Luiza, młoda nauczycielka warszawskiej pensji dla dziewcząt, spędza lato w majątku baronostwa Lubienieckich, sąsiadującym z dworem Horodyńskich. W trakcie pobytu odkrywa, że skłócone od wielu lat rody łączy bolesna tajemnica.
Dlaczego sąsiedzi nagle stali się wrogami? Jaki sekret nosi pod sercem babcia Luizy? Czy owiany złą sławą kobieciarza hrabia Edwin Horodyński jest sprzymierzeńcem dziewczyny, czy stanowi dla niej zagrożenie?
Fabuła Zranionych serc Urszuli Gajdowskiej, autorki bestsellerowych cyklów W dolinie Narwi i Dworek nad Biebrzą, rozgrywa się na Podlasiu w 1869 r. Miłość, nienawiść, intrygi i owiana tajemnicą historia z przeszłości przenosi nas w trudne czasy bohaterów, którzy mimo utraty majątków i carskich prześladowań po powstaniu styczniowym nie tracą nadziei na odzyskanie przez Polskę niepodległości. Edycja książki z dużym, wygodnym drukiem do czytania. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Zranione serca. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Edwin zaczekał, aż zniknie z pola widzenia, i udając zainteresowanego krzakami róż, przysunął się powoli w stronę grupki uczennic.
– Dzień dobry, czy nie będą miały panie nic przeciwko, jeżeli zajmę chwilkę ich nauczycielce?
– Dzień dobry – odpowiedziały chórem.
– Niestety, jak pan widzi, jestem bardzo zajęta i to, czy dziewczęta mają coś przeciwko, czy nie, niczego w tej sytuacji nie zmienia.
– W takim razie zaczekam, aż skończy pani wykład. – Posłał jej ujmujący uśmiech, choć w głębi serca miał ochotę obrazić się i odejść. Skoro jednak już do nich podszedł, to musi dopiąć swego.
Luiza nie zamierzała ułatwiać Horodyńskiemu zadania. Nie miała pojęcia, w jakim celu zjawił się w jej szkole, ale nie podejrzewała go o uczciwe zamiary. Widziała jednak, że był w zbyt dobrej komitywie z dyrektorką, a potrzebowała tej pracy i nie chciała narazić się na jej utratę. Z tego powodu nie pogoniła go od razu. Planowała jednakże trochę się z nim podroczyć, dlatego z zapałem opowiadała o kolejnych kwiatach, mimo że temat lekcji dawno już wyczerpała, a uczennice coraz wyraźniej okazywały znużenie.
Edwin nie od razu połapał się, w czym rzecz. Kolejne ziewnięcia uczennic utwierdziły go jednak w przypuszczeniu, że ich nauczycielka celowo go ignoruje i przedłuża zajęcia tylko dlatego, by z nim nie porozmawiać.
– Ja tu nadal czekam, jakby nikt tego nie zauważył – burknął przez zaciśnięte zęby.
– Widzę, że cierpliwość nie jest pana najmocniejszą stroną – odparła dumnie, ale w jej oczach dostrzegł złośliwe iskierki. Odsunął się o kilka kroków i odczekał kolejny kwadrans, bębniąc palcami o główkę swojej laski. Rzeczywiście w tym momencie jego cierpliwość wystawiana była na ciężką próbę. Cóż za mściwa istota!, myślał. Zaryzykował kolejne podejście. Może już mu odpuści?
– Przepraszam najmocniej, panno Pacześ, ale nie mam całego dnia, a sprawa jest niezwykle paląca.
– Przeprosiny przyjęte, panie Horodyński, a teraz pozwoli pan, że wrócę do ważniejszych zajęć.
– Uśmiechnęła się pod nosem z własnego żartu.
Edwin miał ochotę przełożyć ją przez kolano i porządnie złoić tyłek. Choć przez tiurniurę raczej niewiele by odczuła, pomyślał, i mimowolnie uśmiechnął się, wyobrażając sobie, jak podchodzi do nauczycielki i w obecności wszystkich jej uczennic zgina ją wpół i wymierza klapsa.
– Czy coś pana bawi w moim wykładzie? – zapytała wreszcie, widząc, że jej uczennice więcej uwagi poświęcają przyglądaniu się mężczyźnie niż omawianym kwiatom.
– Być może.
– To może pan opowie dziewczętom o pielęgnacji piwonii?
– Zdecydowanie wolę pielęgnowanie relacji z pięknymi kobietami przy pomocy piwonii niż pielęgnowanie tychże kwiatów – powiedział przy akompaniamencie stłumionego chichotu i westchnień. – Ale tak się składa, że co nieco na ich temat wiem.
– Nie wątpię. Dziewczęta – zwróciła się do uczennic – odpocznijcie chwilkę, a ja porozmawiam z panem. – Spojrzała na niego w taki sposób, że przypomniały mu się wszystkie kary, jakie spotkały go z rąk kolejnych guwernerów, z zamykaniem w lamusie włącznie. – Czego pan szuka w tej szkole? – zapytała bez żadnego wstępu po tym, jak odeszli o kilka kroków dalej. – Już wczoraj zadawał pan podejrzane pytania. Kogo pan konkretnie poszukuje?
– Jest pani niezwykle spostrzegawcza, panno Pacześ. – Próbował jej schlebiać, jednak szybko pojął, że nie jest to dobra metoda, bo ściągnęła brwi i wyprostowała się, patrząc na niego wzrokiem bazyliszka. – Rozszyfrowała mnie pani – przyznał. – Poszukuję córki przyjaciela powiedział, zaskakując bardziej siebie niż ją.
– Intrygujące. A w jakimże to celu interesuje się pan tym dziewczęciem?
– Być może grozi jej niebezpieczeństwo. Nie mogę zdradzić szczegółów.
– Tutaj? – Rozejrzała się. – Mamy wyjątkowo dobrą ochronę i nigdy nikt obcy nie wtargnął na teren placówki.
– Mnie udało się przeniknąć tu bez większych problemów. Każdy w miarę przystojny mężczyzna mógłby dokonać tego samego. – Spojrzał na tłumek dziewcząt, które rzucały mu ukradkowe i całkiem jawne spojrzenia. Jedna nawet posłała mu całusa.
– A poda mi pan jej nazwisko? – Podążyła za jego wzrokiem.
– Hm. – Zerknął na nią, zajęty uśmiechaniem się do uczennic.
– Tej uczennicy – przypomniała, spoglądając na rozanielone podopieczne. Co one w nim takiego widziały? – Miałabym na nią baczniejszą uwagę – wyjaśniła.
– Nie znam pani na tyle, żeby jej zaufać. Może to pani jest szpiegiem lub wrogiem tej dziewczynki? – Wówczas będę wiedziała, że nie mogę czuć się bezkarnie – zauważyła.
– Istotnie. Można i tak na to spojrzeć.
– W takim razie?
– Luiza Lubieniecka. Zna ją pani?
– Owszem. – Wzięła głęboki oddech. – Czy planuje pan się z nią zobaczyć?
– Raczej nie. Nie będę mieszał jej w głowie. Jeszcze gotowa się we mnie zadurzyć – zażartował dla rozluźnienia atmosfery i pomachał do obserwujących go uczennic.
Żeby się pan nie przeliczył, miała ochotę powiedzieć.
– Czy próbował pan przez chwilę zachowywać się normalnie? – zapytała zamiast tego. – Jak inni dżentelmeni?
– Próbowałem. To był najnudniejszy kwadrans mojego życia – westchnął.
Nie potrafiła zachować powagi, choć starała się za wszelką cenę się nie zaśmiać.
– Chciałem się tylko upewnić czy wszystko u niej w porządku.
– W jak najlepszym. Obiecuję zatroszczyć się, by nikt niepowołany nie zbliżał się do niej. Panu też radzę trzymać się z daleka. Od wszystkich dziewcząt – zaznaczyła. – Nie potrzebujemy tu złamanych serc i histerii. Zbliża się lato i wolałabym, by wróciły do swoich domów nienaruszone.
– Auć. – Położył dłoń na sercu i zrobił zbolałą minę. – Nie mam pojęcia, skąd przypuszczenie, że mógłbym w jakikolwiek sposób przyczynić się do uszczerbku którejś z pani podopiecznych. Czy pani zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo mnie rani?
– Dzięki Bogu, nie. Nie siedzę w pańskiej głowie, panie Horodyński.
– Może postarałaby pani być dla odmiany uprzejma?
– Hm.
– Na początek mogłaby pani przykładowo – udał, że się zamyśla – powiedzieć mi coś miłego, panno Pacześ. To nic nie kosztuje, a od razu będzie sympatyczniej. Spróbuje pani?
– Owszem – odparła, mrużąc oczy.
– Słucham zatem – zachęcił.
– Miłego dnia, panie Horodyński – rzuciła i odwróciła się na pięcie. Rękę dałby uciąć, że zaczęła bezgłośnie chichotać. Jednak nie była wyzuta do cna z poczucia humoru.
Książkę Zranione serca kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,