Mroczny, wciągający thriller z niespodziewanym zakończeniem - Agnieszka Lingas-Łoniewska tworzy przerażającą psychopatyczną rzeczywistość, od której nie można się oderwać. Znana z poruszających, pełnych wielkich uczuć i pasjonujących opowieści Dilerka Emocji świetnie odnalazła się w nowym gatunku. I mistrzowsko podkręca napięcie do maksimum!
Po tragicznej śmierci macochy dwudziestoletnia Iga musi się zająć młodszym bratem. Studia, nastolatek w okresie buntu i ojciec, na którego nie można liczyć - Idze nie jest łatwo. Gdy myśli, że dłużej nie da rady, otrzymuje niespodziewane wsparcie. A w jej sercu pojawia się nadzieja, że najgorsze już za nią.
To, co zaczynało się jak piękny sen, szybko zmienia się jednak w prawdziwy koszmar. W życiu Igi dochodzi do coraz to nowych tajemniczych zdarzeń, a ona sama nie wie już, komu ufać. Czy wpada w paranoję, czy też naprawdę ktoś próbuje przejąć kontrolę nad jej życiem? Iga nie zrobiła przecież nic złego. A przynajmniej tak jej się wydaje.
Do lektury najnowszej książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej Przyjdę, gdy zaśniesz zaprasza wydawnictwo Słowne Mroczne. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy fragment powieści, tymczasem już teraz zachęcamy Was do sięgnięcia po rozdział trzeci:
Rozdział 3
The Weeknd, Blinding Lights
Iga wciąż nie pojmowała, co właściwie się stało. Piątek minął jej spokojnie. Po spotkaniu w szkole zadzwoniła do brata i poinformowała, że wszystko powinno być okej.
– Nie mówiłeś, że masz nowego wychowawcę – stwierdziła.
– To świeża sprawa, facet jest spoko. Chyba. – Brat był rozbawiony.
– Proszę cię, zachowuj się – zbeształa go.
– Luz, siora. Dzięki, że tam byłaś – zmienił ton.
– Jak coś, to dzwoń, przecież wiesz… – powiedziała cicho. Rozłączyła się, westchnęła i pokręciła głową. Musiała porozmawiać z rodzicami, niech się wezmą w garść i podejmą jakieś decyzje. Każde z nich żyło swoim życiem, a w tym wszystkim wyraźnie zapomnieli, że mają w domu dziecko, które potrzebuje ich wsparcia.
Sobotę Iga przeznaczyła na porządki, po południu napisała esej na historię literatury, a niedzielę zamierzała spędzić na oglądaniu nowego sezonu ulubionego serialu na Netflixie. W niedzielny poranek, o siódmej rano, zbudził ją jednak telefon. Dzwonił ojciec. Od razu poczuła niepokój.
– Tato? – odezwała się.
– Iga… – Ojciec był roztrzęsiony. – Iwona miała wypadek.
– Jak… jaki wypadek? – zapytała szybko.
– Wracała z Poznania. Rozbili się przy zjeździe z S5.
– Kto? – Przeraziła się, że może macocha jechała ze Sławkiem.
– Ona i jej… – ojciec się zawahał – kolega. Iwona jest w stanie krytycznym. Tamten też ciężko ranny. Podobno ktoś zajechał im drogę, a że jechali szybko, to nie wyhamowali. Tak mówią świadkowie.
– Gdzie jesteś, tato? – Iga zaczęła nerwowo szykować się do wyjścia.
– Na Borowskiej. Iwona leży na OIOM-ie.
– A Sławuś? – zapytała zaniepokojona.
– Jest ze mną.
– Okej, już jadę!
Zamówiła ubera i po dwudziestu minutach dotarła do szpitala. Kiedy wpadła na korytarz, przed wejściem na salę intensywnej terapii zobaczyła ojca rozmawiającego z lekarzem i Sławka, który stał obok i wycierał oczy. Podbiegła do brata.
– Sławuś… – szepnęła.
Brat rzucił się na nią, objął ją i zaczął płakać.
– Mama umarła. Nie żyje…
– Boże… – Iga miała wrażenie, że zaraz pęknie jej serce. Obejmowała brata, tuliła go, a jednocześnie wpatrywała się w ojca, który kiwał głową, słuchając tego, co mówił zatroskany lekarz. Po chwili ojciec został sam, odwrócił się i podszedł do nich.
– Niestety. Zbyt wiele obrażeń wewnętrznych. Lekarze robili, co mogli – powiedział cicho.
Był zdruzgotany.
– To wszystko przez tego dupka, który prowadził! – Sławek wyrwał się nagle z uścisku Igi i zaczął krzyczeć: – Po co ona z nim jechała?! Co? Może ty mi powiesz?! – warknął na ojca.
– Sławek. – Iga próbowała złapać brata za rękę, ale szarpnął się i odskoczył.
– Mam was w dupie, wszystkich! Wszystkich! – krzyknął, odwrócił się i pobiegł przed siebie.
Chciała go gonić, ale nie miała szans. Był najlepszym biegaczem w klasie, a ona nigdy nie przepadała za sprintem. Odwróciła się i zrozpaczona spojrzała na ojca.
– Wróć do domu – odezwał się – ja poczekam na papiery. Trzeba załatwiać pogrzeb.
– Pomogę ci, tato – zaoferowała.
– Nie, dam radę. Ty… – przełknął ślinę – jeśli możesz, zajmij się Sławkiem.
– On potrzebuje oj… – zaczęła.
– Ja teraz nie dam rady – przerwał jej. – Proszę cię. – Wpatrywał się w jej oczy.
Wyglądał na załamanego. Iga nie zamierzała dopytywać, kim był ten mężczyzna, z którym jechała Iwona. To w tej chwili nie miało już najmniejszego znaczenia.
– Pojadę do domu, poczekam na Sławka. – Westchnęła. Wyjęła z kieszeni chusteczkę i wytarła twarz.
– Jedź, jedź, ja się wszystkim zajmę. Tylko Sławka pilnuj.
– Wiem – szepnęła.
Wyszła ze szpitala i próbowała dodzwonić się do brata, jednak nie odbierał. Starała się zapanować nad płaczem, wezwała ubera i pojechała do rodzinnego domu. Miała przy sobie klucze, więc bez problemu weszła do środka. Nieustannie próbowała połączyć się z bratem, aż w końcu dostała od niego wiadomość:
Nic mi nie jest.
Odpisała:
Czekam na Ciebie w domu, wróć, proszę.
Potem zadzwoniła do ojca, dowiedziała się, że już wyszedł ze szpitala i pojechał do zakładu pogrzebowego. Wciąż to do niej nie docierało, czuła się jak w koszmarnym śnie albo w filmie, który ogląda się na ekranie i przeżywa losy bohaterów. Ani ojciec, ani brat nie wracali. Iga nie miała pojęcia, co robić. Była całkowicie wytrącona z równowagi. Wzięła telefon i spojrzała na ostatnie połączenia. Jej wzrok spoczął na jednym z kontaktów.
Szczepan Stawski. Szkoła.
Tak zapisała nowego wychowawcę Sławka.
Po chwili wahania nacisnęła zieloną słuchawkę. Po trzech sygnałach usłyszała niski głos.
– Pani Iga? – zapytał zaskoczony.
– Bardzo przepraszam, ale… – zawahała się – szukam Sławka i zupełnie nie wiem, gdzie on może być. Jego mama… zginęła dziś w wypadku samochodowym… – Próbowała panować nad rozedrganym głosem. – Wybiegł ze szpitala i od tamtej pory nie mam z nim kontaktu. Przepraszam, że zadzwoniłam, zupełnie…
– Bardzo dobrze, że zadzwoniłaś – przerwał jej stanowczo. Nie zwróciła uwagi, że przeszedł na ty. – Słyszałem, że chłopcy często spotykają się w takim małym salonie z automatami.
– Gdzie to jest? – zapytała szybko.
– Na Różance.
– Pojadę tam – rzuciła i zamierzała się rozłączyć.
– Gdzie teraz jesteś? – Szczepan mówił spokojnie, ale miała wrażenie, że słyszy jego szybkie kroki. – Już idę do samochodu.
– Jestem w domu rodziców, znaczy… Boże… – Niespodziewanie wybuchła płaczem.
– Zostań w domu, może Sławek tam wróci – powiedział. Zajmę się tym. Podaj mi adres, przyjadę!
Podyktowała mu ulicę i numer domu, a on obiecał, że pojawi się w ciągu pół godziny. Czekała na niego niecierpliwie, od kiedy z nim rozmawiała, minęło już ponad czterdzieści minut. Nie chciała się naprzykrzać i dzwonić, przecież w ogóle nie znała tego mężczyzny. Zaczynała sobie wyrzucać, że zadzwoniła do kogoś zupełnie obcego i zawracała mu głowę. Znów próbowała dodzwonić się do Sławka, ale miał wyłączony telefon. Chodziła więc zdenerwowana po domu. Kiedy stała w holu, usłyszała, że przed posesją zaparkował jakiś samochód. Wyszła na zewnątrz i zobaczyła wysoką postać Szczepana, a tuż za nim… swojego brata. Podbiegła do bramki i objęła Sławka. Wyglądał okropnie, śmierdział fajkami i alkoholem. Nie zamierzała jednak robić mu wyrzutów. Nie w takiej chwili.
– Nigdy więcej mi tego nie rób – oświadczyła z mocą.
Brat objął ją niezgrabnie i wymamrotał coś pod nosem, co odebrała jako skruchę i przeprosiny. Potem odsunął się i wbiegł do domu. Spojrzała na stojącego obok mężczyznę.
– Jak go pan… – zaczęła. – Jak go znalazłeś? – poprawiła się. Uśmiechnął się nieznacznie.
– Przejeżdżałem koło klubu, o którym ci mówiłem, i postanowiłem zajrzeć. Był tam.
– I zgodził się z tobą wrócić? – zapytała zdziwiona.
– Na początku nie chciał, ale go przekonałem. – Szczepan westchnął.
Iga podeszła bliżej i złapała go za dłonie.
– Bardzo ci dziękuję – powiedziała głosem pełnym emocji. – Nie wiem, jak się odwdzięczę!
– Nie ma sprawy. Dobrze, że zadzwoniłaś. Bardzo mi przykro, naprawdę. – W jego oczach widziała żal i smutek.
– Ja… nie wiem, zupełnie nie wiem, jak teraz będzie… Mój ojciec… – Znowu poczuła, że łzy napływają jej do oczu.
Nie chciała się rozklejać przy Szczepanie. A wtedy on zbliżył się i delikatnie ją przytulił. Poczuła jego dłonie gładzące jej plecy. I wówczas tama puściła. Szlochała cicho, a on głaskał ją i mówił uspokajającym tonem:
– To zawsze jest ogromnym zaskoczeniem. Człowiek nic nie rozumie, nie przyswaja, nie akceptuje. Kiedy umarła moja mama, przez wiele miesięcy chodziłem jak walnięty obuchem. Szukałem jej w każdym zakątku, w każdym pokoju rodzinnego domu, nie wyrzucałem jej rzeczy, bo uważałem, że to będzie jak zdrada, jakbym się jej wyparł. Teraz wiem, że to było głupie. Przepracujecie wszystko. A jeśli będziesz chciała – dodał ciszej – pomogę.
Iga uspokajała się w jego objęciach. W końcu wzięła głęboki wdech i spojrzała na Szczepana. Z bliska był jeszcze przystojniejszy. Patrzył na nią ze spokojem w pięknych migdałowych tęczówkach. Przełknęła ślinę i ponownie głęboko westchnęła.
– Wejdziesz na kawę? – zapytała.
Pokiwał głową i się uśmiechnął.
Iga ruszyła pierwsza, a on podążył za nią. Czuła jego obecność tuż za plecami. Nie było to jednak dla niej niekomfortowe, wręcz przeciwnie, cieszyła się, że nie jest sama.
Gdy weszli do środka, wskazała Szczepanowi sofę, na której usiadł. Szybko przyrządziła kawę w ekspresie, podała kubek, a sama objęła palcami ulubioną filiżankę, z której zawsze piła, gdy była w domu rodzinnym.
– Nie wiem, co teraz będzie. – Wzruszyła ramionami.
– Sławek na pewno będzie cię potrzebował. – Szczepan upił łyk i wpatrywał się w nią spokojnym wzrokiem. – Przechodzi trudny okres, a teraz jeszcze to…
– Nie wiem, czy w tej sytuacji to, o czym rozmawialiśmy w szkole, w ogóle ma sens. – Przypomniała sobie pomysł, by zachęcić Sławka do powrotu do gry na gitarze.
– Wszystko ma sens. Pomogę ci.
– Nie wiem… – Potrząsnęła głową i odstawiła filiżankę. Nie wiem, jak ci dziękować. Przecież nie musisz tego robić.
Szczepan także odstawił kubek, wstał i podszedł do Igi, która stała oparta o wyspę oddzielającą salon od kuchni. Złapał ją za ramiona, pochylił głowę i spojrzał jej w oczy.
– Kiedyś także byłem na rozdrożu i ktoś mi pomógł szepnął. – Domyślam się, co teraz czuje twój brat. Jest rozbity, wkurzony i rozżalony. Doskonale znam to uczucie. Więc muszę mu pomóc, bo wiem, jak beznadziejnie czuje się w takiej sytuacji.
– Ile miałeś lat, gdy straciłeś mamę? – spytała.
W tej samej chwili zobaczyła w oczach Szczepana błysk żalu pomieszanego ze złością. Po chwili jednak patrzył już na nią spokojnie, jakby natychmiast odzyskał równowagę.
– Byłem nastolatkiem – odparł krótko.
Domyśliła się, że nie jest to temat, do którego chciałby wracać.
– Bardzo mi przykro – powiedziała cicho.
– Dlatego wiem, że to jest cholernie porąbane uczucie. Poza tym kilka lat pracowałem z trudną młodzieżą, lubię i chcę pomagać. No i wreszcie – złapał Igę za ramiona i lekko ścisnął – czy to był tylko przypadek, że znalazłem twoją torebkę? – Uśmiechnął się kącikiem ust.
– A co innego? – szepnęła.
– Uśmiech losu. – Mrugnął.
– Nie wierzę w takie rzeczy. Teraz… w niewiele rzeczy wierzę. – Westchnęła ciężko.
– Wiem. Rozumiem. I bardzo, bardzo ci współczuję. Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
– Jeśli chcesz, zajrzę do Sławka – zaproponował. – Pogadam z nim.
– Mógłbyś? – Spojrzała na niego z nadzieją.
– No jasne. Zrób mu jakieś kanapki, chłopak musi coś zjeść. I herbatę. A ja pójdę zamienić z nim kilka słów.
– Dziękuję. – Ponownie posłała mu uśmiech, a on znów mrugnął do niej porozumiewawczo i wskazał na schody.
– Pokój ma na górze? – zapytał.
– Tak, na lewo od schodów. – Iga pokiwała głową, odsunęła się, podeszła do szafek i wcisnęła przycisk czajnika elektrycznego.
Sięgnęła po kubek z Supermanem, z którego Sławek pił, gdy był mały, i wrzuciła do niego torebkę herbaty. Szybko zrobiła kanapki z szynką i serem i podała Szczepanowi. Ten zabrał wszystko bez słowa. Patrzyła, jak wchodzi po schodach, i pomyślała, że to naprawdę mógł być uśmiech losu. A jednocześnie wciąż nie docierało do niej to, co się stało. Miała wrażenie, że śni. Że to jakiś pieprzony koszmar, z którego zaraz się przebudzi, a do salonu wejdzie Iwona i będzie wkurzona o to, że Sławek znowu narozrabiał, a jej męża ponownie nie ma wtedy, kiedy jest potrzebny.
„To nie nastąpi. Już nigdy! Weź się w garść”, zbeształa się w myślach.
Tymczasem Szczepan udał się na górę, lekko zapukał do drzwi, zza których dochodziło dudnienie polskiego rapu. Wszedł, nie zaczekawszy na zaproszenie. Sławek leżał na łóżku i miał zaczerwienione oczy. Kiedy zobaczył nauczyciela, podniósł się, usiadł i objął się ramionami. Szczepan postawił na stoliku nocnym talerz z kanapkami i kubek z herbatą. W milczeniu kiwnął w stronę telefonu, który był podłączony do głośnika, teraz grającego na pełen regulator. Sławek przewrócił oczami, sięgnął po komórkę i ściszył muzykę.
– Przyniosłem ci kolację – powiedział mężczyzna.
– Nie chcę. – Chłopak wzruszył ramionami.
– Uwierz mi, chcesz. Od razu poczujesz się lepiej, a nazajutrz nie będziesz miał podłego kaca.
Sławek skrzywił się lekko, ale sięgnął po kanapkę i kubek z herbatą.
– Nie będę ci prawił kazań, że źle postępujesz – odezwał się znów Szczepan. – Zrobiłbym to samo. A właściwie zrobiłem. – Oparł się o biurko i patrzył na nastolatka.
– Pana matka też zginęła podczas podróży z kochankiem? – warknął Sławek.
Jego oczy ponownie się zaczerwieniły.
– Zginęła, owszem – powiedział Szczepan spokojnie. – Tuż po tym, jak się z nią pokłóciłem. Wyszła wkurzona z domu i wpadła pod samochód. Jak myślisz, kogo oskarżałem o jej śmierć?
– Nie wiem. Siebie? – Sławek zerknął na nauczyciela.
– Tak. Ale potem okazało się, że koleś, który w nią wjechał, był zalany. I to była jego wina. Tak samo tutaj. – Spojrzał na chłopaka. – Ktoś wjechał w samochód twojej matki. Niczemu nie była winna, nie możesz być na nią zły.
– Ja też się z nią kłóciłem – odparł Sławek markotnie.
– Daj spokój, który nastolatek nie kłóci się ze starymi? Szczepan pokręcił głową. – To zupełnie normalne.
Chłopak popatrzył zdziwiony. Takie słownictwo w ustach belfra?
– Twoja siostra się o ciebie martwi, wiesz o tym? – zapytał Szczepan.
– Iga jest spoko – odparł szybko Sławek.
– No pewnie, że jest! – przytaknął Szczepan. – Słuchaj, mam dla ciebie ofertę – dodał po chwili. – Jak coś cię będzie wkurzać albo będziesz chciał zrobić coś głupiego, zadzwonisz do mnie. – Wyjął telefon i postukał nim w drewniany blat biurka. – Podaj mi swój numer.
– Dobra. – Po chwili zastanowienia chłopak podyktował numer, a nauczyciel wpisał go do komórki i puścił sygnał.
– Naładuj komórkę – polecił. – I zapisz sobie, będzie w nieodebranych.
– Wiem. – Sławek przewrócił oczami i podłączył telefon do ładowarki.
– Słyszałem, że lubisz muzykę. Rock? – Rozejrzał się po pokoju. Na ścianie wisiał plakat Palucha i zespołu PRO8L3M. Chyba jednak rap – poprawił się. – Polski.
– Tylko – odpowiedział Sławek już innym tonem.
– Zakładam zespół. Rockowy. – Szczepan wzruszył ramionami. – Spotkanie w środę o osiemnastej w sali od polskiego. Wpadnij. – Odepchnął się od biurka i podszedł do chłopaka. I jak coś, to dzwoń. Zgoda?
Sławek uniósł wzrok i przez chwilę patrzył na nauczyciela. Wreszcie kiwnął głową i westchnął.
– Zgoda – powiedział na odczepnego.
– Mówię serio. – Szczepan wyciągnął w stronę chłopaka ściśniętą pięść.
Ten uśmiechnął się niemrawo i przybił z nim żółwika. Kiedy Stawski zszedł na dół, zobaczył Igę, która kończyła rozmawiać z kimś przez telefon.
– Ale jak to nie wrócisz na noc? – zapytała. – A Sławek? Na kiedy? Tato… tato, proszę cię! Pro… halo, halo??? – Rzuciła komórkę na stół. – Kurwa! – zaklęła.
Odwróciła się i spojrzała zaczerwienionymi oczami na Szczepana.
– Co się dzieje? – Podszedł do niej i popatrzył zaniepokojony na jej wkurzoną twarz.
– Ojciec nie wraca do domu. Chyba już jest naprany. – Przejechała dłońmi po twarzy. – Nie dam rady… – wykrztusiła.
Szczepan złapał ją za ramiona, przeciągnął po nich dłońmi i w końcu zacisnął lekko palce na jej nadgarstkach.
– Dasz – powiedział z mocą. – Chociaż teraz wydaje ci się to niemożliwe. Oczywiście, że dasz. Jesteś silna. A nawet jeśli sądzisz inaczej, ja to widzę. I pomogę wam.
– Dlaczego? Przecież… jesteś zupełnie obcy. Nawet nas nie znasz! – krzyknęła histerycznie.
Coś znowu błysnęło w jego oczach, jednak uspokoił się równie szybko jak poprzednio. Znów patrzył na nią niemal ciepłym wzrokiem, do którego już zaczynała się przyzwyczajać.
– Ale chcę poznać – szepnął. – Czy to źle? Czy mam odejść? – Puścił jej dłonie i się odwrócił.
Poczuła, jakby nagle zrobiło jej się zimno. Przysunęła się bliżej niego.
– Nie, nie… proszę… zostań. – Załkała.
Już nie czuła złości. Tylko bezbrzeżny żal i samotność. Westchnął, ponownie odwrócił się twarzą do niej i zrobił gest, jakby chciał ją przytulić, ale się nie przysunął. To ona zrobiła kolejny krok w jego stronę. Objął ją, a ona wtuliła się w niego i rozpłakała. Pochylił głowę i zatopił twarz w jej włosach. Trwali tak przez dłuższą chwilę.
Coś się właśnie skończyło.
I coś się zaczynało.
* * *
Umiejętność okazywania jakichkolwiek uczuć staje się moim osobistym Mount Everestem. Ćwiczę przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. To, co widzę, napawa mnie optymizmem, wiem, że jestem przystojny, podobam się kobietom. To, co kiedyś było moim przekleństwem, teraz stało się doskonałym narzędziem, które pomoże mi osiągnąć cel.
W pewnym momencie ludzie jednak orientują się, że coś jest ze mną nie tak. Zimne spojrzenie, zero mimiki, muszę nad tym pracować. Dlatego nieustannie ćwiczę, śmiejąc się w głos, uśmiechając delikatnie czy krzywiąc z niesmakiem. Raz udaję smutek, innym razem strach. Muszę tylko dopasować tę mimikę do okoliczności, z tym mam największy problem. Bo gdy widzę człowieka zmiażdżonego przez samochód, to jaką minę powinienem przyjąć? Nie mam pojęcia. Uczę się tego.
I idzie mi coraz lepiej.
Książkę Przyjdę, gdy zaśniesz kupić można w popularnych księgarniach internetowych: