Lisbeth Salander powraca! „Krzyk orła. Millennium" Karin Smirnoff

Data: 2023-11-08 11:35:40 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Zanurz się w świat spisku i zdrady, starych wrogów i nowych przyjaciół, zasypanej śniegiem dziczy i korporacyjnej chciwości.

Lisbeth Salander POWRACA!

Na dalekiej północy Szwecji szykują się zmiany. Chęć przejęcia naturalnych terenów wzbudza pożądanie nie tylko globalnych korporacji, ale także organizacji przestępczych.

Jednak nie to sprowadza Lisbeth Salander do miasteczka Gasskas. Zostaje ona opiekunką swojej siostrzenicy Svali, której matka niedawno zniknęła. Wkrótce dwie rzeczy stają się jasne: dziewczyna jest niezwykle utalentowaną nastolatką i... jest obserwowana.

Mikael Blomkvist również zmierza na północ. Magazyn „Millennium”, w którym pracuje, nie będzie już drukowany. Co gorsza, na temat mężczyzny, którego ma poślubić jego córka, krążą niepokojące plotki.

Kiedy skrywana przez wielu prawda zaczyna niepostrzeżenie wychodzić na światło dzienne, Salander staje się ostatnią nadzieją Blomkvista.

Krzyk orła. Millennium grafika promująca książkę

Krzyk orła to siódma część przygód Lisbeth Salander i Mikaela Blomkvista. Trzy pierwsze książki autorstwa Stiega Larssona opublikowano w latach 2005–2007, a kolejne napisane przez Davida Lagercrantza ukazały się w latach 2015–2019. 

Do przeczytania najnowszej odsłony cyklu zaprasza Czarna Owca. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Krzyk orła

1

Sprzątacz patrzy na zegarek. Od wyłożenia kawałeczków mięsa do pojawienia się pierwszego orła, samicy, upływa czterdzieści jeden sekund.

Nigdy nie wiadomo dokładnie, skąd przyleci. Mogła siedzieć na którymś z pobliskich drzew. Albo też szybować na wysokości paru tysięcy metrów. Z takim wzrokiem, dwieście razy ostrzejszym niż u człowieka, potrafi dostrzec zdobycz z odległości wielu kilometrów. Tymczasem on, dobrze schowany około pięćdziesięciu metrów od przynęty, obserwuje jej posiłek przez lornetkę.

Padlina na siedem liter. Ścierwo. Czułość, jaką mężczyzna żywi dla tych ptaków, nie jest – o ile wie – miłością ojcowską. A jednak nie potrafi postrzegać ich inaczej jak swoje dzieci. Myśli o nich przed zaśnięciem. I zaraz po przebudzeniu. Podczas wszelkich niezbędnych czynności, jak rąbanie drew, gotowanie albo palenie pod kuchnią, ciągle o nich myśli. Czy dobrały się w pary? Czy młode przeżyją? Czy znajdą dość pożywienia? Czy przetrwają zimę? Owszem. Przy jego pomocy i odpowiedniej obfitości karczowników przeżyją.

Przeciera oczy pięścią. Słońce stoi teraz wyżej i grzeje go w plecy. Pewnie ostatni raz tej jesieni. Nieważne. On ma swój dom w miejscu na ziemi zapomnianym przez ludzi. No, dom to może przesada. To raczej sklecona z desek buda, która stała pusta od czasu, jak ostatni robotnicy leśni zniknęli na początku lat sześćdziesiątych i cały obszar został zaklasyfikowany jako rezerwat.

Obszar jest trudno dostępny, to pierwotny las o nieregularnej strukturze, z jeziorkami, mokradłami i skałami. Nie prowadzi tu również żadna prawdziwa droga. Poza ścieżkami, po których poruszają się zwierzęta, został jedynie ledwo widoczny ślad po starej przesiece, którą teraz odzyskuje przyroda. Można się tam dostać tylko piechotą albo quadem, ale też trzeba wiedzieć, jak trafić.

Od najbliższej szosy jest przeszło dziesięć kilometrów. Mężczyzna porusza się w promieniu maksymalnie kilku kilometrów od chaty. Z początku oznaczał kierunki gałązkami, żeby nie zabłądzić. Teraz ma potok, w którym łowi ryby, wiatrołomy, z których bierze drewno, i odpowiednie polanki, gdzie czatuje na ptaki i drobną zwierzynę.

Chata jest jego azylem. Z jedynym udogodnieniem w postaci generatora prądotwórczego, z którego korzysta do ładowania swojej komórki. Tutaj jest nikim. Człowiekiem bez imienia, bez przeszłości i przyszłości. Po prostu jest. Żyje z dnia na dzień. Chodzi wcześnie spać. Budzi się o świcie.

Robi, co musi, i nie zastanawia się, czy to słuszne, czy nie. Na ścianach chaty są wyryte daty. I nazwiska. Wiadomości dla przyszłych pokoleń od innych samotnych mężczyzn.

Olof Persson 1881. Lars Persson 1890. Sven-Erik Eskola 1910. I tak dalej. Jednak samotność to rzecz względna.

Mogą mijać całe miesiące, gdy mężczyzna mówi tylko do siebie, ptaków, drzew czy nawet kamieni. A mimo to czuje się mniej samotny niż kiedykolwiek przedtem. Jakby dogoniło go dzieciństwo. Jest z każdym dniem coraz bliżej tego chłopca szukającego schronienia w lesie. Znieruchomiały, uczy się świata, obserwując wiosną toki cietrzewi. Albo lisicę troszczącą się o swoje coraz większe szczenięta, ruchy mrówek w mrowisku albo drogę kornika drążącego świerk.

Chłopiec ma ojca. Rosłego drania o ramionach, które sięgają wszędzie. Chłopiec ma matkę. Nikt się z nią nie liczy. Chłopiec ma brata. Leć, mówi brat, kiedy ojciec wraca do domu, i chłopiec wtedy biegnie do lasu.

Łapie padalca. Gdy ten gubi ogon, łapie go jeszcze raz.

Wyciąga nóż z pochwy, odcina łeb od tułowia i robi się cisza.

To on jest ciszą.

Chłopiec kładzie jaszczurkę na kamieniu. Opiera się o pień świerka i wyciera ostrze noża o nogawkę. Przesuwa nim po paznokciu. Wzdłuż ostrza jest wolność. Tej wolności nikt mu nie odbierze.

Nadlatuje jeszcze jeden orzeł. To młody samiec. Nie ma białych piór na brzuchu ani żółtego dzioba, przynależnych osobnikowi dojrzałemu płciowo. Zapewne roczniak, najwyżej dwulatek, notuje mężczyzna w zeszycie. Jest to niezwykłe, ale czasem się zdarza. Pisze również, że młode zostają w miejscu urodzenia, zamiast odlecieć na południe. Ewentualny defekt albo choroba. Znak zapytania. Trzeba obserwować.

Wykrzyknik.

Samica jest tak zajęta, że nie przejmuje się młodym, który najpierw krąży nad mięsem, a wreszcie odważa się usiąść. W tym momencie zostały już głównie kosteczki. Samica mu nie przeszkadza. Oboje szarpią aż do puszczenia powięzi i wtedy ścięgna znikają im w gardzielach jak spaghetti.

Mija kilka minut i już jest po głównej atrakcji dnia. Mężczyzna chowa do plecaka zeszyt i termos. Przewiesza strzelbę przez ramię i wypełza ze swego ukrycia. Prawa noga jak zwykle nie nadąża. Musi ją odwrócić w stronę drogi do domu, biegnącej szlakiem tutejszej zwierzyny. Brzozy, olchy i iwy już zgubiły liście. Mężczyzna sięga po garść borówek i krzywi się od ich kwaśnej goryczy. Słodko-gorzki jest również zapach resztek przynęty w plastikowej beczce z pokrywą. Dobrze ukrytej pod świerkiem, ale jednak. Powinien rzucić naraz całą przynętę, ale nie może się na to zdobyć. Chwila z orłami jest dla niego wszystkim. Dla niej oddycha, je, śpi, sra. Jutro znów tam przyjdzie. Kiedy zadzwoni komórka. Tylko jedna osoba ma jego numer. Sam również dzwoni tylko do jednej.

– Tak – mówi. – Dobrze. Jutro przed południem. Okej.

Rankiem jest zimniej niż zwykle. Mężczyzna dorzuca kilka dodatkowych drew i grzeje dłonie, obejmując nimi kubek. Jeśli ma zdążyć na szosę, powinien wkrótce wyruszyć. Po drodze może się wiele zdarzyć. Quad może się zepsuć. Ziemia może okazać się za bardzo rozmokła.

Pierwsze kilometry pokonuje, idąc do kryjówki, w której trzyma quada. Ze względów bezpieczeństwa. Gdyby wbrew przypuszczeniom ktoś znalazł pojazd, nie da się go przypisać ani do niego, ani do chaty.

Idąc, ciągle wypatruje orłów. W tej stronie jest jedno gniazdo, ale nie widać żadnego ptaka. Szkoda. Byłoby fajnie. Nie żeby się denerwował, ale jednak. Orzeł bielik to znak.

Dobry.

Dotarłszy do maszyny, strąca z niej gałązki i igły, do pudła z przodu wrzuca plecak i jedzie na miejsce spotkania.

Ziemia trzyma, wszystko przebiega zgodnie z planem.

Mając dziesięciominutowy zapas, mężczyzna najpierw czeka w ukryciu, zanim podjedzie do szlabanu i zawróci quada. Samochód już tam stoi. Z dostawą przyjeżdża zawsze ten sam człowiek. Dla sprzątacza jest po prostu dostawcą. Tamten jego zna jako sprzątacza. Poza tym nic o sobie nie wiedzą. Zamieniają ze sobą tylko kilka słów.

– Od kogo przyjmujesz rozkazy? – pyta.

Odpowiedź go uspokaja. Im krótszy łańcuch, tym mniej ogniw.

Tym razem prosił tylko o kilka artykułów pierwszej potrzeby. Spożywczych i o butelkę whisky. I jak zwykle o gazety.

Pakuje je do pudła i wraca do samochodu.

Dostawca wyciąga ciało z tylnego siedzenia.

Kobieta, to niezwykłe. Ręce związane z tyłu, na głowie kaptur. Wydawane dźwięki bez słów każą sądzić, że ma zaklejone usta. Bardzo dobrze. Przynajmniej go nie zagada na śmierć.

– Możesz z nią zrobić, co chcesz – mówi dostawca – masz wolną rękę.

Co chce, dopóki robi swoje.

Ludzie, którzy wejdą mu w drogę, zasługują na swój los.

W tym sensie jego sumienie pozostaje czyste. Nie jest mordercą seksualnym ani psychopatą, chociaż przez świat byłby zapewne postrzegany jako osoba mordująca dla przyjemności. Mają deal. Dopóki oni dotrzymują swoich zobowiązań, dopóty on dotrzymuje swoich.

– A co ona zrobiła? – pyta w drodze wyjątku. Może dlatego, że to kobieta. A może dlatego, że dostawca jest pierwszym od dłuższego czasu człowiekiem, z którym rozmawia.

– To co zwykle – odpowiada dostawca. – Nie wiem nic więcej. – Sprzątacz mu wierzy.

Wsiada na quada, tamten pomaga mu umieścić przed sobą ciało. Ciało brzmi lepiej niż kobieta.

– Przytrocz ją pasem – mówi. – Prawda, moja śliczna? Nie chcemy, żebyś spadła.

Podnosi dłoń na pożegnanie i odjeżdża w stronę chaty.

Podczas maskowania maszyny ciało stoi przywiązane do drzewa. Nie jest tak do końca milczące. Jakby miauczało lekko niczym chory kot. Chore koty należy likwidować. Nadal nie widać żadnego orła.

– Idziemy – mówi, popychając ją przed sobą. Kondycja ciała nie jest tak dobra jak u niego. Na ostatnim odcinku drogi kopie je po łydkach, żeby ruszało nogami.

Nigdy nie zabiera ciał do chaty. Tym razem robi wyjątek. Popycha je na łóżko i sam siada na krześle.

– Najpierw przyjemność, potem robota, tak będzie dobrze? – zwraca się do ciała. – I może jeszcze napalimy, co powiesz? Zimno?

Miauknięcie. Mężczyzna czuje, że mu stwardniał. Kobieta to kobieta.

Ściąga jej spodnie i majtki. Zawsze jest ciekawie, kiedy można zobaczyć, co się kryje pod spodem. To dość młode ciało. Ze dwadzieścia pięć lat. Najwyżej czterdzieści. Wiek nie gra roli.

Najpierw postanawia działać powoli, ciesząc się widokiem, by tak powiedzieć, ale pożądanie bierze górę nad cierpliwością. Odrywa kawałek plastikowej folii, bo cholera wie, co ona może mieć w środku, owija nią penisa i układa ciało tak, by leżało idealnie do penetracji.

– Mogłabyś tu zostać przez kilka dni, będzie fajnie – mówi, macając niezdarnie jak prawiczek na obozie harcerskim. I szczytuje, zanim jej jeszcze zdążył włożyć.

Kiedy już uspokoił oddech, a pożądanie opadło, widzi, że ciało się posikało. W jego łóżku, co przesądza sprawę.

– Koniec tego dobrego – oznajmia, zapina spodnie i szykuje ciało do odjazdu. Ciało ledwo idzie. Chce mu się mdleć, dlatego mężczyzna nie odchodzi tak daleko, jak zamierzał. Po raz drugi tego dnia przywiązuje ciało do drzewa i rozwiązuje sznurek woreczka, w którym przechowuje broń. Spogląda na piękny przedmiot. Przykręca tłumik i bierze pistolet w obie ręce, jakby uświęcał swój czyn. Miau. Kotek nie będzie już musiał cierpieć.

Książkę Krzyk orła kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Krzyk orła. Millennium
Karin Smirnoff 2
Okładka książki - Krzyk orła. Millennium

Zanurz się w świat spisku i zdrady, starych wrogów i nowych przyjaciół, zasypanej śniegiem dziczy i korporacyjnej chciwości. Lisbeth Salander POWRACA...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje