Jak zginął święty Piotr? Fragment książki „Grób rybaka"

Data: 2019-07-23 12:16:53 | Ten artykuł przeczytasz w 25 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Mogłoby się wydawać, że Bazylika Świętego Piotra zajmowała miejsce na mapie Rzymu od zawsze. Tymczasem dwa tysiące lat temu na Wzgórzu Watykańskim rozciągały się gaje, parki, pastwiska i nieużytki.

Na tym terenie zginął śmiercią męczeńską wraz z innymi wyznawcami Chrystusa Apostoł Kefas. Najprawdopodobniej został pochowany w zwykłej jamie wygrzebanej w ziemi.

Trzy wieki później nad jego grobem wspaniałą bazylikę wzniósł cesarz Konstantyn.

Chociaż czas zatarł pamięć o dokładnym miejscu pochówku wielkiego apostoła, to domniemaną mogiłę ze szczątkami Piotra przez wieki otaczała nabożna cześć milionów pielgrzymów.

Papież Pius XII w 1939 wbrew stanowisku swoich poprzedników postanowił zweryfikować dane dyktowane przez tradycję pątniczą i dokładnie zbadać watykańskie podziemia. Po dziesięciu latach prac wykopaliskowych i badawczych ogłosił światu, że odnaleziono prawdziwe miejsce pochówku Rybaka znad Jeziora Galilejskiego.

Czy papież miał rację?
Skąd czerpał niewzruszoną pewność?
Co stało się z kośćmi Piotra?
Dlaczego w ciągu ostatnich siedemdziesięciu lat tak mało mówi się o tym wielkim odkryciu?
Komu mogło na tym zależeć?

To najbardziej dramatyczna, pełna zwrotów, zagadek i tajemnic historia ostatnich lat. Opisuje ją Paweł Lisicki w publikacji Grób rybaka.

– Publikacja Pawła Lisickiego to znakomity reportaż historyczny, to fascynująca opowieść o archeologicznym śledztwie, o którym w mediach mówiono stanowczo zbyt mało – piszemy w naszej redakcyjnej recenzji. – To pozycja ciekawa nie tylko dla osób wierzących, nie tylko dla katolików, ale też dla tych, których interesuje historyczna warstwa Pisma Świętego. W naszym serwisie zamieściliśmy również wywiad z Pawłem Lisickim oraz fragment książki Grób rybaka. Dziś czas na ciąg dalszy tej historii: 

Pierwszym znanym z imienia chrześcijańskim świadkiem, który potwierdza, że Piotr zginął podczas prześladowań wszczętych za Nerona, był piszący zapewne w 96 roku święty Klemens. Piszę „zapewne”, bowiem jak wszystkie niemal daty odnoszące się do wczesnej historii Kościoła, tak i ta bywa przez wielu podważana. Otto Zwierlein sugeruje, że list powstał na początku II wieku po Chr. i że żadnej wyraźnej wzmianki o męczeństwie Piotra nie zawiera, inni badacze wskazują z kolei na rok 70.

„Pozostawmy jednak przykłady zaczerpnięte z przeszłości, a przejdźmy do bliższych nam w czasie dzielnych zawodników. Rozważmy szlachetne przykłady ludzi z naszego własnego pokolenia” – pisze Klemens. „Przykłady zaczerpnięte z przeszłości” odnoszą się do zawiści i zazdrości, które to uczucia zdaniem Klemensa były prawdziwym źródłem zła. O ile wcześniej pisał o dawnych ofiarach, o bohaterach Starego Testamentu, to teraz wprost wskazuje, że on i Koryntianie, do których się zwraca, należą do tego samego pokolenia. To pokolenie doświadczyło właśnie męczeństwa:

„Z powodu zazdrości i zawiści najwięksi i najwspanialsi z nich, prawdziwe kolumny [Kościoła], zaznali wielu prześladowań i potykali się aż do śmierci. Popatrzmy na świętych Apostołów: Piotra nie raz i nie dwa, ale wiele razy, spotykała ciężka próba z powodu niegodziwej zazdrości, a złożywszy w ten sposób swoje świadectwo, odszedł do miejsca chwały, na którą sobie dobrze zasłużył. Przez zazdrość i niezgodę również Paweł [znalazł sposobność, by nam] wskazać, jaka jest nagroda wytrwania: więziony siedem razy, skazywany na wygnanie, kamienowany, stał się heroldem Pana na Wschodzie i na Zachodzie, pozyskał też za swoją wierność szlachetną sławę. Uczył sprawiedliwości ziemię całą i dotarł aż do zachodnich jej granic, a złożywszy wobec przedstawicieli władz swoje świadectwo, odszedł ze świata i został przyjęty w miejscu świętym, stanowiąc [dla nas] najwspanialszy wzór wytrwania. Oprócz tych mężów [Piotra i Pawła], żyjących tak święcie, pamiętać trzeba jeszcze o całym mnóstwie wybranych, którzy cierpiąc z powodu zazdrości rozmaite zniewagi i tortury, stali się dla nas najpiękniejszym przykładem. (Klemens, List do Koryntian 5,1–7,6)"

Żeby zrozumieć, że tekst Klemensa odnosi się do męczeńskiej śmierci Piotra i Pawła w Rzymie, wystarczy porównać go z zapisem z Roczników Tacyta – pisze słusznie Guarducci. Dodaje też ważne szczegóły. Mówiąc o „świadectwie”, Klemens posługuje się greckim słowem martyrein, powszechnie używanym w tekstach chrześcijańskich w odniesieniu do krwawej śmierci męczenników. Tak samo określenia „miejsce chwały” i „miejsce święte”, użyte przez Klemensa do opisu miejsca, w którym Apostołowie otrzymali nagrodę za swą heroiczną cnotę, wskazują na męczeństwo – zauważa Guarducci.

Jej rozumowanie można uzupełnić. Kiedy Klemens pisze, że „najwięksi i najwspanialsi z nich, prawdziwe kolumny [Kościoła], zaznali wielu prześladowań i potykali się aż do śmierci”, to ma na myśli, że śmierć była końcem i wypełnieniem „potykania się i prześladowania”. Inaczej to zdanie byłoby całkiem nielogiczne. Dalej Klemens wymienia Piotra i Pawła w tym samym szeregu, co wcześniej Abla, Józefa, Dawida, Mojżesza – za każdym razem pokazując, że albo spotkała ich śmierć jak Abla, albo bezpośrednio im groziła z ręki „zazdrośnika”. Józefa chceli zabić bracia, Dawida król Saul, Mojżesza faraon. Wreszcie po wspomnieniu Piotra i Pawła biskup Rzymu pisze jeszcze: „Oprócz tych mężów, żyjących tak święcie, pamiętać trzeba jeszcze o całym mnóstwie wybranych, którzy cierpiąc z powodu zazdrości rozmaite zniewagi i tortury, stali się dla nas najpiękniejszym przykładem”. O jakie zniewagi i tortury może tu chodzić, jeśli nie o te, o których pisał Tacyt? Jaki inny przykład może mieć Klemens na myśli, jeśli nie męczeństwo? Chociaż zatem wprost nie stwierdza, że Piotr i Paweł ponieśli w Rzymie męczeńską śmierć, to kontekst, analogia z wcześniejszymi męczennikami Starego Testamentu i szczegóły językowe nie pozwalają na wyciągnięcie innych wniosków.

Najważniejszym następnym świadectwem jest napisany w 106 roku po Chr. list świętego Ignacego z Antiochii do Rzymian. Żeby zrozumieć jego treść, pisał niemiecki filolog Christian Gnilka, należy odczytywać słowa Ignacego we właściwym kontekście. Pismo biskupa Antiochii to odpowiedź na informacje przekazane mu przez posłańca z Rzymu, który próbował odwieść biskupa od męczeńskiej śmierci na arenie, gdzie miał zostać rzucony na pożarcie dzikim bestiom. Z tego punktu widzenia, zauważa niemiecki filolog, najważniejszy jest fragment, w którym Ignacy wspomina imiona obu Apostołów:

„Błagajcie za mnie Chrystusa, abym z pomocą zwierząt stał się ofiarą dla Boga. Nie wydaję wam rozkazów jak Piotr i Paweł. Oni – Apostołowie, ja – skazaniec, oni – wolni, ja – do dziś dnia niewolnik. Kiedy jednak będę cierpiał, wtedy stanę się wyzwoleńcem Jezusa Chrystusa i zmartwychwstanę w Nim wolny. Teraz, będąc więźniem, uczę się niczego nie pragnąć."

Otóż Rzymianie usiłują odwieść Ignacego od myśli o męczeńskiej śmierci na arenie z dzikimi bestiami. Jeśli Ignacy zginie w taki sposób, Rzymianie stracą okazję do czci jego zwłok, tak jak to ma miejsce w przypadku Piotra i Pawła. Ignacy wierzył, że gdy zginie pożarty przez dzikie bestie, w doskonały sposób zjednoczy się ze zmartwychwstałym Chrystusem – nic z niego nie pozostanie w ziemi. Rzymianie przeciwnie – chcieli albo całkiem odwieść go od męczeństwa, albo przekonać do innego rodzaju śmierci, tak by pozostawił swoje doczesne szczątki wiernym.

Wynika z tego – podkreśla Gnilka – że już na początku II wieku po Chr. musiał szerzyć się kult grobów męczenników! Jaki inny sens mogłyby mieć słowa Ignacego do Rzymian, kiedy odpowiada na ich pragnienie pochowania go i uczczenia? Podobnie wynika z listów, że właśnie z tego powodu – prawdopodobnego kultu zwłok złożonych w grobie – obawy żywiły władze Antiochii, dlatego podjęto decyzję, by męczennika rzucić na pożarcie bestiom. W ten sposób uniemożliwiano późniejszy kult jego zwłok.

„Wiemy – pisze Gnilka – że w latach 155–156 dokładnie taka sama strategia została zastosowana w Smyrnie, kiedy doszło do męczeńskiej śmierci Polikarpa i w 177 r., kiedy to na arenie w Lyonie zginęli chrześcijanie prześladowani przez pogan i Żydów."

Nie może zatem chodzić o zjawisko marginesowe i nieważne, zauważa niemiecki filolog.

„Z całą pewnością poganie nie interesowali się pogrzebowymi rytuałami chrześcijan. Obawiali się jednak albo też mogli o tym wiedzieć, śledząc podobne przypadki, że takie groby są odwiedzane i odbywają się tam zgromadzenia, które uniemożliwiają ograniczenie wpływów chrześcijaństwa."

„Nie wydaję wam rozkazów jak Piotr i Paweł. Oni – Apostołowie, ja – skazaniec, oni – wolni, ja – do dziś dnia niewolnik” – pisze Ignacy. Zakłada to zatem, że zwracając się do Rzymian, wie, że Piotr i Paweł byli tymi, którzy wydawali im rozkazy. Musieli być oni w oczach wspólnoty rzymskiej jej przywódcami. Taki tylko sens może mieć to przeciwstawienie – oni wydający rozkazy Aposotołowie – ja, który proszę, dopiero skazaniec. Znowu trafnie pisze Gnilka:

„Gdyby co do męczeństwa apostołów istniały wątpliwości i gdyby musiał on [Ignacy] liczyć się z tym, że Rzymianie nie wiedzieli o żadnym męczeństwie, to apel do apostołów nic by mu nie pomógł, raczej nawet by mu przeszkodził."

Skąd wzięliby się w liście do Rzymian Piotr i Paweł, w jaki sposób tłumaczyłaby się ich władza nad Rzymianami (oni wydawali rozkazy!), gdyby Apostołowie nie kierowali rzymskim kościołem i gdyby nie ponieśli tam męczeńskiej śmierci: „oni – wolni, ja – do dziś dnia niewolnik”.

„Sens jest jednoznaczny: apostołowie już wycierpieli męczeństwo, podczas gdy jego [Ignacego] jeszcze ono oczekuje. Rozkazuje on nie jak apostołowie, ponieważ jako jeszcze-nie-męczennik nie może tego właśnie zrobić."

Pokazuje to też, że autorytet apostołów w stosunku do wspólnot opiera się na tym, czy ich świadectwo zostało poddane próbie cierpienia. Konkluzja tych rozważań Gnilki jest jasna:

„Piotr i Paweł byli autorytetami w Rzymie właśnie dlatego, że posiadano tam ich groby. […] Już w czasie Ignacego groby apostołów są punktem odniesienia w całej argumentacji, którą posługiwali się także Rzymianie."

Z drugiej połowy II wieku pochodzą Dzieje Piotra, zapewne napisane na wschodzie Imperium. Mówi się tam ze szczegółami o męczeństwie Piotra w Rzymie i o jego pochówku przez niejakiego senatora Marcellusa. Również Liber pontificalis, klasyczna historia starożytnych papieży zredagowana w znanej nam wersji w VI wieku, przekazuje opowieść o Piotrze i podaje, że został on pochowany blisko miejsca, gdzie był ukrzyżowany, mianowicie „przy pałacu Nerona, na Watykanie, blisko ziemi triumfu”. Guarducci zauważa, że „pałacem Nerona” nazywano w średniowieczu cyrk Nerona, a ziemia triumfu to zapewne obszar położony przy drodze Triumfalnej.

Kluczowym świadectwem, które nie tylko jednoznacznie wskazuje na Rzym jako na miejsce męczeństwa Piotra – robili to wcześniej Klemens, Ignacy, Apokalipsa Piotra i Wniebowstąpienie Izajasza – ale pierwszy raz także wyraźnie (w przypadku listu Ignacego to domniemanie) jako na miejsce jego pochówku, jest słynny list Gajusza, rzymskiego kleryka, napisany w odpowiedzi Proklosowi, członkowi sekty montanistów. Powstał on albo pod koniec II, albo na początku III wieku po Chr., za czasów papieża Zefiryna.

Fragment pisma Gajusza został przekazany przez wielkiego historyka wczesnego Kościoła biskupa Euzebiusza z Cezarei w jego Historii Kościoła. Montaniści, z którymi spierał się Gajusz, szczególnie popularni byli w Azji Mniejszej. Przypominali oni nieco współczesnych charyzmatyków – wierzyli, że człowiek bezpośrednio może doświadczać wylania Ducha, że sakramenty i posłuszeństwo biskupom są rzeczą mało znaczącą, że chrześcijanie muszą wciąż na nowo wzniecać w sobie bezpośrednie doświadczenie łaski, do czego nie jest konieczne pośrednictwo kapłanów. Najwłaściwszym sposobem oddawania Bogu czci było dla nich męczeństwo – o ile ortodoksyjni chrześcijanie męczeństwa nie unikali, to wielu montanistów go poszukiwało. Wierzyli, że w ten sposób przyspieszą powrót Chrystusa.

Proklos, chcąc podkreślić wagę swojego autorytetu i osłabić pozycję Gajusza reprezentującego Rzym, wskazał, że to w Azji Mniejszej znajduje się grób apostoła Filipa i jego czcigodnych córek. Jakkolwiek osobliwe może nam się dziś wydawać takie rozumowanie, dla współczesnych był to mocny argument: Proklos ma rację, bo stoi za nim autorytet Filipa i jego córek, a znajdujące się w Azji, w Kościele, do którego przynależał Proklos, groby, były widomym dowodem słuszności jego słów. Co mógł na to odpowiedzieć polemista? Jeśli dowodem słuszności nauki Proklosa była obecność grobów Filipa i jego córek, to dowodem autorytetu Rzymu też musiały być groby! „Lecz ja mogę pokazać ci trofea apostołów. Jeśli tylko naprawdę przyszedłbyś na Watykan lub na via Ostia, znalazłbyś trofea tych, którzy założyli ten Kościół” – pisał Gajusz. Znowu dla każdego umiejącego czytać jest oczywiste, że tymi, którzy założyli ten Kościół – formuła, którą posłużył się już sto lat wcześniej święty Klemens – byli Piotr i Paweł.

Pierwszy został pochowany na Watykanie, drugi przy via Ostia. Co dokładnie oznacza w tym kontekście trofeum? Greckie tropaion zwykle oznaczało pomnik zwycięstwa. Stawiali go żołnierze zwycięskich wojsk na polu, na którym pobili przeciwników. Tropaion pochodzi od trope, a więc dosłownie chodzi o „ucieczkę wrogów”. „Jednak nie ma wątpliwości, że w tym przypadku Gajusz chciał przypisać określeniu tropaion znaczenie cmentarne” – pisze Guarducci. Słusznie. Jeśli Proklos opierał swoje roszczenia na tym, że reprezentuje wspólnotę, która szczyci się posiadaniem grobów Filipa i jego córek, to Gajusz mógł przeciwstawić mu jedynie inne, ważniejsze jeszcze groby. Dla chrześcijan od samego początku wraz z wiarą w realne zmartwychwstanie Chrystusa wszystko zmieniło swój sens. Moment śmierci stał się dniem narodzin, grób męczennika stał się zaś znakiem zwycięstwa. Wyznając wiarę do końca, nie poddając się, przezwyciężając pragnienie życia, męczennik pokonał śmierć i odniósł prawdziwy triumf nad wrogiem. Od tej pory jego grób to właśnie symbol zwycięstwa. Tak jak starożytni Rzymianie stawiali pomniki zwycięstwa w miejscach, skąd uciekł ich nieprzyjaciel, tak groby chrześcijańskich męczenników stały się znakami zwycięstwa nad śmiercią i zakusami diabła, który jak niepyszny musiał uciec z pola walki. Przechowany przez Euzebiusza list Gajusza nie miał charakteru urzędowego, co dodatkowo wzmacnia jego autentyczność. Gdyby Proklos go nie sprowokował, Gajusz nigdy nie napisałby odpowiedzi, a gdyby tego nie zrobił, to nie istniałby żaden literacki dowód na to, że rzymscy chrześcijanie znali miejsce grobu Piotra! Toż to byłaby gratka dla współczesnych racjonalistów i krytyków! Dopiero mogliby podważać, negować, nie rozumieć. Na szczęście jednak list się zachował i to niezwykle ważne świadectwo dotarło do naszych czasów.

Biorąc pod uwagę wszystkie dane – opis Tacyta, świadectwo Klemensa, tekst Ewangelii Jana, przekazy z Apokalipsy Piotra i Wniebowstąpienia Izajasza oraz list Gajusza – konkluzja jest nieodparta: Piotr zginął śmiercią męczeńską na krzyżu w Rzymie za czasów Nerona i było to najprawdopodobniej w a zatem późną jesienią 64 roku po Chr. Następnie został pochowany na Watykanie. Tyle wynika z lektury źródeł. Może jednak pojawić się jeszcze jedna wątpliwość: czy skoro w okresie od 64 do 313 roku po Chr. Rzym prowadził skierowane przeciw chrześcijanom prześladowania, poganie mogli pozostawić nienaruszony grób Apostoła?

Cesarstwo prześladuje chrześcijan

Tak jak nie wiadomo, ile ofiar pociągnęły prześladowania Nerona, tak też nie jest znany ich zasięg. Czy dotknęły one tylko wspólnoty w Rzymie? A może to, co zaczęło się w stolicy, urzędnicy i władza kopiowały w pozostałych miastach Imperium? Chrześcijanie ginęli słusznie, mniema Tacyt, ze względu na swoje „sromotne czyny” i „nienawiść do rodzaju ludzkiego” – to zaś nie było cechą charakterystyczną jedynie wspólnoty rzymskiej. Z drugiej strony Imperium nie było jeszcze scentralizowane, podział na prowincje senackie i poddane bezpośredniej władzy cesarza zachowywał ważność, dlatego okresowe represje w Rzymie nie musiały oznaczać takich samych prześladowań w innych regionach. Poza tym jeśli powodem prześladowań w 64 roku było rozwiązanie problemu wiarygodności Nerona po oskarżeniach o podpalenie Rzymu, to w innych miastach takiego motywu brakowało. Historycy mają różne opinie.

Według ks. Dąbrowskiego prześladowanie za czasów Nerona nie miało charakteru jednorazowego i sporadycznego, ale trwały.

Byłoby błędem przypuszczać, że prześladowanie za Nerona miało jedynie charakter przejściowy jako akt doraźny, służący określonym celom. Przeciwnie, jak z wielu świadectw pisarzy chrześcijańskich wynika, znamionowało ono początek systematycznego ścigania wyznawców nowej religii przez państwo rzymskie. „Ze wszystkich rozporządzeń Nerona – pisze Tertulian – to jedno się ostało, podczas gdy wszystkie inne istnieć przestały. I to w tym przekonaniu, że jest ono usprawiedliwione, jako nie odpowiadające swojemu sprawcy”.

Brak danych nie pozwala jednoznacznie rozstrzygnąć tej kwestii. Można jedynie zakładać, że nawet jeśli skutkiem rzymskich okresie pierwszych wielkich prześladowań, wkrótce po pożarze w stolicy Imperium, prześladowań nie była fala pogromów w całym Imperium, to chrześcijanie stracili dotychczasową osłonę i życzliwość władz. Skoro konflikt z Żydami był trwały i nie do załagodzenia – chrześcijanie musieli głosić chwałę Chrystusa, a Żydzi uważali, że stanowi to zerwanie z religią przodków – po roku 64 sytuacja zmieniła się dramatycznie na niekorzyść wyznawców nowej „drogi”.

Pierwsze wzmianki o kolejnych prześladowaniach odnoszą się do okresu panowania Domicjana pod koniec I wieku po Chr. Większość wcześniejszych historyków, odwołując się do źródeł pogańskich, jak Dion i Brucjusz, przyjmowała, że ten brat Tytusa i syn Wespazjana faktycznie wszczął prześladowania chrześcijan i że dotknęły one również część rodziny cesarskiej – Flavię Domicyllę, Flawiusza Klemencjusza i Acyliusza Glabriona. W ostatnich latach rośnie jednak grupa naukowców powątpiewających w te starożytne przekazy lub też interpretujących je w nowy sposób. Próbują oni albo w ogóle podważyć istnienie antychrześcijańskich prześladowań, albo ograniczyć ich skalę, albo wreszcie dowodzić, że ofiarami nie byli chrześcijanie, ale Żydzi i że Domicjan ukarał członków rodziny nie za przejście na chrześcijaństwo, ale na judaizm.

Wydaje się, że badacze stosują podwójną miarę: nawet jeśli źródła są spójne, jednoznaczne, różnorodne i współczesne wydarzeniom, to nie wystarczy. Zgodnie z kanonami dzisiejszej politycznej poprawności, która każe patrzeć na wszystko, co chrześcijańskie, podejrzliwie i interpretować przekazy wbrew ich przesłaniu, ma się okazać, że chrześcijanie albo nie cierpieli, albo też cierpienia dotknęły ich w stosunkowo niewielkim stopniu. Te źródła to Pastor Hermasa, teksty pisarzy wczesnochrześcijańskich od Hegezypa do Tertuliana, a także Plinusza, Brucjusza i przede wszystkim Kasjusza Diona. Opisuje on szczegółowo, że Domicjan „wśród wielu innych” zabił swojego kuzyna, konsula Flawiusza Klemensa. Pisze o głównym zarzucie „ateizmu” i o tym, że ofiary zagubiły się, przyjmując obyczaje żydowskie. Sordi zauważa, że rzymski historyk wyraźnie ma na myśli zachowanie całej wspólnoty i w ten sposób opisuje nakładane przez Domicjana w 95 roku kary: wszyscy dopuścili się ateizmu (impietas) i bezbożności (maiestas). Sordi zauważa słusznie, że „kara śmierci nie mogła być wymierzona za przyjęcie zwyczajów religii żydowskiej, bo cesarstwo uznawało ją za prawnie dozwoloną”. Ma rację. Nawet jeśli po roku 70 na Żydów nałożono fiscus iudaicus, czyli obowiązek zapłaty podatku na świątynię Jowisza zamiast na świątynię jerozolimską, wciąż cieszyli się oni przywilejami i prawami, o których nie mogli marzyć chrześcijanie. Różnica była podstawowa: dla Rzymian judaizm był kultem starożytnym, poza tym nie prowadził zakrojonych na szeroką skalę misji. „Od czasów Wespazjana i później wolność religijna była opłacana przez zwolenników judaizmu sumą didrachmy” – zauważa Sordi. Można zakładać, że w taki sposób próbowali sobie kupić wolność też chrześcijanie i to oni są tymi, którzy żyli zgodnie ze zwyczajami żydowskimi i chcieli płacić za spokój taki sam podatek jak Żydzi. Jednak przeprowadzone właśnie za czasów Domicjana kontrole – znowu wiadomo o nich ze źródeł pogańskich – musiały odkryć, że wśród płacących znalazła się grupa Żydów-chrześcijan, którzy nie mogli korzystać z ochrony prawnej przyznawanej judaizmowi. To przeciw nim mogło pojawić się oskarżenie o ateizm i to oni nie mogli się już od czasów Domicjana chronić, płacąc podatek tak jak Żydzi, wyznawcy judaizmu.

„Prześladowania Domicjana uderzają w chrześcijaństwo nie tylko w Rzymie, ale w całym Imperium (jak odsłania to wspomnienie Epikteta dla Epiru i Pliniusza w Bitynii), lecz wymierzone są one przede wszystkim przeciw rzymskim arystokratom – w rodziny o wielkich tradycjach – zauważa włoska historyk. Byłby to zatem znak skuteczności wcześniejszej misji Piotra i Pawła. Jeśli mimo prześladowań Nerona w latach 64–67 trzydzieści lat później Domicjan odkrywa chrześcijan w swoim najbliższym otoczeniu, znaczy to, że rzymski Kościół zachował ciągłość pamięci i się obronił."

Oznacza to jednak, że antychrześcijańskie prześladowania nie były stałą, powszechną i konsekwentnie prowadzoną polityką państwa. Miały charakter sporadyczny i lokalny, skierowane były przeciw konkretnym grupom. Tak samo było w okresie późniejszym, za rządów Trajana, jak wynika ze słynnej korespondencji cesarza z Pliniuszem Młodszym. Co więcej, Trajan sprawił, że procesy przeciw chrześcijanom wolno było wszczynać jedynie w oparciu o prywatne donosy konkretnych osób, anonimy już nie wystarczały. Dlatego w okresie między rokiem 64 a 150 po Chr. Rzymianie nie zniszczyli grobu świętego Piotra i nie podjęli skutecznych działań przeciw chrześcijanom, z pewnością odwiedzającym to miejsce. Na kult chrześcijański patrzono przez palce. Tak długo, jak chrześcijanie nie obnosili się ze swoją religią, mogli cieszyć się względnym spokojem. Sordi zwraca też uwagę, że Trajan pominął milczeniem przekazane mu przez Pliniusza informacje na temat potajemnych spotkań chrześcijan oraz ich wspólnot i odmówił prowadzenia śledztw z urzędu przeciw zgromadzeniom chrześcijańskim. W oczach cesarza Kościół nie stanowił zatem zagrożenia politycznego, chrześcijan można było karać jako jednostki. Uderza to szczególnie w porównaniu z podejrzliwością Trajana wobec wszelkich innych stowarzyszeń i zgromadzeń, w których działaniu dopatrywał się on niebezpieczeństwa politycznego. Można zatem, uważa Sordi, uznać jego odpowiedź na list Pliniusza nawet za zapowiedź pewnej formy tolerancji: państwo rzymskie nie jest zainteresowane walką z chrześcijaństwem, a chrześcijanie mogą sprawować swój kult pod warunkiem, że będą na tyle roztropni, by nie zwracać na siebie uwagi.

Prawdziwa zmiana w podejściu do chrześcijan dokonuje się za sprawą Marka Aureliusza. „Marek Aureliusz – pisze Sordi – widział niebezpieczeństwo nie w hierarchicznej organizacji Kościoła, lecz w tym, że Kościół pozostawał organizacją potajemną”. Tym samym włoska historyk uważa za słuszne określenie, jakim wobec Marka Aureliusza posłużył się Tertulian, gdy pisał, że cesarz ten był protector Christianorum. Cesarstwo nadal uznawało chrześcijaństwo za superstitio illicita, ale z coraz większą niechęcią przystępowało do akcji prześladowczych i karało delatorów. „Pod koniec rządów Marka Aureliusza i z pewnością pod Kommodusem organizacja kościelna wyszła z podziemia i stosunki między Kościołem a państwem zaczęły zyskiwać charakter otwarty, nawet jeśli nie oficjalny”. Kluczowe z tego punktu widzenia były właśnie decyzje skierowane przeciw delatorom, którzy czy to z chciwości, czy też kierując się chęcią zemsty, mogli w każdej chwili złożyć donos na dowolnego chrześcijanina i w ten sposób doprowadzić go do upadku. Koniec tego systemu był warunkiem koniecznym pojawienia się Kościoła w przestrzeni publicznej.

Nie była to jeszcze w prawdziwym tego słowa znaczeniu tolerancja religijna, gdyż chrześcijaństwo nie uzyskało statusu religia licita, jednak była to już faktycznie koegzystencja pokojowa.

„Sytuacja, w której jednocześnie widzi się w chrześcijaństwie religię potępioną, religio illicita zgodnie ze starymi, nigdy nie obalonymi prawami, co pozwala skazywać wyznawców – ale tylko wtedy, gdy ma miejsce właściwie przedstawiona denuncjacja – oraz widzi się w Kościele legalnego właściciela miejsc kultu oraz pochówku i pozwala się działać stowarzyszeniom kościelnym o charakterze pogrzebowym i kultowym, trwa, przerywana przez krótkie okresy lokalnych prześladowań, aż do epoki Sewerów i ich następców. Zmiana następuje za czasów Waleriana."

Głównym motywem władz jest chęć włączenia rosnącej w siłę wspólnoty chrześcijańskiej w życie Imperium, zintegrowanie chrześcijan i pozwolenie im na działalność publiczną. W okresie Marka Aureliusza pierwszy raz pojawiają się na inskrypcjach publicznych formuły chrześcijańskie.

 Cesarzem, który dramatycznie zmienił tę sytuację, był Walerian: pierwszy imperator, który zrozumiał, że skuteczny atak na chrześcijaństwo musi uderzać w nie jako w Kościół, zniszczyć podstawy działania wspólnoty chrześcijańskiej.

Prześladowania Waleriana oznaczały decydujący zwrot w stosunkach między państwem rzymskim a chrześcijaństwem: otwierają one po długim i pełnym sprzeczności kompromisie, który cechował się faktyczną tolerancją z jednej strony, z drugiej zaś odrzuceniem chrześcijaństwa w prawie, nową epokę, epokę oficjalnego uznania, której ukoronowaniem będzie tak zwany edykt mediolański.

 Głównym powodem zmiany polityki Rzymu była narastająca obawa pogan, którzy łączyli uderzające w państwo liczne nieszczęścia – klęski głodu, zaraza, katastrofy naturalne – ze wzrostem znaczenia i liczebności Kościoła. Poganie pierwszy raz zaczęli obawiać się politycznej siły chrześcijaństwa. Wymierzone w Kościół rozporządzenia cesarskie miały doprowadzić do faktycznego zniknięcia chrześcijaństwa z powierzchni ziemi. „Pierwszy raz w historii relacji między chrześcijaństwem a Imperium apostazja nie zapewniała bezkarności. Walerian chciał raz na zawsze wyeliminować z senatu, z klasy rycerskiej i z dworu chrześcijan i podejrzanych o chrześcijaństwo”. O ile Marek Aureliusz chciał chrześcijan zintegrować z resztą społeczeństwa, Walerian przeciwnie, właśnie z powodu strachu przed opanowaniem przez chrześcijan kluczowych stanowisk postanowił Kościół zniszczyć. Dlatego też uderzył w członków hierarchii kościelnej: „zrozumiał, że jeśli chce się uderzyć w chrześcijaństwo, trzeba je zniszczyć jako Kościół”. Mimo to brak dowodów, żeby którykolwiek cesarz posunął się tak daleko, by niszczyć chrześcijańskie groby i cmentarze. Takich świadectw nie ma też z późniejszego okresu, kiedy to w Kościół uderzyła ostania zakrojona na wielką skalę fala represji na rozkaz Dioklecjana. Władza rzymska nie była władzą totalitarną. Cesarze mieli pełnię władzy politycznej, ale musieli liczyć się z obyczajami, prawami, tradycją. A to oznaczało poszanowanie największej świętości, jaką były groby.

Grób rybaka możecie kupić w popularnych księgarniach internetowych: 

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Grób rybaka
Paweł Lisicki2
Okładka książki - Grób rybaka

Mogłoby się wydawać, że Bazylika Świętego Piotra zajmowała miejsce na mapie Rzymu od zawsze. Tymczasem dwa tysiące lat temu na Wzgórzu Watykańskim...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje