A może by tak wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady...?
Mężczyzna i kobieta - jeszcze się nie znają, ale już przeczuwają swoje istnienie. Ich losy splatają się w Polanie, małej bieszczadzkiej osadzie, w której trudno pozostać anonimowym.
Iga, po tragicznej śmierci męża postanawia rozpocząć tu nowe życie z dala od starych dekoracji.
Michał wraca po latach do domu dziadków, gdzie się wychował. Każde z nich przywozi bagaż swoich wspomnień, traum i niezaleczoną przeszłość.
Pozornie są dla siebie obcymi ludźmi i nawet nie zdają sobie sprawy, że ich wspólna historia rozpoczęła się już dawno temu, na długo przed tym, zanim się spotkali. Czy uda im się pokonać przeciwności losu i czy życie dopisze do niej szczęśliwe zakończenie?
***
Niekiedy wydaje się nam, że kogoś dobrze znamy, a w gruncie rzeczy z czasem na jaw wychodzą jego tajemnice. Ktoś, kto powinien być z nami szczery, okazuje się takim nie być. Przed wami historia, którą napisało samo życie. Pełna bólu, dramatu, emocji oraz poszukiwania samego siebie. Polecam!
Grażyna Wróbel
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2021-06-29
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 288
Żyli w dwóch różnych światach. On, znany radiowiec, celebryta. Ona, pasjonatka fotografii z małej podkarpackiej miejscowości. Prawdopodobieństwo, że się spotkają było niewielkie, ale los skrzyżował ich drogi więcej niż raz, zmieniając ich życie o 360 stopni.
Michał przeprowadza się wraz z narzeczoną do Polany, gdzie odziedziczył dom po dziadkach. Chce odetchnąć od warszawskiego zgiełku i uporać się z przeszłości. Ich sąsiadką jest Iga. Lubiana przez mieszkańców osady, ale prowadząca raczej samotny tryb życia. Kobieta opłakuje męża, który zginął w tragicznych okolicznościach. Czy bieszczadzkie odludzie okaże się dobrym miejscem do lizania ran?
„Zaklinaczka motyli” okazała się powieścią przewidywalną, ale bardzo przyjemną w czytaniu. Dla mnie okazała się wyjątkowa, bo najbardziej polubiłam w niej tę złą, tę co była niemiła i miała nabruździć. Jak już wspomniałam Michał, jeden z dwójki głównych bohaterów, przyjeżdża do Polany z narzeczoną. Ewelinie, bo tak ma ona na imię, niezbyt podoba się głusza, do której wywiózł ją ukochany. Uwielbia wielkie miasto i życie w błysku fleszy. Jest dumna ze swojego statusu celebrytki. Nie jest to najsympatyczniejsza osoba na świecie i dość szybko zostaje zaszufladkowana jako „lalunia”. Od samego początku powieści miałam wrażenie, że autorka potraktowała ja zbyt surowo. W Ewelinie widzę nie tylko egoistyczny charakter, ale kobietę, której świat również się zawalił. Przez cztery lata była w związku z mężczyzną, który nagle się zmienił. Trauma Michała oddziałuje również na jego narzeczoną. Słynny radiowiec najpierw pokochał piękną, wypacykowaną modową vlogerkę, a potem oczekuje od niej zmiany. Czy ona musi się na nią godzić skoro jest nieszczęśliwa,? Czy musi rezygnować ze standardu życia, który tak lubi? To, że Ewelina przelewa swoje żale na nowe otoczenie, nie jest może szczególnie dojrzałe, ale widać inaczej nie potrafi. Jej też należy się odrobina zrozumienia, którego od autorki książki nie dostała.
Drugą cechą „Zaklinaczki motyli”, która mi się spodobała jest emanujący z niej spokój. Nie wiem, czy jest to zasługa bieszczadzkiego tła i sielskości, która z niego emanuje, czy dojrzałych, nieszukających zwady bohaterów (no może poza wspomnianą wcześniej Eweliną, ale ktoś musiał zadbać, żeby coś się działo) – pewnie wszystkiego po trochu. Wrażenie jest przyjemne, bo mamy postacie, które dźwigaj ciężki bagaż doświadczeń, ale czujemy, że one sobie z tym poradzą. Czy faktycznie uporają się z nimi, tego wam nie zdradzę. Piszę o tym, dlatego, ponieważ znam osoby dla których ważne jest, aby fabuła książki nie denerwowała. Ma wciągać, ale nie drażnić nerwów. „Zaklinaczka motyli” to powieść, która może spodobać się tej grupie czytelników.
Agnieszka Stec-Kotasińska napisała lekką obyczajówkę o ciężkich problemach. Takich, z którymi trudno się uporać, bo zazwyczaj siedzą głęboko w nas, a ich wyciąganie bywa bolesne. Ona włożyła dużo ciepła, które miało je wydobyć z bohaterów. W efekcie mamy książkę niczym górski szlak, który oświetla słoneczko. Może jest kamienisty, ale jak miło napawać się otaczającym go pięknem.
Motyle to piękne owady, żywe, kolorowe i wolne. Nim się jednak przepoczwarzą, zamknięte są szczelnie we własnym kokonie. Iga jest właśnie taką uśpioną larwą. Zagrodziła do siebie dostęp, żyje w ciągłym bólu i smutku przeszłości. W tym ciepłym azylu czuje się najlepiej, bezpiecznie, jednak gdy do domu obok wprowadza się znany dziennikarz z narzeczoną, w jej ostoi i w miarę ułożonym życiu pojawiają się pęknięcia.
Bardzo życiowa historia o bólu straty, przygnębieniu, samotności. O funkcjonowaniu w społeczności, ale żyjąc gdzieś obok, o tym, jak przeszłość potrafi rzutować na teraźniejszość, późniejsze wybory, decyzje, zachowania czy emocje. Powieść o trudach codzienności, niezrozumieniu najbliższych na takie, a nie inne wybory bohaterki, o losie, który wprowadza do poukładanej rzeczywistości wiele chaosu, przeszkód, by sprawdzić, czy bohaterowie będą w stanie wszystkiemu przezwyciężyć. Pokazująca przyjaźń, chorą zazdrość, manipulacje, miłość, wsparcie, zrozumienie, egoizm, cynizm i to, że kłamstwo ma zawsze krótkie nogi.
Autorka pozwala dojść do głosu różnym bohaterom, którzy pojawiają się w powieści. Pomyślicie, że co za dużo to nie zdrowo i nie odnajdziecie się w historii, wprost przeciwnie. Każdy z nich ma ogromny wkład w kształtowaniu całej opowieści. Każdy z nich otrzymał tyle samo uwagi, by czytelnik zapałał do nich sympatią albo antypatią. Wprowadzają wiele zawiłości, intryg i trudów codziennego życia. Są żywi, autentyczni i tak jak wspominałam, jednym się kibicuje, a drugim chce się urwać głowę.
To lektura dobra dla każdego. Można w niej odnaleźć część siebie, obaw i odwagi, by uwolnić motyle na wolność ze szklanego słoika. Skłania do refleksji, pokazuje te dobre, jak i złe momenty naszej codzienności, wzrusza i sprawia, że w sercu pojawia się niezwykłe ciepło. Gorąco polecam!
Iga po tragicznej śmierci męża przeprowadza się do uroczej Polany. Wciąż nie może się pogodzić z losem, który nie był dla niej łaskawy. W pełni oddaje się swojej pracy, czyli robieniu zdjęć.
Michał po wielu latach powraca do domu w którym wychowywali go dziadkowie. Liczy na to, że to właśnie tutaj odnajdzie spokój i poradzi sobie ze swoją traumą.
Obydwoje się nie znają, są dla siebie obcymi osobami, a pomimo tego czują się doskonale w swoim towarzystwie. Nawet nie zdawają sobie sprawy z tego, jak bardzo los okaże się być przewrotny.
Przyznaję, że z wielką niecierpliwością oczekiwałam kolejnej książki autorki po jej udanym debiucie. Dlatego tak bardzo ucieszyła mnie wiadomość o nowej książce.
W życiu spotykają nas czasem ogromne tragedie, z którymi radzimy sobie na swój sposób. Czasem to jednak tragedie do jakich mogłoby dojść, kształtują nas samych i sprawiają, że inaczej zaczynamy postrzegać świat. Bo kiedy udaje nam się „uciec” śmierci, zaczynamy tak naprawdę dostrzegać to, czego nie dostrzegaliśmy wcześniej. Życie nabiera całkiem nowych kształtów, mamy nowe priorytety i ciele do których dążymy. Czasem nie mamy jednak wpływu na to, jacy ludzie stawają na naszej drodze i jakie mają wobec nas zamiary.
Iga to kobieta, która całym sercem kochała swojego męża, dlatego tak trudno jej się pogodzić z jego odejściem. Dla niej był jedyny i niezastąpiony. Iga na co dzień pracuje jako fotograf i jest w tym całkiem niezła. Oddaje się swojej pracy w pełni, gdyż robi to, co tak naprawdę kocha. To bohaterka do której od razu poczułam sympatię. Czasem nie rozumiałam jej toku myślenia.
Michał jest sławny i rozpoznawalny. Pracuje w radio oraz jako reporter. To bohater, który skradł tak naprawdę moje serce. Aczkolwiek nie ukrywam, że jak każdy z nas, posiadał też swoje wady. Pewne wydarzenia z jego życia, ukształtowały to, jakim jest obecnie człowiekiem. Zrozumiał swoje błędy i bardzo chciał je naprawić. Zmienił swoje podejście do życia, co nie spodobało się jego narzeczonej Ewelinie.
"Dlaczego Iga musiała stanąć na mojej drodze? Gdybym tak wtedy, nie przebiegał akurat obok potoku i gdyby nie okazało się, że to właśnie ona mieszka w domu tuż przy naszym, to byłbym teraz zupełnie wolny od uczucia, które niewątpliwie zaczynało we mnie tlić. Pełzało niczym larwa, która pragnie zmienić się w motyla. Złapanego w kadr aparatu, w dniu w którym się poznaliśmy. Pytanie tylko, czy zduszę go w zarodku, zanim rozpostrze swoje skrzydła."
Bycie sławnym, rozpoznawalnym nie zawsze oznacza, że jesteśmy kimś lepszym. Niemniej niekiedy inne osoby za wszelką cenę pragną wybić się kosztem takiej osoby. Tak naprawdę zależy im tylko na tym, aby i o nich było głośno. Uczucia stają się mniej ważną rzeczą, o której w pewnym momencie potrafią zapomnieć.
Agnieszka Stec-Kotasińska w swojej powieści ukazuje nam życie dwójki bohaterów dla których życie napisało scenariusz, niekoniecznie taki jaki by im odpowiadał. Oboje zmagają się z przeszłością, nie mogąc ruszyć do przodu. Prawdę powiedziawszy szukają siebie samych. Przeznaczenie napisało dla nich swój własny los na który nie mają większego wpływu. Ale w życiu właśnie tak potrafi być, że nigdy nie wiadomo, czego mamy się spodziewać.
"Było oczywiście coś jeszcze. Nie chciałam znowu kogoś stracić. Znów pozwolić sobie na miłość i przywiązanie, na złudne przeświadczenie, że wypadki, tragedie, choroby, które zdarzają się gdzieś dookoła nigdy nie będą dotyczyć nas samych, tylko po to by później znowu niedowierzać. Zaprzeczać faktom i kłócić się ze wszystkimi, którzy mi te fakty przedstawiali. Słyszeć czyjś głos w telefonie, a parę godzin później, w zwolnionym tempie czytać przesuwający się pasek pod głównym wydaniem wiadomości. Nie dałabym już rady. Były to dla mnie rzeczy nie do przeskoczenia. Dlatego właśnie wolałam żyć przeszłością i zbudować ścianę wokół siebie, która choć dla innych była nie do przeskoczenia, ja sama tylko w jej obrębie mogłam poczuć się bezpiecznie."
Autorce udało się doskonale wykreować bohaterów, również tych drugoplanowych. Było czuć od nich emocje, które udzielały się także i mnie… Z całą pewnością do gustu nie przypadła mi Ewelina, której wręcz nie znosiłam, nie dało się jej polubić. Bardzo polubiłam za to Zosię i Majkę za ich bezpośredniość wypowiedzi.
Czasem w życiu wydaje się nam, że kogoś dobrze znamy, a w gruncie rzeczy z czasem wychodzą na jaw jego tajemnice. Ktoś, kto powinien być z nami szczery, wcale taki nie jest. Mogłabym rzec, że to troszkę takie igranie z ogniem, gdyż prawda zawsze – prędzej czy później – wychodzi na jaw. Należy zadać sobie tylko pytanie: czy warto okłamywać?
"Zaklinaczka motyli" to historia, która pokazuje nam, że w życiu nigdy nie jest za późno na to, aby się zmienić i dokonać w nim radykalnych zmian. I że człowiek nawet z największej tragedii potrafi się podnieść. Czasem potrzebuje do tego po prostu więcej czasu. Gorąco polecam!
Wzruszająca opowieść o zerwanych więzach rodzinnych, dawnej miłości i głębokiej żałobie Weronika, teraz stateczna żona i matka dwóch synów, redaktor...
Czy wojenne sekrety dwóch sióstr po wielu latach ujrzą światło dzienne? Weronika, młoda dziennikarka, pewnego dnia dostaje wyjątkową szansę - ma przeprowadzić...
Przeczytane:2021-11-03, Ocena: 6, Przeczytałem,
Iga po tragicznej śmierci męża postanawia wyjechać od bieszczadzkiej wsi i tam zaznać spokoju. Michał wraca po latach do domu w którym się wychował. Ich losy bezpośrednio splatają się w tym miejscu, jednak nie są świadomi tego, że ich historia zaczęła się już trzy lata temu. Co wydarzyło się przed trzema laty? Jak to wydarzenie wpłynie na życie bohaterów?
To było moje pierwsze spotkanie z piórem autorki, ale uważam je za naprawdę udane! Uwielbiam historie pisane życiem, z prawdziwymi bohaterami, interesującą i wciągającą fabułą oraz takie, z którymi każdy z Nas mógłby się chociaż w małym stopniu utożsamić. Z ogromnym zainteresowaniem czytałam każdą kolejną stronę, nie mogłam się poprostu oderwać od tej historii!
Autorka na stronach swojej powieści przedstawia losy tak na prawdę pięciu osób - Igi, Michała, Zosi, Majki oraz Eweliny. Muszę przyznać, że razem z bohaterami przeżywałam wszystkie ich rozterki, kibicowałam Idze oraz Michałowi, chłonęłam ciepło Zosi, trzymałam kciuki za Majkę oraz klnęłam na zachowanie Eweliny. Każda z tych osób borykała się ze swoimi problemami, które w konsekwencji ich bardzo połączyły. Autorka wplata również tutaj pewne tajemnice oraz szereg intryg, które mogą naprawdę bardzo wpłynąć na życie każdego z bohaterów. Szczerze przyznaje, że kompletnie nie spodziewałam się takiego poprowadzenia tej historii - to było coś kompletnie nieoczywistego i zaskakującego jednocześnie, więc dziękuję autorce za wprawienie mnie w osłupienie i stworzenie tak wartościowej oraz poruszającej historii.
"Zaklinaczka motyli" to historia o stracie, żałobie, szeroko pojętej samotności, trudach dnia codziennego, ale również o wybaczaniu, a przede wszystkim o przyjaźni i miłości, takiej ponad wszystko! Bo po burzy zawsze wychodzi słońce, o tym właśnie przekonali się prawie wszyscy bohaterowie tej powieści! Ogromnie polecam!