Każde zestawienie tego typu jest krzywdzące. Zebranie i omówienie w kilku podpunktach najlepszych bądź najważniejszych książek minionego roku (według kryteriów czysto subiektywnych) to świadome skazywanie siebie i potencjalnego czytelnika na zbrodnie przeciwko tym wszystkim tytułom, które nie miały na tyle szczęścia, aby uplasować się na którymkolwiek miejscu listy. Dlatego zaznaczam, że poniższy wybór nie aspiruje do miana kompletnego, wyczerpującego i sprawiedliwego. Nic z tych rzeczy. To po prostu zbiór kilku publikacji, które na jakimś poziomie były dla mnie ważne i siłą rzeczy chciałbym, aby dla czytelników również się takimi stały – pisze Gabriel Augustyn.
Fantastyka przełożona
W science fiction, gatunku darzonym przeze mnie miłością niebywale silną, działo się wiele dobrego. Wymienić wszystkie książki, które warto przeczytać, to zadanie na osobny (dosyć długi zresztą) artykuł. Aby sprawę ułatwić, postanowiłem dokonać małego podziału i wybrać po dwa przykłady z dwóch grup: tłumaczenia oraz rodzima fantastyka naukowa. Najbardziej oczekiwanym przeze mnie przekładem była Rozgwiazda Petera Wattsa. I nie zawiodłem się. Pierwszy tom trylogii o Ryfterach to debiut niemal bez skazy, a warstwa naukowa stanowi jego silny fundament. Zachwycają również kreacje bohaterów oraz wyjątkowo przystępny styl autora. Fabularnie książka powala w mniejszym stopniu, choć puenta powieści przyjemnie zaskakuje.
Drugim tłumaczeniem, na które nie mogłem się doczekać, była Nakręcana dziewczyna. Pompa numer sześć, opasłe tomisko zawierające zbiór opowiadań oraz pierwszą powieść Baciagalupiego. Fenomenalna rzecz i zarazem solidna porcja biopunku. Od czasu zbioru Historia twojego życia Teda Chianga nie bawiłem się tak dobrze, czytając krótką formę. Powieść zachwyca w mniejszym stopniu, jednak finałem deklasuje znaczną część konkurencji (za co słusznie otrzymała liczne nagrody).
Fantastyka polska
Na rodzimym podwórku dwie publikacje, o których warto wspomnieć: to antologia Science fiction oraz Święto rewolucji Michała Protasiuka. Obie książki powinny znaleźć się w biblioteczce każdego szanującego się miłośnika gatunku. Z dumą można czytać i zachwycać się tym, że absolutnie żaden z autorów nie odstaje od światowej czołówki. Szczególnie polecam zwrócić uwagę na Święto rewolucji, trochę niedocenione i niesłusznie przeoczone.
Ponad kategoriami
Dallas ’63 Stephena Kinga to powieść, którą można na siłę klasyfikować jako SF. Byłby to jednak poważny błąd i duża krzywda dla autora. Element fantastyczny to raczej tło, a jakiekolwiek próby analizowania strony naukowej doprowadziłyby do wniosku, że ta u Kinga nie istnieje. Nie zmienia to jednak faktu, że Dallas ’63 czyta się wyśmienicie, strony przewraca się błyskawicznie i chyba autor żadnej innej książki wydanej w Polsce w minionym roku nie jest w stanie dorównać Kingowi jako narratorowi – mistrzowi gawędy.
Natomiast jeśli lubi się gry słowne, intensywne wymiany myśli i nietuzinkowe poczucie humoru, pozycją obowiązkową są Listy Mrożka do Lema (i na odwrót). Zdecydowanie jedno z największych wydarzeń literackich w Polsce, a także niesamowite wyzwanie intelektualne dla czytelnika.
Z polskiego podwórka
W literaturze polskiej w ogóle w minionym roku działo się dużo. Pojawiło się kilkanaście wartych uwagi publikacji, zmieniono formułę Nagrody Literackiej Nike, a Pilch zniknął z „Przekroju”. Gdybym miał wytypować książki, które dla mnie okazały się odkryciem, sensacją etc., na wydechu wymieniłbym Drwala Michała Witkowskiego, Dumanowskiego Wita Szostaka i biografię Czesława Miłosza autorstwa Andrzeja Franaszka. O pierwszej i trzeciej pozycji mówiło się na tyle dużo, że szkoda się powtarzać. Natomiast Dumanowski to powieść, która w ciszy się pojawiła i w ciszy poza głównym nurtem trwa. A tak być nie powinno. Szostak bowiem mierzy się w niej z ważnymi zagadnieniami (historia, biografia, tożsamość) i czyni to w sposób porywający. Oj, będzie jeszcze głośno o nim poza fandomem.
Najlepsze przekłady
W kategorii przekładu (dotyczącego gatunków innych niż fantastyka naukowa) również mam trzy typy: Suttree Cormaca McCarthy’ego, Wadę ukrytą Thomasa Pynchona oraz Punkt Omega Dona DeLillo. Czołowi pisarze amerykańscy nie zawodzą. Suttree to najlepsza (i najtrudniejsza) powieść McCarthy’ego, wysmakowana stylistycznie, bogata w znaczenia, piekielnie bolesna. Wada ukryta to Pynchon fit, ale jednocześnie kapitalna zabawa konwencją. Punkt Omega (pomimo skromnej objętości) mrozi krew w żyłach, zostawia na deskach bez tchu, a to dzięki trafnym obserwacjom i jeszcze trafniejszym wnioskom. Mocne niczym setka bez popitki.
Zresztą, cały miniony rok był dla czytelników intensywny. I oby 2012 również się taki okazał, aby wyrzuty sumienia w trakcie tworzenia kolejnej kompilacji były jeszcze silniejsze, żeby pominięte książki boleśnie gryzły świadomość i dopominały się uwagi.