Złoto jest w jej krwi, w jej oddechu, a nawet w jej oczach.
Lee Westfall ma silną kochającą rodzinę. Ma dom, który kocha i wiernego rumaka. Ma także najlepszego przyjaciela, którzy być może będzie być kimś ważniejszym. Lee ma także tajemnicę. Wyczuwa złoto w otaczającym ją świecie. Nawet żyły znajdujące się głęboko w ziemi, małe bryłki w strumieniu oraz złoty pył pod jej paznokciami. Dziewczyna zdaje sobie sprawę z tego, jak potężnym i niebezpiecznym darem została obdarzona. Wie, że w każdej chwili ktoś może go odkryć… Aby przekonać się, jak dalej potoczą się jej losy, sięgnijcie po powieść Rae Carson Złotowidząca. Tom 1. Ucieczka. Książkę poleca Wydawnictwo Jaguar, a w naszym serwisie znajdziecie jej kolejny już fragment:
– Jadę na zachód, Lee – wyrzuca z siebie.
Jak cios w brzuch.
– Co? Kiedy?
– Teraz – odpowiada. – Jedź ze mną.
Kara klacz stoi przy schodkach. Sakwy przy siodle, długa strzelba Jeffersona w kaburze od strony zadu.
– Ta grudka, którą mi dałaś. Powinienem ci ją oddać, ale… Właśnie wracam ze sklepu Wolnego Jima. Kupił ją ode mnie. Zapłacił tyle, że starczy na miejsce na wozie.
– Nigdy nie była moja. Mogłeś z nią zrobić, co tylko chciałeś.
– Więc jedź ze mną do Kalifornii. Choćby dzisiaj mogłabyś sprzedać ziemię panu Gilmore’owi.
Zamykam oczy i widzę przejrzyste górskie potoki pełne złotych płatków, grudki czekające wśród sosnowych igieł, tyle zwierzyny, że wystarczy wyjść na ganek i polować. Dla dziewczyny takiej jak ja Kalifornia to ziemia obiecana.
– Posłuchaj, Leah, gdybyś to zrobiła, mielibyśmy dość pieniędzy, żeby zapłacić za podróż i…
– Sama nie wiem. – O to chodziło w jego oświadczynach? Chce mieć pomocnika w drodze na zachód?
– Pan Gilmore od lat miał waszą ziemię na oku – obstaje przy swoim.
Kręcę przecząco głową.
– To i tak bez znaczenia. Jestem tylko dziewczyną, nie mogę niczego sprzedać, póki nie znajdę testamentu tatka na dowód, że to wszystko jest moje. – Nie bardzo wiem, jak to zrobić. To wujek Hiram przed laty spisał jego testament. – Jeff, tu jest mój dom. Harowałam w pocie czoła, żeby powstało tu coś ładnego. Nie wiem, co ze mną będzie, jak sobie sama poradzę, ale…
Podchodzi bliżej, aż wypełnia sobą całą framugę. Kiedy właściwie Jefferson tak urósł?
– Więc po prostu jedźmy.
Na miłość boską! Czuję, jak w moim sercu znowu otwiera się bolesna rana, taka sama jak ta, która zjawiła się, gdy zobaczyłam but tatka na śniegu.
– Muszę być na pogrzebie, muszę przejrzeć rzeczy rodziców, no i są moje kury i…
Zakłada kapelusz na głowę.
– Znam cię i wiem, że tego chcesz. Jeśli zmienisz zdanie, szukaj mnie w Independence, w stanie Missouri. Poczekam na ciebie. I tak na zachód nie ruszę, póki na prerii nie będzie świeżej trawy, bo inaczej kara klacz mi padnie. Ale dłużej nie mogę czekać, bo inaczej zima zastanie mnie w górach. – Zaciska usta w wąską linię. – Będę czekał w Independence tak długo, jak się da.
Odprowadzam go wzrokiem, a rana staje się coraz głębsza i bardziej bolesna. Słońce pada mu na ramiona, oświetla jak pochodnię i przez chwilę nie mogę oddychać.
Zatrzymuje się. Odwraca. Ze smutkiem w oczach mówi:
– Wygląda na to, że całe życie czekałem na twoją decyzję, Lee. Ale mężczyzna nie może czekać bez końca i dalej być mężczyzną.