Cztery siostry żyją pod opieką matki z ojcem-alkoholikiem w domu. Za wszelką cenę pragną wyrwać się z biedy. Nie zmienia to jednak szoku, jaki wywołuje oświadczenie jednej z dziewcząt. Wychodzi za mąż. W najbliższą sobotę. Ale czy jej małżeństwo jest rzeczywiście szansą na rozpoczęcie nowego życia? I czy cena, jaką trzeba będzie za nie zapłacić, nie okaże się zbyt wysoka? Do lektury powieści Zuzanny Arczyńskiej Dziewczyna bez makijażu zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W naszym serwisie możecie przeczytać już wywiad z autorką. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam premierowy fragment książki. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Tym razem było inaczej. Facet wrzeszczał na nią bez przerwy. Kazał się jej natychmiast przyznać do winy. Darł ryja niemożliwie. Ubliżał jej, złapał ją za włosy, wtedy kok się rozpadł, a dręczyciel odciągnął głowę dziewczyny do tyłu i ryczał jej prosto w twarz, że albo zaraz się przyzna, albo nie dożyje jutra, bo zawiśnie na własnych sznurowadłach. Zawiązał jej jedno z nich na szyi i zaciskał. Angelika bała się tak bardzo, jak jeszcze nigdy. Nawet ojciec w dzieciństwie nie przeraził jej tak jak ten ryczący brutal. Powodowana strachem, szarpnęła się mocno i na skórze powstała krwawa pręga. Wściekły policjant od razu uderzył ją dłonią w twarz. Odchyliła się, ale i tak mocno dostała w nos. Widok własnej krwi przeciekającej przez palce i kapiącej na podłogę sprawił, że zaczęła myśleć. Wyprostowała się i pozwoliła, by ciepła ciecz płynęła jej po brodzie. Wytarła w materiał na piersi zakrwawione ręce. Pomyślała, że to się tak nie skończy. Ciepła posoka wsiąkała w czarny dres, tymczasem mężczyzna miotał się, wrzeszczał i groził. Kazał jej podpisać czystą kartkę, ale nawet nie wzięła do ręki długopisu. Wyobraziła sobie, że jest zamknięta z mamą w pokoju, gdy pijany ojciec awanturuje się za ścianą. Wiedziała, że tu nie wejdzie. Poczuła spokój. Wzięła dwa głębokie oddechy przez otwarte usta. Krew z nosa zaczęła już nieco krzepnąć. Wytarła mokrą dłoń o stół od spodu, zostawiając na nim niewidoczne z góry krwawe smugi i odciski palców. Zaczęła nucić pod nosem:
Czterdzieści kroków wśród palm,
czterdzieści kroków wśród hotelowych palm.
Na końcu korytarza są drzwi, no a za drzwiami stoisz ty
I cała, cała noc.
Wyobraziła sobie za tymi drzwiami Aloszę. Pomyślała, że jeśli będzie myśleć o czymś dobrym, poradzi sobie. Wytrzyma. Głos wściekłego ogra walącego ręką w stół nie pomagał, narastał. Chwilami znów zmieniała się w małą kupkę strachu, potem podnosiła głowę na policjanta i wzruszała ramionami, jakby nie wiedziała, o czym do niej wrzeszczy. Był już na etapie obietnic.
– Podpisz tu tylko i zaraz pójdziesz do domu! – Podsuwał jej czystą kartkę.
Zmęczony mózg chciał ulec. Była już u kresu sił. Jednak co takiego mogła zrobić? Rozpłakać się? Co by to dało? Pomyślała, że nie ją pierwszą wrabiają, nie ją pierwszą chcą złamać, przesłuchując po nocach. Odpłynęła myślami daleko, a jej oprawca wyszedł, zostawiając ją z pustą kartką i długopisem. Niewiele myśląc, oparła twarz o złożone na stole przedramiona i spróbowała zasnąć, tłumacząc sobie, że gdy pogrąży się we śnie, nabierze sił, a gdy się obudzi, będzie już po wszystkim albo przynajmniej bliżej końca kaźni.
Nie wiedziała, na jak długo przysnęła. Ogr znów na nią darł ryja i szarpał ją za włosy.
– Jak mi tu, kurwa, zaraz nie nabazgrzesz nazwiska, to wezwę karetkę i odwiozą cię do psychiatryka! Pisz mi tu, kurwa! Pisz, rozumiesz?! Bo jak ci naprawdę jebnę, to będziesz ząbki zbierać jak puzzle po lastryku! Jeszcze się taki gieroj nie znalazł, żeby mi nie podpisał! Pisz, kurwo, bo cię zaraz wsadzę na dołek z chłopcami, a oni już dawno nie widzieli świeżego mięska. Jebią się w dupy i trzepią przy świetle. Pooglądają sobie chociaż, co rżną, nim cię wydupczą za wszystkie czasy. Mężuś własnej dziury nie pozna! Pisz, do kurwy nędzy, bo jak ci zapierdolę w ten młody ryj, to cię rodzona matka pomyli z własną babką! No co za zdzira uparta! Pisz! – Próbował wcisnąć długopis w jej rękę.
Bardzo mocno ścisnął jej dłoń. Krzyknęła, gdy coś pękło. Wkurwił się jeszcze bardziej, podniósł ją jak szmacianą lalkę i rzucił nią o ścianę. Uderzyła plecami i głową. Mocno. Osunęła się na podłogę i po chwili zaczęła wymiotować. Nie reagował, aż zobaczył, że zwraca krwią. Wtedy podniósł słuchawkę i przerażonym głosem powiedział:
– Dajcie mi tu migiem karetkę na komendę. Mam próbę samobójstwa.
Autorem tekstu Hotel jest Grzegorz Kaźmierczak. Utwór pochodzi z albumu „Wieczór przy balustradzie" grupy Variété (1996 r.).
W naszym serwisie możecie już przeczytać kolejny fragment powieści. Książkę Dziewczyna bez makijażu możecie już kupić w popularnych księgarniach internetowych: