W niewielkim mieście matka w skrajnej biedzie wychowuje cztery córki. Pewnego dnia najstarsza oznajmia, że wychodzi za mąż. I to już w najbliższą sobotę.
Kim okaże się mąż Angeliki? Dlaczego oferuje krocie za nazwisko młodej żony?
Dziewczyna bez makijażu to historia o kobietach, które jak lwice walczą o każdy dzień, aby godnie żyć i zapewnić lepszą przyszłość dzieciom. Jaką cenę trzeba za to zapłacić? Co można kupić, a co nie jest na sprzedaż? Matka i córka codziennie zadają sobie te pytania…
Do lektury powieści Zuzanny Arczyńskiej zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu mogliście przeczytać premierowe fragmenty książki, zamieściliśmy też wywiad z autorką. Dzisiaj czas na kolejną odsłonę tej historii:
Grzybek po raz pierwszy w życiu miał profesjonalnie obcięte włosy, a nie ostrzyżone ledwo działającą tępą maszynką ojca. Wyszedł od fryzjera i od razu ruszył po zakupy. Zapłacił za studniówkę jako jeden z ostatnich i jeszcze nie wiedział, kogo na nią zaprosi, a czasu było coraz mniej. Na założone dla niego konto teść Angeliki wpłacił równowartość pięciomiesięcznego stypendium. Chłopak nigdy w życiu nie posiadał takich pieniędzy. Spłacił zaległość w energetyce, potem w mieszkaniówce, na koniec uzupełnił zapas leków w aptece i postanowił wydać na coś dla siebie. Nie pamiętał, kiedy kupował ubrania w sklepie. Zawsze robił zakupy w lumpeksach i na rynku. Tylko buty zdobywał lepsze, bo wtedy starczały na dłużej.
Chłopak stał przed ladą, za którą uśmiechnięta pani w perfekcyjnym makijażu pytała go, jak może mu pomóc. Wybrała garnitur i koszulę, nawet krawat zaproponowała. Następnie nastolatek dokupił jeszcze dżinsy i bluzę. Tak zaopatrzony wracał do domu. Teraz jego największym zmartwieniem była partnerka na studniówkę. Niewiele myśląc, dał ogłoszenie na szkolnym Facebooku:
Masz się w co ubrać? Chcesz pójść na studniówkę? Szukam partnerki. Info na priv.
Jak dziecko cieszył się z telefonu z internetem w miksie. Nim dotarł do domu, miał już dwie wiadomości. Kojarzył obie kandydatki ze szkolnych korytarzy. Poprosił, by napisały, jaki mają interes w tym, żeby się z nim pojawić na imprezie. Pierwsza coś mąciła, więc wysunął daleko idący wniosek, że jest zainteresowana kimś innym. Przytaknęła, więc jej podziękował. Nie oczekiwał wdzięczności i poświęcenia mu uwagi, ale nie chciał, żeby jakaś siksa narobiła mu obciachu. Druga napisała, że będzie organizowała studniówkę w przyszłym roku i potrzebuje to i owo podpatrzeć. Z tą się umówił i odetchnął, bo miał temat z głowy.
W domu było zimno. Ojciec siedział na wózku w polarze, nogi miał zawinięte szarym sfilcowanym kocem. Młodego jeszcze nie było. Grzybek zostawił rzeczy i poszedł naszykować drewno. Nałupał rozpałki i naniósł na zapas. Ułożył za piecem tak, by ojciec mógł dosięgnąć i podkładać. Wyczyścił popielnik, rozpalił i przysunął wózek ojca, aby chory zagrzał się trochę od ognia i pilnował płomieni. Nie mógł ustawić go bliżej, bo gdyby tata zasnął i zająłby się koc, rodzic nie poczułby nawet, że płoną mu nogi.
Młody, gdy wracał, przynosił tacie obiad ze szkolnej stołówki. Opieka płaciła za dodatkowy posiłek w podstawówce, bo były tam większe porcje. W ten sposób cała trójka miała ciepły obiad: chłopcy w szkołach, a ojciec doniesiony do domu. Brata jeszcze nie było. Grzybek przygotował dzbanek herbaty i opowiedział o dzisiejszych zakupach. Stary ciągle stroił fochy. Od chwili, gdy syn powiedział mu o stypendium, zrobił się płaczliwy i nerwowy. Najpierw chłopak sądził, że chodzi o wzruszenie, ale teraz coraz częściej się nad tym zastanawiał.
– Popłaciłem zaległe rachunki, kupiłem twoje leki, sobie trochę ciuchów. Musimy jeszcze z Kajtkiem pójść kupić mu buty. Aha, węgiel zamówiłem. Pół tony, bo do wiosny już niedaleko. Jutro rano przywiozą. Wrzucę do piwnicy, gdy wrócę ze szkoły.
– Teraz to ty jesteś pan, Grzesiu. Masz swoje, to ci ojca renta za mało. – Staruszek pociągnął nosem.
– Tato, o co ci chodzi? Dlaczego nie umiesz się tym cieszyć?
– Z czego mam się cieszyć?
– Ze wszystkiego. Zapłaciliśmy czynsz, więc dostaniemy w końcu dodatek mieszkaniowy. Prądu nam nie odłączą. Mamy na życie.
– Do tej pory też mieliśmy – burknął.
– Co mieliśmy, tato? Obiady opłacone w szkole przez opiekę? Ja to doceniam, ale chciałbym jeść też śniadania i kolacje codziennie, a nie jak się trafi. Powiedz, na co się złościsz. O co ci chodzi?
– O nic.
– To dziękuj Bogu, że się ten od stypendium trafił. Życie dzięki niemu będzie łatwiejsze. Będziemy jeść owoce i warzywa, mniej chorować, zęby się tak nie będą psuły. Ja ciągle rosnę, mały też, ty chorujesz, wszyscy potrzebujemy jeść. Dobrze o tym wiesz. Dlaczego jesteś tak niewdzięczny?
– Bo byliśmy z biedą oswojeni! Teraz masz pieniądze, przyzwyczaimy się do lepszego, a potem pójdziesz w świat i zabierzesz je ze sobą, a my z Kajtkiem co? On mi pomoże się umyć? Nie damy rady we dwóch! On nie da rady! Uciekniesz do wielkiego miasta na studia i nic nam tu dobrego nie zostanie!
– Rozumiem, że się martwisz, ale jesteś po prostu niewdzięczny, tato. Nie wiem, co będzie dalej, lecz nie zamierzam z tego zrezygnować. Rozumiesz?! Studia to dla mnie jedyna okazja! Powinieneś wiedzieć, że dla nas wszystkich. Pójdę do pracy nie byle gdzie za grosze, tylko do solidnego człowieka za poważne pieniądze. Zobowiązałem się i tak zrobię! Ty możesz mnie wspierać i mieć nadzieję, że szybciej nam się poprawi, albo siedzieć tu i lamentować, że się boisz. – Ukucnął przy wózku i wziął ojca za rękę. – Wszyscy się boimy. Ja też, ale nie pozwolę na to, żeby strach zamydlił mi oczy. Zastanów się… Wolisz przepękać jeszcze trochę, a potem mieć dostatek czy umrzeć w biedzie z niedożywienia albo braku kasy na leki?
– Ale ja nie mogę ci pomóc… – Mężczyzna załkał żałośnie.
– Oczywiście, że możesz. Przypomnij sobie, kto tu jest dzieckiem, a kto rodzicem, i się ogarnij. Potrzebne mi twoje wsparcie.
– Będę cię wspierał, synku, będę. – Ojciec łkał i chłopakowi zrobiło się go szkoda.
– Kocham cię. Przecież wiesz. – Przysiadł obok. – Powiedz, co sądzisz o piecyku olejowym na prąd. Nie byłoby nam tak zimno.
– Może lepiej grzałkę do pieca założyć?
– Kurde, zapłaciłem już za węgiel. Spiralę założymy przed następną zimą, tylko przestawimy piec, bo ten szamot już nie trzyma. Żebym do dziesiątej palił, a rano piec miał zimny… Tak nie może być. Po sezonie weźmiemy zduna, przestawi piec, da nową glinę, wymieni stare kafle, żeby nie było popękanych, i wtedy założymy spiralę grzewczą.
– Po co pytasz, jeśli już postanowiłeś?
– Pytałem o grzejnik olejowy na kółkach. Zagrzalibyśmy trochę tu, trochę tam. On ciepło trzyma, bo olej wolniej stygnie. Byłoby cieplej rano i nim rozpalimy.
– Ale rachunki większe. Zawsze coś kosztem czegoś, Grzesiu.
– Zdrowy ojciec jest ważniejszy niż wyższe opłaty. Wolę wydać na prąd niż na leki, bo jeśli znowu trafisz do szpitala, to już nie będzie tak lekko. Pamiętaj. Kolejne zapalenie płuc i możesz się nie wywinąć. O, młody wraca. Obiad zjedz. Idę ten piecyk kupić i coś na kolację. Dziś zjemy jajka. Całą dychę we trzech. – Uśmiechnął się szeroko i włożył kurtkę. Spojrzał na ojca. Miał nadzieję, że ostatnie wydarzenia wstrząsnęły rodzicem na tyle mocno, że wreszcie się przełamie i zmieni na lepsze. Stojąc w drzwiach, rzucił jeszcze: – Pal w piecu, tato, bo zgaśnie. – Wyszedł, mijając się na schodach z Kajtkiem niosącym metalowe trojaki.
Jeśli zainteresowała Was Dziewczyna bez makijażu, powieść Zuzanny Arczyńskiej kupicie już w popularnych księgarniach internetowych: