Nastrojowa, pełna przygód powieść drogi. „Za głosem serca" Pawła Jaszczuka

Data: 2023-06-22 11:11:23 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Gabriel jest samotnikiem. Wszystko się zmienia, gdy do przyczepy kempingowej, w której mieszka, puka nieznajomy chłopiec. Niespodziewanie odwiedza go również przyjaciel ze szkolnych lat, ważny urzędnik państwowy. Po jego wizycie mężczyzna wzbogaca się o kopertę z dużą sumą pieniędzy. Wkrótce Gabriel wraz z chłopcem i jego wiernym psem wyruszają w podróż życia. Wyprawa nad morze, pełna niebezpieczeństw i zaskakujących zdarzeń, będzie dla obu lekcją dojrzałości.

Jaka jest historia małego Daniela? Kim jest samotny mężczyzna, który stara się zapomnieć o swojej przeszłości? Czy krzywdy wyrządzone w dzieciństwie da się kiedykolwiek naprawić? Czy można odkupić winy?

Za głosem serca Paweł Jaszczuk - grafika promująca książkę

Za głosem serca Pawła Jaszczuka to nastrojowa powieść drogi, która pozwala poczuć smak przygody oraz skłania do refleksji nad sensem życia, krzywdą, winą i odkupieniem. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki Za głosem serca:

Lodowaty wiatr podrywał z ziemi zeszłoroczne liście, gdy za oknem mojej przyczepy kempingowej pojawił się mały obszarpaniec z łaciatym kundlem na smyczy. Gnojek w szarej kurtce oraz czerwonej czapce z pomponem był wyjątkowo chytry i tylko udawał, że moja siedziba na końcu parkingu pod lasem go nie interesuje. Dla zmylenia kluczył wokół ujęcia wody za ogrodzeniem z siatki. Wspiął się na skarpę obsadzoną jarzębinami i niby oglądał wypasione wille po drugiej stronie ulicy, aż w końcu zrobił to, czego się obawiałem: podszedł do mojej przyczepy i zastukał w szybę.

   Jestem samotnikiem, więc chyba zrozumiałe, że nie mam ochoty nikomu otwierać. To moja przyczepa, tylko moja i nikogo więcej. Wystarczy mi własne towarzystwo, które i tak bywa czasami nieznośne. Nawiasem mówiąc, jestem uprzedzony do takich ciekawskich bachorów. Kilka razy już mnie w przeszłości nachodzili. Nagryzmolili na ścianach napisy, że jestem stary wał i menda, które musiałem zamalować. Rzucali nawet kamieniami, i właśnie dlatego nie zamierzałem temu smarkaczowi otwierać. Wiadomo, wprosi się taki do środka, potem stanie się coś nieprzewidywalnego i nawet nie zdążę się nikomu wytłumaczyć. A ludzie są mściwi. Wiem coś o tym. Donieśliby zaraz, gdzie trzeba. Zrobiliby ze mnie zboczeńca, spalili przyczepę albo nawet powiesiliby na drzewie. Udałem więc, że mnie nie ma, ale mały gość był wyjątkowo uparty. Stawał na palcach, przystawiał głowę do okna i zaglądał do środka przez plastikową szybę, a jego łaciata suka na krzywych łapach, podobna do morskiej świnki rozetki, popiskiwała i dygotała z zimna. I to właśnie ten cholerny psiak sprawił, że w końcu się nad nimi ulitowałem. Otworzyłem drzwi i powiedziałem spokojnie, by chłopaka nie wystraszyć, że jeśli się ogrzeją, mają wracać tam, skąd przyszli, chyba że sam im pozwolę, by zostali dłużej. Takie były moje warunki, na które on z ochotą przystał.

    Suka wdrapała się pierwsza do środka. Obwąchała moje nogi i legła pod stołem, jakby to było jej stałe miejsce, a wtedy jej mały właściciel wszedł za nią. Wcale nie był aż tak wystraszony. Ledwie przekroczył próg, stanął w rozkroku i się rozejrzał ciekawsko. Jego wzrok wędrował po niezaścielonej pościeli i brudnych naczyniach, których nienawidzę zmywać. Zatrzymał się na wiszących na ścianie akwarelkach, które kiedyś namalowałem, zanim jeszcze wyprowadziłem się z domu. Najdłużej oglądał moje zdjęcia z dzieciństwa, przylepione taśmą do szafki kuchennej, te na kucyku z Warszawy i nad morzem, a kiedy się już do woli na nie napatrzył, zdjął wełnianą czapkę, rozpiął cieniutką kurtkę z ortalionu i odgarnął rudawe, kędzierzawe włosy przylepione do czoła. Nie uśmiechał się. Kąciki jego ust drgały nerwowo, jakby podrażnione prądem. Jego zielone oczy myszkowały po wnętrzu przyczepy, a lekko odstające uszy wsłuchiwały się w dźwięki dobiegające z radia stojącego na lodówce, którego prawie nigdy nie wyłączam. Zaproponowałem mu czekoladę. Ledwie rozwinąłem sreberko gorzkiej goplany, od razu ułamał kawałek i włożył do ust. Pokazałem leżącego na parapecie banana, nie pogardził nim i wtrząchnął go, jakby od rana nic nie jadł.

 – Co to? – Wskazał na półkę z książkami.

Nie bardzo wiedziałem, o co mu chodzi, więc wymieniłem tytuły książek oraz autorów, ale nic z tego nie rozumiał.

  – To są książki – odpowiedziałem. – Zapisane są tam postępki ludzkie, te dobre i te złe. W nich jest zamknięty świat, którego naprawdę nie ma.

   Wyciągnął moją ulubioną powieść Wiktora Hugo, „Nędznicy”. Obrócił ją do góry nogami, odgrywając przede mną jakąś żałosną komedię. Udawał. Musiał udawać, gdyż miał na oko z osiem lat, a w tym wieku już się wie, do czego służą książki. Nie mieszkał przecież w odciętej od świata amazońskiej wiosce, tylko w niemal stusiedemdziesięciotysięcznym europejskim mieście.

– Jaki świat? Dlaczego, jak go nie ma, to jest zamknięty? – pytał naiwnie.

Dalej nic nie rozumiał, więc uznając, że „Nędznicy” to za trudna dla niego lektura, wyjąłem z półki powieść Antoine’a de Saint-Exupery’ego o księciu, który przyleciał na ziemię z asteroidy B-612, i podałem mu ją.

Oglądał ją jak jakiś podejrzany przedmiot. Poślinił palce, czego nie znoszę, i przekartkował, zatrzymując wzrok na rysunkach wykonanych przez francuskiego pilota. Zaciekawił go pękaty klaun stojący na kuli ziemskiej w otoczeniu gwiazd pomalowanych na żółto oraz oszczędny rysunek przedstawiający spotkanie Małego Księcia ze ślimakiem. Nagle oderwał wzrok od ilustracji i spojrzał na mnie pytająco, a wtedy zachęciłem go, by przeczytał króciutki fragment, ale on wzruszył ramionami. Byłem zdumiony, że nie wie, o co go proszę.

– Nie umiesz czytać? – spytałem podejrzliwie. Pokręcił przecząco głową, uciekając wzrokiem pod stół, gdzie gromadziłem brudne butelki po tanim winie i piwie. – Ile masz lat?

– Chyba osiem albo…

– Albo?

– Skąd mogę wiedzieć? Czego się pan mnie, do diabła, czepia? – odpowiedział zirytowany.

– Rodzice ci nie mówili?

– Ja nie mam rodziców.

– A rodzeństwo?

Wzruszył ramionami, a mi zrobiło się głupio, gdyż poczułem, że przesadziłem tymi pytaniami.

– Przepraszam, nie wiedziałem – dodałem i natychmiast, żeby zmienić temat, zaproponowałem mu ugodowo, że jeśli zechce, mogę go nauczyć czytać, choćby od zaraz. – Spójrz, to bardzo łatwe. To jest litera A, a ta z dwoma brzuszkami to B, jak byk, kapujesz?

– Nie mam czasu. Muszę już iść, proszę pana! – Podniósł się gwałtownie, nie dając mi dokończyć lekcji.

Suka, zdziwiona, uniosła łeb i szczeknęła, obserwując nas czujnie. Nie wierzyła, że mają wyjść na ziąb, ale gdy chłopak zaciągnął zamek błyskawiczny w kurtce i nałożył swoją czerwoną czapkę, podniosła się leniwie i stukając pazurami o zdarte linoleum, z niechęcią wytoczyła się na dwór.

– Jak się nazywasz? – zawołałem, gdy chłopak skierował się w stronę ścieżki rowerowej przy jeziorze.

– Dziadek mówi na mnie Mały! – odparł z jakąś dziecięcą dumą. – A moja suczka wabi się Żaba. Pan też może tak ją nazywać – dodał wspaniałomyślnie.

– Mały, przyjdź do mnie jutro ze swoją Żabą. Będę na was czekał! – krzyknąłem, ale chyba nie dosłyszał, gdyż lodowaty wiatr zagłuszył moje słowa.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Za głosem serca. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Za głosem serca
Paweł Jaszczuk4
Okładka książki - Za głosem serca

Gabriel jest samotnikiem. Wszystko się zmienia, gdy do przyczepy kempingowej, w której mieszka, puka nieznajomy chłopiec. Niespodziewanie odwiedza go również...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Z pamiętnika jeża Emeryka
Marta Wiktoria Trojanowska ;
Z pamiętnika jeża Emeryka
Obca kobieta
Katarzyna Kielecka
Obca kobieta
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Oczy Mony
Thomas Schlesser
Oczy Mony
Rok szarańczy
Terry Hayes
Rok szarańczy
Pokaż wszystkie recenzje