Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: 2016-07-20
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 480
Tajemnicą dla nikogo nie powinien być fakt, iż bardzo lubię romanse na tle XIX-wiecznej Anglii, gdzie młode, niezamężne panienki poszukiwały mężów, pragnęły spełnić prawdopodobnie ambicje swoich matek i ich wybory nierzadko padały na podstarzałych panów z pokaźną sumą na koncie. Taka była rzeczywistość, bo w typowych romansach Harleqiuna sprawa wyglądała inaczej: młoda, zbuntowana dziewczyna w sporej liczbie przypadków nie potrzebowała męża, a i tak się napataczał i do tego przystojny niczym sam Belzebub!
Książka autorstwa Dinah Jefferies „ Żona plantatora herbaty” w moich oczach jest nieco inna, bo jak do tej pory trafiałam na książki, gdzie główni bohaterowie poznają się, czasami w dziwnych okolicznościach, skaczą sobie z początku do gardeł, pazury idą w ruch, a ostatecznie następuje cudownie piękne zakończenie, bowiem najczęściej kończy się to ślubem. Natomiast w tej książce akcja zaczyna się tuż po ślubie! To mnie zaskoczyło (żeby nie było, czytałam opis książki, jednak wiecie… sam fakt, że taka książka opisuje życie po zawarciu związku małżeńskiego!), a im dalej tym ciekawiej.
Ale od początku! Dziewiętnastoletnia Gwen płynie na Cejlon do swego nowo poślubionego męża, Leurence’a Hoopera, tytułowego plantatora herbaty i jest tym faktem naprawdę poruszona, podekscytowana i nie wiadomo, co jeszcze. Nie dziwię się, bo zapewne też bym się nieco stresowała czy sprostam życiu w nowym miejscu, wśród obcych ludzi, kultury, zwyczajów… tak samo robiła Gwen, a jako jeden z powodów można by podać choćby jej wiek. Już na samym początku okazuje się, że bycie żoną plantatora to nie jest ekscytujące życie, jest wręcz nudnym życiem, bowiem Laurence całym dniami przebywa poza domem, a jego młodziutka współmałżonka się najzwyczajniej w świecie nudzi.
Tak naprawdę to splot najróżniejszych wydarzeń doprowadza do tego, że prócz pana domu z tajemnicą z przeszłości na barkach, dołącza do niego jego żona z własnym sekretem. I co do tego sekretu… nie przypominam sobie bym czytała kiedyś książkę o podobnej tematyce, dlatego w moim odczuciu jest to świeży pomysł i całkiem zgrabnie poprowadzony. Nie będę jednak ukrywać, że koniec może nieco przewidywalny, chociaż nie do końca! Zaskoczył mnie samiuteńki koniec, z jednej strony może nietypowy, ale z drugiej cieszyłam się, że tak właśnie się stało. Myślę, że zakończenie jak na taką książkę, jest odpowiednie.
Jeślibym miała wskazać kwestie, które mnie denerwowały to była to siostra Laurence’a, Verity – strasznie irytująca kobieta, bardzo interesowna, oraz może odrobinę sama Gwen, bo… pierwszy jej odruch w sytuacji, w jakiej się znalazła w kluczowym momencie był wręcz nieludzki, okrutny. W miarę jak czytałam książkę, dochodziłam to wniosku, że Gwen mogłaby postąpić zupełnie inaczej i wyszłoby chyba nawet lepiej. A Laurence… okej, facet z problemami i bolesną przeszłością… okej. Ale odnosiłam chwilami wrażenie, że mój mały szczeniak ma w sobie więcej męstwa niż Laurence. Bo on był po prostu… płytki. Ogólnie emocje bohaterów można by za takie uznać, bo… zdarzyła się tragedia dla Laurence’a, a on? Napiszę jedno słowo: ABSURD. Jeden wielki, absurd, którego mój mózg nie ogarnia.
Ach! Jeszcze jedna sprawa, co do drobnych minusów? Nie mam pojęcia czy to kwestia tłumaczenia czy autorka sama tak napisała, ale jeśli już zaczyna się jakąkolwiek rozmowę to chyba wypadałoby ją jakoś skończyć, a nie jakby.. urwać w połowie. Co to ma być? Bardzo mnie to denerwowało, bo niektóre rozmowy odbywały się jedynie na podstawie ogólnego opisu. Po macoszemu został też potraktowany wątek Tamilów i Syngalezów oraz ich konflikt etniczny, ale to ma być przecież powieść obyczajowa a nie polityczna, prawda? 😉
W żadnym razie książki nie odradzam! Każdy ma inny gust i mnie akurat się podobała, bo opisywała ludzkie losy już w tej instytucji zwanej małżeństwem, codzienne jego problemy, tajemnice małżonków, sekrety z przeszłości… to jest chyba na takim… porządku dziennym. Historia o kłamstwach nawet pomiędzy ludźmi, którzy szczerze się kochają, ale też o ich wybaczaniu, a to jest najważniejsze. Oraz Gwen, która pomimo bólu i strachu trzymała tajemnicę w sobie przed wiele lat.
Cejlon, plantacje herbaty. Gwen to młoda mężatka, która musi odnaleźć się w innym, obcym świecie. Kobieta trafia na tajemnicze ślady. Powoli poznaje historię rodziny swego męża. Sama jednak podejmuje brzemienną w skutkach decyzję. Lektura przewidywalna, o kłamstwach, intrygach, wybaczaniu.
Indochiny Francuskie, 1952 rok 18-letnia Nicole, pół Francuzka, pół Wietnamka, zawsze żyła w cieniu starszej siostry, Sylvie. Gdy ich ojciec, handlarz...
Indie, 1930 rok Eliza spędziła dzieciństwo w Indiach, ale po tragicznej śmierci ojca wróciła z matką do Anglii. Gdy dostaje propozycję pracy w...
Przeczytane:2018-04-30, Ocena: 6, Przeczytałam,
Uwielbiam powieści, których fabuła przenosi mnie w egzotyczne zakątki świata. Za sprawą książki Dinah Jefferies pt. „Żona plantatora herbaty” przez ostatnich kilka wieczorów mogłam cieszyć się urokami Cejlonu – obecnej Sri Lanki, gdzie na rozległych plantacjach Hoopera od dawien dawna uprawia się herbatę. Lata 30-te XX w., schyłek angielskiego imperializmu w zestawieniu z kryzysem światowym stanowi interesujące tło dla opisywanych zdarzeń. Młoda Angielka Gwen i sporo od niej starszy mąż Lawrence, życie rodzinne obfitujące w radości i smutki dnia codziennego, wewnętrzne rozterki oraz rodzinne tajemnice, które zawsze prędzej niż później wychodzą na jaw to intrygujące wątki, które zawsze pobudzają zainteresowanie. Natomiast problemy rasowe, bunt, rozwarstwienie społeczeństwa nawiązują już bezpośrednio do historii tego niezwykłego miejsca, które nam – Europejczykom może wydawać się przepięknym rajem na ziemi, a które niestety posiada niemałe skazy na swojej pozornej doskonałości.
Zauroczyła i zafascynowała mnie ta niezwykła saga rodzinna. Z prawdziwą przyjemnością wraz z główną bohaterką tej opowieści poznawałam Cejlon – egzotyczną azjatycką wyspę i jej mieszkańców. Stawałam się świadkiem rodzinnych intryg, próbowałam zrozumieć motywy postępowania poszczególnych postaci i z niecierpliwością czekałam na kolejne zaskakujące wydarzenia.
Polubiłam bohaterów tej opowieści i myślę że z niektórymi mogłabym się zaprzyjaźnić. Podobało mi się jak początkowo naiwna młodziutka Gwen dojrzewa i przemienienia się w odpowiedzialną osobę. Nie przepadałam natomiast za wszędobylską i przemądrzałą siostrą Lawrenca, która starała się nieustannie manipulować otoczeniem, a przede wszystkim swoim zupełnie nie asertywnym bratem.
Dinah Jefferies pisze ciekawie i z polotem. Potrafiła dobrze wyeksponować piękno Cejlonu, zainteresowała czytelnika samą produkcją herbaty i sprawiła, że po zakończonej lekturze wielu z nas wsiadłoby w samolot i udało się do tego niezwykłego miejsca.
Było to moje pierwsze bardzo udane spotkanie z piórem pani Dinah Jefferies. Jestem zadowolona, że zdecydowałam się właśnie na tę książkę, bo zainteresowała mnie ona na tyle, że na pewno niebawem sięgnę po kolejną powieść autorki. „Żonę plantatora herbaty” polecam żeńskiej grupie czytelników. Jestem przekonana, że nie będziecie żałowały Drogie Panie czasu poświęconego na lekturę tej powieści. Sięgnijcie po nią, bo warto.