Akcja powieści rozgrywa się na dwóch pozornie rozbieżnych planach. Pierwszy, zlokalizowany w międzywojennej Rumunii, to historia rodziny Oxenbergów, w którą wplecione są fakty znane z dokumentów i tajnych archiwów oraz wyrażone bez ogródek opinie na temat życia społeczno-politycznego i międzyetnicznych napięć tamtego okresu. Drugi plan jest zbudowany wokół żydowskiej rodziny mieszkającej w Ameryce na przełomie XX i XXI wieku. Bernsteinowie prowadzą dobrze prosperującą firmę specjalizującą się w handlu używanymi rzeczami. Żyją, jakby nie mieli przeszłości, kierują się jedynie pragmatyzmem naszych czasów, w których wszystko - od ubrań po idee, a nawet nostalgię - jest ,,z drugiej ręki". Dwie kobiety o wyjątkowych osobowościach połączą te dwa plany, a klucz do ich historii znajdzie się na końcu opowieści, której siłą jest utrzymywanie niestabilnej równowagi między burleską a powagą.
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Data wydania: 2023-03-15
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 350
Tytuł oryginału: Amerika de peste pogrom
„Mnie obchodzi dokąd idę, a nie skąd pochodzę. Przeszłość jest dla historyków (…)”[1] słowa jednego z bohaterów powieści „Złota dziewczynka z Jassów” wprawiły mnie w konsternację. Zawsze byłam uczona, iż historia jest nauczycielką, że trzeba ją znać, aby nie powielać błędów z przeszłości, że nasze pochodzenie, dzieje naszej rodziny nas kształtują. Uderzmy się w pierś i niech każdy z nas przyzna się w duchu, na ile te dzieje zna. Czy wie skąd pochodzą jego dziadkowie i pradziadkowie? W jeszcze większą konsternacje wprawiły mnie słowa innej postaci z powieści, które to padły kilka stron dalej: „(…) wiem, aż za dużo. Nie twierdzę, że obojętność Bernsteinów jest rozwiązaniem właściwym, ale moja nadmierna ciekawość też do niczego nie prowadzi”[2] Pierwszy z cytatów pada z ust Bena, syna żydów, którzy wyemigrowali do Ameryki, a drugi cytat z ust jego żony Suzy. Czyja postawa jest słuszna? Dlaczego Bernsteinowie nie chcą mówić o przeszłości?
W powieści „Złota dziewczynka z Jassów” Cãtãlin Mihuleac przeplata dwie historie, a każda z nich ma taka samą wagę. Najpierw poznajemy Suzy, która „wżenia się” do rodziny Bernsteinów handlującej odzieżą używaną. Kobieta trafia w środek imperium „second-hand”, gdzie każda rzecz ma swoją historię (czasami ubarwioną). Wszystko poza jej nową rodziną. Co drugi rozdział przenosimy się do międzywojennej Rumunii i domu rodziny Oxenbergów. Ojciec, szanowany ginekolog, matka, wrażliwa literatka i dwoje dzieci – przedsiębiorczy Lew i delikatna Gołda obdarzona artystyczną duszą. Żyją, jak w bajce, jednak nienawiść do Żydów narasta, a naród „(…) zarażony szaleństwem odbierającym rozum (…)”[3] organizuje” istną jatkę.
Czy to kolejna historia o Holocauście? W w pewnym sensie tak, ale Cãtãlin Mihuleac nie opowiada jej „tak po prostu”. Już na pierwszych stronach rzuca się w oczy sarkazm, jakim autor obdarzył Suzy. Ta kobieta potrafi trafie, złośliwie i zabawnie podsumować wszystko od wystawy w muzeum po makijaż znajomej. To prawdziwa słowna „siekiera”. Dzieje rodziny Oxenbergów wydają się napisane bardziej klasycznie, jednak od razu zwróciłam uwagę, jak Cãtãlin Mihuleac potrafi wyjść od rzeczy pozornie nieważnej i zrobić z niej centrum, a nawet symbol dla jakiegoś fragmentu tej opowieści. Przykładowo, autor nie napisał po prostu, że Jacques Oxenberg był ginekologiem. On wyszedł od roli jaką pełni kochanka dla mężczyzny i jego żony. Od tego przeszedł do wpływu porodu na kobiecość i popularność, jaką zyskiwał zabieg cesarskiego cięcia. Zobaczcie jak sprytnie przedstawił jednego z bohaterów wplatając element społeczny.
Symboliki w „Złotej dziewczynce z Jassów” jest pełno od tej subtelnej po bardzo nachalną. Z drobnymi wyjątkami była dla mnie jasna, dlatego stwierdzam, że autor nie przesadził z tzw. poetyckością. Chyba najbardziej jaskrawym symbolem będzie tu odzież używana. Z jeden strony zmaltretowani żydzi obdzierani ze wszystkiego, z drugiej żydowska rodzina, która dorobiła się milionów na handlu produktami second-hand. Ale są tu też przesłodkie gumowe żółte kaczuszki ratujące życie dwójce żydów, analogia małżeństwa i zarządzania odpadkami, czy wszechobecna sztuka minimalistyczna. Cudowna spostrzegawczość autora doprowadziła do ciekawych porównań.
Jedyną rzeczą, którą bym poprawiła jest opis relacji Suzy i Dory, czyli synowej i teściowej. Sama Suzy mówi o swojej „nowej mamie”: „Stalin pomnożony przez Hitlera do potęgi Mao”[4] a ja do końca tej dyktatorskiej natury Dory nie czuję. Jest może nieco apodyktyczna, egoistyczna, ale nie przekracza niczyich granic. Być może równoległe czytanie historii „teraz” i „wtedy” oraz domyślenie się, jaką rolę odegrała w nich owa „zła teściowa” powoduje, że niejako rozumiałam jest postawę.
O wielu rzeczach mogłabym jeszcze tu napisać, ale „Złota dziewczynka z Jassów” jest taką powieścią, którą fantastycznie się odkrywa. Czytelnik dostaje świetnie napisaną książkę. Może się cieszyć i wzruszać (albo złościć) opisanymi wydarzeniami, ale też spostrzegawczością autora i detalami, które przemyca w fabule. Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o zakończeniu, bo jest w nim coś, co uwielbiam. Cała opisana (i rozwleczona w czasie) historia, wszyscy bohaterowie zostają fantastycznie połączeni. Nie ma tu miejsca na przypadek, ślepy los, albo inne czary-mary. Koło się zamyka.
[1] Cãtãlin Mihuleac, „Złota dziewczynka z Jassów”, przeł. Kazimierz Jurczak, wyd. Noir sur Blanc, Warszawa 2023, s. 197.
[2] Tamże, s. 205.
[3] Tamże, s. 188.
[4] Tamże, s. 165.
Przeczytane:2023-05-02, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, Egzemplarz recenzencki, 52 książki 2023, czytam regularnie, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2023, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2023,
Czy przyjdzie taki czas, że stracimy zainteresowanie nienawiścią? Czy to, że o niej czytamy, jest znakiem jej nikłej reprezentacji z życiu i świadczy o chęci zbadania tematu, czy poznanie działania tego mechanizmu ciekawi, bo nienawiści jest zbyt wiele dookoła? Jakkolwiek by nie było, książki z nienawiścią w tle przyciągają szczególnie mocno, a wyjątkowe i niechlubne miejsce zajmują te, których fabuła zahacza o II wojnę. Nie inaczej jest w przypadku powieści Cătălina Mihuleaca, w polskiej wersji językowej noszącej bardzo niepozorny i dla mnie, przed poznaniem treści, trochę infantylny tytuł Złota dziewczynka z Jassów.
Akcja książki toczy się dwutorowo – jednym torem posuwa się historia Suzy, młodej i ambitnej Rumunki z Jassów, która na początku XXI wieku poznaje Dorę i jej syna Bena, dwójkę amerykańskich Żydów, robiących duże interesy w handlu towarem używanym. Suzy dostaje propozycję pracy i matrymonialną - przyjmuje obie – a po niedługim czasie okazuje się, że ma smykałkę do interesu. Choć na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że dla rodziny Bernsteinów nie ma rzeczy, której nie da się sprzedać, to istnieje pewna nieprzekraczalna granica. Relacja Suzy z Benem oraz teściami, a także jej stosunek do ojczyzny i rodziny, stają się dla rozwoju historii niemniej ważne co filozofia sprzedaży produktów vintage. Drugim torem pędzi opowieść Oxenbergów, rodziny rumuńskich Żydów, z lat 30. i 40. XX wieku. Ojciec, bardzo zdolny ginekolog, jest jednym z krajowych autorytetów w kwestii cesarskiego cięcia, co sprawia, że zbija majątek na nowej metodzie. Ma piękną żonę i dwójkę dzieci – wybitnie przedsiębiorczego Lwa i delikatną, wrażliwą artystyczną duszę, Gołdę. Jak wprawny czytelnik od razu się domyśla, przyjdzie moment, gdy obie historie spotkają się na jednym torze.
To, co w prozie Mihuleaca zaskakuje, to sposób prowadzenia narracji oraz jej język. Od początku dowiadujemy się, że poznajemy historię Suzy, która wynajęła autora, by ten przelał opowieść na papier. Dzięki tak poprowadzonej grze można się zastanawiać, ile warstw ma narracja i w jaki sposób została przetworzona oraz, tradycyjnie, co z tego jest kłamstwem, a co prawdą. Wątpliwości nie powinniśmy mieć co do jednego wydarzenia – w czerwcu 1941 roku doszło do pogromu ludności żydowskiej w Jassach, łącznie kilkunastu tysięcy osób. Nie obcych, przywiezionych z daleka, mówiących innym językiem, ale swoich – znajomych, sąsiadów, współpracowników. Jeśli ktoś czytał kiedyś innego rumuńskiego twórcę, Mihaila Sebastiana, zdaje sobie sprawę, że Rumunia w XX-leciu była państwem, w którym antysemityzm był wpisany w konstytucję. U Mihuleaca dla Sebastiana, jak i innych pisarzy tamtych czasów, znalazło się miejsce – rzadko kiedy zaszczytne. Często przewija się w Złotej dziewczynce z Jassów parę wersów z Jesienina: “I na mnie druh, czysty, jak łza,| Wyciągnie majcher zza cholewy”; powtarzany wielokrotnie przekazuje smutną prawdę o dobroci człowieka wobec bliźniego. Mihuleac jednak rzadko uderza w tony patetyczne, a byłoby przecież tak łatwo, odbiera nieznośnego ciężaru ironizując, choć humor to szczególnie czarny i gorzki. Niemniej równowaga zostaje zachowana, a rezultat nie wydaje się niesmaczny.
Zadziwiające było dla mnie, jak wiele wykorzystań autor znajdzie dla biznesu towarem z drugiej ręki - ukuta została wokół handlu cała filozofia, bo przecież tak naprawdę nikt nie sprzedaje przedmiotów, tylko marzenia, styl, ale przede wszystkim opowieść. Bez historii każdy z produktów okazałby się jedynie mniej lub bardziej nadgryzioną zębem czasu rzeczą, lecz Bernsteinowie do wszystkiego potrafią dołączyć w zestawie i sprzedać ideę. W swojej powieści Mihuleac działa jak jeden z jej bohaterów. Stosuje używane frazy, wykorzystuje je bez końca, jakby obracał w dłoni kryształ, który za każdym razem pozwala dostrzec w sobie coś nowego. Sprzedaje nam produkt second hand, ale bardziej wartościowy niż gdyby był nowy – autor sprzedaje czytelnikowi całą opowieść.