Dla większości ludzi dźwięk jest pojęciem abstrakcyjnym. Spędzamy całe życie, próbując odciąć się od szumu, żeby móc skupić się na tym, co uważamy za ważne. Ale co, jeśli – gdy jasność umysłu zostaje przypłacona zupełną ciszą – to ten niewyraźny szmer w tle staje się czymś, za co oddałoby się wszystko?
Od zawsze byłem wojownikiem. Mając rodziców, którzy cudem nie trafili więzienia, i dwóch młodszych braci, którzy niemal zostali oddani do rodzin zastępczych, zyskałem umiejętności w unikaniu ciosów, jakie zadaje życie. Dorastając, nie miałem niczego, co mógłbym nazwać swoim, ale od chwili, kiedy spotkałem Elizę Reynolds, to właśnie ona należała do mnie. Stałem się kompletnie uzależniony od niej oraz ucieczki do rzeczywistości, którą sobie nawzajem zapewnialiśmy. Przez lata spotykaliśmy się z różnymi ludźmi, ale nie było nocy, żebym nie usłyszał jej głosu.
Nie zaplanowałem spotkania miłości swojego życia w wieku trzynastu lat. Tak samo jak tego, że jako dwudziestojednolatek zacznę stopniowo tracić słuch.
Ale i tak spotkały mnie obie z tych rzeczy.
A teraz prowadzę najcięższą walkę swojego życia i znalazłem się na skraju porażki.
Wydawnictwo: NieZwykłe
Data wydania: 2019-02-01
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 321
Tytuł oryginału: Fighting Silence
Tłumaczenie: Anna Kuksinowicz
Jeśli chodzi o gatunki książek zaczęłam ostatnio skakać z kwiatka na kwiatek. Już nie jestem wpatrzona tylko w kryminały i thrillery, choć to pewnie one zawsze będą najbliższe memu sercu. Coraz częściej jednak sięgam po romanse. Jednak żeby nie było zbyt słodko, to te najlepsze dla mnie powinny obijać się o dramat lub kryminał. Wtedy jestem szczęśliwą czytelniczką książek innych niż mocne i krwawe thrillery. Aly dała mi coś, co zdecydowanie zaspokoiło mój gust literacki.
Chciałoby się powiedzieć, że Till Page jest nastolatkiem, a potem młodym mężczyzną jak każdy inny. Jednak tak nie jest. Jego rodzina delikatnie mówiąc jest dysfunkcyjna. Clay głowa rodziny troszczy się tylko o własne dobro i to do tego stopnia, że nie waha się narazić zdrowia i życia własnego syna by samemu nie mieć kłopotów. Matka Debbie robi dokładnie to samo tyko w kobiecy sposób. Woli zadbać o siebie niż o swoje dzieci. A Till jako najstarszy z trójki dzieciaków odpowiada praktycznie za wszystko. Kocha swoich młodszych braci i zrobi dla nich wszystko. Dlatego chłopak uczy się i pracuje.
Problemem jest fakt, że Till jako trzynastolatek dowiedział się czegoś, o czym chciałby zapomnieć. Chłopak traci słuch, a to jak szybko będzie to postępować jest zagadką nawet dla lekarzy.
W najgorszym dla nastolatka momencie na jego drodze pojawia się Eliza. Najpierw dziewczynka, potem już kobieta. Ona wspiera jego, a on ją. Świadomi, że nie są w stanie bez siebie funkcjonowac tworzą parę najlepszych przyjaciół, ale czy tylko?
Ich znajomość rozpoczęła się w wieku trzynastu lat. Widywali się w tak zwanym "ich mieszkanku" gdzie Eliza wchodziła drzwiami, a Till oknem.
To właśnie to OKNO jest kluczowym elementem w tej powieści.
Okno i obawy młodego mężczyzny o utratę słuchu. Utratę tego, co kocha najbardziej na świecie, czyli głosu Elizy, Flinta oraz Quarry'ego.
Słowa Elizy w najgorszym momencie:
"- Koniec z tym - oznajmiłam powoli, żeby mógł odczytać z ruchu moich warg. Palcem stuknęłam go w klatkę piersiową. - Z tobą jest dobrze. - Następnie przeniosłam palec na swoją klatkę piersiową. - Ze mną jest dobrze. - Po tym zamachałam, wskazują nas oboje. - Z nami jest dobrze. - Chwyciłam notatnik i zapisałam ostatnie słowa: Nic innego nie ma znaczenia."*
Książka w naprawdę dobrym stylu pokazuje walkę Tilla ze zbliżającą się głuchotą. Jego chęć ochrony rodzeństwa oraz ukochanej. Niestety najstarszy z Page'ów ma też swoje minusy. Upór i to niestety nie tam, gdzie by się przydał oraz jego "fantazje". Nie potrafił ułożyć sobie priorytetów tak jak powinien. Efektem tego były momenty, gdy chciałam zamienić się miejscami z Elizą tylko po to by móc mu strzelić ze sławnego liścia (wiem, marne szanse z bokserem, ale jaka satysfakcja, że próbowałam!). Jedno trzeba jednak przyznać. Aly zafundowała czytelniczkom emocjonalny rollercoaster, który lubię. A coś czuję, że ten prawdziwy zacznie się w drugim tomie cyklu, który będzie opowiadał o losach średniego z Page'ów - Flinta. Lubię takie nowości, choć tu czegoś mi zabrakło. Ciekawa jestem co Martinez pokaże dalej.
* - Cytat z "Walcząc z ciszą" Aly Martinez, str. 248
Muszę się przyznać, że zawsze, ale to zawsze robię sama sobie spoiler jak kończy się książka. Biegnę niczym Struś Pędziwiatr, żeby zerknąć na ostatnią stronę, która przeważnie i tak nie daje mi tego czego oczekuje. I tym razem oczywiście, też tak było.
Ta książka, mimo że lekko wulgarna i erotyczna opowiada o czymś co można spotkać w każdym kraju. Bieda, pijaństwo, rodzice nie kochający swoich pociech, patologia – można na to trafić niemalże wszędzie. Dwójka młodych ludzi – Till i Eliza, poznają się w okolicznościach, w których raczej żadne z nas nie chciałoby się znaleźć. Eliza będąca w sumie nie potrzebna rodzicom, a Till nie dość, że z rodzicami z najgorszych koszmarów to jeszcze z odpowiedzialnością za młodszych braci i problemami ze słuchem. Znajomość, która zaczęła się jeszcze wtedy, gdy byli dzieciakami po naście lat.
Ta książka pozwala przywiązać się nam do bohaterów po to, by powalić nas na kolana. Wzloty i upadki, które przeżywamy wraz z młodymi, przy okazji śmiejąc i ciesząc się z ich szczęścia, bądź płacząc w sytuacjach kiedy los kładzie im kłody pod nogi. Zatwardziałość w swoich postanowieniach, walka o lepsze jutro, wejście na poziom znalezienia pasji, która będzie trzymała przy życiu i pozwoli na godne życie. Ludzie, którzy pomagali nie zależnie od sytuacji, a w dodatku bezinteresownie. I ciągła walka o to by uczucie tej dwójki przetrwało! Autorka zaserwowała nam nic innego jak emocjonalną bombę. Pozwalała nam spokojnie trwać w opowieści, by za moment rzucić nas w wir łez czy strachu o kolejny dzień! Dla takich właśnie książek warto żyć!
Całość jest napisana lekko i językiem, który na pewno przypasuje każdemu. Mamy tu kilka epitetów, kilka scen erotycznych, które są dobrze napisane, delikatnie i ze smakiem. Historia na tyle prawdziwa, że można zakładać, iż trafiła się naszemu sąsiadowi. Warto, warto i jeszcze raz warto dać się porwać w nurt tej historii!
Głównych bohaterów – Elizę i Tilla poznajemy, gdy mają zaledwie 13 lat. Spotykają się przypadkowo w opuszczonym budynku, gdzie uciekają od swojej przykrej codzienności i stają się bliskimi przyjaciółmi. Oboje nie mają łatwego dzieciństwa, bo ich rodzice mają ich gdzieś. Mijają lata, podczas których ich relacja cały czas się rozwija. Oprócz szkoły Till pracuje, aby utrzymać rodzinę, w tym dwóch młodszych braci – Flinta i Quarry’ego i dodatkowo uczęszcza na treningi bokserskie, które kocha. Eliza za to ma artystyczną duszę, kocha malować, szczególnie w obecności przyjaciela, który powoli traci słuch. Przyjdzie im stoczyć wiele trudnych i wyczerpujących walk, nie tylko z własnymi słabościami…
Cóż to była za piękna książka. Czytałam ją z zapartym tchem. Nie jest to banalny romans o głupim bokserze. Till to młody człowiek, który bardzo szybko musiał dorosnąć i być odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale również za dwójkę młodszych braci. Właściwie nigdy nie zaznał beztroskiego dzieciństwa. W wieku 20-stu lat był już bardzo doświadczony przez życie i ciągle musiał z czymś walczyć. „Boks był jedyną rzeczą, dzięki której nie oszalałem”. Do tego już jako dziecko zaczął tracić słuch – „Dla większości ludzi dźwięk jest pojęciem abstrakcyjnym. Spędzamy całe życie, próbując odciąć się od szumu, żeby móc skupić się na tym, co uważamy za ważne. Ale co, jeśli – gdy jasność umysłu zostaje przypłacona zupełną ciszą – to ten niewyraźny szmer w tle staje się czymś, za co oddałoby się wszystko”? Elizę również bardzo polubiłam, bo to niezwykła młoda kobieta, bardzo silna i odważna, na którą bracia Page zawsze mogli liczyć. Walczyła nie tylko o siebie, ale również ze strachem Tilla, który cały czas uważał, że nie jest dla niej wystarczająco dobry.
„Walcząc z ciszą” to przepiękna opowieść o trudach życia, o poświęceniu dla dobra swojej rodziny, o walce z chorobą, ze swoimi słabościami, a także walka o lepsze jutro. Myślę, że czytelnik może z niej wiele wyciągnąć i z pewnością wzbudzi w nim wiele skrajnych emocji, bo ta książka jest nimi bardzo nasycona.
Z niecierpliwością czekam na drugą część serii „On the Ropes”.
Lubicie książki dla kobiet? Ta zdecydowanie taka właśnie jest.
Till i Eliza znają się praktycznie większość swojego życia. Każdego dnia spotykają się wieczorami, jednak on w szkole udaje, że jej nie zna. Ona nie może tego pojąć, ale i tak go uwielbia. Rodzi się między nimi przepiękna przyjaźń. Tylko czy sama przyjaźń im wystarczy, kiedy zarówno u jednego i drugiego skrywają się również i emocje? Oboje nie mają łatwego dzieciństwa, ich rodzice się nimi nie interesują. Są pozostawieni sami sobie i dlatego tak bardzo jedno ciągnie do drugiego. Są biedni, nie mają forsy jak lodu, ale mają ogromne serca. Eliza nie ma rodzeństwa, natomiast Till ma dwóch młodszych braci, którymi pewnego dnia będzie musiał się zaopiekować.
Patrząc na okładkę książki, można by sobie pomyśleć, że książka będzie opowiadała o bokserze i większość fabuły toczyć się będzie na ringu. Ale nic bardziej mylnego. Dostajemy od autorki opowieść o dwójce młodych, zakochanych w sobie, choć nie umiejących się do tego przyznać bohaterach i ich dorastaniu. Ona stara się żyć w rzeczywistości, natomiast on częściej przebywa w świecie fantazji. Nie mają łatwo w życiu, ale jakoś starają się temu zaradzić. Jedno na drugie zawsze może liczyć bez względu na wszystko.
Pokochałam Tilla od samego początku. To taki słodki chłopiec, który momentami nie potrafił się odnaleźć w rzeczywistym świecie, a jednak zawsze był troskliwy i opiekuńczy. Nigdy nie liczył się ze sobą, tylko na pierwszym miejscu stawiał tych, których kochał. Zakochał się w Elizie od pierwszego wejrzenia, lecz nie potrafił zmierzyć się z tym, żeby stworzyć z nią prawdziwy związek. Lepiej się czuł w sferze przyjaźni, chociaż dawno tę granicę przekroczyli. W pewnym momencie swojego życia odkrywa, iż z jego słuchem coś jest nie tak. Od tego czasu nic nie jest już takie same.
Eliza to słodka dziewczyna, która pomimo swojego ubogiego życia, twardo stawiała sobie cele i dążyła do ich realizacji. Czułam do niej niesamowitą sympatię, jej tok rozumowania niejednokrotnie mógłby przerosnąć dorosłą osobę. To niezwykle ciepła osoba, która martwiła się o wszystko w koło. Zawsze wspierała swojego przyjaciela, bo w gruncie rzeczy miała tylko jego.
Aly Martinez stworzyła niezwykła historię, która jest przepełniona ogromem emocji. Ukazuje nam losy dwójki bohaterów, którzy w życiu ciągle mieli pod górkę. Żyli w biedzie, ledwo wiązali koniec z końcem, ale za to, nigdy nie zabrakło w nich miłości. Pomimo tego, że tak naprawdę nie mieli nic, potrafili cieszyć się sobą nawzajem.
Wyobraźcie sobie, że nagle pewnego dnia Wasz słuch się pogarsza, albo znika praktycznie w całości. Każdego dnia słyszeliście tysiące dźwięków, a tu nagle przychodzi Wam się zmierzyć z zupełną ciszą. Bolesne doświadczenie, prawda? Till się o tym przekonał. Ale tutaj nie chodzi o to, aby w trudnych momentach się poddawać, tylko walczyć za wszelką cenę. To właśnie chciała nam ukazać autorka i myślę, że jej się to udało. Niezależnie od tego co los dla nas przygotował, my zawsze powinniśmy umieć stawiać temu czoła. Najgorzej jeśli człowiek się podda, straci wolę walki, podda się. Nie ważne co by się działo, my zawsze mamy dla kogo żyć.
"Nie widziałam, czy z jego oczu płyną łzy, ale jego ciało ulegało wyniszczeniu. Nie przyznałby się do tego, lecz wydawało mi się, że to nie przez smutek, tylko przez strach. Byłam bezsilna, ale trzymałam go najmocniej jak mogłam i szeptałam słowa otuchy, choć nigdy miał ich nie usłyszeć… Kierowałam je do siebie."
Ta książka jest przesiąknięta emocjami, zdarzyło mi się nawet uronić łezkę podczas czytania. Bywały momenty, że miałam ochotę porządnie potrząsnąć którymś z bohaterów, by się opamiętał. Ale tak naprawdę w głębi serca mocno kibicowałam, by im się udało.
Nie pomyślcie sobie, że to słodka i lukrowana historia o pięknej miłości. Owszem, jest miłość, do której bohaterowie musieli dorosnąć, ale to przede wszystkim zmagania z rzeczywistością, która dla bohaterów nie była łatwa i prosta, lecz skomplikowana. To walka o odzyskanie samego siebie i walka o lepszą przyszłość.
Książka opowiedziana z perspektywy jej i jego, dzięki czemu lepiej rozumiemy to co się dzieje i dlaczego tak się dzieje.
"Walcząc z ciszą" jest wciągająca, intrygująca i zaskakująca. Jej bohaterowie są warci uwagi, a historia sama w sobie uświadamia nam, że zawsze warto walczyć o lepsze jutro i o samego siebie. Zachęcam, abyście przeczytali.
Świetnie napisana książka. Bardzo wciągająca. Eliza i Till znają się gdy mieli po 13 lat. Wychowywali się w trudnych warunkach. Rodzice każdego z nich ciągle się kłócili. Uciekali zawsze do opuszczonego mieszkania i wspierali się nawzajem. Tak robili przez wiele lat. Eliza zdążyła się w nim zakochać jednak Till traktował ją jak przyjaciółkę . Wszystko zmieniła noc po zakończeniu liceum. Zaczęli się kochać. Till jednak nie mógł się pogodzić z odejściem Elizy na drugi koniec miasta i sam pierwszy odszedł od ich bajkowego życia. Po wielu miesiącach Till jest zmuszony żeby jechać do Elizy. Ona ma mu za złe że ją opuścił i nie dawał znaku życia. I tak wiele dni się kłócili i na nowo odbudowywali swoją przyjaźń. Eliza chciała więcej niż przyjaźń i dawała sygnały. Końcu Till ulega swoim uczuciom i tworzy z Eliza związek. Jest mu trudno bo ma dwie prace, chodzi na zajęcia z boksu i musi opiekować się dwoma braćmi. Oraz cierpi na chorobę genetyczną i traci słuch. Jednak nie poddaje się bo wie że musi walczyć i ma dla kogo. Kiedy ma stoczyć swoją walkę o przyszłość dochodzi do tragedii. Eliza zostaje porwana przez złego bukmachera i grozi jej życiu. W ocaleniu jej pomaga ojciec Tilla, który wrócił z więzienia i był w to zamieszany. Jednak sumienie go trochę ruszyło. Eliza jest uratowana, Till wygrywa walkę i zarabia dużo pieniędzy. Jest teraz w stanie zbudować dom, zrobić operację żeby mógł słyszeć śmiech i płacz swojej córeczki. Stworzył swój dom, którego pragnął razem z Elizą
To moje pierwsze spotkanie z autorką, ale mam nadzieje, że nie ostatnie. Na początku nie potrafiłam się wkręcić w historie Tilla i Elizy, ale gdy już się w nią wciągnęłam, nie mogłam się oderwać.
Till pochodzi z nieciekawego domu, rodzice nie specjalnie się nim interesowali, ma również dwóch braci, którymi się opiekuje. Już jako dziecko spotkał Elizę, która tez borykała się z problemami w domu. Kiedy młodzi już jako dorośli, nadal się przyjaźnią, pewnego dnia ich przyjaźń przerodziła się w coś wyjątkowego. Eliza studiuje i pracuje, Till jest pięściarzem. Na początku trenuje w klubie za darmo, natomiast później przechodzi na zawodowstwo. Till jest obciążony od urodzenia pewnym schorzeniem i któregoś dnia przyjdzie jemu oraz jego bliskim z nim się zmierzyć. Czy Till poradzi sobie z nową sytuacją ? Czy będzie w stanie zaakceptować wydarzenia z jego życia ? Czy da sobie pomóc ?
Książka porusza ważny temat, pokazuje jak bardzo w jednym momencie może skomplikować nam się życie. Nie warto narzekać i użalać się nad sobą, ponieważ kiedy dotkną nas prawdziwe problemy, wtedy tamte wcześniejsze sytuacje wydadzą nam się błache. Zdrowie oraz rodzina są najważniejsze.
Kiedy życie przytłacza zbyt mocno.
Kiedy życie przygniata nas od najmłodszych lat, siłą rzeczy staramy się znaleźć sposób, aby choć na chwilę oderwać się od trudnej rzeczywistości, która każdego dnia jest nieodłączną częścią naszej codzienności. Czasami mamy to szczęście, że w całym tym syfie, jakim staje się nasz los, spotykamy kogoś, kto nie pozwala nam utonąć w jego bagnie i wspólnie z nami tworzy lepszy świat, do którego nikt inny nie ma dostępu. Jednak zapewne każdy z Was zgodzi się ze mną, że w takim święcie nie da się żyć wiecznie, a im dłużej w nim tkwimy, tym bardziej trudny staje się powrót do realiów życia.
Swój bezpieczny świat fantazji będzie musiał opuścić, główny bohater książki Aly Martinez „Walcząc z ciszą”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć.
Życie Tilla od zawsze było nieustającą walką, a on sam był wojownikiem, który nigdy się nie poddawał. Jego siłą i inspiracją stała się Eliza, z którą wspólnie już jako trzynastolatek nasz bohater zbudował swój własny świat fantazji, o którym marzył, a którego nigdy nie zaznał w realnym świecie, bowiem, to czego doświadczał, opuszczając swój bezpieczny azyl, na pewno przerosłoby nie jednego dorosłego. Już jako dwudziestoletni chłopak, musiał zadbać o to, by stworzyć bezpieczny dom dla swoich dwóch młodszych braci. Dom, którego on sam nigdy nie miał. Pochodząc z patologicznej rodziny, od zawsze wiedział, że może liczyć tylko na siebie. Gdy pojawiła się Ona, życie tego dzielnego chłopaka zaczyna nabierać barw. Oboje stają się sobie bliscy. Eliza, jak nikt inny rozumie trudne położenie chłopaka, ponieważ sama znajduje się w bardzo podobnej sytuacji. Pozostawieni sami sobie, nie mają nic, a tak naprawdę mają wszystko, co najważniejsze. Mają siebie. Na oczach czytelnika między tą dwójką rodzi się piękna przyjaźń, która z biegiem czasu przeradza się w uczucie, do którego oboje boją się przyznać. Jest jednak coś, co ich różni. Eliza chce żyć życiem realnym, budować przyszłość natomiast jej ukochany w obawie przed stratą, bólem i cierpieniem, woli uciekać do świata fantazji, do którego prowadzi otwarte okno. Jednak już wkrótce będzie musiał znaleźć w sobie odwagę, by wreszcie przestać się ukrywać i zmierzyć z prawdziwym życiem. Czy mu się to uda i jak wiele może stracić, jeśli poniesie porażkę? O tym przekonajcie się już sami.
„Walcząc z ciszą” to niezwykle emocjonalna i poruszająca historia chłopaka wielkiego sercem i duszą, który dostał od życia grad niespodziewanych ciosów, co skutkowało tym, że teraz, choć, jak my wszyscy pragnie kochać i być kochanym, obawia się zaangażowania w prawdziwe życie zdjęty strachem przed utratą tego, co kocha i bez czego nie wyobraża sobie siebie samego. Jak się przekonacie, czytając książkę, nadejdzie moment, kiedy będzie zmuszony przestać myśleć o tym, co dla niego dobre i opuszczając swoją strefę komfortu wziąć się z życiem za bary, po to, by chronić najbliższe swemu sercu osoby, a łatwo nie będzie, bo coraz bardziej w swoje macki chwyta go świat ciszy. Jak sobie poradzi? A może przegra niczym bokser w swojej walce życia? Zachęcam Was gorąco, abyście sięgnęli po książkę i podobnie, jak ja nieustannie mocno go dopingowali.
Jeśli szukacie książki, która pochłonie Was bez reszty, a jej bohaterowie skradną Wasze serca, przez co będziecie nieustannie niemalże na własnej skórze odczuwać ich ból i strach, ale także wspólnie z nimi cieszyć się z najmniejszego nawet sukcesu i przeżywać każdą chwilę szczęścia, ta książka będzie doskonałym wyborem.
Autorka poprzez historię opisaną w książce uświadamia nam, że tak naprawdę o kształcie naszego życia nie decyduje nasz status społeczny, czy środowisko, z jakiego się wywodzimy. Niezależnie od tego, jak trudny jest nasz życiowy start, możemy osiągnąć wszystko, bo najważniejsze jest to, jakimi ludźmi jesteśmy, ludzie, których los stawia na naszej drodze, ciężka praca i determinacja. Czasami jeden człowiek, jego oddanie, miłość i wiara w nas może odmienić nasze życie na zawsze.
Najtrudniej jest zawsze postawić ten pierwszy krok.
Na zakończenie, jak to często w moim przypadku bywa, mam do Was pytanie.
Czy Wy macie swój świat, do którego uciekacie choćby na chwilę, kiedy rzeczywistość Was przytłacza i czujecie, że potrzebujecie chwili wytchnienia, a jeśli tak, to, jak ten świat wygląda?
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Niezwykłe, za co bardzo dziękuję.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2019/03/kiedy-zycie-przytacza-zbyt-mocno.html
Kochająca rysować główna bohaterka Eliza, niezauważana przez rodziców, dnie a nawet noce spędza w opuszczonym domu, gdzie znajduje ciszę, spokój i swoje miejsce, w którym czuje się najlepiej. Pewnego dnia przez okno wdrapuje się jej rówieśnik ze szkoły, dobrze przez Elizę znany. Chłopak jednak dziewczyny nie kojarzy. Jedno spotkanie przeradza się w kolejne, a kolejne w następne. Tym sposobem Eliza i Till zaprzyjaźniają się ze sobą. Niestety ich przyjaźń jest tylko w tym domu, bo w szkole Till całkowicie ignoruje dziewczynę. Lata mijają, a bohaterzy dorastają. Przyjaźń przeradza się w uczucie i pożądanie, do którego w końcu bohaterzy się przyznają. Jedna noc ich rozdziela. Po pół roku rozłąki, gdy Eliza w końcu zaczyna żyć na nowo, do okna w jej nowym mieszkaniu puka nie kto inny jak Till. Historia zaczyna się na nowo, ale tym razem w dorosłym życiu.
Z dwojga głównych bohaterów, to właśnie Eliza była tą, którą polubiłam nieco bardziej. Moją decyzję mogę uargumentować tym, że to ona była tą rozsądniejszą, waleczną, konsekwentną i na szczęście potrafiła postawić na swoim. Bardzo podobało mi się w niej to, że w pewnym momencie zatrzasnęła okno. Dosłownie. Zrozumiecie o czym piszę, po przeczytaniu. Till natomiast nie był gorszy, nie, ale niektóre jego decyzje po prostu mnie denerwowały. Chłopak był zaradny i robił wszystko dla dwóch młodszych braci, by mogli godnie żyć. Jego zawziętość, łączenie kilku prac, pasji i opieki nad braćmi było godne podziwu, szczególnie po tym co ten chłopak przeżył i co na jego barki miało jeszcze spaść.
Na uwagę zasługują również bohaterzy drugoplanowi, jak bracia Tilla, czyli Flint, którego historia może być jeszcze lepsza, szczególnie że autorka zostawiła sobie furtkę do tej postaci, a ja umieram z ciekawości jak potoczą się jego losy. Oraz Quarry, niezwykle zabawny dzieciak z niewyparzoną buzią, który już teraz wie co czeka go w przyszłości. Pokochałam całą trójkę i nie ukrywam, że czekam niecierpliwie na części poświęcone właśnie nim. Chciałabym również wspomnieć o Slate'cie, właścicielu siłowni, który przyjął chłopców pod swoje skrzydła, dając im prace, zajęcie, jak również stał się ich "ojcem". Ojcem z dobrymi radami, z pomocną dłonią i miłością.
Motyw od przyjaźni do miłości jest jednym z moich ulubionych. Bardzo podobało mi się, że kilka początkowych rozdziałów było wprowadzeniem czytelnika w lata przyjaźni bohaterów. Autorka świetnie poradziła sobie w przedstawieniu nam najważniejszych momentów z ich relacji, by potem płynnie przejść do teraźniejszości. Dzięki temu mogłam ich poznać, poczuć łączącą ich więź, zrozumieć pewne sytuacje jak i ich samych. A dzięki narracji prowadzonej zarówno przez Elizę jak i Tilla, pisarka zostawiła mnie zaspokojoną. Prawie.
No właśnie prawie, bo zabrakło mi dwóch rzeczy. Po pierwsze - przeszłość Tilla mamy podaną na tacy. Wiemy co się u niego działo, co wpłynęło na ucieczkę do opuszczonego domu, jak to wpłynęło na jego życie. Jednak tego samego nie mogę napisać o przeszłości Elizy. Jedyne co autorka nam zdradziła, to że dziewczyną nie interesowali się rodzice zajęci sobą, przez co ta uciekała do "lepszego" miejsca. Do końca miałam nadzieję, że jednak Pani Martinez rozwinie trochę bardziej ten temat, lecz niestety się nie doczekałam. Po drugie - sprawa przejęcia opieki Tilla nad braćmi. Tak po prostu chłopak zabrał ich do siebie i koniec. Żadna policja, opieka społeczna, ani nawet nauczyciele w szkole chłopaków nie zorientowali się, że coś się dzieje. Że rodziców - w sumie to matki - nie ma. Szkoda, bo w prawdziwym życiu by się to nie udało.
Nie jest to łatwa książka, raczej pełna bólu, samotności, walki i nauki życia. W tym wszystkim jednak autorka płynnie wplatała nieco humoru, dzięki temu czytelnik nie czuje się przytłoczony smutkiem. Życie potrafi dać w kość, niektórym mniej, niektórym bardziej, ale to co najważniejsze to się nie poddawać, walczyć i cieszyć z tego co się ma. Nawet jeśli nie jest łatwo. Aly Martinez ukazała to w swojej powieści, którą niewątpliwie polecam. Bardzo dobra, mądra i wciągająca ze świetnie wykreowanymi bohaterami.
Przed przeczytaniem jakieś książki muszę się powstrzymać przed patrzeniem na różne recenzje, bo potem jestem rozczarowana. W przypadku Walcząc z ciszą naczytałam się samych dobrych recenzji, które gwarantowały mnóstwo emocji. I właśnie na to się nastawiłam i niestety tego nie dostałam. Książka była bardzo dobra, jednak liczyłam na to, że książka mnie poruszy, a tak się nie stało. Może kolejny tom będzie lepszy.
Gdy miałem piętnaście lat, pojedyncza kula zmieniła całe moje życie. Przez następną dekadę próbowałem uciec przed demonami przeszłości. Zbudowałem imperium...
Niezmiernie emocjonalna historia Aly Martinez! Doktor Charlotte Mills przeżyła niewyobrażalną tragedię, która zatrzymała ją w czasie na dziesięć lat....
Przeczytane:2019-09-04, Ocena: 6, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2019 roku, 52 książki 2019, 26 książek 2019, 12 książek 2019, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2019,
Historia Elizy i Tilla jest piękną opowieścią o miłości, wyborach i walce. Kiedy sięgałam po książkę, nie spodziewałam się, że spotkam w niej coś takiego. Myślałam, że będzie to kolejny romans ociekający scenami erotycznymi. I na szczęście tak nie było! Chwała Ci autorko!
Czytając książkę, przeniosłam się do niesamowicie realnego świata. Główni bohaterowie są osobami, które dowodzą, że można zrobić coś z niczego i osiągnąć sukces, chociaż w przeszłości nie miało się zupełnie nic, poza paskudnym dzieciństwem. Ta historia jest przepiękną opowieścią o miłości braterskiej i partnerskiej, poświęceniu, zaangażowaniu, obawach, trudnych decyzjach i po prostu brutalnym życiu. Zostałam wciągnięta w historię niesamowicie mocno, czytałam powieść z zapałem i nie mogłam doczekać się rozwoju wydarzeń.
Przeogromnym plusem książki jest brak seksu od pierwszych stron i nie rzucanie go na pierwszy plan. Nie twierdzę, że tutaj go nie ma, jest, ale jest delikatny i smaczny, a nie obleśny i przyprawiający o mdłości. Sceny są przyjemnie opisane i nie ma ich zbyt dużo. Poza tym są urocze, ponieważ miłość wypływając z książki jest zarażająca i topiąca serce.
Bardzo mi się podoba, że autorka skupiła się na wątku rodziny i przyjaźni. Swoją decyzją wykreowała wspaniałą historię, którą aż chce się czytać. Jest to opowieść niebanalna, oryginalna i dzięki temu tak bardzo spodobała się mi. W końcu jakaś literatura kobieca, która nie jest mdła. A nawet Aly Martinez zaskoczyła mnie pewnym zwrotem akcji.
Styl autorki jest świetny. Nie skupia się na zbędnych opisach i biadoleniu o niczym, tylko stawia na konkrety i najważniejsze elementy. Płynęłam z jej piórem, które jest lekkie i przyjemne w odbiorze. I chociaż jest to książka kobieca, to jednak sporo się w niej dzieje. Dawno nie czytałam tak fajnej powieści i cieszę się, że trafiłam na "Walcząc z ciszą".
Jednak książka ma także swoje wady, na które zwróciłam uwagę. Nie psują one jednak radości z czytania i dobrze, bo inaczej bym była niezadowolona.
Pierwszym minusem książki jest zachowanie trzynastolatków, którzy raczej prezentują się jako nastolatkowie, a nie dzieci. Od kiedy trzynastolatki mówią, że ktoś ma topiący serce uśmiech, że zrobiły z siebie poprzedniego dnia idiotę albo znają zwroty typu "łypnęłam złowieszczo"? To są dzieci! Nie znam żadnego trzynastolatka, który w swoim codziennym życiu posługiwałby się tak wyszukanymi zwrotami. Gdyby książka nie była napisana w narracji pierwszoosobowej, to nie miałabym żadnych zastrzeżeń, ale jest inaczej. Autorka chciała mieć książkę na wysokim poziomie językowym, ale jeśli przedstawia wydarzenia opisywane przez trzynastolatki, to powinna dostosować się do ich poziomu.
Drugim mankamentem książki, który bardzo mnie irytował, są przeskoki w czasie. Zaczynamy książkę wydarzeniami zatytułowanym "pięć lat wcześniej" a później przeskakujemy "trzy lata później" "pół roku później" "sześć miesięcy później" aż w końcu nie wiem jak później jesteśmy, dokąd dotarliśmy, ile lat mają bohaterowie. Szału można dostać podczas rozpoczynania kolejnego rozdziału, który jest X czasu później. Nie będę przecież liczyć.
Książka byłaby lepsza, gdyby nie została napisana w pierwszoosobowej narracji. Bo dość dziwnie brzmi gdy bohater mówi "wyjęczałam, tupiąc dla lepszego efektu". Jeśli ktoś opowiada coś, to raczej nie mówi, że tupał czy wyjęczał coś. Znacznie lepiej by to brzmiało, gdyby zdanie zostało napisane np. "Wyjęczała Eliza, tupiąc przy tym nogami, aby podkreślić swoją frustrację."
Pomimo swoich wad, książka jest warta przeczytania. Ja cieszę się, że sięgnęłam po nią, bo spędziłam podczas czytania kilka przyjemnych godzin. Lektura jest bardzo fajna i ciekawa, a przede wszystkim słodka, nieodpychająca, niebanalna, oryginalna. To opowieść o sile, walce, miłości i decyzjach. Z całą pewnością sięgnę po kolejne powieści autorki, bo naprawdę warto.