Bralczyk: Prezentuję panom mój nowy produkt felietonistyczny.
Miodek: Dla jakiego targetu jest dedykowany?
Markowski: Obawiam się, że bez bonusa w pakiecie zrobi klapę.
Brawurowa opowieść o słowach, których tak chętnie lubimy obecnie (nad)używać, mówi o nas więcej niż niejedna powieść i socjologiczna rozprawa...
Dopóki będziemy mówili i pisali, profesorowie Bralczyk, Markowski i Miodek będą mieli tematy do kolejnych felietonów, bo nasz język zmienia się wciąż wyjątkowo dynamicznie, a - jak pisze Jan Miodek - jeśli słowo jest bardzo wygodne, to staje się zbyt wygodne i zaczynamy go nadużywać. Czy wszystkie te słowa, nowe lub dobrze znane, ale obecnie stosowane w innym lub kolejnym znaczeniu, da się zamienić? Czy w gąszczu polszczyzny, nasiąkniętej kalkami z obcych języków, atakowanej przez terminologię komputerową z jednej strony i lingwistyczną pomysłowość gimbazy (poczytacie!) z drugiej, aby na pewno jeszcze wiemy, co mówimy?
Z powszechnie znaną lekkością, humorem i oczywiście oczywistą (poczytacie!) erudycją, panowie profesorowie przeprowadzają nas przez labirynt znaczeń, dawnych i nowych, sypiąc obficie przykładami i anegdotami. I tłumaczą, pochylając się z aprobatą (pomiziać), dziwiąc się, prześmiewając, a nawet złoszcząc się, choćby na gwiazdy mediów, że lansują odrażające pod każdym względem, także fonetycznym słowo zajebiście...
Dlaczego ,,mąż, żona czy szef, którzy zatruwają nam życie, są toksyczni, a nie trujący?" Czy rzeczywiście hejtować jest łatwiej niż nienawidzić? Co zrobić z paparazzo i czy kobietę, zajmującą się namolnym fotografowaniem, nazwalibyśmy paparacka? Jak to się stało, że polewka - zupa zmieniła się w polewkę, jaką mamy z kogoś, a facet - całe lata funkcjonujący w polszczyźnie jako żartobliwe, ironiczne, lekceważące określenie mężczyzny - zaczął faktycznie oznaczać twardziela? Mistrzowie polszczyzny obczajają całe morze słówek i zwrotów, zatem i także słówko obczaić, choć - jak zauważa Jerzy Bralczyk - kiedy poznaję jakieś młodzieżowe słowo, mogę być pewien, że z prawdziwie młodzieżowej mowy właśnie wyszło i od tej pory będzie używane tylko przez (to też już trefne określenie) zgredów.
Ale ,,100 słów polskich, które musisz znać" to nie tylko opowieść o słowach i zwrotach. To kapitalna rzecz o naszej współczesności i życiu w ogóle: o chciwych, którzy jednocześnie wcale nie są chytrzy i o chemii, w którą zmieniamy nasze uczucia, o tym, że gdy dzióbek jest, słitfocia udana i, że modowa szafiarka to nie szafarka, szafującą dobrami wszelakimi, o tym, że ,,trochę szkoda, że nagroda, premia, dodatek ustępują miejsca bonusowi", ale cóż zrobić skoro bonus - to brzmi dumnie! Dzięki opowieściom o języku, przyglądamy się sobie w sytuacji, gdy kupujemy czipsy i wypłacamy pieniądze z bankomatu, gdy lajkujemy na fejsbuku, czy wpisujemy do życiorysów miękkie umiejetności, a nawet gdy... dłubiemy w nosie! (felieton o babolach). I nasuwa się od razu słynna myśl Wittgensteina, że granice mojego języka są granicami mojego świata: tak, właśnie w ten sposób żyjemy, co profesorowie Bralczyk, Markowski i Miodek słyszą doskonale i wychwytują natychmiast...
Wydawnictwo: Agora
Data wydania: 2016-10-13
Kategoria: Publicystyka
ISBN:
Liczba stron: 240
Życie korporacyjne kręci się wokół projektów, dizajnu, deadline'ów i nieuchronnych bonusów tudzież wyautowań przy niskich osiągach. Logika podpowiada nam, że wszystkie te słowa mają dwa końce. Projekt, kojarzy się z czymś co tylko jest planem, ale z drugiej strony, wszyscy opowiadamy sobie o projektach zakończonych sukcesem. Wiemy, że deadline może być dla nas kijem lub marchewką, a bonus ma najczęściej jednorazowy charakter. Wszędzie otacza nas ambicja i potrzeba coraz silniejsze motywacji, ale nikt nie chce nas pomiziać, bo lepszą metodą jest pokazanie nam swoistego know-how i podkreślenie transparentności działań. I jak tu się obczaić w tym wszystkim?!
Całość na zukoteka.blox.pl
Język polski zmienia się. Często są to zmiany brawurowe i wymykają się logice. Jerzy Bralczyk, Jan Miodek i Andrzej Markowski wydają się niezastąpieni: z sensem i dowcipem tłumaczą błędy językowe jakie popełniamy w codziennych rozmowach. Jestem autentycznie poruszony wiedzą z zakresu języka młodzieży jakim legitymuje się zacne grono profesorów językoznawców.
Przeczytane:2016-10-26, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki 2016, Mam, Przeczytane,
"Trzy po 33" to kolejna wspólna książka Jerzego Bralczyka, Andrzeja Markowskiego i Jana Miodka dotycząca języka polskiego.
Język polski wciąż się zmienia, dzięki czemu jest żywy. Oznacza to, że wprowadzane są zapożyczenia z innych języków, powstają nowe słowa, nowe znaczenia znanych słów oraz nowe zasady pisowni. Nieraz trudno za tym nadążyć, tak szybko wszystko się zmienia. Niestety nie zawsze zmiany te wychodzą nam, użytkownikom języka, na dobre. Zalewa nas fala zapożyczeń, które nie zawsze są uzasadnione, gdyż mają swoje polskie odpowiedniki oraz wyrazów modnych, używanych w złych kontekstach lub po prostu nadużywanych. Z kolei inne słowa odchodzą do lamusa, już mało kto wie, co znaczyły. I właśnie o takich słowach piszą Jerzy Bralczyk, Andrzej Markowski i Jan Miodek w swojej najnowszej książce.
(Bolesław Leśmian "Poeta")Książka "Trzy po 33" nie jest zwyczajnym poradnikiem językowym. Choć tak wygląda na pierwszy rzut oka. Tak naprawdę to niezwykła opowieść profesorskiego tria o słowach i zwrotach, które są nadużywane, używane nieprawidłowo lub zostały już zapomniane. To także opowieść o naszej współczesności i tradycji językowej.
Książka została podzielona na 12 części, których tytuły są intrygujące. Oto kilka przykładów: "Na początku było słowo. A potem Bóg stworzył wyraz", "Dudni już krok, milionów krok, czyli pochylamy się nad prekariatem", "Gdzie są słówka z tamtych lat, czyli bałamutny spiker", "Paparazzo puścił babola, czyli blichtr polski".
Czym właściwie jest słowo? Dla każdego z profesorów kojarzy się z czymś innym. Zdaniem Jerzego Bralczyka: Słowa są bardziej moje. Wyrazy nie mogą płynąć z serca, mogą być na ustach. Ale słowa to przecież tylko słowa. (...) Czyżby wyrazy puste być nie mogły? Jan Miodek przyznaje: Słowo zaliczam do najważniejszych wyrazów w moim życiu.
Z kolei Andrzejowi Markowskiemu stosunek do słowa wyznaczają dwa cytaty:
A słowa się po niebie włóczą i łajdaczą
I udają, że znaczą coś więcej niż znaczą.
(Lewis Caroll "Alicja")Kiedy używam jakiegoś słowa, znaczy ono dokładnie to, co myślisz, że ono znaczy, ani trochę mniej ani trochę więcej.
Profesorowie przeprowadzają czytelnika przez labirynt wyrazowych znaczeń - tych dawnych i tych nowych. Na przykład słowo "oczywisty", nie jest wcale takie oczywiste. Dawniej oznaczało "naoczny" i było przeciwieństwem "zaocznego". Był oczywisty świadek zamiast dzisiejszego świadka naocznego.
Językoznawcy biorą na warsztat także inne słowa, takie jak m.in. #hejt (coraz bardziej popularne słowo, które nie ma dobrego odpowiednika w języku polskim), fascynat (dość nowe słowo, które jeśli się przyjmie, można by było używać zamiast słowa pasjonat), szafiarka (słowo dość oryginalne, zawierające metaforę), chandra (słowo powoli odchodzące do lamusa, wypierane przez określenie "mam doła").
Na koniec zamieszono bardzo zabawne dialogi profesorów z użyciem słów opisanych w książce. Jak choćby ten zatytułowany "Młodość":
Miodek: Wrzuciłem na bloga swoją focię ze słynną szafiarką i gimbaza miała polewkę.
Markowski: Zupełnie nie ogarniasz bazy. Ale obciach!
Bralczyk: profesorze, polewka z kolegi? To hejt.
Trzeba przyznać, że profesorowie bardzo przystępnie opisują dane słowo i mają przy tym niesamowite poczucie humoru. Dzięki temu powstała ciekawa lektura. Można z niej dowiedzieć się m.in. dlaczego mówimy na kogoś, że jest toksyczny a nie trujący, w jaki sposób zupa o nazwie polewka zmieniła się w polewkę z kogoś. Polecam tę książkę każdemu bez wyjątku.