Do księgarń w całej Polsce trafił właśnie Błękitny manuskrypt. To intrygująca, alegoryczna opowieść o poszukiwaniach zaginionej kopii niezwykłego Błękitnego Koranu, o krzyżowaniu się kultur i odkrywaniu głęboko skrywanych prawd. Akcja powieści rozgrywa się w małej egipskiej wiosce w czasach współczesnych oraz na dworze fatymidzkiego kalifa al-Mu’izza w X wieku. To niezwykła narracja przesycona tajemnicą i siłą ludzkich namiętności.
Błękitny Manuskrypt to legendarny zabytek arabskiej kaligrafii i obiekt pożądania każdego kolekcjonera sztuki islamskiej. Ale czy średniowieczny, niezwykły rękopis nadal istnieje? A jeśli tak – to czy można go odnaleźć? W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania grupa naukowców wyrusza w odległy zakątek Egiptu i z pomocą miejscowej ludności rozpoczyna wykopaliska, które przyniosą zaskakujące efekty.
Książka Sabihy Al Khemir to przejmująca, przesycona tajemnicą i egipskim mistycyzmem opowieść o nadziei, chciwości, rozpaczy, zdradzie i potędze słów. Perypetie międzynarodowej grupy archeologów przeplatają się z wydarzeniami rozgrywającymi się na dworze fatymidzkiego kalifa, a niezwykły czar arabskiej kaligrafii i wschodnich opowieści przenika do świata współczesnej archeologii, kolekcjonerów dzieł sztuki i fałszerzy. Błękitny manuskrypt to historia pełna kulturowych niuansów i odniesień do przeszłości oraz niełatwych związków świata Islamu z Zachodem; to opowieść, która skłania do refleksji i zostaje w pamięci na długo po zakończeniu lektury.
Zapraszamy do przejrzenia premierowych fragmentów książki:
Od Bab az-Zuwajla ciągnął się rząd sklepów z ubraniami oraz wózków, z których sprzedawano wszelkiego rodzaju bibeloty. Kobieta w czarnej abaji siedziała na ziemi, paląc nargile zrobione z butelki po detergencie. Od czasu do czasu przestawała pykać fajkę i łajała mężczyznę stojącego za przenośnym stoiskiem z warzywami, czyli za wózkiem zaprzężonym w muła. „Bez wątpienia to ona jest tu szefem” – pomyślała Zohra. Muł podniósł głowę i potrząsnął workiem z owsem, próbując wydobyć ostatnie ziarna. Uwagę Zohry przyciągnęło arabskie pismo ozdabiające wózek.
– Piękna kaligrafia – stwierdziła.
Mustafa wzruszył tylko ramionami.
– Znam kaligrafów o niezwykle uzdolnionych rękach. W tym mieście są wielkie talenty – powiedział i wrócił do swojego różańca.
To była prawda. Wszędzie, od fasad sklepów po plakaty reklamowe, widać było piękne napisy, wykonane pewną ręką. Zohra zastanawiała się, jak wygląda kaligrafia Błękitnego Manuskryptu.
Plątaniny arabesek na czerwono-brązowej skórze otoczone były przez przenikające się spirale i łuki. Matka Al-Mu’izza przesuwała palcem po oprawie księgi, podziwiając zdobiące ją tłoczone wzory. Introligator był prawdziwym mistrzem. Piękna oprawa stanowiła jakby drugą skórę rękopisu. Obie kopie wyposażono w lisan, klamrę, która zabezpieczała manuskrypt. Matka Al-Mu’izza otworzyła dzieło Ibn al-Warraqa. Szeroki bezmiar chłodnego nocnego nieba dopełniony był teraz kontrastującą z nim ziemską oprawą. Księżna podziwiała harmonię słów połyskujących światłem na ciemnoniebieskim tle. Słowa wychodziły poza dźwięk. Umieszczone pomiędzy warstwami oprawy karty, odwzorowanie piękna stworzone przez kaligrafa, były niczym innym jak milczącą modlitwą. Matka Al-Mu’izza zauważyła, że ta wysublimowana praca nie była podpisana przez mistrza. Jak wielu kaligrafów swoich czasów, Umar Ibn al-Warraq nigdy nie sygnował swoich dzieł. Choć o tym wiedziała, była zaskoczona, że kaligraf nie podpisał nawet takiego majstersztyku – zapewne ostatniej znaczącej pracy. Widziała, jak bardzo się zestarzał i jak zawodziło go zdrowie.
Transakcja odbyła się w pokoju hotelu Sarayi. Winstona ogarnęło miłe uczucie. Jego powodem nie był duży, czerwony perski dywan, na którym pyszniły się liczne kwiaty lotosu, smoki i feniksy, ale duma z dobrego, koneserskiego rozeznania, dzięki któremu miał teraz w rękach rzadki skarb. Nigdy nie widział takiego rękopisu, choć przez wiele lat handlował sztuką i obiecywał sobie, że zbije na tym odkryciu fortunę. Wyjął z kieszeni kamizelki monokl, umieścił go w prawym oku i przyjrzał się uważnie stronie. Nie znalazł w rękopisie kolofonu, ale miał nadzieję, że natrafi na znak, który ujawni datę i miejsce jego powstania. Dwie ostatnie karty były puste. Wyraźnie zostały dodane znacznie później, biały papier dołączono do błękitnego welinu. Dlaczego ci muzułmańscy kaligrafowie prawie nigdy nie podpisywali swoich dzieł? Nie potrafił tego zrozumieć. Pochylił się jeszcze niżej nad rękopisem i przyjrzał się pieczęciom, które stwierdzały, że ten tom opuścił Iran dwa lata temu. Manuskrypt nie był jednak perski, tyle wiedział na pewno.