Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 2015-05-21
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 240
Daj się porwać emocjonującemu kryminałowi autorki „Serii Szetlandzkiej”! Detektyw Peter Porteous dostaje wezwanie nad jezioro Cranwell, gdzie...
Nowa seria autorki kultowego cyklu szetlandzkiego! W Północnym Devonie trwa pogrzeb ojca Matthew Venna. Detektyw przygląda się uroczystości z oddali –...
Przeczytane:2015-07-03, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam,
Książka dotarła do mnie już na początku czerwca, ale byłam wtedy na wakacjach. To powód dlaczego piszę o niej dopiero teraz. O pierwszym tomie możecie przeczytać na moim blogu. Jednak nie jest to żaden cykl. Dla tych, którzy nie wiedzą wyjaśniam, że wydawnictwo Amber podzieliło książkę na pół i właśnie jestem po lekturze drugiej części. Jednak powracając do meritum - czy druga połowa powieści warta jest oczekiwania? Jej premiera była dopiero miesiąc po pierwszej. Zatem czy przedstawione tu dalsze wydarzenia i sposób przekazu okazały się na tyle wciągające, aby z czystym sumieniem móc powiedzieć - tak warto było czekać?
Nie można tej pozycji nazwać wybitną, jak głosi hasło na jej okładce. Określiłabym raczej tę powieść mianem dobrej. Ocenę winduje ciekawie zarysowana postać detektyw Very Stanhope. To ona nadaje temu utworowi charakteru. Inni bohaterowie są tu także mocno zróżnicowani jednak stają się w tym przypadku tylko tłem. Wraz z lekturą powraca także żywy obraz Northumbrii. Ann Cleeves umiejętnie przedstawiła tu postaci i ich smutki na tle małomiasteczkowego życia. Często można prawie poczuć ich towarzystwo. Z mojego punktu widzenia ważne jest także to, że do końca nie znałam personaliów mordercy. Choć jak już okazało się kto nim jest to dopiero wtedy zauważyłam w lekturze wiele wskazówek. Oj Ann Cleeves zakpiła sobie ze mnie.
Niby niepokój się podkradał coraz bliżej i bliżej, jednak odniosłam wrażenie że działo się to jakby tylnymi drzwiami. I z tego właśnie powodu nie czułam zaangażowania przez cały czas. A może to wina zbyt świętoszkowatego Joe'go. Muszę również podkreślić że rozdziały, w których poznałam punkt widzenia Holly niestety nie wydały mi się tak samo zajmujące jak inne. W porównaniu z tymi, których prym wiodła Vera sprawiały wrażenie niedopracowanych. I wreszcie nadszedł moment, że zaczęłam się zastanawiać jak główna bohaterka przeszła test sprawności fizycznej. A może w Northumbrii nie mają takiego. Frapowało mnie także do samego końca to w jaki sposób doszło do morderstwa w zatłoczonym pociągu.
Mimo zauważonych wad "Ulica milczenia" mogłaby stać się z powodzeniem jedną z nocnych opowieści przy kominku. Bo to właśnie wtedy chcemy fabuły, która rozwija się warstwowo. Utworu, w którym prawda ujawniana jest kawałek po kawałku. A my pragniemy coraz więcej i więcej się o niej dowiedzieć. Stajemy się coraz bardziej w nią zasłuchani. Coraz głębiej wnikamy w historię. Gdy wtem nagle bum i nastaje moment gdy jedni krzyczą ze strachu, inni nie. Ja należę tym razem do tej drugiej grupy, jednak to nie przesądza o tym, że nie warto tej powieści poznać. Sami zdecydujcie...