Pewnego dnia komisarz Jakub Dalberg budzi się w koszmarze – ktoś porwał mu córkę. Czy jej uprowadzenie ma coś wspólnego z pracą zrozpaczonego ojca? Kiedy porywacze wysuwają żądania, zaczyna się wyścig z czasem.
Bez litości to drugi tom kryminalnej serii Dalberg, której autorem jest Michał Larek. Do lektury zaprasza Oficynka. Przed tygodniem na naszych łamach mogliście przeczytać pierwszy rozdział powieści, tymczasem już teraz zachęcamy do lektury kolejnego rozdziału:
2
Kiedy o ósmej rano wsiadł do samochodu, zadzwonił nieznany numer. Przeraził się. Usłyszawszy jednak głos Marty Gołaszewskiej z „Głosu Wielkopolskiego”, z ulgą oparł głowę o zagłówek.
– Słyszałam, że twoja ekipa złapała seryjnego zabójcę! – zagadnęła podekscytowana znajoma dziennikarka, z którą czasami wymieniał się informacjami.
– Udało się, to prawda. – Dalberg zerknął mimowolnie w lusterko wsteczne. Kiedy zobaczył swoją bladą twarz i czerwone oczy, przeniósł wzrok na kierownicę.
– Brzmisz, jakbyś poniósł klęskę!
Komisarz nie zareagował. Czekał, aż rytm jego serca się unormuje. Po nieprzespanej nocy czuł się jak stuletni starzec.
Dziennikarka się zaśmiała.
– Rozumiem! Mała niedyspozycja po oblewaniu sukcesu.
No ja bym piła przez cały tydzień, jak nie dłużej. A potem, gdy już bym doszła do siebie, zaczęłabym pisać bestseller. W tytule byłoby na pewno słowo „szminka”.
Dalberg uruchomił silnik i ruszył. Kiedy wyjechał na ulicę, poczuł się pewniej. Radosny głos koleżanki rozproszył trochę smutki zalegające w jego głowie.
– Słyszałam również, że to kobieta!
– Zgadza się.
– Niesamowite! Przejdziecie do historii kryminalistyki. Ona i wy!
– Przesadzasz – mruknął komisarz, ale skłamałby, gdyby powiedział, że nie czuje dumy. To była jego pierwsza tak spektakularna sprawa. Pierwszy seryjniak. A właściwie seryjniaczka. Zabójczyni, która mordowała gwałcicieli i zabójców kobiet, zostawiając dość oryginalny podpis na ich ciałach: pomalowane szminką usta.
– Dobrze poinformowane wróbelki ćwierkają, że to pisarka, Joanna Szechter – dociekała dziennikarka. – Potwierdzasz?
– Tak. Prokurator postawiła jej zarzut czterech zabójstw.
– Piękna historia. Ale będzie pisania! – Gołaszewska była zachwycona. Jej dziennikarski nos poczuł krew. Dużo krwi. – Zrobimy z tego serial na naszych łamach!
Dalberg chrząknął zakłopotany. Nie podzielał jej perwersyjnej ekscytacji. Coraz bardziej drażniła go ta ogólnoświatowa fascynacja prawdziwą zbrodnią. Morderstwo stało się produktem, przedmiotem masowej konsumpcji.
To chore – syknął w duchu. Powinniśmy je zwalczać, a nie oprawiać w ramki. Ekranizować.
Zatrzymując się na czerwonych światłach, przeniósł się myślami do dnia, w którym podczas tragicznej w skutkach akcji zatrzymano zabójczynię.
Zobaczył posesję, potem budynek, zza którego wyszedł Gonzo, kryminalny z Szamotuł. Celując w Szechter, szedł ostrożnie w jej kierunku. Na swoje nieszczęście kichnął nieoczekiwanie.
Wtedy zabójczyni, wystraszona, obróciła się gwałtownie i strzeliła dwa razy do policjanta, zabijając go na miejscu.
– Nierozmowny jesteś dzisiaj – zauważyła z przekąsem dziennikarka.
– Przepraszam, ale mam bardzo… gorący czas teraz – odparł Dalberg, zerkając na zdjęcie córki, wetknięte w ramkę lusterka wstecznego. Zapaliło się zielone światło. Ruszył. – Parę rzeczy mi się posypało.
– Rozumiem, ale udzielisz mi wywiadu o tej sprawie? O zatrzymaniu? Podobno wyglądało to jak kulminacyjna scena z amerykańskiego sensacyjniaka.
– Udzielę, ale za parę dni, jak się wszystko uspokoi. Wybacz, mam teraz bardzo pilną robotę, ścigam się z czasem.
– Kolejne śledztwo?
– Można tak to ująć.
Gołaszewska się zaśmiała.
– Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze napiszę o tobie książkę – zawołała. – Zostaniesz moim bohaterem.
Dalberg przypomniał sobie jej błyszczące oczy. Marta, gdy była podekscytowana czy podniecona jakąś historią, piękniała w jednej chwili. Z jej oczu bił blask. Kości policzkowe uwydatniały się lekko. Piersi falowały uwodzicielsko. Naczelny uwielbiał dawać jej najciekawsze sprawy, ponieważ dzięki temu mógł obcować z najpiękniejszą dziennikarką w Wielkopolsce, jeśli nie w całym kraju. Jej entuzjazm doprawdy budził żądze.
– Dobra, nie przeszkadzam ci, kochany. Zadzwonię niebawem. Pa, pa!
– Cześć!
Marta wywoływała w nim sprzeczne uczucia. Lubił ją, ale jednocześnie mocno go drażniła. Gdy proponowała kawę, zazwyczaj się zgadzał, ale w trakcie spotkania szybko się irytował jej niepohamowanym apetytem na opowieści o brutalnych zbrodniach.
Potrząsnął głową, jakby chciał zatrzeć ślady po tej rozmowie.
Skupił się na jeździe. Przez parę minut próbował o niczym nie myśleć. Nawet nieźle mu to szło. Gdy znalazł się na Dąbrowskiego, przestawił się na tryb pracy. Jakoś udało mu się zapanować nad strachem o Julkę. Maszerując przez parking, był dobrej myśli. Wszedłszy do budynku komendy, poczuł, że wszystko będzie dobrze.
Spojrzał na zegarek. Było wpół do dziewiątej. O dziesiątej zacznie przesłuchiwać Joannę Szechter. Postanowił, że podpyta ją o córkę. Intuicja podpowiadała mu, że zabójczyni wiedziała coś o jej porywaczu.
Wyciągnął z kieszeni dropsy. Gdy rozgryzł jednego i poczuł orzeźwiający zapach i smak mięty, przyspieszył kroku.
Książkę Bez litości kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment, aktualności literackie,