Rwanda jest pupilkiem zachodniego świata i beneficjentem licznych programów pomocowych. Nazywana latarnią postępu, otrzymuje rocznie miliardy dolarów od zachodnich rządów. Jednak rzeczywistość kryjąca się za błyszczącą fasadą jest znacznie mniej kolorowa. Wszelkie krytyczne głosy są uciszane, a wolne media brutalnie tępione. Kiedy Anjan Sundaram prowadził zajęcia dziennikarskie w Kigali, jego uczniowie byli prześladowani, więzieni, czasem nawet mordowani – chyba że zgodzili się przyjąć intratne propozycje władz i stać się narzędziem rządowej propagandy. Kilku zaledwie odważnych dziennikarzy wciąż walczyło, by utrzymać się powierzchni. Złe wieści to portret kraju w wyjątkowo niebezpiecznym momencie jego historii, to książka o tym, jak ważna jest wolność słowa i jak przerażające mogą być konsekwencje, jeśli jej zabraknie.
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2016-04-20
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 286
Przeczytane:2016-05-15, Przeczytałam,
W oczach Zachodu Rwanda jest niezwykłym krajem, rozwijającym się we właściwym kierunku i posiadającym duży potencjał. Przekłada się to na ogromne sumy, którego każdego roku otrzymuje rwandyjski rząd- rząd tylko pozornie dbający o interesy obywatela. Autor reportażu odważył się pokazać, jak wygląda prawdziwe życie w tym miejscu.
Wyobraź sobie, że nie masz prawa powiedzieć, co naprawdę myślisz. Przez cały czas tłumisz w sobie emocje, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. Przytłacza się rozczarowanie i zalewa gorycz. A twoim obowiązkiem jest wychwalanie głowy państwa, choć nie masz na to najmniejszej ochoty.
Autor wprowadza nas w ten świat wykorzystując środowisko dziennikarskie. Opowiada o prowadzonym przez siebie kursie i jego uczestnikach. Podążamy za nimi obserwując poczynania w tym kraju o dwóch twarzach. Każda kolejna strona tej opowieści budziła we mnie wielkie oburzenie. Ciężko było mi pogodzić się z faktem, że na świecie istnieją miejsca, w których do przedstawicieli prasy oraz obywateli podchodzi się w ten sposób. Opowieść tę potraktowałam bardzo osobiście, dlatego że sama mam wykształcenie dziennikarskie, choć z drugiej strony, jestem pewna, że wstrząśnie ona wszystkimi czytelnikami.
„Korpulentny młody chłopak opowiedział o tym, że gdy go ostatnio bito, oślepiła go własna zalewająca całą twarz krew. Został pobity, ponieważ podczas konferencji prasowej w obecności prezydenta wspomniał o problemie prześladowania dziennikarzy”.
„Bo prezydent nienawidził krytyki”.
Przede wszystkim nie spodziewałam się takiej brutalności i agresji ze strony przedstawicieli państwa. Myślę, że duży wpływ na tę sytuację ma jednak fakt, że otrzymują oni tak wielkie wsparcie z Zachodu, przez co czują się bezkarni. W tym miejscu aż prosi się o przypomnienie ludobójstwo, które miało miejsce w 1994 roku- wtedy również świat wolał odwrócić wzrok i udawać, że wszystko jest w porządku. Oczywiście, tak jest łatwiej, nie oszukujmy się. Bardzo się cieszę, że autor zdecydował się przywołać ten wątek w swojej książce, myślę, że to bardzo istotne dla lepszego zrozumienia funkcjonowania poszczególnych mechanizmów.
„To właśnie w taki sposób dyktatorzy niszczą kraje, by zyskać władzę: niszczyli wolność i niezależność słowa, później niezależność instytucji, a w końcu niezależność samego myślenia”.
Relacje Sundarama zaskakiwały mnie na każdym kroku. Nie rozumiałam ludzi, którzy zdradzali przyjaciół i rodziny, bezmyślnie próbując podporządkować się władzy. Ale ja nigdy nie musiałam walczyć o przetrwanie… Autor wskazuje na rzeczy niezwykle ważne, o których na co dzień nie myślimy. Swoją wolność przyjmujemy za pewnik, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że coś dla nas tak zwyczajnego, dla innych może stanowić nieosiągalne pragnienie.
„Wystarczyło słowo, zawieszenie głosu lub drgnienie twarzy, by zdradzić nieufność czy niezadowolenie. Przez cały czas czułeś, że jesteś obserwowany. I że każdy może posłużyć się tym, co napisałeś lub powiedziałeś- lub co przemilczałeś- by cię zadenuncjować”.
Ta książka to cenne źródło wiedzy o Rwandzie, a przede wszystkim warunkach, w jakich przyszło żyć jej mieszkańcom. Sundaram pokazuje, jak niewiele może zrobić jednostka i jak wygląda jej ślepe posłuszeństwo wobec władzy, która w ogóle się nie przejmuje. To bardzo trudna i wymagająca lektura, wywołująca u czytelnika emocjonalne tornado. Mogę ją polecić z czystym sercem, jednak nie jestem pewna, czy każdy sobie z nią poradzi. I niełatwo jest zapomnieć o kłębiących się w głowie refleksjach…