się trochę bronić, ale nie miałam dość siły, żeby ją powstrzymać. W zasadzie prawie je ze mnie zdarła. Zanim się zorientowałam, leżałam goła na łóżku. Byłam zażenowana. Popatrzyła na mnie i pokiwała głową z dezaprobatą. Czułam się źle. Co innego, kiedy myły mnie pielęgniarki, ale moja przyjaciółka nigdy nie widziała mnie nagiej. To było bardzo nieprzyjemne doświadczenie. Zobaczyła moje skrępowanie, więc zakryła mi górę i zabrała się do nakładania ciepłej masy na nogę. Uśmiechnęła się do mnie i po kilkunastu sekundach oderwała jednym ruchem zastygnięty wosk. Wydarłam się na całe gardło i prawie siadłam z wrażenia.

– Jeezuu!

– Modlitwy ci nie pomogą w tym przypadku.

– Czyś ty oszalała?! – Byłam ekstremalnie wściekła.

– Nigdy nie woskowałaś nóg? – zapytała zaskoczona.

– A wyglądam, jakbym się spodziewała tego bólu?! Odejdź z tym ode mnie.

– Zaraz się przyzwyczaisz.

Nie zważała na moje protesty, tylko od razu zaczęła nakładać kolejną warstwę. Przeklinałam Kate pod nosem i nawet zaczęłam się podnosić na rękach, żeby jakoś od niej uciec, ale znowu pociągnęła za zastygły wosk i ból mnie sparaliżował. Przez chwilę masowała obolałe miejsce, ale nie rozczulała się nad nim zbyt długo. Po wydepilowaniu obu nóg byłam tak zmęczona, jakbym ćwiczyła cały dzień. Mięśnie brzucha bolały. Wszystko mnie bolało, bo spinałam się maksymalnie, żeby uciec przed tą wariatką. Kiedy zaczęła się dobierać do moich pach, zauważyłam, że miałam tyle siły, żeby się trochę bronić. Niestety nie byłam godnym przeciwnikiem.

– Serio chcesz wyglądać jak małpa? – Wyprostowała się i skrzyżowała ramiona.

– Nie przesadzaj.

– Nicole, zaraz będzie po wszystkim. Nie broń się.

Przytrzymała łokciem moją rękę i znowu napaćkała ciepły wosk na moje ciało. Przy drugiej stronie leżałam już nieruchomo z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi zębami. Kiedy skończyła, odetchnęła jakby z ulgą. Otworzyłam oczy i obserwowałam, jak obchodzi dookoła łóżko, żeby dostać się do urządzenia podgrzewającego wosk. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaka jest silna. Przestawiała mnie jak kukłę.

– Zapłacisz mi za to, jak tylko dojdę do siebie – powiedziałam przez zęby.

– Kochana, najpierw wstań na nogi, a dziękować mi będziesz później.

– Trzeba było chociaż przynieść jakieś wino na znieczulenie.

– Następnym razem o tym pomyślę.

– Następnym razem? – zaśmiałam się złowieszczo. Od dzisiaj będziesz na liście osób, które nie mogą mnie odwiedzać.

– W takim razie co mi zależy – powiedziała i z impetem odkryła koc, pozostawiając mnie nagą od pasa w dół. Zabierała się do depilacji bikini. Uśmiechnęła się i zaczęła nakładać ciepłą maź. Mój wzrok ostrzegał, a nogi poruszały się, jakbym tańczyła breakdance na leżąco, ale ona nie przestawała się uśmiechać. Zwinęła róg koca i wsadziła mi go do ust, żeby stłumić mój krzyk. Byłam przerażona tym, co mnie czeka. Wiedziałam, że się nie cofnie, więc zagryzłam materiał i w myślach wymieniałam rzeczy, którymi mogłabym ją teraz skrzywdzić. Kiedy jednym ruchem pozbawiła mnie włosów, miałam ochotę ją zabić. Poprawiała jeszcze trzy razy. Byłam u kresu wytrzymałości. Wreszcie wyciągnęła mi koc z ust i poklepała mnie po ramieniu.

 – To już koniec – powiedziała.

– Tak, koniec naszej przyjaźni – syknęłam wściekła.

– Nicole, zadbałam o twoje lepsze samopoczucie. Sama się później przekonasz. A po tym dzisiejszym dniu SPA nasza przyjaźń osiągnęła wyższy wymiar.

– Ty to nazywasz dniem SPA?! Czy jak pojechałaś do SPA w swoje urodziny, też cię tam torturowali?!

– Nie, tam było cudownie. Ale teraz, jak pójdziesz na basen, nie będziesz się musiała krępować. Może leżysz w tym łóżku całymi miesiącami, ale, do cholery, nadal jesteś kobietą!

Reszta wizyty przebiegła prawie w milczeniu. Ja milczałam, a Kate chciała wynagrodzić mi ból, więc balsamowała delikatnie moje ciało i opowiadała o wszystkim, co się działo za murami ośrodka, w którym przebywałam. Widziałam, że jest zmęczona, ale wyglądała na zadowoloną. Moja złość pomału mijała. Zapominałam o bólu i musiałam przyznać, że poczułam się lepiej. Nagle dotarło do mnie, że wciąż mam przyjaciół, którym na mnie zależy. Mogli już dawno machnąć na mnie ręką, a oni wciąż jednak dbali.

Książkę Nie rezygnuj kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Nie rezygnuj
Maja Drożdż 5
Okładka książki - Nie rezygnuj

Zranione serca biją mocniej. Po ośmiu miesiącach w śpiączce i żmudnej rehabilitacji Nicole w końcu wraca do świata żywych. I choć jest już w pełni sprawna...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje