Wydawnictwo: Jedność
Data wydania: 2013-04-09
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
Liczba stron: 56
Któż z nas nie zna „Trzech muszkieterów” A. Dumasa. To klasyka. Nawet jeśli ktoś ich nie zna, to i tak się do tego nie przyzna. Ja znam i to bardzo dobrze. Czytałam już wiele razy, oglądałam mnóstwo lepszych i gorszych ekranizacji, do których wracam raz po raz, ciągle znajdując w nich coś nowego, nie oczywistego.
Korzystając z dużej ilości wolnego czasu, po bardzo długiej przerwie, znów postanowiłam zajrzeć do jednej – z dwóch – swoich ulubionych książek. I tak, po kilku latach mój odbiór się zmienił. Zauważyłam w niej sporo typowych schematów, parę (naście!) zapomnianych gdzieś w pamięci scen, niektóre z nich umysł zamienił na sceny z filmów, a potem był bardzo zdziwiony „Czemu tutaj tego a tego nie było, przecież ja to dobrze pamiętam”. Tak po prostu działa ludzki umysł.
Epoka opisywana w pamiętnikach przez autora była bardzo burzliwa; zarówno pod względem romansów, bitew, wielkich miłości i jeszcze większych zdrad. I choć tytuł odnosi się do trzech muszkieterów – Atosa, Portosa (zaczynam podejrzewać, że to on był pierwowzorem dla Obeliksa, czy naszego rodzimego Kokosza) oraz Aramisa, to głównym bohaterem jest tutaj d’Artagnan, lecz kobiece postaci nie pozostają daleko w tyle. Wraz z coraz bardziej „sędziwym” wiekiem doceniam spryt, przebiegłość, ale również rezolutność postaci jaką przedstawia Kardynał Richelieu oraz Milady, która potrafi wyjść cało prawie z każdej najgorszej sytuacji.
Autor, tworząc swe dzieło, przedstawia nam zarazem bardzo barwną epokę, gdzie kłamstwo było na wagę złota, a prawdę mówiło się tylko pod najwyższym przymusem, gdzie wszyscy bronili nawzajem swoich pleców, czasem, podejmując się odważnych działań w obronie tych najsłabszych istot, którymi niekiedy były kobiety.
D’ artagnan nie jest ani wzorem cnót do naśladowania, ani nie grzeszy rozumem, choć często przydaje mu się jego spryt. Jest bardzo niestały w uczuciach, często jego roztargnienie, lub chęć obrony honoru sprawia, że pakuje się w nie lada tarapaty, z których potem przyjacielu muszą go wyciągać. Prawda jest taka, że tych czworo zawsze i wszędzie może na siebie liczyć; kłamiąc, oszukując, walcząc, dla siebie i o siebie.
Tak naprawdę jednak nie wyróżnia się spośród tłumu innych ludzi. Nie wykracza poza wzór mężczyzny tamtej epoki. A to, co wtedy uchodziło za skandal, w dzisiejszych czasach tak naprawdę nikogo by nie obeszło. Dziś trzeba czegoś znacznie więcej, niż upuszczona na ziemię, cudza chustka mężatki.
Nie brak w utworze także scen humorystycznych; chwilowo pogodzeni panowie, poza gabinetem kardynała chcą zorganizować pojedynek, lecz czujna Jego Eminencja, najwyraźniej się tego obawiając, wychyla głowę z gabinetu, pytając: Hę?. Musiałam przerwać czytanie, bo dokładnie sobie to wyobraziłam i śmiałam się przez dobre pięć minut. To jest poczucie humoru, które naprawdę lubię.
Autor świetnie opisuje sceny walki; są one niezwykle plastycznie przedstawione. Czytelnik ma wrażenie, że wraz z głównym bohaterem krzyżuje szpadę z przeciwnikiem.
Nie brak w niej również scen, które dobitnie świadczą o ułańskiej fantazji zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Panowie muszkieterowie organizują piknik podczas oblężenia La Rochelle, natomiast Milady robi wszystko, co może, by uwieść Feltona. I w końcu jej się to udaje, co kończy się tragicznym finałem dla innej, nieco nierozgarniętej bohaterki.
D’ artagnan, przybywając do Paryża, nie spodziewał się, że pierwszego dnia będzie umówiony na trzy pojedynki z wybitnymi muszkieterami, będzie ich bronił, wielokrotnie, przed muszkieterami kardynała oraz prawem, zakocha się w przynajmniej dwóch kobietach, zostanie kilkakrotnie prawie że zamordowany przez swych wrogów, stoczy wiele bitew i jeszcze więcej pojedynków i zostanie porucznikiem królewskich muszkieterów. Jego wyczynami i przygodami można by obdzielić kilku ludzi.
I choć wydaje się, że historia młodzieńca, d’ Artagnana, którego ojciec również kiedyś był w służbie u króla, kończy się wraz z ostatnim zdaniem epilogu, to my wiemy, że za dwadzieścia lat nastąpi ciąg dalszy.
Uwielbiam. I chętnie znów do niej wrócę, jak będę mieć trochę więcej czasu, by rozkoszować się, delektować i smakować.