W roku 1882 pierwsza polska lekarka, doktor Anna Tomaszewicz-Dobrska, po długich staraniach dostaje przydział na szefową miejskiego Przytułku Położniczego. Jej klinika to ledwie mieszkanie w zrujnowanej kamienicy, stojącej na warszawskiej robociarskiej Woli. Cały personel to starsza akuszerka Jadwiga i kucharka Aniela. Jeszcze przed otwarciem działalności pojawią się dwie bezdomne dziewczyny z miejskiej biedoty, Zosia, która uciekła z domu przed molestującym ją ojczymem i Karolina, ścigana przez nożowników złodziejka z targowiska na Kercelaku. Anna przyjmuje je pod dach jako służące.
W ciasnocie i nędzy, bez światła i bieżącej wody, atakowane przez niechętnych im sąsiadów, Inspekcję Sanitarną i konkurencyjne kliniki położnicze, zaczynają działalność. Pod kierownictwem 28-letniej pani doktor otwiera się przytułek mający umożliwić najbiedniejszym kobietom poród w godnych warunkach.
Opowieść o tym, jak w bólach narodził się prowadzony przez kobiety szpital, który zmienił oblicze polskiego położnictwa.
Weronika Wierzchowska - z urodzenia mieszczka, przez długie lata zatrudniona w wielkiej korporacji jako chemiczka. Niedawno przerwała karierę, zrzuciła 30 kilogramów i wyprowadziła się na wieś. Obecnie zawodowo związana z malutką firmą kosmetyczną. Chwile niezajęte wymyślaniem i wytwarzaniem kremów, żeli i serum odmładzających poświęca córce, domowemu kucharzeniu oraz grzebaniu w starych książkach, które bardzo kocha. Zamiłowanie do dawnych historii próbuje połączyć z wymyślaniem własnych, tworząc opowieści o życiu kobiet: tych współczesnych i tych żyjących w dawnych czasach.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2024-05-21
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 408
ŻYCIE RODZI SIĘ W BÓLU
„Ból narodzin” Weroniki Wierzchowskiej to jedna z lepszych powieści jakie przeczytałam w tym roku. Książka rozpoczyna cykl zatytułowany „Z dziejów przytułku położniczego” i jest niezwykle obiecującym wprowadzeniem do tematyki medycyny i położnictwa końca XIX wieku. Fabuła została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami, a akcja toczy się w mojej ukochanej Warszawie. I z tego powodu powieść stała mi się jeszcze bardziej bliska.
Nie jest tajemnicą, że pod koniec XIX w. medycyna wciąż nie była nauką dla żeńskiej części społeczeństwa. Kobiety mogły wykonywać jedynie zawód pielęgniarki lub położnej. Tymczasem Anna Tomaszewicz – Dobrska na przekór utartym przekonaniom i piętrzącym się przeciwnościom została pierwszą w Polsce lekarką z dyplomem ze specjalizacją chorób kobiecych i położnictwa. Co więcej, była praktykującym lekarzem, ukończyła studia w Zurychu, a następnie dokształcała się w Wiedniu i Berlinie. Szykanowana i odrzucona że względu na płeć przez polskie środowisko lekarskie na przekór wszelkiemu ostracyzmowi uparcie dążyła do wytyczonych celów. W starej kamienicy bez bieżącej wody i elektryczności doktor Anna zorganizowała pierwszą w Polsce ochronkę dla ubogich i zaniedbanych kobiet znaną w Warszawie pod nazwą Przytułku Położniczego nr 2. Tutaj też w 1896 r. przeprowadziła z sukcesem pierwszą operację cesarskiego cięcia. Przytułek zlokalizowany był na Woli, w bliskim sąsiedztwie Kercelaka i pomimo minimalnych funduszy działał z powodzeniem przez kolejne lata. A trzeba zauważyć, że w tamtych czasach lekarka z dyplomem mogła pomagać jedynie tym, których nie było stać na inną opiekę medyczną. Dlatego Anna Tomaszewicz – Dobrska pomagała przede wszystkim kobietom ubogim i dzieciom, a bogatych zazwyczaj kierowała do innych lekarzy, bądź do warszawskiego szpitala.
Powieść „Ból narodzin” rozpoczyna się w momencie, gdy po długich staraniach doktor Anna otrzymuje pozwolenie na stworzenie malutkiego szpitalika w kilku pokojowym mieszkaniu w zrujnowanej kamienicy na warszawskiej Woli. Z pomocą kucharki Anieli i starszej akuszerki Jadwigi pani doktor stara się zorganizować sobie pracę tak, aby móc pomagać kobietom. Przygarnia na służbę Zosię – młodą dziewczynę z miejskiej biedoty molestowaną przez ojczyma, która uciekła z domu i szuka zatrudnienia. A kilka dni później do zespołu dołącza Karolina – dziewczyna z półświatka, złodziejka z Kercelaka ranna po spotkaniu z nożownikami, która w przytułku znajduje pomoc i schronienie. Za ciężką pracę, często przez całą dobę, otrzymywały one dach nad głową, jedzenie oraz symboliczne wynagrodzenie. I tak zespół Przytułku Położniczego nr 2 tworzy pięć wyjątkowych kobiet, które z zachowaniem reżimu sanitarnego robią wszystko, aby jak najlepiej pomagać kobietom przejść przez trudny czas porodu i połogu.
Weronika Wierzchowska bardzo dobrze nakreśliła klimat XIX w. stolicy. Wola była dzielnicą robotniczą, gdzie mieszkała klasa średnia, ale też biedota. Pobliskie targowisko zwane Kercelakiem skupiało szemrane towarzystwo – kasiarzy, doliniarzy, oszustów i przestępców. Czytając tę powieść miałam wrażenie, że poruszam się ulicami miasta, słyszę jego nieustający gwar, pokrzykiwania przekupek, kłótnie przechodniów i podążam za bohaterami w rytmie zwyczajnej codzienności.
Autorka ciekawie nakreśliła początki położnictwa, ukazując wszystkie cienie i blaski związane z gotowością niesienia pomocy lekarskiej przez kobietę. Częste kontrole, wyssane z palca przyczyny i okoliczności tych wizytacji, zmaganie się z negacją społeczną i odrzuceniem, a z drugiej strony determinacja i ogromne zaangażowanie w pomoc wymagały ogromnej siły, wytrzymałości, determinacji i zaangażowania. W tle natomiast obserwujemy przemiany zachodzące wówczas w dziedzinie medycyny, także te dotyczące higieny i warunków sanitarnych. Obraz nakreślony w powieści jest niezwykle sugestywny, realistyczny i bardzo dobrze oddaje specyfikę tamtych, odległych już, czasów.
Spodobały mi się bardzo kreacje bohaterów. Postacie ciekawe, obdarzone różnorodnymi charakterami idealnie wpisują się w fabułę i specyfikę tamtych lat. Mam wiele uznania dla doktor Anny – postaci historycznej, emancypantki, którą mogłam bliżej poznać i podziwiać jej upór, determinację i działanie. Dwie służące – łagodna i szczera Zosia oraz zadziorna i zuchwała Karolina są jak woda i ogień, a mimo to tworzą zgodny duet i idealnie się uzupełniają. Nie byłoby przytułku bez akuszerki Jadwigi, kobiety charakternej, stanowczej, która skrywa głęboko w duszy pewien sekret. Jej oddanie, profesjonalizm i miłość do dzieci są godne pozazdroszczenia. Kucharka Aniela to prawdziwa dobra dusza, kobieta z sercem na dłoni, u której zawsze można znaleźć dobre słowo. Oprócz głównych bohaterek są jeszcze pacjentki, ich rodziny, osoby z półświatka. Całe to grono tworzy niezwykle barwną mozaikę społeczeństwa XIX w. stolicy.
Powieść czyta się właściwie sama. Obok faktów inspirowanych historycznymi wydarzeniami znajdziemy rozbudowaną warstwę fabularną. Są sytuacje trudne, problemy, momenty załamania i przysłowiowa walka z wiatrakami, ale są one poprzeplatane zabawnymi zdarzeniami, które wywołują uśmiech na twarzy. Historia budzi mnóstwo emocji od oburzenia i niedowierzania przez radość i wzruszenie aż po podziw i uznanie. To jedna z tych opowieści, w której przez cały czas mocno kibicujemy bohaterkom i trzymamy kciuki za powodzenie ich przedsięwzięcia.
Poza tymi wszystkimi pozytywami książka ma też niestety spory minus. O ile pani Weronice udało się świetnie oddać codzienność XIX w. Warszawy i atmosferę robotniczej dzielnicy miasta, o tyle w kwestii języka nastąpiła kompletna porażka. Widać, że autorka chciała zastosować stylizację i dopasować wypowiedzi do gwary warszawskiej z przełomu wieków, ale zupełnie się to nie udało. Dialogi wypadają sztucznie, wypowiedzi nie przystają do wykształcenia, czy pochodzenia danej osoby. Współczesne zwroty jezykowe mieszają się z archaizmami. Jest to poważny mankament, który uwiera podczas lektury i odbiera opowieści sporo uroku.
Cieszę się, że autorka sięgnęła po taką właśnie tematykę, która warta jest bliższego poznania. Książkę przeczytałam z przyjemnością i nie mogę się już doczekać lektury kolejnych tomów. Mam tylko nadzieję, że opowieść będzie bardziej dopracowana w kwestii językowej.
Uwielbiam książki klimatyczne, przenoszące czytelnika akcją do dawnych czasów, szczególnie gdy są to czasy przedwojenne. Tym razem przenosimy się do przytułku, gdzie poznajemy losy kilku kobiet, które mężnie wychodzą naprzeciw losowi i pokazują, że w świecie zdominowanym przez mężczyzn potrafią wywalczyć sobie miejsce.
Wspaniale napisana, wciągająca powieść. Bardzo polecam.
Dzisiejsza recenzja dotyczy książki ,,Ból narodzin" Weroniki Wierzchowskiej, która otwiera serie ,,Z dziejów przytułku położniczego". Mamy rok 1882, a co za tym idzie? Jak sami wiecie czasy KOBIETY SUKCESU były niedomyślenia. Kobieta ma zajmować się domem, mężem, dziećmi ogólnie dbać o gniazdo rodzinne, ale... Dzięki takim kobietom, jak Anna Tomaszewicz-Dobrska, która była pierwszą kobietą z dyplomem lekarskim jako pierwsza w Warszawie w 1896 r. wykonała cesarskie cięcie i wiele innych sukcesów, które możecie znaleźć w internacie, ale wróćmy do książki. Dzięki prawdziwej postaci książka nabiera całkiem innego klimatu, odbioru przez czytelnika (mnie na pewno), Jak tylko dostałam książkę zaczęłam czytać i tak siedem rozdziałów minęło nawet nie wiem, kiedy, no ale obowiązki domowe wzywały i dzięki audiobookowi mogłam skończyć tego samego dnia. Książka należy do tych nieodkładanych, do tych, które po raz kolejny pokazują, że my kobiety potrafimy znieść tak samo dużo a nawet więcej jak mężczyźni, a jak kobieta jest poniżona, to już ,,klękajcie narody", bo będzie się działo.
W trakcie czytania/słuchania byłam pełna podziwu dla całego personelu, jaki w przytułku pracował, a żeby było zabawniej cały personel to nasza 28-letnia Pani doktor, starsza akuszerka Jadwiga i kucharka Aniela. W trakcie dołączają dwie bezdomne dziewczyny Zosia, która uciekła z domu przed molestującym ją ojczymem oraz Karolina uciekająca przed nożownikami. Ile wysiłku kosztowało je żeby utrzymać sterylne warunki, nie mając prądu, toalety, bieżącej wody w pomieszczeniach i wiele innych rzeczy, które dziś są na porządku dziennym. Każda/y z was znajdzie takiego bohatera, który będzie bliski waszemu sercu. Jestem tego pewna. Do tego dodajmy nękającą Inspekcje Szpitalną i sąsiadów którzy nie zgadzali się na cały ten przytułek.
Na godny poród w tamtych czasach miały kobiety, które były majętne, ale co z tymi, które miały ledwo na chleb, a i często nawet tego nie miały? Dlaczego ktoś, kiedyś zdecydował, że więcej uwagi poświęcało się tej kobiecie, która była z wyższych sfer? Tu mnie bolało, ile musiały znieść kobiety, żeby wydać na świat własne potomstwo. Dzięki Pani doktor poczuły chodź przez chwilę, że są coś warte, że mogą liczyć na pełną profesjonalną opiekę, a do tego mieć pewność, że urodzą żywe, zdrowe dziecko, bo umieralność tych małych aniołków była dość spora, a to dzięki ograniczonej liczbie miejsc w innych szpitalach. To czekanie w kolejce często kończyła się wiadomo jak. Opisów książki jest trochę, więc odsyłam zainteresowanych np. na stronę wydawnictwa. Książka chwyci ciebie za serce, da do myślenia, ale też momentami rozbawi.
Autorkę znam z poprzednich książek, które miałam przyjemność czytać np. ,,Guwernantka" czy ,,Służąca" które z całego serca polecam. Mnie pozostało czekać na drugi tom, a wasz zachęcam do przeczytania lub osłuchania książki np. w aplikacji Audioteka.pl.
Anna zaczyna pracę w technikum jako stażystka ucząca chemii. Przez niedoświadczenie i brak przygotowania do zawodu pakuje się w kolejne kłopoty, nie radzi...
Koniec XIX wieku w Warszawie, czas wielkich zmian. Pojawiają się prąd elektryczny, fonograf, telefon i narkotyki, rozkwita feminizm i psychoanaliza. Hanka...
Przeczytane:,
(czytaj dalej)