Egzotyczne wycieczki to niebezpieczne hobby. Co roku kilkuset spragnionych wrażeń Polaków ginie podczas wakacyjnych wojaży. Dlatego nikogo nie dziwi, że nieszczęścia dotykają również uczestników wyprawy do Irlandii z biurem podróży „Hej Wakacje”. Nikogo poza pilotem wycieczki, którego męczy przeczucie, że coś tu nie gra. Tomasz Waciak nie ma jednak czasu na dochodzenia, bo musi się użerać z irlandzką pogodą, roszczeniową starszą panią, ciągłymi zmianami programu, zatruciami pokarmowymi i nieprzepartą ochotą, żeby strzelić sobie drinka. Albo trzy.
Druga powieść Aleksandry Rumin to cięta satyra na Polaków za granicą, pełna obyczajowych obserwacji, wyrazistych postaci i najdziwniejszych perypetii. No i zbrodni, rzecz jasna.
Wydawnictwo: Initium
Data wydania: 2019-08-12
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 304
Język oryginału: polski
Książka, która ubawiła mnie do łez;) Tyle ile niespodzianek spotkało tą wycieczką objazdową po Irlandii, to nigdy się nie zdarzyło. Mamy tu pełną gamę bohaterów, którzy są tak różni jak tylko można. Każdy z nich dokłada swoją cegiełkę do tej historii, przez to ona jest taka dobra. Jestem nią oczarowana, a wątek kryminalny jest tak pięknie wkomponowany w całą tą historię, że do końca nie wiadomo o co chodzi;)
Polecam z całego serca przeczytać ;)
Wycieczki! Wielu z nas po prostu uwielbia podróże, te bliższe i dalsze. Co jednak zrobić, gdy podczas wojaży napotykamy dosłownie same pechowe sytuacje? Jak wyjść z wszelkich ambarasów, szczęśliwie wrócić do kraju? Oto jest pytanie!
Muszę się przyznać, że po raz pierwszy mam styczność z twórczością Aleksandry Rumin, a jej debiutancka powieść jeszcze nie zdołała wpaść w me ręce. Aczkolwiek zetknęłam się z wieloma recenzjami, głównie pozytywnymi, dlatego postanowiłam spróbować „Zbrodni po irlandzku”. Jakoś nigdy nie szalałam za komedią, gdy chodzi o książki, chociaż trafiłam na kilka niezłych, więc i Pani Aleksandrze dałam szansę. Czy na coś konkretnego się nastawiłam? Postanowiłam podejść do lektury na luzie, bez obiecywania sobie czegokolwiek, aby uniknąć ewentualnego rozczarowania. O dziwo, mimo uprzedzeń, spędziłam nad powieścią kilka ciekawych dni, zadowolona, mimo szukania większych wad. Takowych nie znalazłam i doszłam do wniosku, że częściej muszę „wychodzić ze strefy komfortu”, używając modnego ostatnio określenia. Zaczęłam od zaznajamiania się z kryminałami, potem komediami, a teraz zaczynam pałać sympatią do połączenia obu gatunków. Przewrotnie!
Swoją drogą, uwagę przykuwa już sama okładka, o czym pragnę wspomnieć, chociaż próbuję wystrzegać się oceniania po szacie graficznej. Cóż, zmysł estetyki trudno oszukać. Wspominam o tym również z tego względu, że często okładki są bezsensowne, jakby twórcy niespecjalnie kojarzyli fabułę. A w przypadku „Zbrodni po irlandzku” widać, iż zadbano o zgodność, przyłożono się do pracy. Detale są silnie związane ze szczegółami pochodzącymi prosto z książki. Właśnie, na szczęście mogę nadmienić, że treść nie wypada gorzej, całość idealnie się uzupełnia.
Nawet chaosem trzeba umiejętnie pokierować — tak, to brzmi niczym oksymoron, ale proszę mi zaufać. Początkowo wydaje się, że powieść jest jednym wielkim mętlikiem. Wątki się ze sobą mieszają, bohaterowie przekrzykują. Ale już po chwili można zauważyć, iż mamy do czynienia z celowym zabiegiem, przestajemy się gubić, a zamiast tego wciągamy w akcję. Potrzeba też dużo dystansu do otaczającego nas świata! Satyra na społeczeństwo, trochę na nas samych, z przymrużeniem oka. Mrugnijmy do siebie, znajdujących się w środku krzywego zwierciadła!
Postaci niesamowicie irytują i taka jest właśnie ich rola. Paradoksalnie, można nabrać do nich dziwnej sympatii, przez te wszystkie napotykające ich przygody. Zwłaszcza w przypadku głównego bohatera, niejakiego Tomasza Waciaka, zmagającego się z uzależnieniem od alkoholu opiekuna wycieczki. Ma pod sobą zgraję kompletnie zakręconych ludzi, trudno utrzymać ich w karbach, a prześladujący ich zewsząd pech nie pomaga. Często się zaśmiewałam, więc rola powieści została spełniona. Co z intrygą? Wypada ciekawie, dość zaskakująco, więc mamy kolejny plus. Ot, czarny humor w dobrym wydaniu, chociaż jeszcze raz muszę podkreślić — dystans, dystans i jeszcze raz dystans. Inaczej łatwo się obrazimy o takie, a nie inne przedstawienie Polaków.
„Zbrodnia po irlandzku” przypadnie do gustu przede wszystkim miłośnikom gatunku, osobom chcącym odprężyć się po ciężkim dniu, szukającym niezobowiązującej lektury. A jednocześnie niegłupiej, zachowującej poziom. Będę obserwować rozwój kariery literackiej Aleksandry Rumin i mam nadzieję, że w bliskiej przyszłości uda mi się przeczytać jej pierwszą powieść, a może nawet kolejne?
Połączenie komedii i kryminału, czy taka mieszanka jest możliwa? I czy jest zjadliwa? Wydawać by się mogło, że dwa jakże odległe od siebie gatunki nie potrafią wspólnie funkcjonować, ale coraz więcej autorów przeczy temu założeniu. Z każdym kolejnym rokiem pojawiają się nowe tytuły określone jaki komedia kryminalna, które potrafią zachwycić, wciągnąć i wywołać lawinę śmiechu oraz łez. Aleksandra Rumin ma już swój debiut za sobą. "Zbrodnia po irlandzku" jest drugą książką autorki, która swoją premierę miała przed dwoma tygodniami. Jednocześnie jest to moje pierwsze zetknięcie z autorką, którego byłam bardzo ciekawa. Jak wypadło?
Irlandia nie jest jednym z ulubionych wakacyjnych kierunków, wiecznie deszczowa i zimna nie zachęca do siebie turystów. Dlatego biuro "Hej Wakacje" postanowiło mimo wszystko przekonać swoich klientów, że to znakomity pomysł na wycieczkę i zorganizowało konkurs. Jego zwycięzcy stworzyli pierwszą grupę, która miała zwiedzić Szmaragdową Wyspę. Bardzo oryginalna grupa, której pilotem zostaje Tomek, mężczyzna cały czas walczącym z uzależnieniem od alkoholu. Przygoda niesie ze sobą duże ryzyko: niesprzyjającej pogody, zmiany w planach wycieczki oraz wypadków. Czy komuś zależy na śmierci uczestników?
Autorka stworzyła historie, która zawiera w sobie ciekawy wątek kryminalny, zaskakujący w swoim rozwiązaniu. A jednocześnie jest satyrą na współczesnych Polaków, którzy podczas turystycznych wyjazdów zachowują się co najmniej niestosownie. Przerysowanie zachowań naszych rodaków momentami może dochodzić do przesady. Jednak wiele sytuacji uświadamia jak czasami jesteśmy postrzegani na świecie.
Historia staje się jednocześnie satyrą na turystykę w całokształcie. Wydarzenia, w których biorą udział bohaterowie, wyścigi autokarów, czekanie na przebłysk słońca, walka o jedzenie... naprawdę dużo sytuacji zmusza do zastanowienia się, czy są one możliwe w prawdziwym życiu.
Bohaterowie, którzy zostali wysłani na wycieczkę stanową swoistą mieszankę wybuchową, na czele której stoi Baronowa Raszpla. Uczestnicy wycieczki wywodzą się z różnych środowisk, mają różne doświadczenia życiowe, a zebranie ich razem dodatkowo wywołuje bardzo dużo ciekawych sytuacji.
Irlandia pokazana oczami pisarki może odstraszyć. To wyspa, na której wiecznie pada, jest niezwykle zimo, a przebłyski słońca zdarzają się rzadko i trwają ułamki sekund. Mimo wielu wspaniałych miejsc, które warto zwiedzić pogoda potrafi skutecznie zniechęcić.
Przez większość czasu nie bardzo zwracałam uwagę na kwestie kryminalne, kwestie komediowe zdecydowanie bardziej do mnie przemawiały. Byłam ciekawa samej wycieczki, zachowania bohaterów i dylematów moralnych pilota, który w pewnym momencie zaczął mieć dosyć ciągłych niespodziewanych zgonów. Ostatecznie jednak rozwiązanie śmierci uczestników wzbudziło moją ciekawość. Nie spodziewałam się takiego rozwiązania sytuacji, a wyjaśnienie, które pojawia się na końcu pokazuje, że autorka umie świetnie łączyć wątki.
"Zbrodnia po irlandzku" to dobra, lekka wakacyjna lektura, która z jednej strony pokazuje czytelnikowi jak niestosownie potrafimy zachowywać się na świecie, a z drugiej bawi i wciąga. Wątek kryminalny znajduje świetne rozwiązanie, bohaterowie intrygują, a czytanie o wycieczce w słoneczny dzień skutecznie przeciwdziała deszczowej pogodzie. Jest to tytuł, który z pewnością znajdzie swoich amatorów, spragnionych lekkiej komedii kryminalnej.
Zapraszam na nalogowyksiazkoholik.pl
Kolejny raz spotkałam się z Aleksandrą Rumin, która tym razem zabrała mnie aż do Irlandii. Nie powiem, wycieczka okazała się ciekawa, choć planner mogłam sobie wsadzić w buty. Mimo niesprzyjającej pogody, a także czuwającego nad nami pecha, atrakcji było co niemiara. W końcu człowiek nie co tydzień jest świadkiem tragicznych w skutkach wypadków. A w Irlandii klify strome...
Egzotyka przyciąga nas jak magnes. Wyjazdy zagraniczne mają jednak to do siebie, że potrafią przynieść niespodziewane niebezpieczeństwa. Nic więc dziwnego, że każdego roku wielu Polaków nie wraca już w całości do rodzimego kraju. W „Hej Wakacje” też to nikogo nie dziwi – biuro podróży już wielokrotnie musiało przekazywać rodzinom klientów najgorsze wieści. Tomasz Waciak od początku miał złe przeczucia co do wycieczki na szmaragdową wyspę. Nie dość, że wcale nie miał ochoty lecieć do Irlandii, nic o niej nie wiedział, to jeszcze te kilka dni minęły mu niczym najgorszy horror. Irlandzka pogoda, ciągłe problemy z dojazdami, tragiczne wypadki i brak dostępu do alkoholu w kraju, który z alkoholu słynie, Tomkowi bardzo dało w kość. To ostatnie chyba najbardziej... Kto jednak w takich okolicznościach pogardziłby szklaneczką whisky?
Zbrodnia po irlandzku dostarczyła mi wielu wrażeń. Przede wszystkim nabrałam ogromnej ochoty na zwiedzanie Irlandii – można się o niej dowiedzieć naprawdę wielu ciekawych rzeczy, a książka dodatkowo może służyć za przewodnik, z którym powinniście zwiedzać ten magiczny kraj. Zawiera szereg najbardziej interesujących atrakcji, które każdy turysta musi zobaczyć i oczywiście cyknąć im pamiątkowe zdjęcie. Co ciekawe, bohaterom tej książki niedane było zrealizować całego planu podróży, ale mam nadzieję, że Wam się uda, gdy tylko zdecydujecie się kiedyś Irlandię odwiedzić. Oby tylko nie przydarzyła Wam się żadna zbrodnia...
Zbrodnia po irlandzku z pozoru zupełnie nie ma ładu i składu. Wiemy, że bohaterowie jadą na wycieczkę do Irlandii i oczywiście czyha na nich jakiś morderca. Nie mamy powiązania między bohaterami, którzy wydają się przypadkową zbieraniną – a każdy z nich jest ewenementem na skalę światową. Głównym bohaterem jest Tomasz Waciak, który ma poważny problem z alkoholem, ale się przynajmniej stara rzucić paskudny nałóg. Przygody w Irlandii mu w tym nie pomagają, ponieważ musi zadbać o bezpieczeństwo swoich podopiecznych. Tylko jak tu zadbać o czyjekolwiek bezpieczeństwo jak większość pasażerów wynędzniałego busa to upierdliwce i matoły?
Słyszeliście kiedyś określenie Polaki-Cebulaki? Autorka chyba je sobie wzięła do serca. Ukazała – oczywiście jako satyrę – Polaków, który nie tylko nie wiedzą jak zachować się w innym państwie, ale zwyczajnie mają gdzieś zasady i tradycje innych kultur. Przyznaję, że absurdalność niektórych sytuacji bardzo mnie rozbawiła. Jeśli lubicie czarny humor, to Zbrodnia po irlandzku wpisuje się w te klimaty.
Nie zamierzam ukrywać, że zakończenie powali Was na kolana i odpowie na każde pytanie, które urodzi się podczas lektury. Ta powieść jest przemyślana od początku do końca i choć może się wydawać, że wszystko zostało złożone w ręce przypadku, to nie dajcie się zwieźć autorce. Ona to wszystko sobie zaplanowała! Podziwiam talent to wyprowadzania czytelnika w pole i pisania tak dobrych książek. Myślę, że jeśli nie będziecie podglądać zakończenia, to nie zdołacie zgadnąć, kto jest mordercą – a prawda Was zaskoczy i poznacie jej głębsze dno.
Zbrodnia po irlandzku jest niezwykle barwną powieścią – poczynając od szeregu indywiduów postaciowych, a na malowniczych krajobrazach (jeśli wierzyć przewodnikom, bo nie macie co liczyć na relacje książkowych turystów) kończąc. Jeśli kiedykolwiek marzyliście o pracy jako opiekun wycieczek, to pamiętajcie, że bez trupa to wycieczka raczej nie jest udana.
Zawsze jednak możecie dogadać się z kierowcą autobusu, a wtedy niejedna zbrodnia ujdzie Wam na sucho. W końcu biuro podróży dba o swoich pracowników!
Morze, klify, urwiska i wszechobecna zieleń. Zatrważająca liczba owiec, mnóstwo turystów sączących kawę z dodatkiem whisky. Oto wizja Irlandii, do której większość z nas jest zapewne przyzwyczajona. Jednak Aleksandra Rumin w swojej powieści pt. „Zbrodnia po irlandzku” zabiera nas na „Szmaragdową przygodę” gdzie trup na wycieczce jest na porządku dziennym, przewodnikiem jest alkoholik, a autobus, którym podróżują wczasowicze wręcz sypie się w oczach…
Egzotyczne wycieczki to niebezpieczne hobby. Co roku kilkuset spragnionych wrażeń Polaków ginie podczas wakacyjnych wojaży. Dlatego nikogo nie dziwi, że nieszczęścia dotykają również uczestników wyprawy do Irlandii z biurem podróży „Hej Wakacje”. Nikogo poza pilotem wycieczki, którego męczy przeczucie, że coś tu nie gra. Tomasz Waciak nie ma jednak czasu na dochodzenia, bo musi się użerać z irlandzką pogodą, roszczeniową starszą panią, ciągłymi zmianami programu, zatruciami pokarmowymi i nieprzepartą ochotą, żeby strzelić sobie drinka. Albo trzy.
Jak dotąd nie miałam do czynienia z powieścią z tego gatunku, czyli komedią kryminalną. Jednak po lekturze „Zbrodni po irlandzku” wiem, że chcę więcej. Dawno już nie uśmiałam się tak, jak podczas lektury tej historii.
„Zbrodnia po irlandzku” to przezabawna powieść, w której autorka ukazuje nieco przerysowane zachowania naszych rodaków za granicą, a także wiele stereotypów, z jakimi jesteśmy kojarzeni. Sama byłam na kilku wycieczkach objazdowych za granicą i niestety muszę przyznać, że pani Rumin ma rację w większości kwestii związanych z polskimi turystami.
W powieści tej, Aleksandra Rumin ukazuje również tą ciemniejszą stronę zawodu przewodnika wycieczek. Po lekturze „Zbrodni po irlandzku” już nigdy nie pomyślę, że praca ta, należy do lekkich i przyjemnych.
Możliwość zwiedzenia najpiękniejszych miejsc świata, darmowy nocleg i wyżywienie, a na koniec wypłata za pracę. Brzmi świetnie, prawda? Jednak mając pod opieką taką grupę jak nasz biedny Tomasz Waciak, to wszystko traci na znaczeniu.
Pan przewodnik być może męczył się z tą zgrają urlopowiczów, ale ja bawiłam się w ich towarzystwie wybornie. Wszyscy bohaterowie zostali genialnie wykreowani. Każdy z nich był przedstawicielem innej grupy społecznej, dzięki czemu autorce udało się stworzyć mieszankę wszelakich charakterów, które idealnie się dopełniały. Nic jednak nie pobije Baronowej Raszpli, która już od pierwszych stron powieści całkowicie skradła moje serducho.
Autorka zaserwowała nam ciekawą zagadkę kryminalną, zaskakując czytelników jej ostatecznym rozwiązaniem. Pani Rumin ma lekkie pióro, tą historię czyta się błyskawicznie, a odłożenie jej choćby na moment jest niezwykle trudne.
Powieść zbudowana jest z kilkunastu rozdziałów, z których każdy opisywał jeden dzień wycieczki. Rozpoczynał się on od dokładnego opisu planu dnia: opisu atrakcji turystycznych, kilka informacji historycznych itp. Wszystko zostało skrupulatnie przedstawione, co świadczy o dokładnym przygotowaniu się autorki i dopracowaniu przez nią tej powieści w każdym, nawet najmniejszym szczególe.
Przyznaję, że miałam odrobinę mieszane uczucia, gdy zabierałam się za lekturę tej książki. Muszę jednak przyznać, że dawno już tak dobrze się nie bawiłam podczas czytania jakiejkolwiek książki. Będę wyczekiwała kolejnych powieści tej autorki, a Wam gorąco polecam „Zbrodnię po irlandzku”. To idealna lektura na te wakacje!
Moja ocena: 8/10
http://zycieipasje.net/2020/04/08/szpieg-w-ksiegarni-zbrodnia-po-irlandzku-aleksandra-rumin-recenzja/
Aleksandra Rumin – miłośniczka ulewnego deszczu, wyspiarskiego poczucia humoru i sztuki celtyckiej. Stanowczo dementuje plotki, jakoby w dzieciństwie podkochiwała się w liderze irlandzkiego boysbandu, ale otwarcie przyznaje się do obsesji na punkcie Liama Neesona. Typ zbieraczki – zawzięcie kolekcjonuje nieszczęśliwe zbiegi okoliczności i porażki życiowe. Nie słucha głosów, które namawiają ją do pisania kolejnych książek, bo zazwyczaj milkną po zażyciu wystarczająco silnych leków. Na stare lata, czyli gdzieś w połowie przyszłego roku, planuje spakować skromny dobytek do biodegradowalnej reklamówki, a za garść drobniaków, które zarobi na Zbrodni po irlandzku, kupić bilet do Dublina. W jedną stronę, bo na powrotny raczej nie starczy jej pieniędzy...
Znudziło Ci się wylegiwanie na egipskiej plaży?
Znajomym przestały imponować Twoje selfie z wielbłądem?
Chcesz odwiedzić krewnych na emigracji i sprawdzić, czy faktycznie tak świetnie im się powodzi, bo przecież ta Bożena to lubi przesadzać?
Biuro podróży „Hej Wakacje” poleca:
„SZMARAGDOWA PRZYGODA” 10 dni
Odkryj z nami dzikie i śmiertelnie niebezpieczne piękno Irlandii!
Czekają na Ciebie zapierające dech w piersi krajobrazy, grożący uszczerbkiem na zdrowiu kontakt z naturą, romantyczne zamki i morze alkoholu.
Kto nie chciałby pojechać na wycieczkę po takiej reklamie. A do tego – i tutaj niemała niespodzianka – nie trzeba za nią płacić, bo to wygrana (?) W tej sytuacji pokażcie mi choć jedną osobę, która nie reflektowałaby na darmowy wyjazd, nawet do Irlandii. Wiem, piękne krajobrazy mogą zrekompensować kapryśną pogodę. Bo to przede wszystkim trzeba brać pod uwagę. Klimat oceaniczny wszak charakteryzuje się dużą wilgotnością i częstymi opadami, o czym szybciutko przekonają się ci, którzy pojechali na wyspę.
Ósemka szczęśliwców (choć miała być dziesiątka, ale nieszczęścia chodzą parami): Maria Downar-Wiśniowiecka (Baronowa Raszpla), prezes Gustaw Jelonek, modelka Róża Małecka, artystka Elwira Paprocka, właściciel siłowni Marian Chochelka, właścicielka ekskluzywnego butiku Idalia Smoczyńska, lekarz psychiatra Teodor Kostrzewa oraz emerytowany nauczyciel Czesław Maria Borowski, stanowią interesującą mieszankę osobowości i charakterów. Pilotem Szmaragdowej Przygody został (z braku innych chętnych) Tomasz Waciak – najlepszy (?) pilot biura podróży „Hej, Wakacje”. Zupełnie nieważne wydaje się organizatorom, że Tomek nie jest specjalistą od tego wyspiarskiego kraju. Ba, nawet niezbyt dobrze posługuje się językiem angielskim, ale w tym przypadku pomocny okaże się kierowca zdezelowanego busika, Alan O'Flanagan, który nomem omen jest Polakiem. Zdezelowany busik na objazdowej wycieczce, to też powód do śmiechu dla czytelnika, ale czy będzie zabawne dla tej ósemki szczęśliwców. Czy Szmaragdowa Przygoda okaże się w efekcie wycieczką marzeń, czy też całkowitą klapą przekonacie się jeśli sięgnięcie po Zbrodnię po irlandzku.
Pierwsza powieść Aleksandry Rumin Zbrodnia i Karaś była satyrą na szkolnictwo i przyznam, że bawiłam się przy niej wyśmienicie. Tym razem śmiejemy się z turystyki. Nie! Śmiejemy się z nas samych. I choć jest to śmiech przez łzy, po przeczytaniu książki większość z was stwierdzi, że jednak było to zabawne. Polak za granicą przeszedł już do legendy, niestety często zostawiając po sobie niesmak i niezbyt miłe wrażenie. Rumin przejaskrawiła rzeczywistość, nadając jej postać absurdu i wplatając w historię intrygę kryminalną z iście szatańską pointą.
Mam nadzieję, że was zainteresowałam, bo ja chyba po przeczytaniu tej opinii nie wahałabym się ani chwili. Szczerze polecam wam Zbrodnię po irlandzku na długie jesienne i zimowe wieczory. Wybuchy śmiechu na pewno skutecznie was rozgrzeją. Jestem ciekawa z czego/kogo będziemy się śmiać w kolejnej powieści Aleksandry Rumin. I już nie mogę się doczekać następnego spotkania z tą pisarką.
Spróbujcie wyjechać do Irlandii z biurem podróży „Hej, Wakacje” i przeżyć...
Kolejna bardzo dobra książka. Zupełnie nie spodziewałam się takiego zakończenia.
„Zbrodnia po irlandzku” to REWELACYJNA komedia kryminalna, która doprowadziła mnie do łez i niekontrolowanych wybuchów śmiechu. Aleksandra Rumin po raz kolejny uwiodła mnie swoją niesamowitą, przepełnioną po brzegi absurdem i sarkazmem prozą, w której w zabawny sposób obnażyła przywary Polaków – tym razem ludzi związanych z branżą turystyczną oraz samych turystów.
Kryzys – to sowo klucz charakteryzujące całą fabułę „Zbrodni po irlandzku”. Kryzys dotyka biuro podróży „Hej Wakacje”, gdy zakochany w Irlandii właściciel wprowadza do oferty „Szmaragdową przygodę” – wycieczkę objazdową po Zielonej Wyspie, która cieszy się zerowym zainteresowaniem klientów. Kryzys przechodzi Tomasz Waciak – uzależniony od alkoholu pilot wycieczek, którego szef zmusza do wyjazdu właśnie na „Szmaragdową przygodę” ze zwycięzcami przeprowadzonego przez biuro konkursu. Cały wyjazd jest pełen mniejszych i większych katastrof, które ciągle nadwyrężają i tak już słabą psychikę nieszczęsnego Waciaka – roszczeniowi turyści, trudne warunki pogodowe, ciągłe zmiany programu wycieczki z powodu czynników zewnętrznych, zmutowane komary i niespodziewanie, śmiertelne wypadki wczasowiczów nieźle dają facetowi w kość. Oj, to będzie zdecydowanie niezapomniany wyjazd!
„Zbrodnia po irlandzku” to wyborne połączenie satyry z wątkiem kryminalnym w stylu Agathy Christie – przy czym zdecydowanie dominuje w tej powieści warstwa komediowa. Fabuła aż kipi od absurdalnych, przerysowanych scen wyśmiewających zachowanie turystów, którym na wakacjach puszczają wszelkie hamulce, a do głosu dochodzą niemal pierwotne instynkty – szczególnie rozbawiła mnie scena, w której zdesperowani urlopowicze walczą o miejsca w obleganym Centrum Turystycznym Klifów Moher, a kiedy następuje poprawa pogody pędzą na Klify na złamanie karku, by zrobić jak najlepsze zdjęcia.
"Zbocze znajdowało się na wyciągnięcie ręki, ale trwała na nim regularna bitwa. Grunwald to przy tym piknik na świeżym powietrzu. Kto nigdy nie spojrzał w oczy rozszalałego turysty, który chce zrobić zdjęcie, nie ma pojęcia, czym jest prawdziwy strach".
Jeśli poszukujecie zabawnej, wakacyjnej powieści kipiącej od satyry gorąco polecam Wam „Zbrodnię po irlandzku”. Aleksandra Rumin to świetna pisarka, która może poszczycić się genialnym zmysłem obserwacji, lekkim piórem i sporym dystansem do siebie. Doskonale bawiłam się podczas lektury tej książki.
Uwaga fani klasycznych kryminałów! Zastanówcie się zanim sięgnięcie po ten tytuł, bo Aleksandra Rumio w swej powieści położyła nacisk na komedię, więc nie uświadczycie w niej rozbudowanych wątków detektywistycznych.
Egzotyczne wycieczki to ryzykowne i niebezpieczne hobby - mogą przekonać się o tym uczestnicy wyprawy do Irlandii z biurem podróży "Hej Wakacje". Nikogo nie dziwi więc kilka małych wypadków. Typowo irlandzka, kapryśna pogoda, roszczeniowa starsza pani i ciągle zamiany planów sprawiają,że nawet pilot wycieczki nie ma czasu na martwienie sie ciągłymi nieszczęściami. Jak nie oszaleć i dowieźć wszystkich uczestników ponownie do kraju ? A może strzelić sobie na uspokojenie drinka albo trzy ? "Zbrodnia po irlandzku" to książka, która przez cały czas wywołuje uśmiech na twarzy czytelnika. Szalona, zwariowana i pełna zwrotów akcji fabuła wciąga bez końca i nie pozwala odłożyć książki na bok. Nawet gdy kolejne podróżnicze katastrofy wydają się nieprawdopodobne a całość zaczyna być totalnie oderwana od rzeczywistości, nie mogłam oderwać się od lektury. Barwni i niezwykle wyraziści bohaterowie doskonale komponują się z wartką akcją i tworzą historię, która na długo pozostanie w mojej głowie. Dużym plusem książki jest zakończenie, które wyjaśnia serię niefortunnych wypadków i zaskakuje swoją złożonością. Lektura "Zbrodni po irlandzku" okazała się świetną zabawą i polecam Wam serdecznie bliższe spotkanie z książką Aleksandry Rumin.
Grzeszyn to mała, urokliwa gmina, miejsce zsyłki dla ludzi, którzy dostali od losu drugą szansę. Gdy tuż po wizycie premiera rządzący miastem z woli ludu...
Na mieszkańców Warszawy pada blady strach, ponieważ na ulicach stolicy grasuje zabójca, który za cel obrał sobie młode kobiety. Jego...
Przeczytane:2019-08-28, Ocena: 4, Przeczytałam,
„Zbrodnia po irlandzku” to nie tylko komedia, ale i też kryminał, lekki, momentami zabawny, gdzie trup gra drugoplanową rolę i podkreśla absurdalny charakter książki. Nie mniej ważnym czynnikiem budującym klimat tej powieści jest pogoda, wiecznie Zielona Wyspa skąpana w deszczu i mgłach. Czy można sobie wymarzyć lepszy urlop? :D