Luiza, młoda nauczycielka warszawskiej pensji dla dziewcząt, spędza lato w majątku baronostwa Lubienieckich, sąsiadującym z dworem Horodyńskich. W trakcie pobytu odkrywa, że skłócone od wielu lat rody łączy bolesna tajemnica.
Dlaczego sąsiedzi nagle stali się wrogami? Jaki sekret nosi pod sercem babcia Luizy? Czy owiany złą sławą kobieciarza hrabia Edwin Horodyński jest sprzymierzeńcem dziewczyny, czy stanowi dla niej zagrożenie?
Fabuła Zranionych serc Urszuli Gajdowskiej, autorki bestsellerowych cyklów W dolinie Narwi i Dworek nad Biebrzą, rozgrywa się na Podlasiu w 1869 r. Miłość, nienawiść, intrygi i owiana tajemnicą historia z przeszłości przenosi nas w trudne czasy bohaterów, którzy mimo utraty majątków i carskich prześladowań po powstaniu styczniowym nie tracą nadziei na odzyskanie przez Polskę niepodległości. Edycja książki z dużym, wygodnym drukiem do czytania. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Zranione serca:
I
Obudziwszy się w wygodnym drewnianym łożu, pod cienką pierzyną obleczoną świeżo wykrochmaloną haftowaną poszwą, Luiza przeciągnęła się, przetarła oczy i spróbowała dostrzec coś w ciemności. Zasłony w oknach nie były zaciągnięte, zatem musiało być jeszcze bardzo wcześnie bądź późno. Zależy, jak na to spojrzeć.
Do dworu dziadków, baronostwa Longina i Liwii Lubienieckich przyjechała poprzedniego wieczoru i nie zdążyła przywyknąć do sypialni urządzonej specjalnie dla niej. Odrzuciła nakrycie i wysunęła bose stopy na podłogę w poszukiwaniu pantofli, kiedy do jej uszu dotarło ciche zawodzenie. Nie było podobne do odgłosów, jakie wydają wałęsające się koty, ani do skrzypnięć starych zawiasów poruszanych wiatrem. Żaden z jej znanych instrumentów również nie wydawał podobnych dźwięków. Te przypominały kwilenie dziecka, ale po uważniejszym wsłuchaniu doszła do wniosków, że i tym być nie mogły.
Wrodzona ciekawość kazała jej wstać i sprawdzić źródło osobliwego brzmienia. Nie była może szczególnie odważna, ale uważała siebie za osobę bez wybujałej wyobraźni, wręcz nudną. Taką, która oporna jest na przesądy i zabobony, dlatego szybko wykluczyła wszelkiego rodzaju zjawy, duchy, strzygi i wróżki, które ponoć zamieszkiwały okoliczne mokradła. Zarzuciła na ramiona szlafrok i podeszła do okna. W nikłej poświacie księżyca dostrzegła w oddali postać mężczyzny. Z pewnością nie któregoś z czeladników ani służby dworskiej. Nie wyglądał też na chłopa z pobliskiej wsi. Poruszał się płynnie i elegancko. Czyżby jakiś oficer albo arystokrata? Tylko co robiłby tutaj ktoś taki nocą?, myślała. Nie zdążyła się nad tym dobrze zastanowić, bo do jej uszu ponownie dobiegło zawodzenie i mimo że rozum podpowiadał jej, że bezpieczniej byłoby wrócić do przytulnego łóżka, to nogi same poniosły ją na korytarz i klatkę schodową prowadzącą na parter.
Może nie powinna była szukać źródła dźwięku, ale ciekawość była zdecydowanie silniejsza niż rozsądek. Zeszła wolno po schodach i przywarłszy plecami do ściany, zaczęła przesuwać się w stronę kuchni, z której dochodziło przerywane, jak gdyby tłumione łkanie. Zatrzymała się. Żałowała, że nie wzięła ze sobą niczego do obrony, choćby jakiegoś świecznika albo pogrzebacza. Wciągnęła powietrze nosem i cichutko wypuściła ustami, po czym ruszyła dalej. Dźwięk był coraz wyraźniejszy, a jej przedramiona, nogi i plecy zaczynała pokrywać gęsia skórka. Nie zaprzestała jednak wędrówki i już po chwili mogła zajrzeć przez niedomknięte drzwi do wnętrza.
Bladoniebieskie światło wpadające ukośnie przez szerokie okna tworzyło jasną aureolę wokół głowy smukłej postaci pochylającej się nad kuchennym paleniskiem. Wiatr docierający przez uchylony lufcik rozwiewał długie srebrne włosy, a blask padający od ognia na szczupłe palce, zaciśnięte na niewielkiej kartce, nadawał ich właścicielce tajemniczy, wręcz magiczny charakter.
Luiza wstrzymała oddech i wytężyła wzrok. Postać westchnęła, spojrzała po raz kolejny na papier i przymierzyła się, by wrzucić go w ogień. W ostatniej chwili wycofała się jednak i przytuliła go do piersi, następnie wyprostowała się, skręciła włosy w prowizoryczny kok, narzuciła na nie czepiec, który leżał na zydelku obok, i spojrzała w stronę drzwi.
Babcia?, zapytała dziewczyna w myślach. Mogłaby podejść i zapytać, cóż takiego się wydarzyło i dlaczego starsza dama zachowuje się w ten zupełnie do niej niepodobny sposób. Kobieta jednak nie zauważyła jej, a zbolały wyraz twarzy utwierdził Luizę w tym, że powinna zostawić ją samą, zwłaszcza że zjawiła się tu jeszcze przed letnią przerwą z powodu wesela ciotki dwóch jej wychowanek i za kilka dni musiała wrócić z nimi na pensję dla dziewcząt, gdzie w ubiegłym roku otrzymała posadę nauczycielki.
Liwia Lubieniecka westchnęła z żalem. W dłoni trzymała kolejny list, wyczekiwany z taką tęsknotą, który rozerwał jej posklejane serce na tysiące kawałków, a w duszy zrobił wyrwę, której nie będzie w stanie niczym wypełnić. Wiedziała, że ma tylko chwilę, by zapoznać się z jego treścią, nim wrzuci go w ogień. Nikt nigdy nie może poznać jego treści. Nikt nigdy nie powinien dowiedzieć się o sekrecie skrywanym latami. Wiedziała także, że nie zdoła zapamiętać szczegółów i tym razem na zawsze przepadnie to, co zostało spisane ręką człowieka, który nieprzerwanie od ponad pół wieku zaprzątał jej myśli. Nie mogła jednak zachować ani skrawka listu pokrytego rozmazanym od jej łez drobnym, pochyłym pismem. Już kiedyś zaryzykowała i omal nie przypłaciła tego życiem…
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Zranione serca. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,