[…] „Jest bardzo ciężko, pogoda okropna i ludzie zaczynają być zmęczeni tym wyczekiwaniem. W ciągu 50 dni pobytu w bazie mieliśmy tylko 5–6 dni pogody. Co można zrobić w takich warunkach? Mamy założone tylko dwa obozy, z najwyższym poświęceniem. […] Mamy co prawda dokładnie jeszcze miesiąc przed sobą, ale czy ta pogoda się poprawi? Potrzebujemy 10 dni ciszy, żeby założyć obóz III i IV i zrobić chociaż jeden, dwa ataki szczytowe” – pisał Andrzej Zawada w liście do żony 14 lutego 1988 roku.
Ludzie są najsłabszym ogniwem każdego przedsięwzięcia i Andrzej Zawada dobrze o tym wiedział. Wprawdzie w artykułach i wypowiedziach prasowych pisał, że międzynarodowa ekipa wspaniale się dogaduje i zgodnie działa w imię wspólnego celu, rzeczywistość była jednak inna. Przede wszystkim nie wszyscy akceptowali jego sposób kierowania wyprawą. Polacy, którzy jeździli z Zawadą, dobrze znali ten styl. Miękki, bez przymusu, pozostawiający szeroki margines na własne decyzje.
– Andrzej próbował budować atmosferę współzawodnictwa, motywował podpuszczaniem. Tyle że na nas to już nie działało – opowiada Alek Lwow. Bo i nie musiało. Lwow twierdzi, że pod K2 spotkało się dwunastu najlepszych w owych czasach polskich himalaistów. – Nie trzeba było nam mówić, co mamy robić. To, kto idzie do góry, zależało od wielu czynników, w tym zdrowia. Zespoły tasowały się, to był układ dynamiczny i działał przy minimalnym wpływie Zawady.
Lwow wspomina, że w bazie siedzieli nabuzowani, pilnowali kolejki. Gdy ktoś chorował, na jego miejsce momentalnie wskakiwał ktoś inny. Chętnych nie brakowało.
– Myśmy wszyscy strasznie chcieli się wspinać. Andrzej czasem wręcz musiał nas hamować – opowiada Wielicki. – Wszyscy chcieli wejść na szczyt.
– Mieliśmy prognozy z dokładnością dla całego Pakistanu – śmieje się Cichy.
– Będą burze albo nie – dodaje Wielicki. – Nie było więc żadnego kunktatorstwa.
Cichy i Wielicki jeszcze raz pokazali swoją klasę, kiedy 2 marca, po pokonaniu Czarnej Piramidy, założyli na wysokości 7300 metrów tymczasowy obóz trzeci. Trzy obozy w dwa miesiące, to było zaklinanie rzeczywistości.
– Jechaliśmy na K2, sądząc, że skoro weszliśmy na Everest, no to co tam K2 – opowiada Wielicki. – A to całkiem inna góra, inne warunki, mniej okien pogodowych, leży bardziej na północ, poddaje się wpływom kontynentalnym. Nic to nie dało, że mieliśmy już na koncie sześć innych zimowych ośmiotysięczników. Pod górą spędziliśmy osiemdziesiąt dni, z czego sześćdziesiąt cztery były sztormowe.
Nie udało się wejść na K2. Ale nie mamy do siebie żalu, bo zrobiliśmy wszystko, na co nas było stać w tych nieludzkich warunkach – kończył relację w Taterniku Zawada. Napisał też o świetnym zgraniu międzynarodowego zespołu, o wspólnej pracy i zdobytym doświadczeniu, o atmosferze, którą będzie się wspominać po latach.
Gdy <> Dąsal z Eugeniuszem Chrobakiem schodzili 4 marca ze stoków K2 do bazy, na niebie zauważyli lecące w kluczu ptaki. Dąsal widział w tym zdarzeniu symbol. Pisał:
– Mówię do Gienka: zamknęły Górę.
– Może otwarły – bez przekonania odpowiada on.
Po wyprawie Zawada stwierdził, że na zimowe zdobycie K2 trzeba będzie czekać jeszcze trzydzieści lat". […]
fragment
Andrzej Zawada - pionier himalaizmu zimowego i wybitny kierownik wypraw wysokogórskich. Charyzmatyczny przywódca. Zwany Liderem. Umiał kazać. I słuchali go. Autorytet. Gawędziarz i dyplomata. Wysoki, przystojny, nienagannie ubrany. Znakomity tancerz, dusza towarzystwa. Kobieciarz. Pełen inwencji, zawsze aktywny.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2021-04-14
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 654
Język oryginału: polski
K2. Góra zabójca. Ci, którym udało się ją zdobyć, mówią jednym głosem: to najtrudniejsza góra świata, zimą nikt jej...
Esencja miejsca zaklęta w detalach, barwna mozaika kultur, eteryczna chemia ludzkich indywidualności… Czy właśnie to próbujesz uchwycić na swoich...
Przeczytane:2021-07-09, Ocena: 5, Przeczytałam,
Himalaizm to nie sport – to sposób na życie. Często ryzykowny, pochłaniający nie tylko oszczędności, ale również zdrowie a czasami i życie. Jednak, kiedy zapytalibyśmy himalaistów, czy łatwo byłoby im zrezygnować ze swej pasji, to zdecydowana większość z pewnością nie umiałaby sobie tego wyobrazić.
„Andrzej Zawada. Wszechmogący” to biografia człowieka, który był prekursorem zimowych wejść na himalajskie szczyty. Nie poddawał się. Często podejmując ryzykowne i nieodpowiedzialne decyzje dążył do wyznaczonych sobie celów. Warto sobie jednak zadań pytanie, czy poświęcenie siebie, swoich bliskich i kolegów nie jest za wysoką ceną za sukces.
Przyznam szczerze, że biografia bardzo mi się podobała i spełniła moje oczekiwania. Jestem pełna podziwu dla autora, który z wielu źródeł zebrał informacje na temat Andrzeja Zawady i ubrał to wszystko w tak przystępną dla czytelnika formę. Możemy zapoznać się z całym życiem słynnego himalaisty, od urodzenia aż po ostatnie chwile życia z chorobą, która spadła na niego niespodziewanie.
Dodatkowo pozycja ta jest bogata w różnorodne zdjęcia i rysunki, które pozwalają czytelnikowi lepiej zrozumieć i wczuć się w ten wysokogórski klimat.
Nie jest to pierwsza biografia górskiej osobistości, z którą miałam przyjemność się zapoznać. Czytając historię Andrzeja Zawady mimo woli porównywałam ją z biografią Krzysztofa Wielickiego, który również działał z Zawadą i był kierownikiem wielu wypraw. Jednak zdecydowanie większą sympatią zapałałam do tego drugiego. Pozwala to wyciągnąć mi wnioski, że autor nie ubarwiał całej historii, a po prostu przedstawił rzeczywistość, którą otrzymał analizując wiele źródeł oraz przeprowadzając rozmowy z współpracownikami oraz bliskimi bohatera książki.
Myślę jednak, że nie jest to pozycja dla każdego. Taki jak ja miłośnik literatury górskiej z pewnością łatwo się odnajdzie w gąszczu specjalistycznego słownictwa oraz nazw górskich szczytów, i przeżyje niezwykłą podróż w czasie, od pierwszych wypraw po czasy współczesne, natomiast dla laika może okazać się trudna w odbiorze.
Niemniej polecam i zachęcam do czytania! Warto poznać choć trochę bliżej osoby, które miały wpływ na rozwój himalaizmu w Polsce.