"Wiedźmy z Dechowic" to utrzymana w lekkim i humory-stycznym tonie opowieść fantasy o perypetiach wiedźm rezydujących na współczesnej polskiej wsi - Lucyny Kornikowej oraz Mirki, Michaliny i Elżbietki.
Tytułowe wiedźmy - o fizjonomii niepozornych starszych pań - walczą z szalonym czarołowczym, przyrządzają mocno alkoholowe eliksiry, zmagają się z efektami ubocznymi własnych czarów albo mierzą z mocami zamkniętymi w pradawnych artefaktach. Równie dużo czasu spędzają na sprzeczkach i na ponownym godzeniu się; w obliczu zagrożenia potrafią jednak przezwyciężyć małostkowe kłótnie i stanąć do boju ramię w ramię. Nieraz też wcielają się w wiedźmowych detektywów i rozwiązują tajemnicze sprawy kryminalne, innym zaś razem walczą z plagą... prawie egipską.
Piotr Jedliński zaprasza do fantastycznej podróży do świata współczesnych wiedźm. W jej trakcie czytelnik zanurzy się w kotle pełnym czarów, tajemnic, magicznych pasożytów i zlotów czarownic.
Oryginalna, zaskakująca, zabawna, ale i wywołująca grozę - opowieść o wiedźmach, która porwie czytelnika niczym trąba powietrzna i nie wypuści ze swoich objęć aż do ostatniej strony.
Wydawnictwo: Initium
Data wydania: 2022 (data przybliżona)
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 526
Miron odchrząknął. Podsunął taborecik i usiadł naprzeciw Lucyny.
– Gratuluję pomyślunku, ale są rzeczy, które pani umykają. Moje długi nie wynikają z rozrzutności. Co pani robi z pieniędzmi, jeśli – ha! – ma ich pani nadmiar?
– Zaszywam w poduszce – odparła Lucyna. – Ale w życiu jej pan nie znajdziesz!
– Pani oszczędza pieniądze. To zrozumiałe. Lepiej oszczędzać, niż żyć bez grosza na czarną godzinę. Ale to nadal bieda. Biedni oszczędzają, bogaci inwestują. Ja też oszczędzałem… ale wreszcie odważyłem się zaryzykować. Zainwestowałem. Najpierw swoje pieniądze, potem cudze… Niestety. Moja odwaga zderzyła się z realiami świata, który nie pozwala rozwinąć skrzydeł. Długi, jakich sobie narobiłem, to pochodna niezależnych ode mnie okoliczności. Przemijających nagle boomów, zmieniających się z nagła trendów… Ja, proszę pani, zostałem obrabowany przez niestabilny Rynek, przez miliongłową Hydrę Giełdy, przez Nieszczęście zaklęte w liczbach. I od tamtej pory biorę los we własne ręce.
– Okradli cię na rynku? – Kornikowa żachnęła się. – U nas w Ośliborzu też kradną, zafajdańce… Chociaż ja wolę uczciwych kieszonkowców niż znachorów porywaczy.
"Wiedźmy z Dechowic" to dla mnie pierwsze spotkanie z Piotrem Jedlińskim, autorem dla mnie nieznanym, ale do wysłuchania tego audiobooka zachęcił mnie sam tytuł i okładka książki. To dość spore tomiszcze (528 stron) i być może gdybym miała ją wziąć w ręce, to może bym się nieco zawahała, ale leżąc na szpitalnym łóżku postanowiłam posłuchać czegoś innego, czegoś, czego jeszcze nie znam, a że ja bardzo lubię bajki, czarownice, wiedźmy i magiczne zaklęcia oraz przygody, więc nie zastanawiałam się już zbyt długo.
Może nie jest to książka wybitna, ale bardzo przyjemnie jej się słucha. To historia o czterech starszych paniach, właściwie babć, które zawsze były w centrum wydarzeń w swojej wiosce. Oczywiście nie są to takie miłe i dobrotliwe babcie, chociaż nie wszyscy mieszkańcy wsi zdaja sobie sprawę z tego, że są one wiedźmami. Czasami powoduje to dosyć ciekawe sytuacje. Wiedźmy z Dechowic mają zróżnicowane charaktery i potrafią używać swojej magii, gdy ktoś lub coś je wkurzy lub im zagraża. Lepiej więc nie wchodzić im w drogę...
"Abrakaramba... Cholera... Jak to szło...? Abrakarabda... Tfu, szlag. Abrakadabra, gdzie mord i makabra, gdzie miejsce dla katuszy, dajże mi siłę w uszy, by słyszeć konkrety, by poznać sekrety!"
Tak naprawdę nie spodziewałam się, że ta powieść o starych wiedźmach tak mi się spodoba. Tym bardziej, że tak do końca nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po nieznanym mi autorze. Fabuła rozwija się powoli, ale ciekawie poruszane wątki nie są nudne.
Pomysł na książkę jest dość ciekawy i dobry, lecz moim zdaniem czegoś tu zabrakło. Myślę, że gdyby było trochę więcej czarodziejskiego klimatu to być może byłoby lepiej, a może nie, może to ja się mylę... A tak właściwie to można było spokojnie podzielić tę książkę na kilka i do każdej dorzucić jeszcze więcej wiedźmowej magii i zwiększyć tempo akcji.
Już na początku mamy zabójstwo miejscowego lekarza, które poniekąd powiązane jest z wiedźmami. Okazuje się, że morderca lekarza teraz będzie czyhał właśnie na nie. Wiedźmy podejrzewają o to czarołowczego, który poluje na takie jak one... kobiety zajmujące się czarami.
Michalina, Elżbietka, Mirka i Lucyna zaczynają zbierać wszelkie eliksiry i zaklęcia żeby nie dać się zaskoczyć.
To bardzo dobra lektura dla rozrywki, lekko komediowa połączona z obyczajową z dodatkiem wątku kryminalnego. W sam raz na poprawę humoru.
Na koniec dodam, że bardzo dobrze się bawiłam podczas słuchania tej książki i mam zamiar podczas następnego pobytu w szpitalu wysłuchać drugiej części, która jest jeszcze grubsza, ale w takich warunkach niczemu to nie przeszkadza.
Zielarki lub wiedźmy - historia zna ich sporo. Poważane przez mieszkańców swoich wsi i miasteczek, trochę na uboczu, zawsze odrobinę tajemnicze... są zawsze tam gdzie jest choroba bądź podejrzenie kontaktów z biesem. Jednak te czarownice, czarownice, o których mowa w książce Piotra Jedlińskiego, nie wyglądają na nas z kart historii, ale zza rogatek Dechowic, współczesnej polskiej wsi.
Wiedźmy te, mające za broń dekokty z żabich oczu, całe litry spirytusu i starej oranżady, rymowane zaklęcia zaczynające się od abrakadabra i wścibskie nosy - tak naprawdę to one dowodzą Dechowicami. Prym wiedzie Kornikowa, naczelna plotkara wsi i samozwańcza przywódczyni wiedźm. Wraz z Mirką, Michaliną i Elżbietką potrafią i to czarołowczego pogonić (ziemniaki sie tu bardzo przydają - i pietrucha) i plagę egipską odpędzić (przy pomocy fałszujących inkantacji oraz znajomości RPG-ów). Te wiedźmy to kwiat polskiej wsi i niech trzęsą gatkami wszyscy, którzy staną im na drodze.
Z początku nie wiedziałam, czego się spodziewać. Pomysł wydawał mi się przedni, ale podchodziłam do książki ostrożnie - bardzo łatwo zniszczyć bowiem komediowy zamysł, pisząc żarty z brodą lub takie kompletnie nietrafione. Jednak w miarę jak ubywało kartek, słodki nonsens przejmował moje wątpliwości, a przy końcówce pierwszego opowiadania uśmiechałam się już szeroko.
"- Cerber... Następny znawca mitów. Ty mi nie powiesz, Michun, że Cerbera znasz ze szkoły i książek.
- Oglądało się Herkulesa i Xenę, więc się zna."
Tak, bo powieść ta to opowiadania. Dokładnie cztery. Każde opisuje jedną przygodę czarownic z Dechowic - trzeba jednak trzymać się kurczowo, bo nastrój zmienia się z opowiadania na opowiadanie; myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie, o ile nie przestraszy się odrobiny groteski i pomysłów rodem z obrazów Picassa. Książka jest także pełna nawiązań do popkultury. Mamy więc nie tylko wspomnianą Xeną, ale także Gwiezdne Wojny, gry wyobraźni i całe zastępy prześmiewczych mrugnięć okiem do czytelnika obeznanego z tą stroną kulturalnego dziedzictwa ludzkości. A wszystko to nie na siłę, lekko i zabawnie.
Wszystkie opowiadania są na dość wysokim poziomie, jednak trzecie, dotyczące przeszłości Michaliny, spodobało mi się najbardziej. Jest poważniejsze, bardziej tajemnicze, odrobinę smutne i trochę nostalgiczne. To tutaj spotykamy najwięcej mitologicznych stworów takich ja Polnik (ożywiony strach na wróble) czy czart oraz południca. Michalina zaś, która podczas wiedźmich przygód raczej zostaje na uboczu z powodu swojego wyjątkowo podeszłego wieku, nabiera nowej pespektywy a czytelnik - szacunku do niej. A poza tym, ja po prostu lubię niespieszną nostalgię, która potrafi ścisnąć za serce (w pozytywny sposób).
I pomimo, że książka to głównie śmieszne nawiązania i żarty (jednak ani trochę wulgarne czy niesmaczne), to lektura niesie także pewne zrozumienie dla wielu spraw. Wychodzi wiele małomiasteczkowych przywar, których bardzo często nie widzimy wokół siebie czy w nas samych. Śmiejemy się z czarownic, które w sprytny sposób pokazują nas jakimi jesteśmy. A jeśli nie my, to spora część mieszkańców naszego kraju.
Dla kogo "Wiedźmy z Dechowic"? Stanowczo dla ludzi, którzy lubią patrzeć na rzeczywistość z lekkim przymrużeniem oka. Ta książka jest dla tych, którzy mają dużo dystansu do siebie - i do świata także.
,, Pomijacie najważniejsze pytanie. Zanim zapytamy, ,,kto zabił", warto dowiedzieć się ,,dlaczego zginął doktor ". Czym stary Sochaczewski mógł podpaść zabójcy, który teraz poluje na nas? "
Spotkałam tu zabawne stwierdzenie, które ktoś tłumaczył. Podobno użycie czarów do ochrony przed czarami nie było tu dla kogoś czarodziejstwem. Jego zdaniem poświęcał się do zmylenia przeciwnika. Czyż nie był on wspaniałomyślny? No powiem wam, że historia wciąga, tym bardziej, że same czarownice już są zabawnymi postaciami. Zdając sobie sprawę z tego, że posiadały ogromną i zasobną wiedzę czarową, postanowiły kogoś obdarować tym nad wyraz hojnie. Podejrzewają, że z tej przyczyny ów mężczyzna został zabity. Rozszyfrowując ukryty przekaz, wiedzą, że ten ktoś przyjdzie też po nie. Te ich kłótnie były przekomiczne, tym bardziej, że każda z nich wysławia się inaczej. Jedna używa języka w stylu bardzo dawnym, druga również, aczkolwiek dokłada mniej wiejską gwarę. Trzecia, gdy z nimi rozmawia mówi podobnie, co pierwsza, lecz perorując do kogoś innego, wysławia się bardziej współcześnie. I czwarta, która niech pozostanie tajemnicą. Ewidentnie ktoś tu lubi rządzić i chciałby mieć ich pod kontrolą, choć trzy z nich bardziej się z sobą trzymają. Ich czas przepełnia gadulstwo i wzajemne oskarżanie. Bardzo lubią rozwiązywać zagadki, więc i tą przyczynę śmierci będą chciały rozwikłać. Mamy tu wiele czarnego humoru, który gdzieś tłumi fantastykę, a postacie wydają się być bardziej autentyczne. Choć wiedźmy dużo gdybają, my znamy poczynania sprawcy, niekiedy jakby nam się z czegoś tłumaczył. Mieszkańcy z książki bardzo lubią plotkować, choć gadulstwo przypisują innym, nie sobie. Aby nie było nudno i tylko w sferze fantastyki, rozpoczyna się tu śledztwo. Pierwszym podejrzanym staje się sołtys, co mnie nawet rozśmieszyło. Oczywiście on sam ma się za osobę prawą, ale czy mówi prawdę? Muszę jeszcze wspomnieć tu o kolejnej zabawnej sytuacji. Jeśli już pewna osoba poznała mądre według niego słowo, to bardzo chciała je zapamiętać i niemal wszędzie wciskać. To była taka walka o inteligencję. Chyba nie znalazłam strony w książce na której nie byłoby zabawnej sytuacji. Aż głupio mi było, bo wciąż się uśmiechałam czytając, a niekiedy było mi wstyd za ich zachowanie. Rozśmieszyła mnie tutaj pewna kobieta, która odbierała telefon, jednak tylko wtedy, kiedy wiedziała, że ktoś chce do niej dzwonić:-) Ciężko im było znaleźć podejrzanego, gdyż szukali ich jakby po burzy mózgu. Niektórych podejrzewałam nawet o całkowity jego brak. Jak sądzicie, czy winny tak szybko dał się złapać? Czy w obliczu katastrofy gadulskie wiedźmy umiały się opamiętać? Czy jedna dla drugiej była w stanie się poświęcić?
Jak dla mnie jest to lekka pozycja komediowo - obyczajowa z kryminalną fantazją. Dobra na umilenie sobie czasu i poprawę humoru. Nie polecam podążać tokiem rozumowania postaci, no chyba, że paranoja to wasze drugie imię. Pozwólcie im na ich opowieść, wtedy pochłonie was przyjemny relax:-)
„Abrakaramba... Cholera... Jak to szło...? Abrakarabda... Tfu, szlag. Abrakadabra, gdzie mord i makabra, gdzie miejsce dla katuszy, dajże mi siłę w uszy, by słyszeć konkrety, by poznać sekrety!”.
Cztery staruszki z tytułowych Dechowic będą zmuszone zmierzyć się z tajemniczą istotą. Te babcie mają więcej zapału, niż niejedna młoda osoba. Lubicie czarownice? Niegdyś nazywano je złymi kobiet, które pochylały się nad kociołkiem z wrzącą cieczą, po wiedźmy, rechoczące istoty przemierzające niebo na miotłach w spiczastych kapeluszach. Te z książki Piotra Jedlińskiego są życzliwymi gospodyniami domowymi, lubią plotkować, a nawet rozwiązywać zagadki kryminalne. Autor nie zapomniał dodać do historii szczypty humoru, sarkazmu i czaru. Nietuzinkowe postacie i świetna zabawa czytelnicza. Ten klimat na pewno was urzeknie i niełatwo będzie rozstać się z Lucyną, Mirką, Michaliną i Elżbietą. Bardzo polecam! 🪄
„Mówi się, że zanim prawda buty wzuje, kłamstwo obiega pół świata”.
Dechowice – mała miejscowość, w której wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą, a na pewno wszystko wiedzą cztery starsze panie, które oficjalnie są zielarkami, a nieoficjalnie wiedźmami. Kiedy we wsi pojawia się trup, na jej mieszkańców pada blady strach, a nie do końca stetryczałe staruszki będą musiały wziąć sprawy w swoje ręce. Tym bardziej, że morderca czyha właśnie na nie.
Muszę przyznać, że bawiłam się podczas lektury wyśmienicie. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że powieść ma ponad 500 stron, bo pochłonęłam ją dosłownie na jednym wdechu. Spędzane przy lekturze godziny zamieniły się w minuty i nawet nie wiem, kiedy dotarłam do końca powieści. Na pewno szybko. Zadziwiająco szybko.
Czuć nieco inspirację Sapkowskim w tej powieści, ale nic dziwnego, skoro autor między innymi na powieściach Sapkowskiego się wychował. Cztery wiedźmy o fizjonomii staruszek, ale młode duchem, próbują zrzuć z piedestału niejakiego Wędrowycza, kultową przecież postać, którą znają prawie wszyscy. Być może kiedyś Lucyna, Mirka, Michalina i Elżbietka również dorobią się swojej strony na Wikipedii, jednak jeszcze nie teraz, bo teraz dopiero debiutują. Ale robią to w wielkim stylu. To im trzeba oddać. Te miłe starsze panie nie niańczą wnuków, nie zajmują się rozwiązywaniem krzyżówek, szydełkowaniem czy robieniem na drutach. One parają się czarami, a do przyrządzanych przez siebie eliksirów dodają dużą ilość alkoholu, a nawet dużo za dużą, z czego później wynika szereg niespodziewanych sytuacji. Mimo że średnia ich wieku oscyluje gdzieś w granicach siedemdziesiątki, te dziarskie staruszki mogą pochwalić się nie tylko niebywałą energią, ale też pomysłowością i odwagą. Oraz pamięcią i wyobraźnią, bo oprócz swojej magicznej działalności, panie prowadzą również działalność szpiegowską. Nie tylko rozsiewają plotki na temat swoich sąsiadów, one je nawet tworzą. Miejscowa społeczność ma te kobiety za wiejskie zielarki i nie od razu odkrywa, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Aż dziw bierze, że tak długo udaje się staruszkom utrzymać ten sekret w tajemnicy.
Czytało mi się tę powieść naprawdę świetnie. A to z powodu inteligentnego humoru, sarkazmu i ciętych ripost, od których ta książka aż kipi. Wspomniany humor, połączenie całkiem współczesnych czasów i wierzeń słowiańskich, przeplatanie się świata realnego z magicznym i genialnie wykreowani bohaterowie, z których każdy jest jakiś, stworzyły razem bardzo interesującą, do tego oryginalną opowieść. Obraz wsi jest trochę przerysowany, mimo to autor idealnie oddał scenerię polskiej wsi i trafnie wskazał, kto w niej stoi za sterami władzy. Interesujący jest też obraz małej, zamkniętej społeczności, której mieszkańcy kierują się znanymi tylko sobie prawami. Bohaterowie są barwni, żywi i zdecydowanie niebanalni. Bardzo trafnie wskazane zostały też ich charakterystyczne cechy charakteru. Książkę czyta się sprawnie, akcja jest dynamiczna, cały czas coś się dzieje, a historia napisana jest z pomysłem i na tyle ciekawie, że nie chce się przerywać lektury, dopóki nie dotrzemy do końca. Powieść podzielna została na cztery części, z której każda dotyczy jednego ważnego wydarzenia z życia wioski, a w których swój niemały udział mają tytułowe wiedźmy.
„Wiedźmy z Dechowic” to lektura idealna na długie jesienno-zimowe wieczory. Skutecznie odrywa od rzeczywistości i można z nią miło spędzić czas. Polecam każdemu, kto lubi połączenie współczesności i wierzeń słowiańskich, przeplatanie się świata żywych i umarłych, a także wszystkim, którzy lubią dobrą zabawę. Bo ta ostatnia z tym tytułem jest gwarantowana.
,,Wiedźmy z Dechowic" Piotra Jedlińskiego to opowieść fantasy, która opisuje perypetie wiedźm - Lucyny, Mirki, Michaliny i Elżbietki, mieszkających we współczesnej polskiej wsi. Mimo swojego niepozornego wyglądu, wiedźmy walczą z czarołowcami, przygotowują eliksiry, potrafią nawet rozwiązać sprawy kryminalne.
Książka podzielona jest na cztery rozdziały, dzięki czemu możemy lepiej poznać każdą z bohaterek. Autor umieścił tu nawiązania do popkultury i wykorzystał je w satyryczny sposób. Bawiło mnie, gdy starsze panie musiały radzić sobie w nowoczesnym świecie, co stanowi ciekawy aspekt tej historii - ,,internety", telefony... Podobały mi się też różnorodne elementy fabuły, które czerpią z folkloru, mitów i wierzeń. Nadały one książce unikalny klimat.
Jest to lektura dla tych, którzy potrafią przyjrzeć się światu z dystansem i cenią sobie lekki i humorystyczny styl. Miłośnicy fantastyki, komedii i wątków kryminalnych z pewnością będą się przy niej dobrze bawić. Ja spędziłam z nią świetnie czas
Nie powinno zaczynać się od tego recenzji (takie mam wrażenie), ale kochani jak ja uwielbiam te wiedźmy, to głowa mała... Starsze panie na emeryturze? Niedołężne? Robiące na drutach sweterki dla wnuków? Nic bardziej mylnego takie rzeczy naszych czarownic nie dotyczą, a mowa o Eli, Mirce Michalinie i Lucynce. Na początku, zaczynając przygodę z naszymi czarownymi paniami pomyślałam, że to coś w rodzaju serialu ,,Ranczo", ale z wiedźmami w roli głównej. Dechowice to mała miejscowość, w której każdy się zna i wie o sobie wszystko (no prawie wszystko)
Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że w tej miejscowości rządzą ,,władze" takie jak stróże bezpieczeństwa, sołtys, przedstawiciele duchowieństwa, lecz z biegiem czasu przekonacie się, że to nasze cztery mocno posunięte w latach Panie czarowne mają kontrolę nad wszystkim. Jeżeli myślałeś, że już coś takiego czytałeś to bardzo szybko przekonasz się, że jednak autor Piotr Jedliński dał coś nowego co umieścił w ponad 500 stronach. Nie panikuj, czyta się szybko. Jeszcze raz napiszę, że uwielbiam te kobitki. Kłócą się, marudzą, ale jak sąsiadom, a tym bardziej im samym grozi niebezpieczeństwo to potrafią się zjednoczyć i wspólnie walczyć przeciwko złu....
Jeżeli myślcie, że zdradzę wam, z kim przyszło zmagać się tej społeczności to jesteście w błędzie, bo cała frajda jest właśnie w tym, żeby samemu przeżyć przygodę. Będzie pełno magii, słowiańskich wierzeń, eliksiry itp. Nie ukrywam, że chciałabym kolejny tom, bo zabawa była przednia. Jeszcze raz gratuluje autorowi pomysłu i wielki podziw za całą akcje, która nieźle zamiesza w głowie.
Takich babć jak te cztery, to ani jednej.
"Historie o pociesznych i zbzikowanych seniorkach - wiedźmach, którym przytrafiają się nie mniej zwariowane przygody, w których nie brak ani magii, ani też nadprzyrodzonych istot, a nawet zwykłych bandytów depczących po piętach biednym staruszkom, to coś, co z czystym sumieniem polecić mogę każdemu czytelnikowi pragnącemu sięgnąć po książkę napisaną lekko, z humorem, podczas lektury której odpręży się i będzie się po prostu dobrze bawił. Z tajnych źródeł wiem, że w przygotowaniu jest kontynuacja przygód dechowickich wiedźm i powiem wam, że już nie mogę się doczekać jej premiery! "
więcej -> https://magicznyswiatksiazki.pl/recenzja-wiedzmy-z-dechowic-piotr-jedlinski/
Poznaj sekretne życie ptaków. Dotychczas najbardziej rozpoznawalnymi polskimi ptakami były Wróbel Ćwirek, Orzeł Bielik i Kukułeczka Kuka. Tak było do tej...
Pewnego ranka jedna z lokalnych wiedźm, Lucyna Kornikowa, zostaje uznana za martwą. Jednak co do szczegółów jej zgonu krążą po wsi sprzeczne doniesienia...
Wtedy rozpętało się piekło.Nie była to infernalna wersja szatańskiego podziemia, nie był to podzielony na dziewięć kręgów kombinat diabelskich mąk, ale Michalina wiedziała, że są rzeczy gorsze niż siarczane doły i pola cierpiących grzeszników.
Więcej