Przeszłość w końcu Cię dopadnie. Fragment powieści „Negatyw"

Data: 2018-05-06 22:30:18 | Ten artykuł przeczytasz w 13 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Przeszłość w końcu Cię dopadnie. Fragment powieści „Negatyw

Nic nie jest takie, jakie się wydaje.

Negatyw Klaudiusza Szymańczaka to rasowy kryminał, który nie da o sobie zapomnieć.

Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło. (Łk 8, 17)

Na warszawskiej Pradze policja znajduje zwłoki syna amerykańskiego dyplomaty - nagie, wiszące na łańcuchu w kanale ściekowym. Niedługo później w hostelu w Harlemie zostaje zamordowany młody turysta, a narzędziem zbrodni okazuje się... pozytywka. Nikt nie wie, kim jest mężczyzna i czemu przyjechał do Nowego Jorku z torbą pełną gotówki.

Oba śledztwa prowadzi John Slade - agent FBI, który świetnie mówi po polsku, a z powodu szczególnych upodobań zyskał ksywkę Filozof. Jak na rasowego agenta przystało, ma skomplikowane życie osobiste, a do tego doskonale łączy zamiłowanie do sztuki nowoczesnej i jacka danielsa.

Nie jest oczywiście zupełnie kryształowy... Jego tajemnica może odwrócić bieg śledztw i wywrócić wszystko do góry nogami.

Przeszłość w końcu cię dopadnie.

Do lektury Negatywu Klaudiusza Szymańczaka zaprasza Wydawnictwo Burda Książki. Koniecznie przejrzyjcie też premierowy fragment powieści: 

Stara gazownia
Warszawa-Wola, sierpień 2016

Po krótkim biegu w kierunku samochodu śledczy Laurentowicz i Slade szybko wyjęli z bagażnika marynarki i broń nadkomisarza Laurentowicza. W ułamku sekundy zapomnieli o radosnym wieczorze nad jackiem daniel’sem i mimo że alkohol zrobił już swoje i szumiało im w głowach, starali się trzymać fason.

– Panowie, czy ja mam rozumieć, że chcecie zwinąć kogoś w starej gazowni koło Zachodniego? – zapytał zaniepokojony Hozer.

– Na razie nikogo nie będziemy zwijać. – Laurentowicz zapiął kaburę z bronią pod pachą – Tylko sobie popatrzymy.

– Młody! Popatrz no na mnie! Jak na patrzeniu się nie skończy, zrobi się burdel i trzeba będzie do kogoś strzelać, to pamiętaj, że obaj jesteśmy najebani, ja mniej, ty bardziej, a tego kowboja zza oceanu – wskazał na chwiejącego się Slade’a wpatrzonego w niebo – to tutaj z nami oficjalnie nie ma, nie mówiąc o tym, że jest, kurwa, bez broni! Jak się w tej gazowni zrobi western, to mnie w najlepszym wypadku wyślą na emeryturę, ale ciebie wypierdolą i zrobią ci takie postępowanie, że w gazetach o tym będą pisać. A przecież niedawno urodziło ci się dziecko, co? Zadzwoń po patrol z doświadczoną załogą i niech oni tam idą. Jemu nie zaimponujesz, on się urwał na chwilę z prawdziwego westernu.

– Nie ma mowy, Marek! Nie mam zamiaru zajmować się wyłącznie tropieniem handlarzy roszczeniami do kamienic – odparł zdecydowanie Laurentowicz.

– To co robimy? – spytał Slade.

– Robert, ty wydajesz rozkazy – odparł Hozer, wzmacniając ego nadkomisarza.

Po kilku minutach dotarli do budki strażnika przed starą gazownią, która w nocy robiła już nie tylko monumentalne, ale również upiorne wrażenie. W budce w niebieskim świetle ekranu telewizyjnego widać było ciemną sylwetkę przygarbionego stróża, który zajmował się tam raczej wpuszczaniem niechcianych gości niż pilnowaniem czegokolwiek. Laurentowicz zastukał lekko w okno. Chwilę później drzwi otworzyły się ze zgrzytem, mężczyźni wymienili szeptem kilka uwag, po czym nadkomisarz machnął ręką, dając znak Slade’owi i Hozerowi, by szli za nim. Przeszli pod szlabanem i skręcili w krzaki rosnące wzdłuż muru okalającego olbrzymią rotundę. Po chwili Laurentowicz zatrzymał się i wyszeptał:

– Trzy luksusowe samochody, jakieś pięć czy sześć osób.

– Może będzie to maserati, o którym mówił Roman? – spytał z nadzieją w głosie Hozer.

– Może, ale mnie chwilowo bardziej od tych samochodów interesuje, po co tu przyjechali o tej porze. I czemu akurat tutaj? Cieć powiedział, że dali mu dwie stówy, żeby pilnował wjazdu – odparł podekscytowany Laurentowicz.

– A co ty mu obiecałeś w zamian za cynk? – Hozer spojrzał podejrzliwie na kolegę.

– Flaszkę i święty spokój. – Laurentowicz ruszył wolnym krokiem przez zarośla w kierunku pierwszej rotundy.

Z oddali słychać było ciche dudnienie głośnika niskotonowego w samochodzie i strzępki rozmów.

Dotarli na tył budynku, przed którym stały zaparkowane samochody. Jeden z nich faktycznie wyglądał jak luksusowy SUV. Dwa pozostałe przypominały najdroższe modele mercedesów. Za kierownicą SUV-a w ciemnej kabinie siedział młody mężczyzna i wpatrywał się w ekran smartfona. Zbliżając się do budynku, śledczy zwolnili i zamilkli. Każdy krok stawiali w przemyślany sposób, minimalizując ryzyko ujawnienia się. Na szczęście bliska odległość Dworca Zachodniego powodowała, że przejeżdżające pociągi częściowo zagłuszały dźwięki. Niski, stłumiony bas dobiegający z auta również działał na ich korzyść. Jakieś trzy metry przed ścianą wielkiej rotundy kończył się pas zieleni okalający budynek. Wyszli powoli z zarośli, po czym Laurentowicz szeptem kazał kolegom wyłączyć dźwięk w telefonach i maksymalnie zredukować jasność wyświetlaczy. Chwilę później w milczeniu wskazał trzy różne otwory okienne z częściowo wybitymi szybami, przy których każdy z nich miał stanąć i obserwować wnętrze. Skinęli głowami i rozdzielili się, pozostając jednak w polu widzenia. Jako że Slade nie miał broni, pierwszy podszedł powoli do środkowego okna, a za chwilę przy dwóch sąsiednich znaleźli się kolejno Laurentowicz i Hozer. Mrok wewnątrz rotundy rozświetlały reflektory najnowszego modelu mercedesa, który stał zaparkowany przed wejściem.

Przez potłuczone szyby widać było cztery postacie. Dwóch mężczyzn, z których jeden miał sylwetkę pięściarza wagi ciężkiej, a drugi przypominał raczej kogoś, kogo największym wysiłkiem fizycznym każdego dnia jest poruszanie myszką komputerową po blacie biurka, stało na desce ułożonej na dwóch cegłach, tak aby nie musieli brodzić w wodzie, która pokrywała niemal całą posadzkę rotundy. Obaj byli ubrani w luksusowe garnitury i w pierwszej chwili Slade pomyślał, że patrzy na dilerów z wyższej półki. Dwie młode kobiety w wysokich połyskujących w blasku reflektorów czarnych kozakach chodziły powoli po płytkiej, ale gigantycznej kałuży. Ich szczupłe ciała w obcisłych lateksach poruszały się zwinnie i seksownie po pomieszczeniu. Jedna z nich miała krótką czarną świetnie wystylizowaną fryzurę, twarz drugiej ginęła co chwilę za kurtyną idealnie prostych i białych jak mleko włosów. Brunetka trzymała w rękach wielki aparat fotograficzny i robiła zdjęcia, zmuszając śledczych do ukrycia się za krawędzią okna za każdym razem, gdy uruchamiała lampę błyskową.

– Myślisz, prezes, że im się spodoba? – zwróciła się do drobnego mężczyzny brunetka.

– W Hollywood nie mają takich autentycznych miejsc – odparł spokojnie. – Plan już jest, teraz trzeba znaleźć aktorów i możemy kręcić, ale to już wasz problem. Macie miesiąc, dziewczyny.

– Miesiąc? – Blondynka odwróciła się zaskoczona i spojrzała na prezesa. – A czemu tylko miesiąc?

– Za jakieś sześć tygodni przylatuje klient z Tokio, a chwilę później gość z Berlina, i jeszcze jeden z Los Angeles, i kolejny z Moskwy. Musicie się śpieszyć. To nie są klienci, którzy na cokolwiek czekają lub przyjeżdżają dwa razy.

– Ginger trochę nawala, ale spokojnie. Mam już dwie osoby. Pojutrze tu wchodzimy. Da się tam zamocować kamery? – Brunetka wskazała stare balustrady pod oknami.

– Na pewno. Rób te zdjęcia i spadamy, nie chcę, żeby ten cieć się tu zaczął kręcić. Jeśli pojutrze wchodzimy, to jutro macie ustawić sprzęt. Pojutrze wpadamy na godzinę i wszystko ma być idealnie nakręcone, bez żadnej lipy, a za dwa, trzy dni znikamy i wracamy z kolejnymi ludźmi i kręcimy ostatnie ujęcia. Potem kasa do łapy i się więcej nie widzimy. Chyba że ja się do was odezwę. Wszystko jasne?

– Jasne, jasne. Nie spinaj się tak – odparła bez emocji brunetka i zrobiła kilka ostatnich zdjęć.

Po chwili wszyscy opuścili rotundę i wsiedli do samochodów, kobiety do dwóch osobowych mercedesów, a prezes i jego towarzysz do SUV-a z młodym kierowcą. Korzystając z tego zamieszania i hałasu, nadkomisarz Laurentowicz przeszedł dookoła budynku, tak aby widzieć z bliska samochody, do których wsiadali. W słabym świetle latarni dostrzegł markę i model SUV-a.

– Miał rację skurczybyk, maserati levante… – skomentował szeptem.

Skierował obiektyw aparatu w smartfonie w stronę odjeżdżających powoli aut, licząc na to, że po zapaleniu świateł podświetlą się tablice rejestracyjne. Żeby nie zdradzić swojej obecności lampą błyskową, włączył tryb nagrywania filmów. Po minucie samochody zniknęły za szlabanem.

Laurentowicz wszedł do pustej rotundy i obejrzał uważnie całe miejsce, ale nie zostawili po sobie niczego. Hozer i Slade ruszyli za nim do wnętrza gigantycznej budowli. Ich miny sugerowały, że wpadli na nowy trop.

– Jak myślicie: co oni tu chcą kręcić? – zapytał Laurentowicz.

– Bajki dla dzieci to raczej nie – odparł Hozer. Westchnął i wszedł na deskę na cegłach. – Sądząc po ich samochodach, to może być branża porno, ale… – Oficer zawiesił na chwilę głos – Jeśli ktoś zadaje sobie tyle trudu, żeby nakręcić porno, to nie będzie to raczej zwykły film. Jeśli na dodatek ma klientów z tak odległych krajów jak Japonia, Stany i Niemcy, to znaczy, że to coś wyjątkowego, i nie chcę tego oglądać.

– Myślisz, że to pedofile? Albo jakiś inny syf tego typu? – spytał niepewnie Laurentowicz, jakby nie chciał usłyszeć odpowiedzi.

– Obawiam się, że tak, ale… nie bardzo mi się klei ta lokalizacja. Po chuja by tu przyjeżdżali? Żeby dzieci dręczyć w wielkim opuszczonym budynku?

– Ludzie, którzy oglądają takie gówno, często nakręcają się tym, że mają kontrolę nad kimś innym. Chodzi o poczucie władzy. Gdybym ustawił pośrodku tej rotundy dorosłego człowieka i go filmował, to rezultat byłby ciekawy. Wizualnie przekaz byłby mocniejszy, gdybym w tej wielkiej obskurnej przestrzeni na środku umieścił dziecko. Rozejrzyjcie się! Przecież to, kurwa, wygląda jak dno piekła! – podniósł głos, który odbił się echem od monumentalnych ścian. – Jeśli tam, wysoko, umieścisz kamerę, to efekt „artystyczny” będzie rewelacyjny. Pornografia to przede wszystkim bombardowanie zmysłów, a tutaj ktoś ma ochotę przypieprzyć naprawdę z grubej rury. Widziałeś kiedyś dziecko na dnie piekła?!

– Czyli to tego uczą na psychologii… – skomentował Hozer.

Slade, który przysłuchiwał się z uwagą temu, co mówił Laurentowicz, podszedł teraz do niego i pokiwał głową, po czym rozejrzał się dookoła i stanął na desce obok Hozera.

– Słyszeliście kiedyś o filmach snuff? – spytał.

– To te filmy pokazujące morderstwo człowieka, często w kontekście pornograficznym – odpowiedział bez zastanowienia Laurentowicz. – Myślisz, że o to tutaj chodzi? Nie o pedofilię?

– Może chodzić o jedno i drugie. Po prostu głośno myślę – odparł Slade.

– Matko kochana… – Hozer, wyraźnie zdenerwowany, ruszył w stronę wyjścia zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.

– Pracowałeś kiedyś przy takim gównie? – spytał, stojąc w progu budynku.

– Raz. Jeszcze w policji. Nie przy czymś aż tak makabrycznym, ale był taki facet… na Brooklyn Heights. – Slade zamyślił się na moment. – Świetna dzielnica, raczej zamożni ludzie. Gość twierdził, że był rabinem czy jakąś inną szychą.

– Czy dobrze rozumiem? Sugerujesz, że syn wiceambasadora USA w Warszawie był zamieszany w kręcenie brutalnego porno z udziałem dzieci? Tu, na warszawskiej Woli? – Laurentowicz nie dowierzał słowom agenta.

– Szczerze mówiąc, nie. Wydaje mi się, że on został ofiarą tak zwanych ryzykownych praktyk autoerotycznych i po prostu się udusił. A zamieszani w to, o czym mówisz, są ludzie, których tu widzieliśmy.

– Że niby sam sobie ten łańcuch na łeb założył? – dopytał zdziwiony Hozer, stojąc w drzwiach kilka metrów dalej.

– Tak mi się wydaje. Na jego ciele nie było żadnych śladów przemocy, nic mu nie ukradli, ten łańcuch był zabezpieczony plastikiem. Nie wiem, jak w Polsce, ale w Stanach ludzie bawią się w takie rzeczy. A po tym, co tutaj usłyszałem i zobaczyłem, obawiam się jeszcze jednej rzeczy.

– Że ktoś to nagrał? – dokończył za niego Laurentowicz.

– Właśnie tak. Musimy jak najszybciej znaleźć tę Ginger, która jeździ motocyklem. Zakładam, że każdy z was próbował robić zdjęcia lub filmy, kiedy oni tu gadali, więc pewnie w którymś z naszych telefonów są numery rejestracyjne. Trzeba tych ludzi jak najszybciej zlokalizować i obserwować, a pojutrze przysłać tu doświadczonych policjantów z bronią, żeby się przyjrzeli tej ich produkcji filmowej.

– Jutro musimy wypytać gości z warsztatu motocyklowego o tę Ginger. – Laurentowicz wskazał na Hozera, dając mu do zrozumienia, że ma poświęcić na to wolną sobotę. – A jak jutro nie pracują, to znajdź ich w domu. Nie wiem, kurwa, jak, ale musimy ją znaleźć. No i przyciśnij tego dilera Romana. Musimy coś mieć, markę motocykla, jej prawdziwe imię, cokolwiek.

W milczeniu opuścili rotundę i skierowali się prosto w stronę szlabanu. Przechodząc koło budki stróża, który wyszedł im naprzeciw, Laurentowicz uniósł dłoń i jednym krótkim zdaniem uciął ewentualne dyskusje:

– Nic już, kurwa, nie mów, człowieku.

Kiedy opuścili teren gazowni, komisarz Hozer zadzwonił po taksówkę, która odwiozła Slade’a do hotelu, a oficerów do ich domów.

-> Przeczytaj kolejny fragment powieści!

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Negatyw
Klaudiusz Szymańczak3
Okładka książki - Negatyw

Nic nie jest takie, jakie się wydaje. Rasowy kryminał, który nie da o sobie zapomnieć. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje