Chciałam być normalną nastolatką! Fragment książki „Klub fanek W.M. Oliwia"

Data: 2019-10-17 11:07:53 | Ten artykuł przeczytasz w 20 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Ta powieść jest genialna. Tak po prostu. W życiu nie powiedziałabym, że ja, normalna nastolatka, spędzająca pół życia na insta, a drugie pół na fejsie, tak całkowicie i zupełnie odlecę czytając historię trzech zwariowanych, przefajnych dziewczyn i zakocham się – jak one – w „facecie z plakatu”, Wiktorze Markosie. Oliwka, kujonica o złotym sercu, wrednie wykorzystywana przez szkolną elitę, Alicja, „zawsze ta druga” w kolejce do serca rodziców, dla których liczy się tylko jej starsza siostra i na koniec Milka, zakupoholiczka, ale to na pozór, a tak naprawdę cholernie zdolna projektantka – byłam z nimi przez te kilkaset stron, podkochiwałam się w serialowym Patryku, śmiałam i płakałam, mocno, mocno trzymając kciuki za te dziewczyny, które stały mi się po prostu bliskie. I chcę jeszcze, czy pani słyszy, pani Majko-Autorko?! Natychmiast, tu i teraz chcę c.d. historii trzech przyjaciółek i jednej Wielkiej Miłości!

Natalia z 5T

Być nastolatką to zadanie pełne wyzwań. Doskonale zdają sobie z tego sprawę bohaterki kierowanej do młodych czytelniczek powieści Majki Milejko Klub fanek W.M. Oliwia. Jest zabawnie, ale znalazło się też miejsce na refleksję i na to, by się zakochać… z wzajemnością!

- recenzja książki Klub fanek W.M. Oliwia

Do przeczytania książki Marty Milejko Klub fanek W.M. Oliwia zaprasza Wydawnictwo Mazowieckie. Dziś w naszym serwisie możecie przeczytać jej premierowe fragmenty: 

Prolog

– Już wystarczy! Dosyć tego dobrego – zagderała mama, przesłaniając mi ekran, po czym wzięła pilota do ręki i, pstryk!, telewizor zgasł.

            – Ale mamo! – pisnęłam, podnosząc się na łokciach. Od dwóch godzin zalegałam na dywanie pośrodku salonu, korzystając z okazji, że rodzice zostali po godzinach w pracy, i oglądałam powtórkę ukochanego serialu. – To była scena, w której…

            – Jestem przekonana, że była to wyjątkowoważna scena, jak zawsze zresztą – prychnęła mama, splatając ręce na piersiach i patrząc na mnie z góry. – Zadam ci tylko jedno pytanie: lekcje odrobione?

            Wiedziałam, że tej bitwy nie wygram. Gdy mama wchodziła na grząski grunt, jakim był temat szkoły i innych bzdurnych obowiązków, byłam z góry skazana na porażkę. Ale błagam, cóż mogło być ważniejsze od powtórki Wielkiej Miłości?! Poza tym to był kultowy odcinek, w którym Patryk rozstał się wreszcie z tą wredną Werą i wyznał miłość nieśmiałej Amelii! A co zrobiła moja mama? Wyłączyła telewizor i kazała spadać do książek! No jak tak można?!

            – Tylko dwadzieścia minut! Proooszę… – mimo wszystko próbowałam jakoś ją ubłagać.  Użyłam nawet przymilnego tomu, który świadczył o mojej absolutnej desperacji.

            – Nie. Ma. Mowy – wycedziła, najwyraźniej zła. – W tej chwili marsz do książek. O ile mnie pamięć nie myli, jutro masz klasówkę. Z biologii. Chcesz spaść z ocenami?

            – Moje oceny zostaw w spokoju – wymamrotałam pod nosem, podnosząc się na nogi. Im szybciej ewakuuję się ze strefy zagrożenia, tym lepiej. – Są dobre.

            Ale mama nie zamierzała odpuścić. Ruszyła za mną z zaciekłą miną, stukając obcasami po wyłożonym płytkami korytarzu. Zawsze musiała mieć ostatnie zdanie; nieważne, czy to spór z lekarzami na jej oddziale, czy pyskówka z niepokorną, nastoletnią córką.

            – Ale nie bardzo dobre – zauważyła, poprawiając okulary, które zsunęły jej się na czubek nosa. – Musisz o tym myśleć, jeśli za rok chcesz startować do dobrego liceum. A ty co robisz? W głowie ci tylko jakieś bzdurne seriale. To nie jest prawdziwe życie, Oliwio!

            – Tak mamo, masz rację – przytaknęłam, ale bardziej dla świętego spokoju niż ze zrozumienia, po czym dodałam: – Szkoda, że życie nie jest serialem. Wszystko byłoby wtedy prostsze.

            – Oliwia! – upomniała mnie mama, a od jej srogiego tonu aż zjeżyły mi się włosy na karku.

            – Nieważne – mruknęłam, wywracając oczami, i weszłam do środka.

Będąc w swoim pokoju oparłam się o drzwi. Dlaczego moje życie było tak skomplikowane? Dlaczego moi rodzice tak cisnęli, żebym wkuwała na blachę wszystkie regułki i przynosiła do domu same dobre oceny? A, nie. Nie dobre. Bardzo dobre. Odkąd pamiętam, ciągle słyszałam tę ich mantrę: „Oby Oliwia została lekarzem”. I tak odkąd poszłam do podstawówki, startowałam w niemal każdej olimpiadzie szkolnej, nieważne czy to biologia, matematyka czy fizyka. Musiałam zdobywać dyplomy, nagrody albo przynajmniej wyróżnienia. Bo liczą się punkty, liczy się dobra szkoła i to, że w przyszłości, tak jak moi rodzice, zostanę lekarzem i przejmę po nich klinikę.

Ale ja tego nie chciałam! Nie interesowało mnie to ani trochę. Chciałam być normalną nastolatką, marnującą czas na oglądanie seriali na Netflixie. Nastolatką, która ma jakiekolwiek przyjaciółki, chłopaka i żyje spontanicznie, a nie pod dyktando. A żyjąc zgodnie z oczekiwaniami rodziców co ja właściwie miałam? Mój plan dnia wypełniała szkoła, prawie każdego popołudnia korki i zajęcia przygotowawcze, a na koniec nauka do późnej nocy. Może dlatego mój wzrok już był na tyle słaby, że nosiłam zamiast okularów denka od butelek. Chociaż coraz częściej zakładam soczewki i muszę przyznać, że było mi w nich całkiem dobrze. Przynajmniej nie wyglądam jak kujon.

            Przeszłam przez pokój, w którym panował idealny porządek. W razie kontroli rodzicielskiej, albo gdy przychodziła moja korepetytorka, nie chciałam, żeby ktokolwiek potknął się o porozrzucane na podłodze ciuchy. Usiadłam przy biurku i, sięgając po książkę, zerknęłam smętnie na wiszący nad łóżkiem plakat. To była jedyna rzecz w moim pokoju, która była całkowicie moja. Wizerunek mojego idola.

            Zdjęcie Wiktora Markosa.

            Wzdychałam do niego każdej nocy. Był ode mnie starszy o dwa lata, a mimo to już jako dziecko zyskał sławę, grając epizodyczne postacie w filmach i serialach. Największą popularność zyskał dzięki serialowi Wielka Miłość, gdzie wcielił się w rolę charyzmatycznego licealisty, Patryka, który, mimo że był najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, był też fajnym facetem i dobrym przyjacielem. Od kilku lat starałam się być z serialem na bieżąco. Oglądałam powtórki w telewizji, jeśli akurat nie przeganiali mnie rodzice, marudząc, jaka to jestem nieodpowiedzialna i dziecinna.

            On na pewno miał lepsze życie niż ja. Był przystojnym aktorem, spełniał marzenia, znała go niemal każda nastolatka. A co miałam ja?

            Wzdychając ciężko, zaczęłam się uczyć. Po godzinie stwierdziłam, że i tak nic z tego co przeczytałam nie zostało mi w głowie. Byłam zbyt skupiona na bazgrołach, które z przyzwyczajenia rysowałam na marginesach podręczników i w notatnikach. Lubiłam to. I chyba nawet byłam w tym całkiem dobra. Łagodne łuki, rozmycia, cieniowanie, mocniejsza kreska gdy załamywało się światło… To była moja pasja. Pasja, o której nikt nigdy nie powinien się dowiedzieć.

Opuszki palców zapiekły, gdy chwyciłam za gumkę i gorączkowo zaczęłam zmazywać dowody swojego nieposłuszeństwa. Rysuneczki znikały jeden po drugim.

            W moim życiu nie mogło istnieć nic prócz nauki. 

Rozdział 1 

            Byłam spóźniona! Diabelnie spóźniona! Na pewno mi tego nie darują!

            Wbiegłam na ostatnie, piętnaste piętro wieżowca, sapiąc niczym stara lokomotywa. Byłam pewna, że bucha ze mnie para. Przeklęte windy, które działają raz na ruski rok! Rzuciłam się na ciężkie, pomalowane na musztardowy kolor drzwi, które od razu ustąpiły i wpadłam do środka. Zgięta w pół, trzymałam się pod boki, wydając z siebie żałosne, świszczące dźwięki. Gdzieś obok wyczułam ruch. To Ala zeskoczyła z gracją z wysokiej skrzyni.

            – Czemu mnie to nie dziwi?

            Mogłabym się założyć, że wywróciła oczami, odrzucając swoje długie blond włosy za ramię.

            – Daj… mi…  – sapałam, walcząc o oddech.

            – Masz – westchnęła Ala, podając mi butelkę z wodą, a ja natychmiast porwałam ją i przycisnęłam do spierzchniętych ust.

            Gdy w miarę doszłam do siebie i odzyskałam oddech, przycupnęłam obok Ali. Już spokojniej piłam łyczek za łyczkiem, ale moje serce nadal kołatało się w piersi.

            – Milki jeszcze nie ma?

            Parsknęła, kręcąc głową.

            – Jest piątek. Czego ty od niej oczekujesz?

            – W sumie racja. Piątek to…

            – Wyprzedaże!!! – usłyszałyśmy dziki ryk na progu.

            W otwartych drzwiach stała nieziemsko piękna brunetka, obładowana torbami niczym himalajski jak, i wyszczerzyła się do nas we wniebowziętym uśmiechu. No tak, jeśli chodzi o Milkę,  praktycznie każdy piątek spędzała na maratonie po centrach handlowych. Kupić, ile się da i za jak najlepszą cenę – to była jej dewiza życiowa. Nie ważne, czy założy to na siebie dwa, czy może trzy razy – liczyło się tylko to, że kupiła i ma. Słowo daję, jej garderoba wyglądała jak słynna szafa Carrie Bradshaw! Buty, torebki, płaszcze, sukienki, spodnie, bluzki, okulary… Gdyby kiedyś naszło ją na „wietrzenie szafy” i wyprzedanie wszystkich zbędnych rzeczy, w ciągu jednego dnia stałaby się diabelnie bogata!

            Milka tanecznym krokiem, bardzo z siebie zadowolona, wkroczyła do suszarni, gdzie miałyśmy naszą tajną bazę, lawirując między rozwieszonymi linkami do prania i rupieciami nagromadzonymi przez byłych mieszkańców wieżowca. Postawiła swoje cenne skarby na jednej ze skrzyń i zamaszystym ruchem ściągnęła ciemne okulary, a jej krótkie loki zatańczyły wokół spiczastego podbródka.

            – Laski, nie wiecie nawet, co upolowałam! To po prostu…

            – Sztos – mruknęłyśmy zgodnie z Alą.

            – Była taka promka, że grzechem…

            – Byłoby nie skorzystać – dopowiedziałyśmy, a Milka, niezrażona, wyciągnęła z pierwszej torby mikroskopijną sukienkę ze złotych cekinów.

            – Wydałam na nią całe kieszonkowe, ale…

            – Warto było.

            Zaśmiałam się z Milki pod nosem, za to Ala ostentacyjnie walnęła się otwartą dłonią w czoło. Mila wrzuciła do torby swoją nową zdobycz, stanęła w lekkim rozkroku i wsparła rękę na biodrze, tupiąc stopą z udaną złością.

            – Możecie mi przypomnieć, dlaczego ja właściwie się z wami zadaję?

            – Bo jesteśmy Klubem Fanek WM – odpowiedziałam, szczerząc się bezczelnie.

            – I twoimi przyjaciółkami, tak przy okazji – dodała Ala, mrugając do Milki z kpiną i sympatią zarazem.

            To były moje dziewczyny. Moje przyjaciółki, z którymi tworzyłam Klub Fanek WM. Różniło nas wiele, lecz łączyło to, że wzdychałyśmy do tego samego chłopaka: Wiktora Markosa.

            Gdy dwa lata temu poszłam do liceum, z początku nie miałam żadnych koleżanek, bo kto chciałby zadawać się z kujonicą, pieszczoszką wszystkich nauczycieli? Nadal trwałam spirali nakręconej przez rodziców: szkoła, nauka, korki i przygotowywanie do studiów. Ale tak szczerze, czy tylko ja jedna marzyłam, by choć na chwilę oderwać się od tej całej rutyny i ciągłego myślenia o przyszłości? Chciałam tylko zaznać odrobinę wolności, swobody – to chyba jeszcze nie zbrodnia? K.u.r.n.i.a, musiałam mieć przecież jakąś odskocznię!

            I tak, jakieś pół roku temu na portalu fanowskim WM wyczytałam, że jeden z kultowych odcinków Wielkiej Miłości (ten, w którym Amelia została uprowadzona przez zakochanego w niej faceta, a Patryk w ostatniej chwili zdołał ją uratować) był kręcony zaledwie pięć przystanków od mojego domu. W życiu bym się tego nie spodziewała! I koniecznie musiałam tam pójść i przekonać się na własne oczy, czy to rzeczywiście prawda.

Gdy już odnalazłam wieżowiec i sławne piętnaste piętro, na którym mieściła się suszarnia, od lat nieużywana i zapuszczona, znalazłam swoją pierwszą przyjaciółkę. Dosłownie.

            Alicja siedziała w kącie suszarni na prowizorycznym posłaniu, umoszczonym ze sterty koców, i oglądała coś na laptopie. Miała słuchawki w uszach, więc nawet nie zauważyła, kiedy weszłam. Zajadała się bekonowymi czipsami, popijała colę, a na podłodze leżały zmięte papierki po kanapkach z McDonalds’a. Miała dość szczupłą twarz i długie, proste włosy koloru dojrzałej pszenicy. I co jakiś czas śmiesznie marszczyła nos. Wyciągnęła rękę po kolejnego czipsa, ale torebka była już pusta. Zgniotła opakowanie i cisnęła je przed siebie prosto pod moje nogi. Dopiero wtedy mnie zauważyła, a jej niebieskie oczy zrobiły się całkiem okrągłe. Od razu wyszarpnęła słuchawki, przez nieuwagę wypinając je całkowicie z laptopa, a od ścian odbił się głos Wiktora Markosa, który wyznawał swoją miłość Amelii.

            Od tamtego dnia zaczęłyśmy się z Alą spotykać tu, w suszarni, w miarę regularnie. Najpierw w każdy piątek, a z czasem doszły do tego jeszcze środy i poniedziałki. Zaś niedługo później znalazła nas Milka.

            Milena była dość zagubiona i nieśmiała, i dziś trudno uwierzyć, że w ciągu kilku miesięcy tak się zmieniła. Jednak to była prawda. Firma jej taty, która od kilku lat ledwo ciągnęła, nagle zdobyła ogromną popularność. Tata Milki był stolarzem i specjalizował się w nietypowych zamówieniach. Jego stoliki, krzesła, biurka czy łóżka okazały się hitem, a znane sieci hotelowe zaczęły masowo zamawiać u niego meble. Musiał powiększyć zakład, zatrudnić ludzi i wreszcie nie tylko wyszedł na prostą, ale stał się po prostu bogaty.

Teraz Milka miała tyle kasy, że mogła sobie pozwolić na szalone zakupy kilka razy w miesiącu. Dzięki awansowi społecznemu z ubogiej na krezuskę, zyskała popularność w szkole i stała się bardziej pewna siebie. Ale nie przewróciło się jej w głowie. Dla nas dwóch pozostała tą samą uśmiechniętą, nieco roztrzepaną Milenką, fanką wyprzedaży i oczywiście… Wiktora Markosa! 

            I właśnie to były moje przyjaciółki, to z nimi tworzyłam Klub Fanek WM. Oglądałyśmy namiętnie serial Wielka Miłość, plotkowałyśmy i zaśmiewałyśmy się do łez, puszczając wodze fantazji by przewidzieć, co stanie się w kolejnym odcinku.

* * *           

Do naszego legowiska, na którym już czekał przygotowany wcześniej laptop, przeszła teraz Ala. Usiadłam obok niej, wyciągnęłam z plecaka telefon i podałam go koleżance, żeby mogła zrobić hotspota. W tym czasie Milka zdjęła skórzaną, drogą jak nieszczęście ramoneskę i cisnęła botki pod stół, mamrocząc pod nosem:

            – Kiedyś zaciągnę was na taki shopping, że wam w pięty pójdzie!

            – Tak, tak, o bogini wyprzedaży wszelakich, już się boimy – ucięła Ala, odpalając stronę z odcinkami online. – Możesz w końcu siąść na tyłku, czy zamierzasz zrobić nam pokaz mody, w efekcie którego stracimy kolejny kwadrans? Przypominam uprzejmie, że nie damy rady obejrzeć  dwóch odcinków, jak będziesz tak…

            – Ale ty zrzędzisz! – odparowała, rzucając się między nas. – Przesuń się – syknęła i trąciła mnie łokciem w żebra.

            Gdy już umościłyśmy się w naszym barłogu, Ala odpaliła najnowszy odcinek i już żadna z nas nie pisnęła ani słowa. Wszystkie trzy wlepiłyśmy oczy w ekran, z zapartym tchem śledząc każdy ruch bohaterów, szczególnie jednego, i każde wypowiadane przez niego słowo. Nie zapominajmy, że później to wszystko trzeba przecież będzie szczegółowo omówić, więc skupienie było maksymalne.

– To co, jeszcze jeden? – zapytała Ala, gdy na ekranie lapka pojawiły się napisy końcowe.

            Zmarkotniałam. Ona mogła, na nią nikt w domu nie czekał. Milka też miała sporo swobody. Natomiast ja siedziałam jak na szpilkach, wiedząc, że zaraz wybije osiemnasta, czyli moja godzina policyjna.

A niech tam! Wystukałam do mamy szybkiego esemesa, że zasiedziałam się w bibliotece i dopiero kończę pisać referat. Moja mama była zdania, że nic lepiej nie wpływa na samodzielność w nauce niż szukanie informacji w bibliotekach. Internet był tylko dodatkiem.

W kilka sekund odpisała mi suche „OK”. Jupiii! Wyrzuty sumienia, że ją okłamałam, umilkły w tej samej chwili, w której Ala włączyła kolejny odcinek. Poprzedni skończył się w takim momencie, że zaryzykowałabym nawet awanturę z rodzicami, byleby obejrzeć ciąg dalszy serialu.

W naszym serwisie możecie już przeczytać kolejny fragment książki Klub fanek W.M. Oliwia Powieść Majki Milejko kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Klub fanek W.M. Oliwia
Majka Milejko10
Okładka książki - Klub fanek W.M. Oliwia

Ta powieść jest genialna. Tak po prostu. W życiu nie powiedziałabym, że ja, normalna nastolatka, spędzająca pół życia na insta, a drugie pół...

dodaj do biblioteczki
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje