Zielone kalosze

Ocena: 4.44 (9 głosów)
Antonina, po trzydziestu latach nieudanego małżeństwa, postanawia uciec ze złotej klatki, w której dała się zamknąć. Przyjeżdża do wsi Ruczaj Dolny, w której wynajmuje niewielki, zaniedbany domek. Po raz pierwszy w życiu nie ma sprecyzowanych planów na przyszłość i nie wie, z czego będzie się utrzymywać. Wie jedno – jest wolna! Czy przyzwyczajona do miejskich wygód bohaterka odnajdzie spokój i szczęście w niewielkiej chatce stojącej pośród pól i lasów? Czy zdoła przegonić duchy przeszłości i zacząć życie od nowa? A może odważy się pokochać kogoś raz jeszcze? Podobno droga do szczęścia jest wyboista i trudna… Być może jednak jest po prostu przykryta warstwą błota, którą pokonają najzwyklejsze na świecie zielone kalosze?

Informacje dodatkowe o Zielone kalosze:

Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2014-04-02
Kategoria: Obyczajowe
ISBN: 978-83-7942-131-2
Liczba stron: 192

więcej

Kup książkę Zielone kalosze

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Zielone kalosze - opinie o książce

Avatar użytkownika - Alex9
Alex9
Przeczytane:2019-03-10,



Wolność, taka zwykła, codzienna, w jakiej nie ogląda się za siebie z obawą. Jej smak nie zawsze jest słodki, bywa ostry, czasem gorzki, lecz to, co najważniejsze w nim - każdy jego odcień wybrany jest osobiście, z wszystkimi zaletami i wadami własnych decyzji. Klatka, nie zawsze złota, ale zbudowana z lęku, nakazów, zakazów, społecznych opinii i własnych przyzwyczajeń, ma równie mocne kraty jak jej stalowe odpowiedniki. Ucieczka z niej nie jest łatwa, chociaż z zewnątrz wydaje się prostym krokiem, lecz gdy w końcu następuje świat zmienia się nie do poznania. Banalne, lecz prawdziwe.

Antonina i Stenia, niepodobne do siebie w ogóle, różne jak dzień i noc. Ich spotkanie jest czysto przypadkowe, lecz jak to bywa właśnie wtedy kiedy człowiek się niczego nie spodziewa zaczyna się coś ważnego. Pierwsza z nich własnie pokonuje życiowy zakręt - po trzydziestu latach zdecydowała się na rozstanie z mężem i właśnie odkrywa uroki nowego życia. Druga wydaje się zwyczajną sprzedawczynią z prowincjonalnego sklepiku. Jednak coś łączy nową mieszkankę Ruczaja Dolnego z jej stałą obywatelką, ale to okaże się ciut później. Wcześniej jest odkrywanie przez Antoninę otoczenia tak różnego od wielkomiejskiego życia, gdzie była kimś zupełnie innym niż chciała. Ruczaj Dolny, mały punkt na mapie jest dla niej miejscem gdzie wreszcie może być sobą, robić dokładnie to, co chce, kiedy chce i z kim chce. Mała chatka przy błotnistej drodze okazuje się czymś więcej niż tylko tymczasowym schronieniem przed przeszłością. Po pierwsze wymaga stawienia czoła rzeczywistości, tak różnej od tej, do której była przyzwyczajona Tosia. Od teraz musi liczyć tylko na siebie i jak się okazuje szybko inni zaczynają również liczyć na nią. Ruczaj Dolny to nie bajka, zaginiona oaza spokoju, szczególnie gdy mija się budkę z piwem lub spotyka sołtysa. Jednak paradoksalnie dzięki nim Tosia odkrywa na co stać ją i mieszkańców. No i jest jeszcze Stenia, nie dobry duch, lecz prawdziwy człowiek, pomagający rozgościć się w niewielkiej chatce miastowej. Przychodząca z pomocą w odpowiednim momencie i nie oczekująca podziękowań. Obie łączy podobne doświadczenie życiowe, jedna z nich dokonała rozrachunku, a druga? Co może zrobić kiedy wiadomo, że przecież taki już jej los, a tak w ogóle nie ona piersza i nie ostatnia w takiej sytuacji? Ale gdzieś tam, w głębi serca, jest jeszcze dawne wspomnienie i szansa odrzucona kiedyś. Może i ona mogłaby, chociaż co ludzie powiedzą?

Zielone kalosze zamiast markowych balerin, błotnista droga w miejsce wybrukowanego chodnika i zaniedbana chatka mająca zastapić wypielęgnowane mieszkanie oraz Antonina i Ruczaj Dolny. Taka składanka nie powinna do siebie pasować, a okazuje się, po wzajemnym dotarciu, barwną i harmonijną mozaiką. Czasem pewne elementy są aż nazbyt kontrastowe, lecz dzięki tym różnicom opowieść ma swój klimat. Wanda Szymanowska opowiedziała w swojej książce o dwóch kobietach, całkowicie różnych, tak samo jak środowiska z jakich pochodzą. Jednak to jedynie pozory, pod nimi kryje się ciepła historia w jakiej są gorzkie tony i słodki smak. Nie ma w niej uogólnień, schematów, podziału na lepszych i gorszych, za to są bohaterowie, a raczej bohaterki - bo to opowieść o nich. Banalnie jest powiedzieć, że są z krwi i kości, lecz taka jest prawda, czasem bywają symboliczne, czasem im się kibicuje, a niekiedy chce się powiedzieć, że przecież to było wiadome. Ale właśnie w tym wszystkim tkwi urok "Zielonych kaloszy", opowieści mogącej wydawać się przewidywalną, bo przecież kobieta uciekająca od dotychczasowej egzystencji w roli głównej, do tego prowincja jako tło. Jednak z wydających się znanych składników da się wyczarować ciekawą historię, gdzie jest miejsce i na humor i na rzeczywistość nieupiększoną.  Szczególnie ta ostatnia skłania do refleksji, Tosie i Stenie wcale nie są rzadkością, ale te pierwsze doszły do perfekcji w kamuflowaniu prawdy, a te drugie trafiają na mur milczącej zgody, bo przecież tak musi być. Obie łączą te same doświadczenia - przemoc, alkohol i lata zaciskania zębów, czasem któraś powie w końcu NIE i DOSYĆ TEGO oraz wyciągnie pomocną dłoń do innej w tej samej sytuacji.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Bookendorfina
Bookendorfina
Przeczytane:2016-07-21, Ocena: 4, Przeczytałam,
"Dróżka ciągle była rozmięknięta i błotnista... Zielone kalosze bardzo ułatwiały pokonywanie drogi." Czasami życie daje tak popalić, że pozostaje jedynie ratować się ucieczką, w zaciszne miejsce, gdzie nikt nas nie zna, niczego od nas nie oczekuje, a swoją historię możemy zacząć pisać od nowa. Odmiana działa niezwykle kojąco, nowe znajomości nabierają promiennych barw, spokojny tryb codziennych czynności przynosi ukojenie, osiągamy wewnętrzną stabilizację i chłodniejszym okiem spoglądamy na bolesne doświadczenia z przeszłości. Stopniowo stajemy się kimś, kim od zawsze chcieliśmy być, lecz nigdy sobie na to nie pozwoliliśmy. Wolność bez psychicznych kajdan, narzuconej cudzej woli, toksycznych relacji i nieustannego podporządkowania własnych potrzeb marzeniom i pragnieniom innych. Cudowny stan oswobodzenia, zrozumienia i akceptacji siebie. Wspaniale rodzące się poczucie własnej wartości, odnalezienia tożsamości i miejsca na ziemi. Pojawiający się uśmiech w sercu i duszy, nadzieja i siła do walki o lepsze jutro. Antonina, po trzydziestu latach nieudanego małżeństwa, odcina się od niesatysfakcjonującego życia, opuszcza miasto i wyjeżdża na wieś. Jedyne ogniwo łączące ją z przeszłością to ukochana córka Marysia. Zaczyna porządkować nie tylko wynajęty dom, ale przede wszystkim swoje myśli. Sprawia jej radość swobodny bieg wydarzeń, podejmowane bez przymusu decyzje, często pod wpływem impulsu, brak konieczności planowania i łamania złożonych sobie obietnic. Nawiązuje przyjaźń ze Stenią, energiczną i serdeczną mieszkanką wsi, również mocno doświadczoną przez los. Czy życie na wsi okaże się dla Tosi lekiem na bolączki zranionej duszy, okazją do poznania siebie, dostrzeżenia piękna w drobnych aspektach życia? Ile potrzeba czasu, aby mroczna przeszłość odeszła w zapomnienie? W jaki sposób codzienne dni nabiorą upragnionego kolorytu i pogodnego wyczekiwania na uśmiech losu? Czy dotknie upragnionego szczęścia? Powieść idealna na wieczorne wyciszenie, poprawienie nastroju, zdystansowanie się do własnych problemów. Bardzo ciepła, sympatyczna i wciągająca narracja. Fabuła wypełniona interesującymi wydarzeniami. Sporo zaskakujących rozwinięć wątków, ciekawych postaci opisanych z naturalnym humorem. Cieszę się, że autorka zaproponowała takie właśnie zakończenie, świetnie komponujące z klimatem pierwszego tomu. Wiele krzepiących myśli, że warto walczyć o siebie w każdym wieku i każdego dnia, nigdy nie jest za późno na odważne zmiany, nawet jeśli wiązałyby się z zaczynaniem wszystkiego od nowa. Należy pozwolić sobie na luksus prawdziwego spełnienia, a nie akceptować jego marny substytut. Najtrudniej zrobić pierwszy krok, jednak to właśnie on jest najbardziej znaczący. Do pełnego szczęścia jeszcze długa droga, podążanie nią, w świadomie wybranym kierunku, sprawia wielką przyjemność i czystą radość w sercu. bookendorfina.blogspot.com
Link do opinii
Avatar użytkownika - justyna929
justyna929
Przeczytane:2016-06-24, Ocena: 4, Przeczytałem, 52 ksiąkżki 2016, Mam,
Zielone kalosze to ciepła i bardzo życiowa opowieść. Ukazuje nam kontrast między życiem na wsi a życiem w miastach, tym samym pokazuje nam, jak różne są poglądy tych dwóch grup społecznych. Książka jest lekka, choć porusza znaczące tematy. Mnie zaskoczyła zakończeniem, ponieważ przewidziałam inne i byłam go niemal pewna. Polecam tę książkę wielbicielom powieści obyczajowych. http://ksiazkomiloscimoja.blogspot.com/2016/06/w-kaloszach-przez-zycie-czyli-zielone.html#disqus_thread
Link do opinii
Powieść ta jest debiutem autorki. Można by powiedzieć, że wiele takich powieści już się czytało. Jednak temat, który jest poruszony jest jak najbardziej na czasie i zawsze chętnie o nim czytam. Tak było i tym razem. Antonina, to kobieta, która nigdy w życiu nie myślała o zamążpójściu. Chciała poświęcić się karierze, ale jak widać niezbadane są uroki ziemskie. Wyszła za mąż, urodziła córkę i wiodła życie, o jakim nigdy jej się nie śniło. Najgorsze w tym wszystkim jednak okazało się to, że mąż okazał się tyranem, który pił i bił. Zaskakujące jest podejście ludzi do życia, którzy przejmują się: co powiedzą ludzie? Bo tak naprawdę czy ważne jest co powiedzą o nas inni? Czy to oni przeżyją nasze życie za nas? Czy warto pozwalać sobą pomiatać, tylko i wyłącznie w imię myśli innych? Otóż z całą pewnością nie! Ja nie wyobrażam sobie, że mogłabym żyć w związku, w którym króluje alkohol i pięść. A już tym bardziej nie przejmowałabym się tym co mówią inni, tylko czym prędzej brałabym nogi za pas. "Pierwszy raz Mundek pobił ją parę lat po ślubie. Ukrywała ten incydent przed światem, bo było jej wstyd. Bała się, co ludzie powiedzą. Wstydziła się przed dziećmi." Wanda Szymanowska ukazuje nam, że niejedna kobieta, która była w takim związku jak Antonina czy też Stenia, nie ma odwagi, by przeciwstawić się mężowi i ciągle niczym "pies z podkulonym ogonem" wraca do niego ilekroć ten ją wyzywa czy podnosi na nią rękę. Antonina po 30 latach małżeństwa w końcu zdecydowała się, żeby zostawić męża. Mówią, że lepiej późno, niż wcale. Wyniosła się do wsi, w której na nowo odżyła. I tutaj plus dla autorki, która w doskonały sposób wykreowała wizerunek życia na wsi, odsłaniając wszystkie karty. Antonina nie tylko okazała się nową mieszkanką wsi, ale też doskonałym przykładem dla innych kobiet, które również były bite przez swoich mężów. Otworzyła oczy na świat niejednej kobiecie. "A przecież życie bywa teatrem. Czasem jest groteską, czasem czarną komedią, czasem dramatem. Czy trzeba koniecznie wpuścić widzów, nawet tych szyderczo uśmiechniętych?" Zielone kalosze to powieść, w której możemy utożsamić się z bohaterami, którzy są jak żywi. Obok tej książki nie można przejść obojętnie. Uświadamia nam, że w życiu zawsze należy walczyć o swoje, że nie można dać sobą pomiatać i że nigdy w życiu nie jest za późno na zmiany. Jeśli mężczyzna podnosi rękę na swoją kobietę raz, zrobi to i kolejny raz i kolejny. Trwanie u boku takiego tyrana, to wyrządzanie sobie samej krzywdy. Wiadomo, że w życiu nie zawsze trafiamy na właściwe osoby, ale to nie powód do wstydu. Ludzie każdego dnia popełniają błędy, ale grunt, by umieli się do tego przyznać. "Najwidoczniej ludzie, albo są sobie przeznaczeni, albo nie, i tę zasadę stosować należy nie tylko w odniesieniu do znajomości damsko-męskich. Jest to zasada uniwersalna. Pierwszy rzut oka jest najważniejszy." Mówi się, że ludzi nie powinno się oceniać na pierwszy rzut oka. Jednak są ludzie, którzy po pierwszym spojrzeniu potrafią poznać się na ludziach. Sama tak mam. W kilku przypadkach trafnie oceniłam osoby, na których inni się nie poznali i przez co później musieli cierpieć, ja natomiast tych osób nie lubiłam od pierwszego spotkania. Zielone kalosze to nie powieść o kaloszach. To powieść jak najbardziej życiowa, która może dotknąć niejednego z nas. Gorąco zachęcam do zapoznania się z tą pozycją, zwłaszcza kobiety, które przeszły przez takie piekło jak nasze bohaterki powieści. Pamiętajcie, że nie jest ważne, co powiedzą ludzie, lecz to co czujemy my!
Link do opinii
Avatar użytkownika - asymaka
asymaka
Przeczytane:2014-09-02, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2014 , Mam,
Dialogi jak najbardziej realistyczne, a całość okraszona ogromną dawką humoru, co akurat teraz, na jesienną słotę polecam zdecydowanie. Bohaterowie zabawni, ciekawie opisani, z wadami i zaletami, na pewno nie zostali przerysowani. Całość czyta się niebywale szybko, z zainteresowaniem. Styl autorki bez zarzutu, jedno wynika z drugiego, myślę, że warto zagłębić się w tej lekturze i przekonać, jak wielka pani z miasta radzi sobie na wsi zabitej dechami. Coś dzisiaj za dużo tego kolokwializmu, ale co tam. Czasami trzeba. Zapomniałabym. Szalenie podoba mi się relacja między Antoniną a jej dorosłą już przecież córką. Do pozazdroszczenia, wszystkim życzę takiej przyjaźni z rodzicem. Albo z dzieckiem.
Link do opinii
Avatar użytkownika - nureczka
nureczka
Przeczytane:2014-06-08, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2014,
Od kilku lat słowo ,,kobiecy" nabiera coraz bardziej pejoratywnego znaczenia, szczególnie gdy mowa o szeroko pojętej kulturze. ,,Prasa kobieca" czy ,,literatura kobieca" staje się synonimem naiwności, niskiej jakości, ograniczonych horyzontów, wręcz głupoty. Do czytania rzeczy ,,kobiecych" wstyd się przyznać. Co ciekawe, odwrotnie rzecz się ma ze słowem ,,męski" - to określenie jak najbardziej pozytywne. ,,Mocna męska rzecz" - tak można pochwalić książkę, film, a nawet muzykę. Podjęłam kiedyś próbę przeczytania ,,mocnej męskiej powieści". Nie powiem, bawiłam się przednio, a lekturze towarzyszyły niepowstrzymane wybuchy śmiechu, aczkolwiek głowę dam, że aspekt humorystyczny wyszedł autorowi nieintencjonalnie. Myślę, że tak jak reagował każdy, kto miał do czynienia z bronią bardziej zaawansowaną niż packa na muchy. Tym niemniej, czytać lub oglądać ,,męskie rzeczy" uchodzi, a ,,kobiecie" wstyd. Jeśli już, to w tajemnicy i tylko po to, żeby skrytykować jakie to beznadziejne. Szczęśliwie wywodzę się z pokolenia, gdy ,,kobieca" była intuicja, ,,kobiecy" był urok, czar, wdzięk, a więc pojęcia jak najbardziej pozytywne. Literatura co najwyżej mogła być obyczajowa albo przygodowa, dobra albo zła. Nie było poprawności politycznej, ale, o dziwo!, nie było też wstępnej segregacji płciowej czytelników. Dzięki temu nie widzę niczego wstydliwego w sięgnięciu po książkę obyczajową, czy jak kto woli kobiecą. Co więcej, nie zakładam a priori, że powieść obyczajową należy skrytykować. Po co ten wstęp? Otóż ,,Zielone kalosze" to powieść obyczajowa (czy jak kto woli ,,kobieca'). Na kartach książki nie znajdzie czytelnik ani mrożących krew w żyłach pościgów, ani strzelaniny, ani kosmitów, ani zagadki kryminalnej, ani nawet elfów czy krasnoludów. Smoka też nie ma. Jest za to niewielka wieś gdzieś w Polsce, są jej mieszkańcy i główna bohaterka - pani lekko po pięćdziesiątce, próbująca zacząć życie od nowa. To też pewien ewenement w dzisiejszej popkulturze opanowanej kultem młodości. Autorka dostrzega, że osoby określane przez producentów kosmetyków eufemistycznie jako ,,dojrzałe" żyją, mają swoje problemy, marzenia, dążenia, smutki i radości. Pokolenie 50+ to nie tylko moherowe babcie, a społeczeństwo nie składa się wyłącznie ze zbuntowanych nastolatek i seksownych dwudziesto- oraz trzydziestolatków. Już chociażby dlatego warto po ,,Zielone kalosze" sięgnąć. Muszę przyznać, że opis na ostatniej stronie okładki nie zachęcił mnie specjalnie. Historia kobiety po przejściach, która ucieka z miasta i na prowincji znajduje szczęście, zdawała się trącić banałem. Jednak ku memu, jakże pozytywnemu zaskoczeniu, okazało się, że autorka nie popadła w sztampę. ,,Zielone kalosze" nie są ckliwym romansidłem. Owszem, mamy wątek miłosny, ale nie przesadnie rozbudowany. Jest go na tyle dużo, by zadowolić spragnione romantyzmu czytelniczki (lub czytelników), ale na tyle mało, by starczyło miejsca na inne, mniej radosne zagadnienia: kłopoty z dorastającymi dziećmi, czy problemy jakim musi stawić czoło rodzina alkoholika. Jednak najważniejszym, wiodącym zagadnieniem jest próba pokonania wewnętrznych ograniczeń, tych, które sami sobie narzucamy. Trzeba dużo wewnętrznej siły i desperacji, by wyrwać się z zaklętego kręgu tego co ,,trzeba", ,,wypada", ,,bo zawsze tak było". Ale jeśli się uda, życie stanie się lepsze. Z pewnością nie idealne, ale na pewno lepsze. Tym, co urzekło mnie w ,,Zielonych kaloszach" jest ogromna dawka optymizmu, wręcz promieniującego ze stron powieści. W każdym zdaniu, każdym słowie autorka przekonuje nas, że nigdy nie jest za późno. Oczywiście, takie podejście trąci nieco naiwnością. I tak oto, płynnie przeszliśmy do wad książki. Największą z nich jest, w moim odczuciu, nadmierny optymizm. Bohaterom wszystko się udaje, czasem z lekkim zgrzytem, ale jednak. Dobrzy ludzie są bezwarunkowo dobrzy, a ze złymi można sobie bez trudu poradzić. Chociaż, czy aby na pewno to wada? A może tego właśnie potrzebujemy? Solidnego zastrzyku optymizmu i lekcji radości życia? Jeśli tak spojrzeć na ,,Zielone kalosze" wada staje się zaletą. I tradycyjne podsumowanie. ,,Zielone kalosze" nie są powieścią skłaniającą do głębokich refleksji, książka być może nie zapadnie jakoś szczególnie w pamięć, ale bez wątpienia dostarczy bezpretensjonalnej rozrywki. Pozycja w sam raz do plecaka, do poczytania w leniwy letni dzień na plaży, albo pod namiotem w deszczowe popołudnie, gdy potrzebna jest prosta opowieść, a nie rozważania nad istotą bytu. Opinia pochodzi z bloga: http://polekturze.blogspot.com/
Link do opinii

„Zielone kalosze” Wanda Szymanowska

„Niebieskie sandały” Wanda Szymanowska

„Czerwone szpilki” Wanda Szymanowska

Jest to cykl „obuwniczy” opowiadający historię Antoniny, która po trzydziestu latach uwolniła się z kajdan nieudanego małżeństwa. Chowa się w małej wsi Ruczaj Dolny, gdzie przeprowadza małą rewolucję. Sama również szuka swojej drogi i nowego szczęścia. Jej myśli krążą wokół pewnego mężczyzny, którego poznała w Egipcie, a pewnym Aniołem Stróżem, który wybawiał ją z różnych opresji. Bohaterki nie polubiłam, nie zostałaby moją przyjaciółką. Z jednaj strony była bardzo pozytywnie i miło nastawiona do ludzi, chętnie im pomagała. Natomiast z drugiej oceniała ich po wyglądzie, wadze i poprawności języka polskiego. Miałam też takie poczucie, jakby autorka chciała pokazać prowincję, gdzie na całą wieś przypada jeden mężczyzna, który nie nadużywa alkoholu i nie stosuje przemocy wobec żony. Jeżeli chodzi o wydanie, to w trzeciej części znalazłam kilka literówek i zabrakło mi konsekwencji w nazewnictwie Edka, który był Aniołem Stróżem raz pisanym wielka literą raz małą. Ogólnie seria mówi o sile kobiet, wsparciu, spełnianiu marzeń i odwadze. Wiele czytelniczek może się utożsamiać z bohaterkami. Seria na spokojne wieczory, kiedy chcemy odpocząć od trudnych i wymagających lektur.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Mycoffeetime
Mycoffeetime
Przeczytane:2018-02-09, Ocena: 5, Przeczytałem, 52 książki 2018,

Myślę, że to lektura obowiązkowa w sytuacjach kryzysowych każdej kobiety – gdy Ci jest smutno i źle, ta historia z pewnością poprawi humor i sprawi, że nadzieja zabłyśnie i w Twoim serduchu!

Link do opinii

Na zmiany nigdy nie jest za późno, czasem warto przyznać się do porażki, przełknąć obawę przed opinią innych, pożegnać dawne błędy i ponownie zawalczyć o swoje szczęście. Tak właśnie postąpiła Antonina, której małżeństwo ani trochę nie przypominało wyśnionej bajki. W końcu zrozumiała, iż nie ma sensu dalej cierpieć przy mężu tyranie, który dba wyłącznie o siebie. Alkohol, awantury, a przede wszystkim brak okazywania miłości, doszczętnie zniszczyły ów związek, a arogancja małżonka tylko utwierdziła kobietę w fakcie, iż brak dla nich jakiejkolwiek przyszłości. Tosia postanawia raz na zawsze odciąć się od przeszłości, wyjeżdża na wieś, gdzie pragnie odetchnąć, szczerze przemyśleć całą sytuację i podjąć zupełnie nowy etap. Wierzy, że uda jej się rozpocząć tu lepsze życie, gdzie sama będzie o sobie decydować, robić to, co sprawi jej szczęście, uwolni się od dotychczasowych trosk.


Czy Antonina uratuje się od demonów przeszłości i odnajdzie w nowym miejscu upragniony spokój i szczęście?


Czy spotka tu bratnią duszę, która wprowadzi do jej życia więcej optymizmu? 


A może kobieta z miasta wcale nie zostanie zaakceptowana przez małą wiejską społeczność?

"Kiedyś był dla niej wszystkim, całym światem. Uważała, że żaden mężczyzna na świecie nie jest tak przystojny jak on, żaden nie jest lepszym fachowcem niż on, nikt nie potrafi tak czarująco bawić towarzystwa jak on… Teraz przekonana jest, że żaden inny mężczyzna na świecie nie potrafiłby urządzić takiego piekła na ziemi swojej żonie…"
 

 

To już moje kolejne spotkanie z twórczością pani Wandy Szymanowskiej i jak zwykle, nie zawiodłam się ani trochę. Autorka ma niesamowity talent do opowiadania o wyjątkowo trudnych sprawach w niesłychanie lekki, przystępny sposób.  "Zielone kalosze" to następna subtelna historia z mocnym przesłaniem, której bohaterowie zmagają się z problemami, jakie mogłyby zdarzyć się każdemu z nas.


Niezwykle sugestywny język sprawia, iż automatycznie utożsamiamy się z postaciami, stają się nam bliskie, rozumiemy ich rozterki i pragniemy pomóc im pokonać wszelkie trudności. Liczne zwroty akcji zaskakują, potęgują napięcie, wzbudzają wulkan emocji i powodują, że kartki same przelatują przez palce, bo pragniemy jak najprędzej dotrzeć do finału.


Autorka wykreowała fantastycznych, autentycznych bohaterów, dlatego ich historia przemawia do czytelnika niewiarygodnie silnie. Posiadają całą paletę wad i zalet, targają nimi intensywne emocje, z którymi nie zawsze sobie radzą. W ich życiu nie brakuje strachu, niepewności, dokonują trudnych wyborów, boją się także opinii innych, dlatego nie zawsze potrafią odważyć się zawalczyć o własne szczęście. Stajemy się też naocznymi świadkami ich ogromnej przemiany, która jest skutkiem spotkania dwóch odmiennych światów. Nasze bohaterki, choć początkowo zdają się być całkowitym przeciwieństwem, idealnie się uzupełniają. Wzajemnie uczą się od siebie, wspólnie mają szansę wkroczyć na ścieżkę pomyślności.


"Pierwszy raz Mundek pobił ją parę lat po ślubie. Ukrywała ten incydent, przed światem, bo było jej wstyd. Bała się , co ludzie powiedzą. Wstydziła się przed dziećmi."


Powieść idealnie pokazuje, na czym polega życie z człowiekiem uzależnionym od alkoholu, stosującym przemoc. Dostrzegamy jak związek z takim partnerem wyniszcza kobietę, obniża jej samoocenę, odbiera siłę walki, sens istnienia. Wbrew pozorom, wcale nie jest łatwo wyrwać się z takiej dramatyczne sytuacji, zakończenie owej relacji wymaga niesłychanie wiele determinacji, a przede wszystkim wsparcia od bliskich. Osoba, która kieruje się tylko opinią innych, boi się ich reakcji, wiele traci, staje się bierna, zamiast dążyć do realizacji marzeń czy pragnień. Nasze bohaterki udowadniają, iż nigdy nie jest za późno na szczęście, wolność, czy miłość, motywują nas do działania, napełniają serce wiarą oraz nadzieją, że wszystko jest możliwie, wystarczy tylko się odważyć.


Autorka w genialny sposób ukazała również, jak wygląda życie w takim malutkim miasteczku, gdzie wszyscy się znają, a ich głównym zajęciem jest wzajemna obserwacja. Czymś naturalnym stało się spożywanie przez mężczyzn napojów alkoholowych niemal od samego rana. Tutejsze kobiety nie tylko się z tym pogodziły, ale bez zastanowienia usługują swoim partnerom, sprzątają, piorą, gotują wspaniałe posiłki i nawet nie myślą, by się przeciwstawić. Brak tu także ciekawszych rozrywek, panuje też  przyzwolenie na pasywność i głupotę wójta. Sami niestety również nieszczególnie dążą do zmian czy rozwoju.


"Człowiek jest w zasadzie istotą przyzwyczajoną do życia w stadzie i źle znosi długotrwałą samotność. Sam ze sobą się nudzi, bo wydaje mu się, że nikogo tak dobrze nie zna, jak siebie samego. Jednak raz na jakiś czas każdy lubi pozagłębiać się w zakamarki własnego umysłu."


"Zielone kalosze" to niezwykle wartościowa, sugestywnie opowiedziana historia o prawdziwej kobiecej przyjaźni, która dodaje otuchy, wiary i siły, by uwolnić się z toksycznych relacji. Niesłychanie ciepła, przesycona zabawnymi dialogami, napawa optymizmem i wiarą, iż nigdy nie jest za późno na zmiany, w każdym wieku można spełniać marzenia, wystarczy tylko chcieć. Główną siłą napędową tej książki są fantastyczni, perfekcyjnie nakreśleni bohaterowie oraz autentyczność przekazu, który wywołuje prawdziwy wulkan emocji, porusza serce do granic. Przede wszystkim jednak uświadamia, na czym powinien polegać związek. Tu nie ma miejsca na przemoc, służbę, podporządkowywanie się, tracenie własnego ja. Powieść przypomina nam kobietom, że musimy się szanować i tego samego wymagać od partnera, a jeśli relacja jest destrukcyjna, najlepszym rozwiązaniem jest jej zakończenie. Ta wyjątkowa pozycja nie tylko funduje czytelnikom niesłychaną rozrywkę, ale także motywuje i dodaje wiary we własne siły. Polecam gorąco!


 

Link do opinii
Avatar użytkownika - jasmin79
jasmin79
Przeczytane:2016-03-16, Ocena: 4, Przeczytałam,
Inne książki autora
Lardżelka
Wanda Szymanowska0
Okładka ksiązki - Lardżelka

"Lardżelka", to wspaniała powieść oparta na faktach, a odpowiadająca na pytanie: jak efektywnie schudnąć bez wyrzeczeń. Zofia, swoje stresy "zajada" słodyczami...

Ciapek
Wanda Szymanowska0
Okładka ksiązki - Ciapek

Historia maleńkiego, bezbronnego pieska, Ciapka, którego chce się przytulić do serca. Zabrany od mamy, potem odtrącony przez dziewczynkę do której trafił...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy