O życiu mennonitów na Żuławach, miłości silniejszej niż konwenanse i pracy nad powieściami z historią w tle z Sylwią Kubik, autorką książki Mennonitka i hrabia, rozmawia Marek Teler.
Marek Teler: W swojej najnowszej powieści Mennonitka i hrabia wprowadza nas Pani w świat zamkniętej społeczności mennonitów, czyli protestanckiego odłamu rodem z Holandii. Kim zatem byli mennonici i w jaki sposób znaleźli się na Żuławach?
Sylwia Kubik: Mennonici to odłam anabaptyzmu, którego założycielem został były ksiądz, Fryzyjczyk Menno Simons (1496–1561). Mennonici jako grupa chcieli żyć z dala od „zepsutego świata”, by zbudować nowe, prawdziwie chrześcijańskie społeczeństwo.
Ich elementy doktrynalne to: antypedobaptyzm (chrzest dorosłych), zakaz składania przysięgi, uznanie Nowego Testamentu za regułę postępowania, bezwzględny pacyfizm, propozycja stworzenia modelowej organizacji gminnej. Oryginalności jego idei należy upatrywać przede wszystkim w likwidacji stanu duchownego jako społecznie wyodrębnionej klasy.
Ze względu na wyznawane idee mennonici byli prześladowani i musieli szukać nowego, bardziej tolerancyjnego kraju. W ten sposób trafili w XVI wieku do Polski.
To w naszym kraju na bardzo preferencyjnych warunkach mennonici otrzymali w dzierżawę spore połacie ziem na Żuławach. W zamian mieli osuszyć ten teren i doprowadzić go do stanu użytkowego.
M.T.: Jest Pani pisarką rodem z Powiśla, więc opisywana przez Panią historia dotyczy dziejów Pani najbliższej okolicy. Kiedy zatem wpadła Pani na pomysł, by napisać książkę związaną z obecnością mennonitów na Żuławach?
S.K.: Wszystkiemu winni są mężczyźni, zdecydowanie mężczyźni, a szczególnie historyk, Arkadiusz Ciszewski, który miał bezpośredni wpływ na to, że podjęłam tę tematykę. Wrzuciłam kiedyś na swoją stronę „Sylwia Kubik – pisarka z Powiśla” post o Żuławach, mennonitach i spuściźnie, którą zostawili na naszym terenie. Wtedy pan Arkadiusz napisał do mnie i skorygował informację na temat domów typowych dla mennonitów. Zaczęłam szukać, szperać i zagłębiać się w historię tej grupy społecznej. Oczywiście dlatego, że chciałam sprawdzić, czy ma rację. No i miał. Podziękowałam mu więc za poprawienie mojego błędu i tak sobie o tych mennonitach zaczęliśmy rozmawiać. Podsyłał mi linki do ciekawych artykułów, zdjęć, odpowiadał na nurtujące mnie pytania i ogólnie wspierał w dążeniu do pogłębienia wiedzy na temat mennonitów. Nawiązałam też kontakt z innymi historykami i zaczęłam wsiąkać w mennonicki świat. Skoro już więc tematowi poświęciłam tak dużo czasu, to postanowiłam podzielić się tą wiedzą w powieści obyczajowej.
M.T.: W 1945 r. mennonici musieli opuścić Żuławy z obawy przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Jakie ślady swojej działalności pozostawili na tym terenie?
S.K.: Przede wszystkim uporządkowaną gospodarkę wodną. Ich system melioracyjny był idealnie dopasowany do żuławskich ziem. Niestety, po wojnie częściowo zniszczono ich dorobek, ale sporo jeszcze zostało. Oprócz tego liczne zagrody olenderskie (olęderskie, holenderskie – wszystkie nazwy poprawne), których sposób budowy pozwalał na maksymalne zagospodarowanie przeznaczonego pod budowę terenu. Było to sprytne rozwiązanie. W jednym ciągu były dom, obora i stodoła. Wszystko pod jednym dachem, co pozwalało przejść po całości bez wychodzenia z domu, a to było ważne szczególnie zimą. Część mieszkalną od gospodarczej oddzielała ściana ogniowa. W ogóle to jest niezwykle ciekawy temat.
Mennonici byli bardzo gospodarni, myśleli logicznie i potrafili przewidywać.
Te zagrody były stawiane domem do strony, z której mogła nadejść woda. Po to, żeby ten cały brud nie został w części mieszkalnej, tylko leciał do części gospodarczej, skąd łatwiej było go usunąć.
M.T.: Powieść Mennonitka i hrabia opowiada o łamiącym konwenanse uczuciu, które łączy mennonitkę Gretchen z polskim hrabią Józefem Koczorowskim. Czy uważa Pani, że prawdziwa miłość może pokonać wszystkie przeszkody?
S.K.: Tak, zdecydowanie tak. Przez miłość, dla miłości i z miłości człowiek jest w stanie uczynić wszystko.
M.T.: Na końcu książki wspomina Pani, że faktycznie w historii mennonitów zdarzyła się podobna relacja jak ta opisana w Mennonitce i hrabim. Czy zatem mennonici dopuszczali niekiedy do swojej społeczności osoby „z zewnątrz” – w jakich wyjątkowych sytuacjach to następowało?
S.K.: Owszem, zdarzało się. W jakich okolicznościach? Gdy miłość była tak silna, że dla niej zakochani byli gotowi do każdego poświęcenia. No i gdy rodzice należeli do odłamu liberalnego. W konserwatywnym było to o wiele trudniejsze, żeby nie powiedzieć, że nierealne.
M.T.: W powieści Mennonitka i hrabia opisuje Pani Żuławy w roku 1878, starając się jak najlepiej odwzorować realia epoki. Z jakich źródeł korzystała Pani w pracy nad książką?
S.K.: Ramę wydarzeń zbudowałam, opierając się na informacjach uzyskanych z książki Heinricha Dycka Dziennik żuławski 1878 pod redakcją Leszka Sarnowskiego i Andrzeja Kasperka. To oryginalny pamiętnik zawierający opis jednego roku z życia mennonitów, przedstawionego dzień po dniu. Dzięki tym zapiskom mogłam odtworzyć sposób życia tej niezwykle ciekawej grupy społecznej. Bardzo pomocne okazały się też materiały zamieszczone na końcu książki – tekst Jürgena Weigle O mennonitach oraz Andrzeja Kasperka Żuławski chłop potęgą jest i basta, który skłonił mnie do przeanalizowania materiałów dotyczących uprawy ziemi w poszczególnych zaborach.
Potrawy z kuchni mennonickiej, jadłospis mennonitów oraz ich przysmaki tworzyłam, bazując na książce Wojciecha Marchlewskiego Mennonici. Życie codzienne od kuchni, a wnętrza w odniesieniu do zapisków Wincentego Pola Na lodach, na wyspie, na groblach oraz Tadeusza Józefa Chamskiego Opis krótki lat upłynionych. To była niezwykle ciekawa podróż literacka.
M.T.: Wiem, że informacje przekazywane w źródłach na temat mennonitów bywają ze sobą wzajemnie sprzeczne. Co zatem sprawiło Pani największą trudność przy pisaniu tej powieści?
S.K.: Eliminowanie głupot.
Podejmując temat, miałam nikłą wiedzę o mennonitach i czytałam wszystko, co wpadło mi w ręce. Niestety, część źródeł nie miała odniesienia w faktach.
Była to fikcja większa niż w mojej powieści. Na szczęście miałam osoby, które pomogły mi odróżnić ziarno od plew i uchroniły przed powielaniem błędnych informacji.
M.T.: Na co dzień pracuje Pani w szkole jako polonistka, więc domyślam się, że nie tylko pisze Pani, ale i czyta dużo książek. Jacy autorzy stanowią Pani źródło inspiracji i do jakiego rodzaju literatury sięga Pani najczęściej?
S.K.: Czytam powieści obyczajowe i historyczne. Ostatnio jednak siedzę głównie w źródłach historycznych. Lubię to, ale i dzięki tej pasji poszerzam wiedzę i ciągle znajduję coś, co mnie ciekawi i z czym chcę się dzielić z czytelnikami.
M.T.: Większość Pani książek osadzonych jest na Żuławach i Powiślu, zarówno tych dawnych, jak i współczesnych. Z jakim odbiorem spotykają się one w Pani regionie i czy czuje się Pani jego ambasadorką?
S.K.: Doceniono moją pracę oraz wkład w promowanie Powiśla i Żuław. W 2023 r. otrzymałam zaszczytny tytuł Ambasadorka Kultury Pomorza przyznawany przez EtnoPomorze oraz stypendium kulturalne od marszałka województwa warmińsko-mazurskiego. Mogę więc powiedzieć, że widzą i doceniają zarówno mieszkańcy, czytelnicy, jak i władze związane w tymi dwoma regionami.
M.T.: Czy mogłaby Pani zdradzić na zakończenie swoje dalsze plany wydawnicze – czy powieść Mennonitka i hrabia ma szanse doczekać się kontynuacji?
S.K.: Oczywiście! Mam w głowie pomysły na całą serię Mennonici na Żuławach, ale pisaną w taki sposób, żeby można było czytać poszczególne tomy niezależnie od siebie. Co do planów ogólnych, to nieustannie tworzą się w głowie i obecnie mam pomysły na co najmniej dziesięć powieści – takich już gotowych. O inspiracjach, które powoli kiełkują, nie wspominając. Na pewno więc będzie co czytać.
Książkę Mennonitka i hrabia kupicie w księgarni inbook.pl