Czy troje to już tłum? Zuzannę, Paulę i Bartka wiążą wspomnienia i wspólnie spędzona młodość. Połączyła ich burzliwa relacja, która potem przerodziła się w coś więcej. Byli nierozłączni. Do czasu… Ścieżki ich życia zaplotły się i rozeszły w skomplikowany sposób. Po ponad dwudziestu latach Paula powraca do rodzinnego Grudziądza, gdzie wszystko wydaje się inne, niż zapamiętała. Małżeństwo Zuzanny i Bartka też nie wygląda tak, jak to sobie wyobrażała. Zwłaszcza że pojawia się ktoś jeszcze. Ta druga.
Do przeczytania książki Tomasza Betchera Ta druga zaprasza Wydawnictwo Mięta. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Ta druga. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Rozdział 2
Wtedy
Zuzia Kordys była głodna, a zapach kanapki z szynką, którą jej kolega wyjął ze śniadaniówki w czasie przerwy, wywołał burczenie w brzuchu. Dziewczynka owinęła się połą rozpinanej bluzy ze strachu, że ktoś to usłyszy. Rejwach w czasie przerwy był jednak tak duży, że ryzyko wydawało się minimalne, ale taki scenariusz podsuwała jej bujna wyobraźnia.
Rano ojciec rozpętał tak karczemną awanturę, że Zuzia wolała cichaczem wymknąć się z domu niż przypadkiem napatoczyć na jego ciężką rękę, która zaskakująco szybko uzbrajała się w pas. Nie zdążyła zrobić sobie śniadania, a do długiej przerwy zostały jeszcze dwie lekcje. Wprawdzie jej rodzice nie płacili za obiady, ale gorącą zupę mógł dostać każdy uczeń. A kucharki ze stołówki doskonale się orientowały, które dziecko potrzebuje szczególnie sycącej porcji. Dlatego Zuzia często znajdowała w swoim talerzu większe kawałki mięsa, kiełbasy czy warzyw.
Wiedziała, że wytrzyma. Nie po raz pierwszy znalazła się w takiej sytuacji. Niech tylko skończy się ta przeklęta przerwa, w trakcie której dzieci wyjmowały woreczki ze śniadaniem, a co lepiej sytuowane – eleganckie plastikowe śniadaniówki wypełnione kanapkami i innymi smakołykami. Zuzia marzyła, by mieć taką z wizerunkiem lalki Barbie.
Dźwięk dzwonka zabrzmiał ogłuszająco, a dzieci zaczęły się ustawiać przed klasami. Wkrótce zjawiła się wychowawczyni i wpuściła wszystkich do sali. Zuzanna usiadła na swoim krześle i poprawiła przybory na ławce. Miejsce obok niej było puste. Do tej pory siedział z nią Piotrek, który nie zdał do następnej klasy, nad czym Zuzia niezmiernie ubolewała. Mieszkali w jednym bloku, a ich rodziny były… cóż, podobne. Czasami pomagała mu w lekcjach, w zamian za to była w klasie nietykalna. Piotrek lubił i potrafił się bić, więc dopóki miała go u boku, niewiele osób odważało się z niej drwić. To zmieniło się drugiego września, odtąd puste miejsce jasno dawało znać, że jej obrońca powtarza klasę.
Drzwi skrzypnęły i ukazała się w nich dyrektorka. Wprowadziła do klasy ciemnowłosą dziewczynkę o bladej twarzy, która z nieśmiałości wpatrywała się w swoje białe trampki.
– Dzieci. – Wychowawczyni gestem nakazała, aby wstać.
Nogi krzeseł zgrzytnęły chóralnie po posadzce.
– Dzieeeńdooobryyy.
– Dzień dobry. – Dyrektorka uśmiechnęła się, odsłaniając pożółkłe od tytoniu i kawy zęby. – To jest Paula, wasza nowa koleżanka. Wierzę, że przyjmiecie ją serdecznie i szybko się zaaklimatyzuje. Pani Danuto, zostawiam ją w pani rękach.
– Oczywiście. Dziękuję, pani dyrektor. Zaopiekujemy się Paulą. Chodź, dziecko. – Wychowawczyni poprowadziła dziewczynkę do jedynego wolnego miejsca. Tuż obok Zuzi, która jak zahipnotyzowana wpatrywała się w nową uczennicę. – Będziesz siedziała z Zuzią.
Paula wyglądała jak z obrazka. Ciemne włosy uczesała w kucyk ściągnięty frotką z cekinami. Żadna dziewczyna w klasie nie miała podobnej, a Zuzanna nie mogła marzyć nawet o zwykłej. Nie mówiąc już o bluzce z nadrukiem Abby, dżinsowej spódniczce czy białych jak śnieg trampkach.
– No, Zuzia, przywitaj się. – Wychowawczyni wyrwała dziewczynkę z rozmyślań.
– Cześć – powiedziała cicho i spuściła wzrok.
Nie łudziła się, że będzie miała nową koleżankę. Wiedziała, że jak tylko zadzwoni dzwonek, Paula pogna do dziewczyn, które miały się czym pochwalić. Jej wytarty, odziedziczony po starszym bracie i ozdobiony logotypami Metalliki, Slayera i Sepultury piórnik, książki z pozaginanymi rogami czy sprane ubrania mówiły same za siebie.
– Hej. – Nowa dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało i zajęła miejsce. – Jestem Paula.
– Zuzia, ale dla przyjaciół Zuza – odpowiedziała i się zaczerwieniła. Usłyszała ten tekst w jednym z oglądanych przez mamę seriali i jej się spodobał. Tyle że na żywo wypadł żenująco.
Paula zachichotała i nic nie odpowiedziała. Wyjęła zestaw przyborów wyglądający, jakby dopiero co opuścił fabrykę.
– Otwieramy podręcznik na stronie czterdziestej czwartej. Ćwiczenie pierwsze. Zróbcie samodzielnie, a za chwilę ktoś przeczyta rozwiązanie.
W klasie zapanowała cisza, przerywana jedynie chrobotem długopisów w zeszytach i szeptanymi konsultacjami.
– O kurczę, nie miałam tego – powiedziała cicho Paula i zrobiła zakłopotaną minę.
– Musisz przenieść tę liczbę tutaj, a potem zsumować. – Palec Zuzi, zakończony obgryzionym paznokciem, powędrował na zeszyt Pauli. – Tak samo w drugim przykładzie, ale w trzecim trzeba najpierw obliczyć to, co masz w nawiasie.
– Ty już zrobiłaś wszystko?
– Wszystko. – Zuzia uśmiechnęła się z dumą. Chociaż na tym polu mogła się pochwalić czymś więcej niż reszta klasy.
Nowa dziewczynka wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Dopiero teraz zobaczyła, że zeszyt Zuzanny pokryty jest równym, starannym pismem.
– Nie martw się. Mogę ci pomóc z matmy, jak chcesz. Słysząc narastający w klasie gwar, nauczycielka podniosła wzrok znad dziennika.
– Gotowe? No dobrze, to teraz poproszę kogoś do tablicy, żeby rozwiązał pierwszy podpunkt. Może, może…
Wśród uczniów narastało nieznośne napięcie, wprost proporcjonalne do ocen z matematyki każdego z nich.
– Może numer dwadzieścia dziewięć.
– Ja jestem dziś niepytany. Mam szczęśliwy numerek.
– Tak? – Przez twarz nauczycielki przebiegł grymas niezadowolenia. – To w takim razie sąsiadka z dziennika, Żabińska.
– Nie ma jej – odpowiedziała chóralnie klasa.
Matematyczka odsunęła dziennik, rozczarowana nieskutecznym typowaniem. Rozejrzała się po twarzach uczniów i uczennic, po czym zatrzymała wzrok na nowej dziewczynce.
– Paula Bergman? Chcesz spróbować? – zapytała miło. Milej niż zwykle, z czego Zuzia błyskawicznie zdała sobie sprawę. – Jesteś nowa, więc masz prawo odmówić, ale byłoby świetnie, gdybyś spróbowała.
Nowa uczennica podniosła się i podeszła do tablicy. Rozwiązała pierwszy przykład, tłumacząc, co robi. Dokładnie tak, jak chwilę wcześniej zrobiła to Zuzanna. Kiedy Paula opadła na krzesło, wyglądała, jakby przebiegła maraton.
– Dzięki, Zuza – szepnęła i spoconą dłonią wsunęła coś do ręki koleżance z ławki. – Uratowałaś mi życie.
Zuzia spojrzała pod blat i zobaczyła, że na jej dłoni leży truskawkowa mamba. Choć jeszcze nigdy takiej nie jadła, największe wrażenie zrobiło na niej to, jak zwróciła się do niej Paula.
Zuza. Dla przyjaciół Zuza.
To była przyjaźń od pierwszego wejrzenia. Choć dziewczyny z klasy wiele razy próbowały odbić Paulę, ta nie chciała opuszczać Zuzi na dłużej niż chwilę. W czasie lekcji były jak papużki nierozłączki. Kiedy zajęcia się kończyły, dziewczęta niechętnie się rozstawały.
Zuzanna zwykle szła do świetlicy, gdzie odrabiała lekcje lub czytała lektury szkolne. Gdy je kończyła, wyciągała z plecaka inną książkę wypożyczoną w szkolnej bibliotece. Dwa razy w tygodniu chodziła do babci. Po Paulę często przyjeżdżał ojciec, który zawoził ją na lekcje języka angielskiego, nauki gry na fortepianie czy jazdy konnej. Dziewczęta mogły spotykać się dopiero późnymi popołudniami, a i to jedynie wtedy, kiedy pogoda była sprzyjająca. Pozytywnym wyjątkiem był czwartek, gdy kończyły ósmą lekcję.
– Idziemy na planty? – spytała Paula, kiedy stanęły przed szkołą. Zwykle tutaj się żegnały i każda szła w swoim kierunku. – Na zapiekankę z „dziupli”?
Zuzanna zazwyczaj ożywiała się na to hasło. Grudziądzkie zapiekanki stanowiły już swego rodzaju legendę i przed niewielkim pawilonem, zwanym potocznie dziuplą, często ustawiały się kolejki.
– Nie mogę. – Zuzia zasępiła się i przygryzła dolną wargę. – Muszę wracać do domu.
Paula zmarszczyła czoło. Znała już Zuzę na tyle, że wiedziała o jej rytuałach. Zwykle najpierw szła do babci, jadła u niej obiad i zostawała godzinkę, by pomóc staruszce, w czym trzeba. Czasami robiła jej zakupy, szła do apteki po leki lub do piwnicy po wiaderko węgla.
– Nie idziesz dziś do babci?
Tym razem na wspomnienie o babci oczy Zuzanny się zaszkliły.
– Nie, dzisiaj nie. Babcię zabrali do szpitala.
– O rany, przykro mi. – Objęła przyjaciółkę, a ta wtuliła się w ramię Pauli.
Babcia była jedyną osobą w życiu Zuzanny, która nigdy jej nie skrzywdziła. Ta dobra, ciepła staruszka pachniała gotowaną kapustą i amolem. Kordysowie nie odwiedzali jej, bo otwarcie mówiła, co myśli o postępowaniu swojego syna i synowej.
Stanisława Kordys chorowała od dawna. Zuzanna opowiadała o tym Pauli, ale nie mówiła jej całej prawdy. W ciągu ostatnich tygodni stan babci znacznie się pogorszył. To wtedy Zuzanna po raz pierwszy usłyszała słowo „rak”. Pomyślała, że tak śmiesznie nazwana choroba nie może być groźna. Uplasowała ją między świnką a różyczką. Prawda była jednak znacznie gorsza. Babcia Stasia marniała z dnia na dzień, a od niedzieli wyglądała niczym straszydło z horroru. Kości odznaczały się makabrycznie pod skórą cienką jak pergamin. Zuzanna miała wrażenie, że zaraz ją przebiją. Pozbawiona włosów głowa straszyła głębokimi oczodołami i zapadniętymi policzkami. Ostatniego dnia, kiedy Zuzia ją odwiedziła, babcia jęczała z bólu i przewracała oczami. Przez następny tydzień dziewczynka budziła się z krzykiem, dręczona senną marą umęczonej chorobą Stanisławy Kordys. Zwykle nie mogła zasnąć aż do rana. Cicho płakała, mocząc poduszkę, dopóki nie rozdzwaniały się budziki.
– Dobra, odprowadzę cię.
– No coś ty! – Dziewczyna zareagowała przesadnie żywiołowo. – Na pewno masz lepsze rzeczy do roboty. Zresztą mieszkam niedaleko.
– No właśnie. – Paula ujęła ją pod łokieć i pociągnęła w ulicę Kościuszki, w której zawsze znikała Zuzia. Wreszcie pokażesz mi, gdzie mieszkasz.
– To… to nie jest dobry pomysł. Mam bałagan w pokoju.
– Spoko, nie muszę wchodzić. Wystarczy, jak będę wiedziała, gdzie po ciebie przyjść. A widziałaś, jak Krzychu podwalał się do Moni? Chłopaki nawet wepchnęły go do damskiego kibla…
Paula trajkotała całą drogę, a Zuza milczała. Uprzejmość przyjaciółki nie była jej tym razem na rękę. Paula nie wiedziała o tak wielu sprawach i Zuza nie chciała, by kiedykolwiek je odkryła. Wiele wysiłku kosztowało ją zatajenie tych różnych rzeczy przed klasą, ale wobec Pauli była bezradna. Z Kościuszki skręciły w ulicę Wąską, na której mieszkała.
– To tu, Paula.
– Ach, tak? A który dom?
– Tam, na końcu. – Zuzia wskazała rząd kamienic ciągnący się za niewielkim podwórzem z murowanymi garażami.
– To chodźmy.
– Nie musisz mnie odprowadzać pod sam dom. Robi się ciemno i pewnie twoi rodzice będą się martwić.
– Przecież to tylko kilka minut. Wyluzuj, nie będę sprawdzała ci porządku w pokoju. Odprowadzę cię do drzwi i pójdę na tramwaj.
Zuzanna westchnęła i rozejrzała się na wszystkie strony, jakby szukała ratunku w którejś z obdrapanych kamienic.
– Okej – powiedziała zrezygnowana i ruszyła ułożonym z samych popękanych płyt chodnikiem.
Kamienice na Wąskiej należały do najbardziej zaniedbanych w Grudziądzu. Do tej pory Paula nie zapuszczała się w te rejony i nie znała jeszcze tej części miasta.
Budynki po obu stronach ulicy wyglądały, jakby od lat prosiły się o remont. Brudnoszary tynk odpadał płatami, odsłaniając rzędy popękanych czerwonych cegieł, które wykruszały się w wielu miejscach. Chodniki były krzywe, a podwórka z trzepakami i śmietnikami przypominały klepiska. Wydobywający się z okolicznych kominów gryzący dym jedynie potęgował złe wrażenie. A jednak Paula była ciekawa, gdzie mieszka jej przyjaciółka. Już nieraz chciała wyjść z nią na miasto, ale nie wiedziała, jak się z Zuzią skontaktować. Kordysowie nie mieli telefonu.
Ściemniło się na dobre, a zmrok wlewał się na Wąską ze zdwojoną siłą, bowiem na całej długości ulicy działało tylko kilka latarni. Na którymś z podwórek zaszczekał pies.
– Może jednak odprowadzę cię następnym…
– Ej, wy! – Zachrypnięty głos dobiegł z bramy, którą właśnie minęły. Z ciemności wyłonił się mężczyzna we flanelowej koszuli. – Czekajcie!
– Zuza, chodu – powiedziała cicho Paula i pociągnęła przyjaciółkę za rękaw, ale ta stała jak zmrożona. Zuza!
Mężczyzna podszedł bliżej. Bił od niego odór alkoholu, brudu i taniego tytoniu. W kąciku ust trzymał niedopałek papierosa, a w dłoni butelkę z piwem.
– Czego tu szukasz? – spytał, wyciągając brudny palec w kierunku Pauli. Zlustrował ją od stóp do głów, zatrzymując się na markowych butach i obszytej futerkiem kurtce.
– Odprowadzam tylko koleżankę. – Po raz pierwszy Paula pomyślała, że może to nie był dobry pomysł, by tu przyjść. Zuza wspominała, że nie były to bezpieczne rejony. Choć sama nie czuła się tu zagrożona, bo część okolicznych mieszkańców znała jej rodzinę, to nigdy nie było wiadomo, na kogo się trafi. Z jednej strony Paula żałowała, że jej nie posłuchała, ale z drugiej cieszyła się, że przyjaciółka nie wracała do domu sama. Kto wie, co by się wtedy stało.
– Taaa? A mi się wydaje, że ona zna drogę do domu.
Z bramy dobiegł śmiech z kilku innych podpitych gardeł. Paula spojrzała na Zuzannę, ale ta wciąż stała bez ruchu, wpatrując się w mężczyznę szeroko otwartymi oczami, w których strach widoczny był jak na dłoni.
– Masz jakąś kasę? – spytał nieznajomy, ale nie czekał na odpowiedź. – Dajesz po dobroci czy mam cię obszukać? Ale jak znajdę… – Groźba zawisła w powietrzu.
Paula w milczeniu sięgnęła do kieszeni, gdzie miała pieniądze na zapiekanki i colę.
– Ooo, całe dwa tysiące. Nieźle. – Zabrał jej z ręki banknot, a Paula wzdrygnęła się, czując dotyk jego chropowatych palców na skórze. Mężczyzna jednak nie zadowolił się samymi pieniędzmi. – Ładny zegarek. Dawaj go.
– Nie mogę. To prezent z komunii – zaprotestowała dziewczyna, mając jednocześnie nadzieję, że nie rozwścieczy pijanego mężczyzny.
Stało się jednak odwrotnie. Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, próbując odpiąć bransoletę.
– Puść ją! – Zuzanna niespodziewanie się ożywiła i pociągnęła napastnika za połę czerwonej koszuli.
– Spieprzaj, gówniaro. Z tobą się policzę później.
– Zostaw ją! – Zuza nie ustępowała. Chwyciła za nadgarstek mężczyzny i wyszarpnęła jego palce spod bransolety. – Słyszysz, tato?
Ostatnie słowo odbiło się echem od obdrapanych murów kamienic i na długo zawisło w powietrzu. A jednak zadziałało.
– Uciekaj, Paula. – Zuzia popchnęła ją w kierunku, z którego przyszły.
Dziewczyna ruszyła bez zastanowienia, odprowadzana krzykami przyjaciółki szarpanej przez pijanego ojca. Tak bardzo chciała jej teraz pomóc, ale nic nie mogła zrobić.
Już wiedziała, dlaczego Zuza nie przyprowadziła jej tutaj wcześniej.
Książkę Ta druga kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,