Czy właśnie umarłam? Fragment książki „Test tolerancji" Piotra Liany

Data: 2021-01-07 10:21:59 | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Dwudziestego pierwszego grudnia zabiłem człowieka. To miało być wyrafinowane morderstwo. Morderstwo w białych rękawiczkach.

W zimną, grudniową noc tarnowska policja odnajduje w lesie zwłoki pozbawione głowy. Kim był zamordowany mężczyzna? Kto przeprowadził egzekucję? I dlaczego komisarz Suda nie pamięta, co robiła tamtej nocy?

Tymczasem w Tarnowie umierają bezdomni. Starszy aspirant Widełka próbuje rozwikłać zagadkę ich śmierci. Z pozoru wydaje się, że tych dwóch spraw nic nie łączy... 

Obrazek w treści  Czy właśnie umarłam? Fragment książki „Test tolerancji" Piotra Liany [jpg]

Do lektury powieści Test tolerancji, której autorem jest Piotr Liana, zaprasza Wydawnictwo Oficynka. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Test tolerancji. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

1

22 grudnia, środa

„Czy właśnie umarłam?” Ostatnią rzeczą, którą zapamiętała, był ostry zapach eukaliptusa. Potem zapadła ciemność.

Błąkała się po zapuszczonych szlakach umysłu. Zbaczała na senne bezdroża i na zachwaszczone ścieżki nieświadomości. A kiedy w końcu poczuła bodziec, zrozumiała, że nadal żyje.

Ból wędrował horyzontalnie. Przez kość jarzmową i skroniową. Uciskał na nerw trójdzielny. Ocierał się o opony mózgowe.

Podążała za nim palcami, rysując na skórze linię bólu. Zatrzymała się, kiedy poczuła wilgoć. Ciepła maź spłynęła po opuszkach. Oderwała dłoń od czoła. Powąchała, a potem posmakowała. Wzdrygnęła się, jakby połknęła garść opiłków żelaza.

„Nadal umieram”, pomyślała, odpływając w nieznane meandry umysłu.

Mózg zakrzywił linie czasu. I wszystko jej się pomieszało. Była małą dziewczynką i siedziała na desce klozetowej. A kiedy próbowała z niej zeskoczyć, zobaczyła, że jest przytwierdzona do wózka. Jacyś starcy kołysali lalki, a w sąsiednim pomieszczeniu ktoś krzyczał. Kiedy pchnęła drzwi, ujrzała lekarzy odbierających poród. To ona parła na płód, wyjąc z bólu. Położnik powiedział, że pora przeciąć pępowinę. Poczuła, że ktoś wymierzył jej klapsa. Rozpłakała się. Pielęgniarka pochyliła się nad nią, mówiąc, że jest małą, słodką księżniczką. „Byłaś małą, słodką księżniczką, a teraz jesteś starą, obsraną jędzą”. Sanitariusz włożył jej do ręki garść tabletek. „Żebyś pamiętała, gdzie jest kibel”. I nagle siedziała na tym kiblu z testem ciążowym w dłoni. Dwie kreski oznaczały, że właśnie spieprzyła sobie życie. Ktoś zapukał od drugiej strony. „Mała księżniczko, jesteś tam?” Znowu była małą dziewczynką na muszli. „Zobacz, jak tatusiowi coś urosło w spodniach”. „Tatusiu, to boli!”

„To boli!”

Kłucie w skroni ocuciło ją.

***

Wzrok powoli przyzwyczajał się do ciemności. Zaczęła rozpoznawać elipsy, trapezy i romby. Kontury przedmiotów rysowały się w znajome kształty.

Miała przed sobą puchaty balon, na którym skrzyły się małe kropelki. Myślała, że ogląda pajęczy kokon. Obrzydliwą wylęgarnię małych stawonogów. Dopiero po chwili zrozumiała, że patrzy na poduszkę powietrzną. Lśniące krople zmieniły się w odłamki szkła. Pod palcami prawej dłoni poczuła gałkę skrzyni biegów.

„A więc utknęłam w samochodzie”, pomyślała. W rozwalonym samochodzie.

Nagle poczuła na sobie wzrok. Kątem oka wyłowiła męską twarz. Tuż obok siebie, po drugiej stronie ośnieżonej szyby. Twarz patrzyła na nią bez ruchu. A ona poczuła, że strach paraliżuje jej zmysły.

Rozpoznała te rysy.

***

Najwyraźniej znów straciła przytomność, bo kiedy otworzyła oczy, za szybą nie było już nikogo. Deska rozdzielcza tonęła w bieli, a w kroku zaczęła czuć wilgoć. Śnieg albo siuśki. Fifty-fifty.

Coraz bardziej się ochładzało. Czuła gęsią skórkę. Para z jej ust wędrowała przez ciemność jak ognie świętego Elma. Zrozumiała, do czego to wszystko zmierza. „We wraku odnaleziono zamarznięte zwłoki”, miała głosić poranna gazeta.

Spróbowała opuścić osłonę nad kierownicą. Plastikowy prostokąt został jej w dłoniach. Uchyliła klapkę i odsłoniła lusterko. W ciemności błysnęły białka jej oczu. A na tylnym siedzeniu ktoś siedział.

Nikogo tam nie ma, idiotko.

Dobrze o tym wiedziała. A jednak… Było zbyt ciemno, by dostrzec szczegóły. Była zbyt rozkojarzona, by powiedzieć, co się zdarzyło. Była zbyt zmarznięta, by wykazać wolę działania.

Chciała zamknąć oczy i zasnąć.

Aha, na pewno!

Zerknęła w bok. Fotel pasażera był zmiażdżony. Na dywaniku poniewierał się jakiś tobołek. Spróbowała sięgnąć po niego ramieniem. Rwanie w barku było jednak silniejsze. Wycofała się.

Chwyciła osłonę przeciwsłoneczną. Wyciągnęła rękę i zaczęła majstrować kawałkiem plastiku. Po kilku manewrach na jej kolanach leżał skrawek świńskiej skóry. Torebka, która dawno wyszła z mody.

Odwróciła ją do góry nogami. W środku coś zagrzechotało. Na dżinsy wysypały się różne rupiecie. Pomadka, tusz do rzęs, tusz do pieczątek, odświeżacz do ust, odświeżacz do ubikacji, podkład w kremie, krem z filtrem UV, balsam po opalaniu, okulary przeciwsłoneczne. Gotowa była uwierzyć, że tkwi we wraku od lata.

Dalej poleciały krakersy, jakiś stary cukierek o smaku wiśniowym, puste blistry po tabletkach, portfel, podpaski, kilka agrafek, dwa długopisy, paragon i legitymacja w skórzanym etui. Ta ostatnia otworzyła się na zdjęciu.

Jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności, a śnieg przydawał nieco blasku. Ujrzała zatem młodą blondynkę z wyrazem oczu mówiącym: „Panowie, tyłki w górę, trup stygnie!”.

To była ona. Komisarz Iwona Suda. Wydział Kryminalny. Komenda Miejska Policji w Tarnowie.

„No. Przynajmniej teraz było jasne, czyje zwłoki odnajdą we wraku”. To pomyślawszy, straciła przytomność.

***

– Tato, wychodzę.

Zaróżowiona morda odwraca się.

– Wychodzisz? Gdzie wychodzisz? Znowu gdzieś idziesz. Wszystkie łazicie. Z kim wychodzisz? Dokąd idziesz?

– Z koleżankami. Idę z koleżankami do kina.

– Do kina? A, do kina idziesz. – Rechocze. – Idź sobie, idź. Z koleżankami się dobrze idzie. Tak dobrze gdzieś pójść. Też tam byłem. W kinie byłem. A co ty myślisz, maleńka. Te kurwy mają ssanie jak łada na ruskim akumulatorze. Ciągną jak szambowozy, za garść zielonych.

– Tato!

Morda wydaje z siebie długie beknięcie.

– Pieprzone lachociągi. Prowincjonalne kurewki. Szmaty z zadupia. – Taboret odjeżdża z piskiem po linoleum. Cień rośnie.

– Ty głupia pluskwo, ilu już przerobiłaś? Ile drutów ciągłaś?

– Tato, proszę!

Spocona łapa zaciska się na nadgarstku.

– Tato, to boli!

– Pokaż rękę. Otwórz rękę, mówię! Patrz. Patrz. Patrz! Podnieś oczy i patrz na mnie. Masz na mnie cały czas patrzeć.

Rozporek zjeżdża w dół.

– Tato, nie! Plask!

***

Policzek zapiekł ją na dowód tego, że cios spadł przed momentem. Ale kiedy otworzyła oczy i dotknęła twarzy, opuchlizny tam nie było. „Zaczynam wariować”, pomyślała, co wcale nie było dalekie od prawdy.

Robiło się coraz zimniej. Rozejrzała się za okryciem. W zasięgu miała jedynie torebkę. I obicie sąsiedniego fotela. W świńską skórkę nie miała szans się wcisnąć. A jeśli chodzi o tapicerkę, cóż, chyba przeceniała możliwości swoich paznokci. „Zamarznę tu”, pomyślała i zobaczyła drugą linijkę chwytliwego nagłówka. „Zwłoki były w T-shircie”.

Zaczęła głośno kląć. Trochę się przy tym zgrzała, co na nowo otwarło ranę. Przez chwilę zrobiło się ciepło. Ale potem mogło być już tylko zimno.

Rozerwała zębami paczkę podpasek, a z włosów zdjęła gumkę. Stworzyła prowizoryczny kompres. Umocowała go na ranie. Przestała chlapać krwią na boki. Stwierdziła, że reklamy jednak nie kłamią. Zawsze czysto, zawsze sucho, zawsze pewnie.

Uspokoiła się i zaczęła trzeźwo myśleć. Tkwiła w pogniecionej puszce na zapuszczonej drodze. Nie znała daty ani godziny. Nie wiedziała, skąd przyjechała i dokąd zmierza. Nie rozumiała, jakim sposobem skończyła w rowie.

Otworzyła paczkę krakersów i zajęła zęby gryzieniem. Koncentrowała się na jedzeniu. Przestała myśleć o pustkowiu. Mrowienie w stopach ustępowało. Nieśmiało poruszyła paluchami. A potem odważyła się poruszyć stopą.

Coś zaszurało na wycieraczce. Pod podeszwą poczuła wypukłość. Zagarnęła przedmiot krawędzią buta. Spod pedałów wyjechała komórka.

Koszmar się skończył, pomyślała. Lecz kiedy podniosła urządzenie, sklęła własną naiwność. Nie było zasięgu.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Test tolerancji. Powieść Piotra Liany kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Test tolerancji
Piotr Liana0
Okładka książki - Test tolerancji

Dwudziestego pierwszego grudnia zabiłem człowieka. To miało być wyrafinowane morderstwo. Morderstwo w białych rękawiczkach. W zimną, grudniową noc tarnowska...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje