Nie jestem włamywaczem! Fragment książki „Sekret rodziny von Graffów"

Data: 2019-07-30 10:01:15 | Ten artykuł przeczytasz w 13 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Współczesny Berlin. Śmiertelnie chory nestor arystokratycznego rodu zwierza się wnuczce z kłopotów i zwraca się do niej z nietypową prośbą. Nastawiona sceptycznie do spełnienia życzenia dziadka, Maria von Graff ostatecznie udaje się do Zamościa – miasta, które ma być kluczem do rozwiązania tajemnicy z przeszłości.

W Polsce, w poszukiwaniu informacji na temat wojennych losów swoich przodków, pomagają jej historyk Andrzej i archiwista Alfred. Wspólne odkrywanie historii rodu zbliża do siebie Marię i Andrzeja. Czy na tyle, by wyznać uczucia?

Każdy dzień przynosi bohaterom zaskakujące wiadomości, a wydarzenia sprzed ponad siedemdziesięciu lat zmieniają ich spojrzenia na współczesność.

Czy uda im się odkryć, kim w rzeczywistości jest Hans von Graff?

Do lektury powieści Bożeny Gałczyńskiej–Szurek Sekret rodziny von Graffów zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś w naszym serwisie prezentujemy jej premierowe fragmenty:

Marię czekały w Zamościu trudne chwile, ale po kilku dniach spędzonych na wykonywaniu solidnej pracy dla „Die Tageszeitung”, we wspomniany czwartek, gdy po raz kolejny przekroczyła próg archiwum, spotkała ją miła niespodzianka. Sekretariat wydawał się pusty. Drzwi było szeroko otwarte, ale dokumenty – pozamykane w szafach. Na biurku ktoś rozłożył stos kabli i wtyczek. Czyżby nie było Wisławy? – w głowie Niemki zrodził się optymistyczny, ale mało prawdopodobny scenariusz. Ku jej zaskoczeniu, po chwili się urzeczywistnił.

– O cholera! – dobiegło gdzieś od podłogi.

Rozległ się odgłos upadającego przedmiotu i spod biurka wyłonił się szczupły mężczyzna z burzą siwiejących blond włosów. Maria nie potrafiła sobie wyobrazić, w jaki sposób zmieścił się za kontuarem Wisi. Był wysoki, a gdy weszła do pomieszczenia, wcale go nie widziała. Miłej powierzchowności towarzyszyły ciepły niski głos i roześmiane niebieskie oczy.

– Reperuję monitory. Nie jestem włamywaczem – uprzedził jej pytanie.

– Aha – powiedziała nieco zaskoczona.

– Domyślam się, że jest pani dziennikarką „Die Tageszeitung”. Spotkanie z polskim bandytą byłoby przynajmniej emocjonujące, a ja… cóż. Naprawa sprzętu informatycznego, czyli samo życie. – Monter na zakończenie osobliwego powitania zabawnie zmarszczył czoło.

– Ależ jest emocjonująco, jestem bowiem zaskoczona. Spodziewałam się zastać tutaj kogoś innego. – Rozmówczyni zaśmiała się.

– Maria, jak się domyślam? – Dowcipny jegomość sam ją sobie przedstawił tak samo naturalnie, jak wyłonił się przed chwilą spod biurka.

– Tak i mów mi po imieniu. – W odpowiedzi podała mu rękę na powitanie.

Nie pytała o Wiśkę, ale na widok pustego biurka nie mogła się doczekać wieści o sekretarce Alfreda.

– Janek Lis – przedstawił się niedoszły bandyta. Zauważył, jak wzrok gościa wędruje w kierunku miejsca pracy sekretarki. – Wiśka w zastępstwie szefa pojechała na spotkanie do Lublina. Pracuje w sekretariacie, ale jest też niezłą archiwistką. A Alfred jest w dalszym ciągu na zwolnieniu lekarskim – dodał.

– Coś poważnego? – Czuła, że wbrew swoim uprzedzeniom do archiwisty powinna zapytać o stan jego zdrowia.

– Nie wiem i nie pamiętam, żeby kiedykolwiek był na zwolnieniu. Mimo wyglądu mizeraka pragnie uchodzić za twardziela. Zależy mu na takim wizerunku. Jest narodowcem. – Po tym komentarzu przez sympatyczną twarz Jana przemknął cień.

– Tak, coś słyszałam o jego radykalnych poglądach. – Młoda kobieta nie zauważyła zmiany w zachowaniu informatyka, bo nie przyglądała się uważnie twarzy swego rozmówcy. Gdy tylko wspomniał o prawicowej opcji politycznej, natychmiast pomyślała o dziadku. Wiedziała, że on też od lat buduje swój zafałszowany wizerunek. W efekcie tych poczynań niemieckie media ochrzciły go fatalnym przydomkiem „Krwawy Hans”, a nonsensowna ksywka stała się powodem rozterek babci, arystokratki, subtelnej Grety von Graff.

Nagle Niemkę ogarnęły wyrzuty sumienia. Powinnam zatelefonować do staruszków – pomyślała. Nie posunęłam się ani o krok w badaniu dziejów mojego pradziada, ale powinnam choć porozmawiać z Hansem. Nie naciska, nie dzwoni i o nic nie wypytuje, a może stało się coś złego? Może dlatego milczy? – poczuła raptem niepokój.

Z zamyślenia wyrwał ją głos Janka:

– Właśnie tak jest z Alfredem.

– A jak? Przepraszam, zamyśliłam się.

– Mówię, że ma bzika na punkcie skrajnie prawicowych poglądów. Wydaje się nieciekawy i nijaki, ale to tajemniczy gość. Mam wrażenie, że dla swoich wygolonych kolesiów jest kimś ważnym.

– Tak, taak, to możliwe – wtrąciła Maria. Z jej dziennikarskiego doświadczenia wynikało, że pozory często mylą, szczególnie gdy chodzi o polityków i działaczy partyjnych. Badała nieraz dzieje niemieckich zbrodniarzy wojennych postrzeganych przez otoczenie latami całkiem mylnie jako nijakich przeciętniaków.

– Alfred to małomówny fanatyk, ale jak się już odezwie, przeważnie wszystko i wszystkich neguje – dodał Janek.

– Trudno z nim współpracować?

– Ja na szczęście nie muszę, a Wiśkę podziwiam.

Sympatyczny informatyk nie przepadał za szefem archiwum. Ciekawe, jakie są powody tej niechęci, skoro nie pracują razem – pomyślała i od razu otrzymała częściową odpowiedź na swoje pytanie.

– Wisia jest moją siostrą – oświadczył Jan.

– Coś takiego?! – wyrwało się Graffównie. Nie potrafiła ukryć zdumienia. Bezpośredni i dowcipny Janek w niczym nie przypominał Wisławy. Poza tym, niezależnie od charakteru Alfreda, jego podwładna nie sprawiała wrażenia uciśnionej. Raczej wręcz przeciwnie: mówiła o szefie z pałającymi od zachwytu oczyma. No to czegoś tu nie rozumiem – w głowie Marii, która lubiła wszystko wiedzieć, kłębiły się myśli.

– Ale mnie się wydaje, że Wisia lubi Alfreda – zagadnęła Janka.

– Aaa, bo niestety lubi. Właśnie w tym rzecz, że ona nie ma szczęścia do mężczyzn.

Oooo! To znaczy, że rodzina nie sympatyzuje z tym mrukiem, a dziewczyna jest zakochana – rozważała w myślach Niemka. Nie było sensu rozwijać dyskusji. Niesnaski rodzinne to temat rzeka, dlatego dziennikarka zręcznie przeszła do konkretów.

– No tak – skrótowo wyraziła zrozumienie dla przedstawionej sytuacji. – Źle ulokowane uczucia siostry to jest problem, a wracając do dzisiejszego dnia, czy wiadomo, kiedy Wisia wróci? Będzie mi jej bardzo brakować – łgała obłudnie. – Czy ona zajrzy jeszcze dzisiaj do biura? – W napięciu czekała na odpowiedź.

– Na pewno nie. Właśnie to ci miałem przekazać. Musisz sobie radzić sama. Ewentualnie zrób notatki z pytaniami do niej, bo ja się tu na niczym nie znam. Archiwa to nie moja bajka.

Zagadnięty o sprawy zawodowe Janek przypomniał sobie o celu wizyty w biurze siostry i zaczął się rozglądać za upuszczonymi narzędziami. Postanowił po miłej rozmowie wrócić do swoich zajęć. Po chwili zniknął znowu pod biurkiem, a Maria usłyszała jeszcze dobiegające stamtąd słowa:

– I radzę zapalić w archiwum górne światło. Nie wiem, w której części zamierzasz pracować, ale dzisiaj wszędzie jest ciemno.

– Tak zrobię. Świetna rada – pisnęła uszczęśliwiona, po czym usłyszała jeszcze jedną cenną wskazówkę. Ostatnią, zanim zamknęła za sobą drzwi i po raz pierwszy w spokoju oddała się studiowaniu interesujących ją dokumentów.

Brat Wisławy powiedział:

– Jak będę wychodził, zostawię klucz na biurku w sekretariacie, żeby ci nie przeszkadzać. Gdy skończysz, zamknij drzwi i włóż go pod wycieraczkę. Po południu przyjedzie firma sprzątająca. Wieczorem odwiozą klucz Alfredowi. Taki mają zwyczaj.

– Dobrze, zapamiętam. Dam sobie radę. Miłej pracy! – odkrzyknęła uradowana i weszła do sali wypełnionej regałami. Janek miał swoje zajęcia i nie zamierzał jej przeszkadzać. Były powody do zadowolenia.

Archiwum w dalszym ciągu przypominało ciemną i ponurą norę, ale w tym momencie i pod nieobecność natrętnej sekretarki Alfreda nic nie było w stanie popsuć Marii humoru. Dziennikarka z zapałem ruszyła na koniec pomieszczenia, w miejsce wskazane jej wcześniej przez Wiśkę. Okazało się, że wojskowa dokumentacja poniemiecka rzeczywiście tam jest. Zajmuje tylko jeden regał, a dokładnie – zaledwie jego połowę. Delikatnej budowy kobieta nie musiała wspinać się na drabinę, by mieć dostęp do interesujących ją materiałów. Ściągała partiami dokumenty i rozkładała na drewnianej podłodze. W niemiłosiernie zakurzonych papierach panował bałagan. Wszystko wskazywało na to, że nikt od lat do nich nie zaglądał. Zbiory zostały rozmieszczone przypadkowo, prawdopodobnie przez osoby, które nie znały języka niemieckiego. Dowody zbrodni i przesiedleń Niemcy zniszczyli przed opuszczeniem Zamościa, a wojskowe wykazy zatrudnienia czy zakwaterowania żołnierzy ocalały tylko dlatego, że nikogo nie interesowały.

– Cud, że przynajmniej to przetrwało – wyszeptała pod nosem.

Usiłowała nadać zgromadzonym tu archiwaliom jakiś ład, a swoim poszukiwaniom – kierunek.

Odłożyła na bok najpierw spis żołnierzy stacjonujących w garnizonie zamojskim sporządzony według stopni wojskowych. Oddzielnie potraktowała listy wypłacanych żołdów, informacje o zakwaterowaniach, wykazy bohaterów nagrodzonych i odznaczonych za sukcesy w walce, a na koniec – spis przydziałów broni i ekwipunku dla żołnierzy w latach 1940–1943. Czas mijał. Maria wyławiała ze sterty pożółkłych dokumentów te, które mogły okazać się przydatne. Drżącymi z emocji rękoma przekładała je na biurko i przeglądała. Przestudiowała wszystko dokładnie, ale nazwisko Fischer nigdzie się nie pojawiło.

– To niemożliwe! Niemożliwe! – Denerwowała się. – Co zrobiłam nie tak?

Nie dowierzała samej sobie.

Jeszcze raz przejrzała wybrane materiały, jednak znowu nic znalazła. Ani słowa o majorze Gustavie Fischerze. W tej sytuacji doszła do wniosku, że popełniła błąd przy wstępnej selekcji materiałów.

– Musiałam coś przeoczyć, musiałam – powtarzała zawiedziona, po czym z iście niemiecką starannością ponownie dokonała podziału archiwaliów. Przeanalizowała dodatkowo ich część pominiętą wstępnie jako nieprzydatną, jednak i tym razem bez rezultatu.

Kiedy odkładała zakurzone teczki na swoje miejsce, czuła irytację spowodowaną trudnościami w poszukiwaniach i było jej żal chorego dziadka. W tej sprawie pozostawały same niewiadome, a jedyny wiarygodny ślad prowadził donikąd. Rozczarowanie było bolesne, ale trudności tylko rozpalały wyobraźnię wnuczki niemieckiego polityka. Przekorna z natury i uparta dziennikarka porządkowała pomieszczenie archiwum, mrucząc do siebie zawziętym głosem:

– Na pewno istnieje sposób, by dotrzeć do prawdy i ja go znajdę. – O ile dotąd traktowała zadanie powierzone jej przez Hansa jak dopust Boży, to teraz pozytywny wynik poszukiwań stał się dla niej kwestią honoru. Jej ambicja ucierpiałaby z powodu porażki. Maria von Graff, znana ze swoich dziennikarskich dochodzeń, nie mogła polec na takiej głupocie jak braki w dokumentacji. Zaczęła się zastanawiać, co powinna zrobić w takiej sytuacji. – Moi rodacy są z natury skrupulatni. – Odezwała się w niej raptem narodowa duma. – Jeśli w Berlinie powstała notatka, że mój pradziad Gustav tutaj kwaterował, nie wątpię, że to prawda. Jednocześnie luki w papierach uczynili sami hitlerowcy, kiedy w pośpiechu opuszczali okupowane tereny i zacierali ślady swych zbrodni. Rzecz jasna, że skoro z tego powodu w archiwum nic nie znalazłam, sprawa się komplikuje. Chyba powinnam połączyć swoje zadanie dziennikarskie z dochodzeniem rodzinnym. Ważne, żeby to zrobić sprytnie i zachować dyskrecję. Dziadek nie chce rozgłosu, a ja też wolałabym nie omawiać rodzinnych kwestii choćby z uroczym Alfredem.

Oh, Mutter, Mutter!– jęknęła przerażona na samą myśl o takiej alternatywie. – Muszę się mieć na baczności! Nikt nie powinien poznać prawdziwego celu mojej wizyty w Zamościu. – Powziąwszy takie postanowienie, rzuciła okiem na uprzątniętą podłogę i ruszyła ku wyjściu. W pustym sekretariacie spędziła tylko kilka chwil. Zabrała klucz pozostawiony przez Janka na biurku i zmęczona pełnym wrażeń rankiem czym prędzej opuściła archiwum.

Gdyby się tak bardzo nie spieszyła, gdyby zatrzymała się na dłużej w sekretariacie, może uniknęłaby późniejszych przykrości. Rzecz w tym, że choć informatyk opuścił to pomieszczenie dużo wcześniej, plastikowa oprawa jednego z monitorów była ciepła w momencie, gdy Maria przechodziła przez królestwo Wiśki. Ktoś chwilę wcześniej korzystał tam z komputera, jednak ona, podekscytowana czekającym ją spotkaniem z Andrzejem, nie mogła tego zauważyć.

W naszym serwisie zamieściliśmy już kolejny fragment książki Sekret rodziny von Graffów. Powieść Bożeny Gałczyńskiej-Szurek możecie kupić w popularnych księgarniach internetowych: 

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Sekret rodziny von Graffów
Bożena Gałczyńska-Szurek1
Okładka książki - Sekret rodziny von Graffów

Współczesny Berlin. Śmiertelnie chory nestor arystokratycznego rodu zwierza się wnuczce z kłopotów i zwraca się do niej z nietypową prośbą...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy