Jesteś prawdziwym bogiem! Fragment książki „Kaligula. Wyznania szaleńca"

Data: 2019-11-14 13:08:14 | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Despota, okrutnik, dewiant seksualny… Cesarz.

Kaligula to postać, która wywołuje natychmiastowe skojarzenia chyba u wszystkich – niezależnie od tego, czy interesują się historią, czy nie. Nazywany „szaleńcem na tronie”, oskarżany był o kazirodztwo i otwarte uwodzenie cudzych żon. Swego konia Incitatusa miał zamiar mianować konsulem. Siebie obwołał bogiem. Lubił, gdy cierpieli inni. Czy taki był w rzeczywistości? Tego nigdy się nie dowiemy.

Michał Kubicz w swej powieści historycznej Kaligula. Wyznania szaleńca oddaje głos samemu cesarzowi. Ukazuje go jako postać złożoną, daleki jest od jednoznacznych ocen. Bo przecież Kaligula miał potężnych przeciwników. Żył w zupełnie innych czasach niż ludzie współcześni. Był okrutny, ale i czasy łagodne nie były. Cesarz każdego dnia musiał się mierzyć ze zdradą, nielojalnością, ale też z własną przeszłością. Michał Kubicz nie wybiela swojego bohatera, ale każe nam spojrzeć na niego nie jak na karykaturę, ale jak na człowieka. Szalenie interesujący to portret. Autor dba o nakreślenie wiarygodnego tła opowiadanych historii i bazowanie na sprawdzonych źródłach. Polecamy więc Wam tę książkę – i jako powieść, i jako punkt wyjścia do pogłębiania wiedzy o historii. Historii, która jest naprawdę ciekawa, jeśli wykroczy się poza ramy dat i konkretnych wydarzeń, a spojrzy na nią przez pryzmat ludzi i czasów, w których żyli.

– Celem moich powieści jest przywrócenie życia posągowym postaciom, które możemy oglądać w muzeach. Bo historia to nie tylko fakty. To przede wszystkim ludzie. Ludzie, których na nowo powołuję do życia w moich książkach.

- przeczytajcie wywiad z Michałem Kubiczem, autorem książki Kaligula. Wyznania szaleńca 

W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam fragment książki Kaligula. Wyznania szaleńca. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Kaligula stał na wzniesieniu półwyspu Misenum, ponad willą Lukullusa, w której kilkanaście miesięcy wcześniej zmarł Tyberiusz i w której zaczął się jego własny marsz ku purpurze. Dzień zapowiadał się piękny i słoneczny, na niebie ani jednej chmurki, a morze było idealnie gładkie. Na taką pogodę czekał.

W dole, dokoła patrycjuszowskiej rezydencji, pyszniły się tryskające zielenią ogrody o starannie przystrzyżonych żywopłotach, z drzewkami cytrusowymi, pomarańczowymi, wiśniowymi i brzoskwiniowymi, ze szpalerami oleandrów… A pośród tego wszystkiego rozpościerały się tarasy dochodzące do samej wody, okolone portykami oplecionymi bluszczem i winną latoroślą…

Na horyzoncie majaczyły setki okrętów – małe i duże, wielkie wojenne tryremy i mniejsze statki handlowe; rzymskie, greckie i egipskie. Wszystkie wezwano na wody zatoki Baje na rozkaz cesarza. Po drugiej stronie, ale tego z powodu odległości Kaligula dojrzeć już nie mógł, znajdowały się sprowadzone z całej Kampanii setki wozów transportowych wypełnionych po same brzegi ziemią, deskami, linami i żelaznymi hakami.

– Możemy zaczynać? – spytał stojących tuż obok Helikona i prefekta pretorianów Arruncjusza Stellę.

– Tak, panie. Pogoda sprzyja.

– Zatem niech się ustawią – powiedział cesarz.

Arruncjusz skinął na pretorianina stojącego w najwyższym punkcie wzniesienia. Ten uniósł kolorowe flagi i zaczął dawać nimi znaki innemu gwardziście znajdującemu się na pokładzie najbliższego statku. Tamten zaś przekazał ją następnemu, i następnemu, i następnemu… Na początku nie działo się nic, ale po chwili uważny obserwator dostrzegłby, że kołyszące się na wodach zatoki Baje okręty zaczęły się powoli poruszać. Początkowo nie widziałby w tych manewrach żadnego ładu ani zamysłu. Dopiero po dłuższym czasie ich cel stał się jasny: poszczególne statki zbliżały się do siebie, ustawiając się w jednej linii. Wciąż dopływały kolejne i kolejne, z wielką ostrożnością wpływając w wolne przestrzenie pomiędzy tymi, które zrzuciły już kotwice i unosiły się na wyznaczonych dla nich miejscach. Coraz ciaśniej było między nimi i coraz większe trudności mieli kapitanowie, których statki wpływały do szeregu jako ostatnie. Wreszcie gdy słońce stało u szczytu widnokręgu, złączyły się, tworząc jakby pływający pomost, spinający dwa przeciwległe krańce zatoki Baje. Za pomocą lin i haków sprawiono, że łączenie było trwałe. Znajdujący się na ich pokładach cieśle zaczęli wycinać w barierkach po obu stronach niewielkie fragmenty o długości kilku kroków.

– A więc jednak się dało! – zaśmiał się Kaligula, po czym ruszył w dół wzgórza, ku willi Lukullusa, by zjeść obiad i poczekać, aż prace na morzu zostaną ukończone.

Gdy na tarasie pod płóciennym zadaszeniem cesarz jadł wyborne pulpeciki faszerowane orzeszkami pinii i gotowane w moszczu winnym, na kołyszących się na wodach zatoki okrętach zaczęły się gorączkowe przygotowania. Na przeciwległym brzegu ze stojących tam wozów wyładowywano na pokłady statków ziemię. Zastępy niewolników ubijały ją tam w grubą, twardą warstwę. Wówczas korzystając z wycięć w burtach statków, wjeżdżały na nie kolejne pojazdy z ładunkiem ziemi i wyładowywały go na następnym okręcie, gdzie robotnicy od razu przystępowali do jego ubijania. Tym sposobem na pływającym pomoście powstawała powoli droga przecinająca w poprzek zatokę Baje. Gdy sięgnęła półwyspu Misenum, gdzie znajdowała się willa Lukullusa, na pokład statków ruszyły drużyny niewolników, przysypując ubitą ziemię niezliczoną ilością kwiatów i przyozdabiając okręty wieńcami. Na koniec w równych odstępach rozstawiono drewniane podesty, także przystrojone winoroślą, na których zajęli miejsca pieśniarze i muzykanci z instrumentami.

Kaligula przez całe popołudnie czytał pisma przysłane z Rzymu, potem obejrzał pokaz pantomimy, udał się do łaźni Lukullusa. I kiedy odświeżony opuszczał pomieszczenia kąpielowe, przybył Helikon.

– Wszystko gotowe. Możesz jechać, panie! – oznajmił radośnie, zadowolony z dobrze wykonanej pracy.

Niewolnicy cesarza narzucili na jego ciało śnieżnobiałą tunikę, a na nią grecką chlamidę ze złotogłowiu. Na głowę nałożyli mu wieniec ze złoconych liści dębowych, na koniec podali tarczę malowaną złotą farbą. Tak przygotowany wyszedł na taras, gdzie inny niewolnik przyprowadził Incitatusa. Na niewielkim rydwanie czekała też Lollia Paulina. Wstępując po grzbiecie sługi, cesarz wsiadł na konia i ruszył na brzeg, przy którym kotwiczył pierwszy ze statków ustawionych w szereg. Za nim zaś ruszyła Lollia, a na piechotę szedł oddział pretorianów w paradnym uzbrojeniu.

Michał Kubicz wypełnia pustkę i „białe plamy” dotyczące biografii Kaliguli literacką materią i udaje mu się to znakomicie. Robi wszystko, by zadbać o odpowiednie napięcie i dramatyzm powieściowy. Dzięki temu jego książkę czyta się znakomicie.

- recenzja książki Kaligula. Wyznania szaleńca

Cesarz stanął przed trapem prowadzącym na kołyszący się okręt.

– Niewiarygodne! – zachwycił się Kaligula, odwracając się do odprowadzającego go Helikona. – Nie wiem, jak tego dokonałeś! Jesteś cudotwórcą!

– Jesteś prawdziwym bogiem! – zawołała z tyłu Lollia do męża.

– Jestem bogiem! Jestem bogiem! – krzyczał Kaligula, unosząc ramiona, jakby błogosławił cały świat.

Ruszył przed siebie. Najpierw powoli, ostrożnie, jakby obawiając się niepewnego sztucznego gruntu uformowanego przez niewolników na pokładach połączonych statków. Przed nim znajdowała się najprawdziwsza droga przecinająca zatokę w poprzek! Nie była idealnie prosta: ruch fal sprawiał, że pomimo rzuconych kotwic i lin, którymi okręty były ze sobą powiązane, przesuwały się one – jedne zbliżały się do brzegu, inne nieco od niego oddalały. Droga przypominała więc wijącego się po morskiej toni drewnianego węża – najeżonego masztami i wyginającego swe cielsko na boki oraz w górę i w dół. W blasku zniżającego się słońca żagle okrętów rzucały wydłużające się z każdą chwilą cienie. Śpiewacy na pokładach intonowali pieśni, a cesarz przejeżdżał dumnie na Incitatusie w poprzek zatoki.

W tym samym czasie na nabrzeżu w Bajach, przy wejściu do kanału prowadzącego do zamkniętego basenu portowego, stała delegacja senatu obserwująca wyczyn Kaliguli.

– To kolejne wyzwanie rzucone bogom – krzywili się jedni.

– Niespotykana rozrzutność – dodawali inni.

– Jest środek sezonu żeglugowego. Zamiast przewozić zboże dla Miasta, flota handlowa stoi bezczynnie na kotwicy i uczestniczy w tym nonsensownym pokazie arogancji władcy.

– Jak przyjdą miesiące zimowe, w magazynach w Rzymie zabraknie żywności. Czekają nas rozruchy głodnego plebsu.

– Może to i dobrze? Może motłoch, którego miłość do cesarza płynie z żołądków, wreszcie przejrzy na oczy i dostrzeże, jak wielkie zagrożenie dla Rzymu stanowią rządy tego młokosa?

Niektórzy szeptem, by ich rozmowy nie doszły do niepowołanych uszu, prowadzili bardziej niebezpieczne rozmowy.

– Pozwólmy plebsowi głodować przez kilka miesięcy, wtedy problem Kaliguli rozwiążemy jego rękami…

– A wówczas wejście armii do Miasta zostanie powitane nie jako zamach stanu, lecz wybawienie od nieodpowiedzialnej władzy.

Wśród senatorów stał też Klaudiusz, a obok niego w lektyce leżał Domicjusz. Ten ostatni czuł się ostatnio coraz słabszy i nie miał siły jak pozostali nobilowie godzinami stać na nabrzeżu, by obserwować cesarskie widowisko.

– I po co ta ostentacja? – wzdychał Gnejusz, widząc Kaligulę jeżdżącego na koniu w poprzek zatoki w tę i we wtę. – To jeszcze bardziej rozsierdzi senat. Zupełnie jakbyśmy mało mieli z nimi problemów…

– Gajusz gardzi opinią senatu – odparł Klaudiusz, nie odrywając wzroku od cesarza w złocistym stroju na tle zachodzącego słońca, pośród niosących się po wodzie śpiewów oraz dźwięków fletów, bębenków i lutni. – Tu chodzi o lud.

– O lud?

– Ktoś ostatnio rozpowszechnia wśród plebsu dawną przepowiednię, że Kaligula może być cesarzem, jeśli przejdzie suchą nogą zatokę Baje w poprzek. Zaczęły krążyć plotki, że przyznanie mu purpury wbrew proroctwu może wywołać gniew bogów i przynieść Miastu zgubę.

– Plebs jest zabobonny. Gotów wziąć te bzdury na poważnie.

– Gajusz liczy się wyłącznie z opinią ludu. Gdy mu doniesiono, że w tawernach i w łaźniach dyskutuje się, czy to dobrze, że cesarzem został ktoś wbrew woli bogów, przedsięwziął środki zaradcze – doprowadził do tego, że teraz już nikt nie będzie mógł mu zarzucić, że nie przeszedł w poprzek zatoki.

– To jedyny powód? – spytał Gnejusz. Klaudiusz się zawahał.

– Nie wiem. Przestaję za nim nadążać. Gajusz wspominał ostatnio o inwazji na Brytanię. Może chce sprawdzić, czy będzie w stanie dostać się tam konno?

Książkę Kaligula. Wyznania szaleńca kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Kaligula. Wyznania szaleńca
Michał Kubicz2
Okładka książki - Kaligula. Wyznania szaleńca

Kaligula – któż nie słyszał o „szaleńcu na tronie”? - uosobieniu despotii, okrucieństwa i seksualnych dewiacji… Dziś jego...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy