Trwają na przeciwnych krańcach spectrum - jeden jest światowej sławy pisarzem, autorem ,,Imienia róży" i samozwańczym człowiekiem świeckim; drugi, hierarchą Kościoła Katolickiego, wymienianym w gronie potencjalnych następców obecnego papieża. W tej przyjacielskiej, lecz zaciętej szermierce listów i idei, Umberto Eco i Carlo Martini dyskutują nad kwestią aborcji, rolą kobiet w Kościele, etyką i Apokalipsą. Stawiają czoła najtrudniejszym dylematom nowego milenium, świadomi dzielących ich różnic, wiary i niewiary. Rezultat? Jest oszałamiający. Jakie bowiem są granice wiary? I w co wierzy ten, kto nie wierzy?
Jeśli mamy wieść dialog, to musi on obejmować także obszary, na których nie ma zgody. Ale to nie wszystko; jeśli na przykład laik nie wierzy w "rzeczywistą obecność", katolik zaś - co naturalne - i owszem, to fakt ten nie oznacza wzajemnego niezrozumienia, lecz po prostu szacunek dla przekonań partnera.
Umberto Eco: ,,Słusznie przywołuje Pan cel tej naszej epistolarnej rozmowy. Chodzi nam mianowicie o zakreślenie wspólnego dla laików i katolików pola dyskusji obejmującego również punkty, w których nie ma zgody. Zwłaszcza te, z których powstają głębokie nieporozumienia, znajdujące wyraz w konfliktach na płaszczyźnie politycznej i społecznej."
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Data wydania: 2018-11-14
Kategoria: Socjologia, filozofia
ISBN:
Liczba stron: 96
Tytuł oryginału: In cosa crede chi non crede?
Pasja według św. Jana zawiera cenne wskazówki pomocne w rozpoznawaniu i pełnieniu woli Bożej. Ukazuje też pewne aspekty postaci Jezusa, których...
Autor z wprawą wytrawnego myśliciela i pisarza pokazuje, dlaczego i w jaki sposób cnoty są zaletami moralnymi i intelektualnymi człowieka. Dzięki nim możemy...
Przeczytane:2018-12-03, Ocena: 6, Przeczytałam,
„W co wierzy ten, kto nie wierzy?” to prowadzona w formie listów dyskusja między nadzwyczajnym pisarzem i znawcą literatury, Umbertem Eco, oraz duchownym, Carlem Martinim, jezuitą i wybitnym interpretatorem Biblii. Zderzenie tych dwóch głosów to przykład wymiany zdań na najwyższym poziomie, z poszanowaniem cudzych poglądów i bardzo szerokim spojrzeniem na człowieka i świat.
Każdą publikację autorstwa lub współautorstwa Umberta Eco witam z wielką radością. Wiem, że nie czeka mnie lektura lekka i łatwa, ale jestem pewna, iż przeżyję ucztę duchową i poznam zdanie człowieka mądrego, błyskotliwego i wszechstronnego, który ujmie mnie treścią i formą oraz skłoni do wielu refleksji.
Nie inaczej było w przypadku wydanej niedawno przez Noir sur Blanc książki, w której Eco (zadeklarowany ateista, który zażyczył sobie nawet mieć tzw. świecki pochówek) rozmawia i polemizuje z głęboko wierzącym kardynałem, byłym arcybiskupem Mediolanu.
Uczeni wymieniali się poglądami pod koniec minionego stulecia, więc część ich rozważań dotyczy podsumowań i prognoz na nowe millenium. Nie znaczy to jednak, że treść książki jest nieaktualna, wręcz przeciwnie – wciąż skłania do rozważań na temat człowieka, jego miejsca w świecie, przyszłości, która nie tylko w przełomowych momentach stoi pod znakiem zapytania.
Najciekawsze i najbardziej kontrowersyjne są jednak te kwestie, w których zderza się światopogląd niewierzącego naukowca i człowieka Kościoła.
Obaj interlokutorzy wymieniają poglądy na tak kluczowe problemy jak wizja końca świata, pytania o początek i koniec ludzkiego życia, o prawo do aborcji, o miejsce kobiet w Kościele katolickim.
Konwersacja przebiega na najwyższym poziomie merytorycznym. Jednocześnie rozmówcy, mimo iż w wielu kwestiach się różnią, odznaczają się wielką tolerancją dla cudzych poglądów i kulturą osobistą. Ich pełen argumentów sposób dyskutowania i spierania się powinien być wzorem dla wszystkich, którzy prowadzą publiczną polemikę, zwłaszcza dla polityków zapominających, że można się różnić, ale nie trzeba od razu ze sobą wojować.
Eco i Martini korespondowali przez rok. W tym czasie, co wyraźnie widać po charakterze listów, zmieniał się ich stosunek do siebie – od oficjalnych zwrotów przeszli do przyjacielskich pogawędek, które czytelnik śledzi z niesłabnącym zainteresowaniem.
Nie ukrywam, że poglądy autora „Imienia róży” są mi znacznie bliższe niż przekonania kardynała. Całość przeczytałam jednak z taką samą fascynacją.
Lubię konfrontować swoje przemyślenia ze zdaniem innych. A mądrych, doświadczonych i wykształconych ludzi zawsze warto i miło posłuchać. Zwłaszcza jeśli ich rozważania sprawiają, że czytanie książki przeradza się w duchową ucztę. BEATA IGIELSKA