Jak dobrze jest wracać do domu. Fragment książki „Podróże serc"

Data: 2020-04-14 12:09:46 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Zamożna ziemianka, Joanna Wierzbicka, jest niespełnioną uczuciowo kobietą. Ukochany wybrał inną. Joanna, rzucając się w wir pracy, wybiera samotną drogę życia do momentu, gdy niespodziewanie w jej majątku pojawia się sześcioletnia Anielka. Dziewczynka jednego dnia tragicznie straciła rodziców. Zapis testamentu wskazuje Wierzbicką – matkę chrzestną Anielki – jako prawnego opiekuna sieroty. Od tej chwili życie samotnej kobiety i osieroconej dziewczynki zmienia się. Obie uczą się siebie nawzajem.

Anielka to prawdziwy skarb: żywe i ciekawe świata dziecko, które kocha bezinteresownie. To rezolutna, wygadana i śmiała dziewczynka, zdolna zauroczyć każdego. Z nową opiekunką poznaje podlaskie włości; okoliczne dwory i wsie; zwyczaje szlacheckie i ludowe.

Pewnego dnia w ich ustabilizowanym życiu pojawia się ojciec chrzestny dziewczynki – Marcin Czarnocki – drugi opiekun prawny sierotki, który dotychczas bywał za granicą. Jego przyjazd zwiastuje nieuchronne zmiany…

Obrazek w treści Jak dobrze jest wracać do domu. Fragment książki „Podróże serc" [jpg]

Podróże serc to pełna przejmującego ciepła, wzruszająca historia osieroconego dziecka, marzącego o nowej rodzinie i miłości; dziecka, które swoim zachowaniem skrada ludzkie serca. To także obraz podlaskich i łowickich ziemian w XIX wieku, zmuszonych do mieszkania i pracy pod rosyjskim zaborcą i starających się zachować narodową tożsamość. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu w naszym serwisie mogliście przeczytać premierowy fragment książki Podróże serc. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Kościół w Tucznej był najmłodszy na całym Podlasiu. Dzięki wstawiennictwu hrabiny Krasińskiej zastąpił zamknięty kodeński przybytek. Wysoką wieżę było widać z oddali, a neorenesansowy styl z jasnymi łukowatymi oknami wzbudzał zachwyt nie tylko miejscowych parafian. Na odpust patronki, mimo pracowitego czasu, ściągnęły tłumy. Ksiądz Władysław Kronbach mógł być zadowolony.

Anielka łapczywie obserwowała kobiety w czerwono-czarnych spódnicach, haftowanych koszulach i gorsecikach z kolorowymi chustkami na głowie. Niektóre nosiły spódnice w kraty, a inne w tkane pasiaki. Daleko im było do cudnych Łowiczanek, ale miały swój specyficzny urok. Dookoła ustawiono liczne stragany i kramy. Jeden był ciekawszy od drugiego. Tam sprzedawano płótno i materiały, tam chustki, koronki i niteczki, rękawiczki, sznury korali z laki i zwykłe szklane „dętki”, metalowe krzyże i święte medaliki, kolczyki, broszki i szpile, do których dziewczynce świeciły się oczy. Dalej oferowano świece i mydła z łomaskiej fabryki, żeberkowo-krzyżowe walce z korzeni i wikliny, mniejsze pojemniki ze słomy i trawy. Gliniane dzbany i garnki o różnych kształtach oferował sam garncarz Rogowski z Białej i nie były to tylko zwyczajne siwaki.

Pod małą brzózką na żerdzi zawieszono różnokolorowe wstążki, a kramarz zachęcał też do kupna świętych obrazów, modlitewników i świętych żywotów, a także zupełnie nie świętych opowieści o diabłach, czarownicach oraz innych sensacjach i romansach. Z rzadka widać było handlujących drobiem czy królikami, ale stragany z jedzeniem oblegali ci, co przybyli do Tucznej z dalej położonych wiosek, często pieszo, by choć raz uczestniczyć w uroczystej ofierze. Odkąd car zawziął się na wiarę katolicką, wiele duszyczek pozostawało bez należytej opieki, której nie mogły zapewnić cztery parafie w powiecie, nieliczni księża rezydujący po dworach i leśne misje przeznaczone dla trwających przy wierze unitów. Dusza Anielki rwała się do tych cudów, ale Joanna przedkładała uroczystości kościelne nad świeckie.

Gdy Joanna z Anielką siedziały już we wnętrzu świątyni, mała szepnęła do siebie:

– A jak mi nie wystarczy? – dumała, klękając w pierwszej ławie przed Najświętszym Sakramentem, nakrytym delikatnym umbraculum.

– Chłopiec po drugiej stronie ma już glinianego kogutka i konika na kijeczku, a dziewczynka obok ptaszka z drewna, który składa i rozkłada skrzydełka.

– Anielko, nie bujaj w obłokach – Joanna cicho zwróciła jej uwagę, widząc przy okazji, że mała macha nóżkami i ma niechlujną postawę. Anielka usłuchała i przez pewien czas powtarzała wezwania w Koronce do Przemienienia Pańskiego na wyzwolenie Polski. Nie bardzo wiedziała, o co prosi, wraz z księdzem i zebraną rzeszą, dlatego niebawem zaczęła się dyskretnie rozglądać. Wnętrze kościoła było świeżo bielone i jeszcze słabo ustrojone. Na ołtarzu – obraz świętej Anny z małą Maryją nie zajął jej dużo uwagi. Co innego rzeźbiona droga krzyżowa i krzyżyki ze świeczkami – „zacheuszkami”, na pamiątkę liczby apostołów i konsekracji. No i kwiaty: najpiękniejsze z okolicznych ogrodów, łąk, i te z bibuły. Z zazdrością spojrzała na opiekunkę, która wstała do komunii.

Ładnie odziane kobiety i najznamienitsi mężczyźni nieśli barwnie haftowane chorągwie i dwustronne feretrony, przed którymi dziewczynki takie jak ona sypały płatki kwiatów z wiklinowych koszyków, a chłopcy co sił dzwonili w dzwonki. Dziewczęta przechodziły właśnie przy krzakach przekwitłego jaśminu, zrywając biało-suche płatki i rzucając je pod nogi.

– Chciałabyś tak służyć na procesji? – spytała Joanna, wróciwszy z komunii.

Anielka pokiwała dumnie głową, a gdy ostatnia ewangelia kończyła właśnie uroczystą mszę i kobiety poszły prosić księdza o święcenie ziół odpędzających złe moce i wywołujących miłość, mała krzyknęła:

– Nareszcie!

Wybiegła wnet na przykościelny plac.

Chwilę później obie panie stały już przy kolorowych paciorkach. Wybrały piękne zwoje dla cioci Ani, w ocenie Anielki – błękitne jak niebo, i srebrny krzyżyk z ametystem – dla ciotki Emilii. January, służąc za tragarza, nosił w koszu wstążki, książki, dywan we wrzosowo-kremowe pasy, drewnianego zajączka na kijku, który, wprawiony w ruch, klaskał łapkami, komplet rzeźbionych zwierzątek gospodarskich i gliniany gwizdek. Wsiadając do bryczki, Joanna i Anielka miały doskonały widok na jarmark i rozpoczynające się tańce.

– Czas wracać, moja droga – Joanna zwróciła się do małej. – I tak staniemy na wieczór. Cała jesteś czerwona od tego biegania, a na pewno zmęczona i głodna.

– O, tak! – jęknęła dziewczynka, opadając na miękkie siedzenie.

– Proszę się najadać do woli – January przyniósł w drewnianych misach smaczne i gorące pierogi nadziane twarogiem, jagodami i gryczaną kaszą. Wiśniowy kompot zaspokoił pragnienie. Brzozowy sok, chleb z burakiem i maślane wafle zostawili na drogę. Anielka bawiła się nowymi zabawkami, śpiewała i nie omieszkała zadawać pytań. Joanna cierpliwie znosiła nieustanny słowotok.

– Co to za dziwny krzyż?

– To karawaka. Ma dwa ramiona. Postawili go mieszkańcy najbliższego sioła, by chronił ich od epidemii czy złego losu.

– A czemu to brzydkie drzewo tam rośnie, tak z dala od lasu, i jest takie pochyłe?

– Powaliła je wichura, a że kiedyś wisiała na nim kapliczka, to nie można go ściąć.

– A czy wujek Kazimierz zechce nosić fontaź*? Bo wujo zawsze jest pod szyją rozpięty…

– Na pewno zechce, bo to prezent od ciebie.

– A jak źle wybrałam?

– Nie, dziecko, dobrze wybrałaś – Joanna przytuliła małą do piersi i oba serca zabiły jakby nowym nieznanym sobie rytmem.

– Jak dobrze jest wracać do domu… – szepnęło dziecko, nie zdając sobie sprawy, że te proste słowa zabrzmiały w uszach Wierzbickiej niczym muzyka. 

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Podróże serc. Powieść Agnieszki Panasiuk kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Artykuł zamieszczony w ramach współpracy z Wydawnictwem Szara Godzina.

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Podróże serc
Agnieszka Panasiuk2
Okładka książki - Podróże serc

Zamożna ziemianka, Joanna Wierzbicka, jest niespełnioną uczuciowo kobietą. Ukochany wybrał inną. Joanna, rzucając się w wir pracy, wybiera samotną drogę...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy