W turystycznej miejscowości Wicierz na brzegu morza młoda rodzina znajduje zwłoki. Denatką okazuje się matka warszawskiego radnego. Mężczyzna nie wierzy jednak, że kobieta utonęła podczas samotnej kąpieli lub popełniła samobójstwo. Prawdę ma ustalić podkomisarz Robert Lew. Trafia on na ślady wskazujące, że jej syn może mieć rację, i rozpoczyna śledztwo. Wspólnie z miejscową policjantką Jowitą przesłuchują rodziny wypoczywające na kempingu i typują pierwszego podejrzanego. Ten trop doprowadza ich do informacji o innym niejasnym utonięciu, do którego doszło wcześniej. Poszlaki wskazują, że w Wicierzy może działać seryjny morderca. Niestety brakuje jednoznacznych dowodów na potwierdzenie tej tezy. Gdy w kolejnych tygodniach znika młoda wczasowiczka, podkomisarz stawia wszystko na jedną kartę…
Do lektury powieści M. M. Perr Wicierz – najnowszej książki z cyklu z podkomisarzem Robertem Lwem – zaprasza Wydawnictwo Prozami.
„Wicierz" to wciągająca powieść kryminalna, którą czyta się jednym tchem
- recenzja książki „Wicierz"
– Do zbrodni nie dochodzi przypadkiem, jest ona wynikiem wielu działań, doświadczeń, zdarzeń. Myślę jednak, że niemal każdy człowiek może stać się częścią historii kryminalnej, jeżeli tylko zaistnieją ku temu odpowiednie warunki. Bohaterami moich książek są zwykli ludzie, postawieni w niezwykłych okolicznościach. Nie ma wśród nich super bohaterów. Są za to ci, którzy często byli niezauważani, pomijani czy lekceważeni przez swoje otoczenie – mówiła w naszym wywiadzie M.M. Perr, autorka powieści.
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Wicierz. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Robert wyciągnął swój telefon w kierunku Jowity i poczekał, aż sierżanci zbliżą się do niej na tyle, by też zobaczyć nagranie. Gdy je włączył, na ekranie najpierw pojawił się widok pustej ulicy Jarocka. Padało. Po chwili obraz zniknął. Pojawiło się najpierw coś białego, a później obraz zakryła ciemność.
– Co to było? – zapytała Jowita.
– Kartka papieru – odpowiedział Lew. – Dokładnie, gdy powiększymy obraz, widać, że jest to kartka z zeszytu w kratkę.
– Nie rozumiem – powiedział Tchórz.
– Ktoś celowo zakrył kamerę, podchodząc z boku – wyjaśnił podkomisarz. – Ten ktoś wiedział, gdzie jest kamera, i zależało mu, żeby nie być uwiecznionym na nagraniu.
– Ale nie miał już gumy – skwitowała Jowita.
– Może stąd dziesięć minut zwłoki – powiedział Lew. – Chyba że kolega ma rację i faktycznie tego kogoś dopadły wyrzuty sumienia.
– Karty kredytowe niszczą się pod wpływem wody morskiej – powiedział Kuna. – Wiem, bo sam kiedyś tak swoją załatwiłem.
– O tej porze jej ciało mogło nawet jeszcze nie wypłynąć – powiedziała Jowita. – Czyli co, ktoś najpierw ją zamordował w wannie, a później okradł?
– Topienie w wannie nie jest najprostszym sposobem zabicia kogoś – odpowiedział Lew. – Kwota do tego nie jest aż tak duża. Jeśli ktoś chce kogoś okraść, nie musi go też od razu zabijać, zwłaszcza jeżeli mówimy już o osobie po sześćdziesiątce z wymienionym niedawno stawem biodrowym. Motyw rabunkowy jakoś tu nie pasuje.
– Na ciele nie było śladów gwałtu – powiedziała Jowita.
– Na ciele nie było widocznych śladów gwałtu – poprawił ją Lew. – Nie było też śladów użycia przemocy, a mało jest znanych mi przypadków, w których ktoś topi się w wannie, nie broniąc się.
– Ktoś zatarł ślady? Ale dlaczego? – zapytał Tchórz.
Lew popatrzył na niego, sondując, czy pyta poważnie, bo rzeczywiście, z braku doświadczenia, nie wie dlaczego, czy też ma specyficzne poczucie humoru.
– Ciało jakiś czas dryfowało w wodzie. Nawet jeżeli morderca byłby gwałcicielem, który nie użył prezerwatywy, to i tak mogło nie być już śladów spermy. Brakowało tkanki miękkiej na udach, więc nawet jeśli wcześniej były tam siniaki, to my nie mogliśmy ich już zobaczyć. Poza tym położenie plam opadowych – odparł.
– Co z plamami? – dopytywał Tchórz.
W jego głosie nie było cienia zażenowania faktem, że nie miał bladego pojęcia o tym, co było oczywiste dla podkomisarza. W Warszawie wszyscy w kryminalnym zdawali się ukrywać swoją niewiedzę, przynajmniej do momentu, gdy stawali się dostatecznie starzy, by to, co pomyślą ich koledzy, nie miało, jak dla Lwa, absolutnie żadnego już znaczenia. Stojący przed nim sierżant był jednak bardzo młody.
– Plamy opadowe były w miejscach, w których spodziewałbym się znaleźć siniaki bądź obtłuczenia przy topieniu. Czyli – ciągnął podkomisarz – na karku i plecach. Gdyby koniuszki palców nie były objedzone przez ryby lub ptaki, szukałbym pod paznokciami też naskórka napastnika.
– To co teraz? – zapytał Kuna.
Książkę Wicierz kupicie w popularnych księgarniach internetowych: