Aleś bokser! Fragment książki „Kurier z Toledo"

Data: 2019-09-10 10:52:08 | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Kurier z Toledo to najnowsza powieść Wojciecha Dutki, autora bestsellera Czerń i purpura! Szpiedzy, wielka historia, a zarazem uniwersalna opowieść o miłości, która nie miała prawa zaistnieć…

Warszawa, rok 1936. Młody dyplomata, hrabia Antoni Mokrzycki, wyjeżdża na zlecenie wywiadu do pogrążonej w kryzysie Hiszpanii. Mokrzycki zostawia w Polsce narzeczoną „z rozsądku” i kochankę, która jako jedyna zna jego sekret. Kiedy w czasie hiszpańskiej misji na drodze dyplomaty pojawia się Teo, młody anarchista, a zarazem uczeń szkoły korridy z Madrytu, ich wspólny los zostaje przypieczętowany. Mokrzycki stanie przed koniecznością postawienia wszystkiego na jedną kartę i zaryzykuje – swoją karierę, narzeczeństwo, a nawet życie.

Wojciech Dutka, historyk z wykształcenia i z zamiłowania, z pisarskim kunsztem wplata w los bohatera w dzieje jednej z najkrwawszych wojen domowych współczesnej Europy.

Mokrzycki spotka wielkie postaci historycznych: Ernesta Hemingwaya, Federico Garcię Lorkę, Simone Weil, Pablo Nerudę oraz przerażającego generała Quiepo del Llano. Stanie też oko w oko z generałem Franco...

Kurier z Toledo to doskonałe połączenie powieści historycznej z literaturą sensacyjno-szpiegowską! Do lektury zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam premierowy fragment książki Kurier z Toledo. Dziś czas na ciąg dalszy tej historii:

Po wyjściu od Skirmuntów Mokrzycki poczuł, że musi pooddychać świeżym powietrzem, którego brakowało w ich dużym sześciopokojowym mieszkaniu. Miał pewien sekret, pielęgnował skrywaną namiętność do żydowskiej tancerki pracującej w jednym z klubów nocnych na ulicy Nowolipie. Nazywała się Golda Cwajnblum, miała dwadzieścia sześć lat, a poznali się podczas jednego z wieczorów kawalerskich kolegów z roku Antoniego. Absolwenci prawa Uniwersytetu Warszawskiego zazwyczaj po studiach wybierali drogę adwokatury, jeśli mieli dostatecznie bogatych i mających znajomości rodziców, lub drogę wojskową. Ci drudzy zostawali podporucznikami Wojska Polskiego, a to była nie lada gratka. Własne mieszkanie, ordynans na posyłki i cztery tysiące złotych pensji, podczas gdy robotnik w Warszawie zarabiał trzysta złotych miesięcznie w fabryce u Lilpopa.

Podczas jednego z takich suto zakrapianych wesołych wieczorków Mokrzycki poznał Goldę. Miała fantastycznie długie nogi, temperament i czarne piękne włosy. Każdy z chłopaków chciał ją zdobyć, ale Golda, jako tancerka, nie była panienką do wynajęcia. Mokrzycki ze swoich kumpli był najbogatszy, a papa, gdy żył, nigdy nie żałował mu na uciechy, wiedząc, że jak chłopak się wyszumi, będzie lepszym mężem i ojcem w przyszłości. Gdy inni ochoczo pogwizdywali, Mokrzycki po prostu zaprosił ją na kolację do najlepszej koszernej restauracji w Warszawie. Wówczas jeden z podchmielonych polską wódeczką kolegów wyrzekł słowa, które zapamiętano na długo:

— I ty, patentowany polski hrabia, z Żydówką będziesz się szlajał…?!

Hrabia Mokrzycki zachował się wówczas zupełnie jak nie ze swojej sfery. Wziął olbrzymi zamach i wymierzył cios prosto w szczękę temu, kto śmiał antysemickim bluzgiem w jego obecności ubliżyć kobiecie. Wszyscy się zdumieli, gdy pięść Mokrzyckiego ozdobiona sygnetem złamała nos pijanemu wielbicielowi polskiego narodu. Usłyszano trzask, po którym nawet Golda, która zatańczyła wspaniałe flamenco, musiała nabrać do Mokrzyckiego szacunku. Wieczór kawalerski skończyłby się karczemnym mordobiciem, gdyby nie to, że kilku oficerów odciągnęło Mokrzyckiego od wrzeszczącego wniebogłosy mężczyzny. Hrabia użył prawego sierpowego, ale lewy miał równie silny i zamierzał przećwiczyć go na szczęce tamtego. Zalany posoką narodowiec został odprowadzony do łazienki, a z kuchni przyniesiono mu szybko lód, w którym chłodziła się wódeczka. Owym lodem okładał bolące miejsca na twarzy.

— Aleś bokser! — skwitowali koledzy.

— Pax inter Christianos! — rozległ się głos wzywający do pokoju.

— Użyłem przemocy, której się brzydzę — powiedział Mokrzycki — ponieważ kolega Ziobro źle wyraził się o damie.

Ziobro był doktorantem prawa konstytucyjnego i członkiem opozycyjnego wobec władz Stronnictwa Narodowego. Znany był z niechęci do Żydów, którą na ogół tolerowano, ponieważ na spotkania kawalerskie Polacy nie dopuszczali swoich starszych braci w wierze. Ziobro został jednak zmuszony do przeproszenia damy, ale odtąd Mokrzycki zyskał w jego osobie śmiertelnego wroga.

Działo się to w sylwestra 1935 roku. Wtedy właśnie Mokrzycki poznał Goldę. Była Żydówką, ale nie żyła według praw swojej wiary. Pochodziła z Żytomierza, a jej religijna rodzina wyrzekła się jej. Pracowała w różnych warszawskich kabaretach jako tancerka, żeby się utrzymać. Mokrzycki zauważył, że nie brakowało jej na dobre ciuchy i znośne perfumy, więc było prawdopodobne, że miała jednego lub kilku adoratorów. Nigdy o to nie pytał. Nie był zazdrosny, nie miał zresztą do niej praw.

Połączyła ich czułość. Mokrzycki potrzebował tego, czego nie dostawał od swojej narzeczonej, czyli ostrego seksu i tego, co potem — wtulonych w siebie ciał, wsłuchiwania się w bicie serca, rozmów o sztuce, religii i muzyce. Czegoś takiego nigdy od Moniki nie dostał i nie był wcale pewny, czy po ślubie otrzyma choćby namiastkę.

— Ja już znalazłam mojego mesjasza.

— Doprawdy?

— Tak, ciebie, hrabio Mokrzycki.

— Bluźnisz, Żydówko.

Pocałowała go namiętnie w usta.

— Mogę bluźnić, bylebyś pozwolił mi kochać cię dalej — odpowiadała Golda, patrząc na Mokrzyckiego spod swoich kruczoczarnych brwi, podczas gdy on leżał nagi obok niej. — Takiś ty mądry, a jakbyś nie wiedział, jedyna różnica między Żydem a katolikiem jest taka, że wy od dwóch tysięcy lat już macie swojego Mesjasza, a my wciąż czekamy.

Mokrzycki nie wdawał się jednak w dyskusje na mesjańskie tematy. Po pierwsze dlatego, że przesiąknął nimi w szkole w II Rzeczypospolitej — mesjaszem była Polska umierająca za inne narody w Europie, choć nikt tego nigdy od Polski nie wymagał. Mokrzycki był realistą. Jego dziadek walczył w powstaniu styczniowym i stracił w bitwie pod Miechowem z Rosjanami lewą rękę, jednak patriotyczna przeszłość rodziny nigdy nie stępiła w hrabim trzeźwego osądu politycznego. A poza tym spotykał się z Goldą nie jako z Polak z Żydówką, tylko dlatego, że była doświadczoną kochanką i towarzyszką, lubił z nią rozmawiać o muzyce Szymanowskiego i było im razem dobrze w łóżku.

— Jaka jest ta twoja… Monika? Ta Skirmuntówna — zapytała go kiedyś Golda, gdy po szybkim seksie leżeli obok siebie na jej łóżku w wynajmowanym przez nią pokoju przy ulicy Nowolipie.

— Zimna jak westalka.

— To po co się z nią żenisz? Dla pieniędzy? Wytłumacz mi, bo nie rozumiem.

Mokrzycki popatrzył na kochankę tak, jak nigdy wcześniej.

— Czyżbyś była zazdrosna?

— Trochę jestem. Ona nic dla ciebie nie znaczy, a chcesz się z nią żenić — odpowiedziała Golda. — Nie obraź się, ale mam doświadczenie z różnymi facetami.

— Nigdy nie robiłem ci z tego powodu wyrzutów powiedział Mokrzycki, podnosząc głowę z łóżka. — Wiesz o tym dobrze.

Golda uspokoiła go, gładząc po włosach dłonią.

— Wiem, kochanie, że jesteś dżentelmenem, i za to cię lubię. Lubię cię też za inne rzeczy, jesteś dla mnie dobry, nie żałujesz mi pieniędzy, kiedy proszę cię o pożyczkę. Ale nie w tym rzecz. Twoja narzeczona nie znaczy dla ciebie wiele, ponieważ… — urwała.

— Ponieważ? Wyduśże to z siebie!

— Ty chcesz kochać kobiety, starasz się, przykładasz, po polsku, elegancko, ale nie tego pragnie twoja dusza, skarbie.

Mokrzycki nigdy się nad tym nie zastanawiał. Po chwili zmienił pozycję na łóżku i zapalił papierosa. Nie wiedział, co odpowiedzieć, bo w gruncie rzeczy zdawał sobie sprawę, że Golda miała rację. Monika Skirmuntówna była ładna, niewinna, głęboko wierząca, dumna, pełna patriotycznych uczuć, kochająca Polskę romantyczną, a przy tym wpatrzona w siebie i w pojęcia, które wpoili jej rodzice, ale nie była kobietą dla niego. Hrabia miał mętlik w głowie. Nie wiedział, czy może się jeszcze wycofać ze związku z Moniką. To byłby skandal, który z pewnością miałby wpływ na jego pozycję w MSZ, a na to nie mógł sobie pozwolić. Nie chciał, aby prywatne życie miało wpływ na jego karierę zawodową. I choć docenił szczerość tego, co powiedziała mu Golda, odparł z naciskiem:

— Nie mówmy o tym, proszę. Nie chcę rozmawiać o Monice.

— Ale nie rozmawiamy o niej, kochanie, tylko o tobie.

— Nie jestem na to gotowy — odpowiedział szczerze.

— Bo przychodzisz do mnie, by o niej zapomnieć – odezwała się na to Golda.

Mokrzycki obrócił się na łóżku i pocałował ją w usta. Dziewczyna próbowała zatrzymać go w swoim świecie, ale obydwoje wiedzieli, że to niemożliwe. On musi odejść do swoich eleganckich sfer, a ona podążyć własną drogą — tancerki wyklętej przez swoich i balansującej na krawędzi. Mokrzycki uznał, że to dobry moment, żeby jej coś wyznać.

— Dostałem nowe zadanie.

— Mianowicie? — zaciekawiła się. — Cała zamieniam się w słuch, panie sekretarzu stanu.

— Muszę wyjechać do Hiszpanii.

— Musisz czy chcesz?

— To jedno i to samo.

Mokrzycki czytał ostatnio książkę Hermanna Cohena i uznał, że taka odpowiedź będzie najlepsza. Rzeczywistość, możliwość i konieczność to przecież tożsame kategorie.

— Na długo?

— Nie wiem. Mam objąć stanowisko w ambasadzie. — Zabierzesz mnie ze sobą?

— Wiesz przecież, że to niemożliwe — odpowiedział spokojnie, gładząc kochankę po włosach.

— Zobaczymy się jeszcze? — zapytała dziewczyna, szczerze zmartwiona jego wyjazdem.

Nadszedł moment, aby to przerwać, dla mojego i jej dobra, pomyślał Mokrzycki. Po chwili jednak zreflektował się, że sam siebie okłamuje. Porzucał ją wyłącznie dla własnych korzyści.

— Mam teraz dużo spraw na głowie, muszę je wszystkie zamknąć przed wyjazdem. Wyruszam za kilka dni, nie zdążę się wcześniej z tobą zobaczyć.

Zabolało ją to. Widział to w jej oczach. Takiego spojrzenia się nie zapomina. Wie to każdy, kto zostawił ukochaną osobę i wybrał siebie samego zamiast miłości. Nie urządziła jednak sceny histerycznego szlochu ani pretensji, których by nie zniósł.

— Wiedziałam, że mnie zranisz.

— Kochanie, w tym nie ma nic osobistego — powiedział Mokrzycki, i było to prawdą.

W tym rozstaniu naprawdę nie było niczego osobistego — mężczyzna poszedł w swoją stronę, po własne przeznaczenie, a kobieta została sama, z pustym miejscem w łóżku przepełnionym jego zapachem.

Powieść Kurier z Toledo kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Kurier z Toledo
Wojciech Dutka3
Okładka książki - Kurier z Toledo

Najnowsza powieść autora bestsellera ,,Czerń i purpura"! Szpiedzy, wielka historia, a zarazem uniwersalna opowieść o miłości, która nie miała prawa zaistnieć...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje