Co byś zrobił mając tylko chwilę, żeby uratować swoje życie, a zegar już zaczął odliczanie? Trzy minuty Wszyscy nastolatkowie wiedzą, że pewnego dnia znajdą się w przerażającej krainie, do której zostaną Wezwani. Dwie minuty Na nieznanym terenie ruszą za nimi bezwzględni łowcy, którzy zrobią wszystko, by ich dopaść i zabić. Minuta A Nessa nie może biegać. Czy mimo porażenia nóg ma szansę na przeżycie, kiedy przyjdzie pora jej Wezwania? Czas ucieka…
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2017-04-11
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 352
Tytuł oryginału: The call
Język oryginału: Polski
Tłumaczenie: Piotr Chojnacki, Katarzyna Bażyńska-Chojnacka
"Ale tam, gdzie żyjesz, pośród nieustannego piękna, każdy, kto docenia cierpienie, musi udawać coś dokładnie przeciwnego, nawet przed samym sobą."
Wezwanie miała być lekturą, która zaprowadzi emocjonalny chaos w czytelniku, a jej wyjątkowa fabuła wbije w fotel. To miał być hit tego roku, wystrzałowa książka, inna niż wszystkie, tego jeszcze nie było. I fakt, tego jeszcze nie było, bo głowy wyrastające jak kapusta są nowością.
Trzy minuty to czas, od którego zależy wszystko. Trzy minuty u nas, to doba spędzona w ich świecie. Wezwani możemy zostać w każdej chwili, nagle i niespodziewanie. Znajdziemy się wówczas w nieznanym świecie, w którym przetrwanie jest prawie niemożliwe. Dlatego też przygotowują nas do tego od kilku lat.
A ja, chociaż jestem kaleką i nie mogę biegać, postanowiłam, że przeżyję mimo wszystkich przeciwności losu.
"Czy chciałabyś, aby przestali robić to, co robią? Tak? Ponieważ w tym przypadku to oni będą musieli wybaczyć nam."
Autor miał na książkę bardzo ciekawy pomysł i mógł wyjść z tego wielki hit, bestseller, powieść, o której mówiliby wszyscy, zachwycali się nad nią. Jednak mimo wielu obietnic, okazało się, że książka jest mniej niż średnia i zabrakło w niej wykończenia oraz oddania tego, co autor miał na myśli.
Kiedy zaczęłam czytać książkę, język autora przytłoczył mnie na starcie. Jest w nim coś takiego, co przygnębia. Bardzo ciężki w odbiorze, brakuje w nim lekkości, polotu.
Peadar miał bardzo oryginalny i ciekawy pomysł na swoją książkę i temu nie mogę zaprzeczyć, jednak sposób wykonania prosi o naprawę. Autor nie potrafił przedstawić swoich myśli w interesujący sposób, gubił się we własnej książce i tak naprawdę nie wyjaśnił, o co w niej chodzi. Wiem tyle, że nastolatkowie są wzywani do innego świata i w większości nie wracają. A rzeczy, które są im tam robione, napawają obrzydzeniem, pełno w nich okrucieństwa. Ale po co to i dlaczego? Trudno stwierdzić, najprawdopodobniej dla zemsty. Przez większość książki byłam zagubiona i mocno męczyłam się podczas czytania. Nie wiedziałam o co chodzi, dlaczego jest tak, a nie inaczej.
A więc chociaż był pomysł, to autor zepsuł całość sposobem, w jaki go przedstawił. Obrzydliwe sceny, jakie zostały tu zaprezentowane, mocno mnie zniesmaczyły. Jakoś nie kręci mnie czytanie o głowach rosnących jak kapusta, to jest okropne.
"Teraz nie ma już ucieczki z Szaroziemi, tylko śmierć, a może być ona szybka lub straszliwa ponad wszelkie wyobrażenie."
Bohaterowie powieści są bardzo irytujący. W większości są to infantylni nastolatkowie lub zapatrzeni w siebie egoiści. A główna bohaterka, cóż, oczywiście najsłabsze ogniwo musiało zostać tym najlepszy, najodważniejszym i najsilniejszym, pomimo choroby.
Wątek miłosny, który został wkręcona w całą fabułę, jest niepotrzebny w całości. Zepsuł powieść jeszcze bardziej.
Podsumowując, mi książka nie przypadła do gustu, nie mój klimat. Niemniej jednak zachęcam Was do sięgnięcia po nią, może akurat spodoba się Wam.
Na wstępie powiem wielkie „ufffff” albo „wow”. Nie do końca wiem, które słowo jest bardziej adekwatne do tej książki. Kiedyś po obejrzeniu „Igrzysk Śmierci”, a z czasem „Więźnia Labiryntu” obiecałam sobie, że nigdy więcej nie chcę spotkać się czy to z filmem czy książka, która będzie opowiadać o mordowaniu dzieci czy tez młodzieży, bo to zwyczajnie w świecie smutna tematyka. I jakie moje zaskoczenie było, gdy dorwałam się właśnie do „The Call Wezwanie”.
Po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów, zupełnie nie miałam pojęcia jak się ustosunkować do tej w sumie smutnej i dość makabrycznej opowieści. Jednak nie umiałam odłożyć tej książki na bok. Nie mogłabym spać, gdybym nie wiedziała co będzie w niej dalej. Spotykamy grupę przyjaciół – Nessę, Megan i Anta w szkole (nazwałabym to tak ładnie) przetrwania. Są przygotowani do tzw „wezwania”, które polega na osobliwym porwaniu do równoległego świata zwanego Szaroziemią. Tutaj „wezwanie” trwa trzy minuty i cztery sekundy, tam zaś cały dzień – cel uprowadzenia: przeżyć lub zostać zabitym. Nadal nie mogę wyjść z podziwu jak bardzo pomysłowy był autor. Młodzi ludzie, ktorzy są w przedziale 14 – 18 lat, giną jeden za drugim lub w nielicznych jednostkach wracają z uszczerbkami na zdrowiu czy też psychice, inni zostają jednak zdrajcami i nie wychodzą na tym dobrze. No i nasza główna bohaterka, która za wszelką cenę chce żyć, mimo swojego przekleństwa jakim są zdeformowane od dziecka nogi. Sidhe – wroga nacja – ma niezliczoną ilość pomysłów na to jak karać tych, którzy pojawiają się w ich świecie. Na prawdę jeśli macie mocne nerwy to jak najbardziej polecam! Po skończeniu czytania chodziłam osłupiała dwa dni, ale jak tylko będzie okazja z wielką przyjemnością złapię się za drugą część historii „The Call Inwazja”.
The Call jest historią specyficzną, bez wątpienia w pewien sposób nowatorską.
Irlandia. Każdy nastolatek żyjący w tym kraju jest uwięziony (podobnie jak reszta społeczeństwa), jednakże każda z młodych osób zostanie wezwana - przez inny świat na całe 3 minuty oraz 4 sekundy. A może stać się to w każdej chwili. By zwiększyć swoje szanse w wrogim świecie, w całym kraju powstają szkoły przetrwania. Każdy ocalały zaś przekazuje swoje świadectwo - opisuje z czym się zmierzył i jak udało mu się przeżyć. Jednakże nieliczni pomyślnie przechodzą tę próbę... A tym, którym to sie uda, nie zawsze wracają cali i zdrowi.
Główną bohaterką jest Nessa, która nie może chodzić. Nastolatka wie, że nie ominie jej wezwanie. Jej brat przed laty nie przeżył tej próby, a rodzice nie wierzą, że jej się uda, bo jakie ma szanse? Jednakże Nessa jest zdeterminowana. Postanawia przeżyć. Uczy się języka Sidhe, języka wroga, ćwiczy, uczy się polować i postanawia nie zawierać przyjaźni, bo wie, że później przyjdzie jej tylko opłakiwanie najbliższych. Ale czy jej się to uda?
Pomysł na fabułę uznaję za udany. Jednakże wykreowanie świata Sidhe jest dla mnie odrażający. Kreowanie potworów z ludzi, którzy pomyślnie nie przeszli wezwania jest po prostu dziwny. Nie do końca też pojmuje koegzystowanie tych dwóch światów. Ludzie kiedyś wypędzili Sidhe, ale jak do tego doszło? Czy historia ta bazuje na jakiejś irlandzkiej legendzie? Dla mnie, jako czytelnika spoza tego kręgu kulturowego jest to nieco niejasne.
Historia niemniej ciekawa, choć wykonanie bez większego polotu. Autor podobno pracuje nad kontynuacją powieści. Może kiedyś się skuszę.
Ta powieść intrygowała mnie już od samej premiery."The Call. Wezwanie" postanowiłam przeczytać tylko i wyłącznie dlatego, ze spodobała mi się okładka. Jest ona prześliczna i niesamowicie wygląda na półce, dzięki czemu już nie mogłam się doczekać kiedy tylko będę miała wolną chwilę, aby po nią sięgnąć. Czytanie pierwszych stron lektury szło mi okropnie i w pewnym momencie chciałam nawet zakończyć przygodę z nią, jednak na szczęście z czystej ciekawości postanowiłam tego nie robić. Główną bohaterką jest dziewczyna imieniem Nessa Doherty, chora na polio mające małe szanse na przeżycie. Autor podczas pisania przede wszystkim stawiał na emocję, które towarzyszą na prawie każdej stronie powieści. Przede wszystkim wzbudzał w czytelniku litość, nadzieję, smutek złość, ale i radość. Postacie wykreowane przez mężczyznę są niezwykle dojrzałe jak na swój wiek, przepełnione żądzą walki, niebanalne, interesujące, a przede wszystkim nietypowe. Nie boją się wyzwań. Fabuła jest trochę podobna do "Igrzysk Śmierci", dlatego wszystkim fanom owej książki, serdecznie polecam zapoznać się z historią jaka została zawarta w "The Call. Wezwanie". Jeśli szukacie czegoś na jesienne wieczory to się nie zastanawiajcie tylko kupujcie, bo jest warto.
Całkiem dobra młodzieżówka
Powieść jak najbardziej młodzieżowa, choć skierowana do tej starszej młodzieży ze względy na drastyczne i realistyczne opisy.
Świat przedstawiony jest dość dobrze wykreowany choć z drobnymi rysami. Myślę że brakuje opisów przestrzeni mających wpływ na atmosferę wydarzeń. To co mnie urzekło w przestrzeni to dobrze opisany kontrast między naszym światem, a Szaroziemią.
W przypadku bohaterów mam mieszane uczucia. Główna bohaterka jest bardzo dobrze stworzona, ale czasem jest zbyt sprawna na kulach jak na osobę niepełnosprawną (w porównaniu z reszta bohaterów), co nie zmienia faktu że sama w sobie jest rozwiązaniem działającym na plus całej książki. Czytelnicy coraz częściej mają dość idealnie wykreowanych głównych postaci, które z prawdziwymi ludźmi nie mają nic wspólnego. Dlatego bardzo doceniam Nessę. W przypadku postaci drugoplanowych zaczynają się drobne schody. Odnoszę wrażenie, że niektóre z nich wykreowane są troszkę sztucznie i płasko. Trzeba jednak zauważyć fakt, że każdy z bohaterów trzyma się swojej konwencji, a co za tym idzie charakter danej postaci nie ulega gwałtownym zmianą. Co do sidhe myślałam, że będą bardziej zniekształceni przez warunki w Szaroziemi, ale ku mojemu zaskoczeniu ich wygląd bardzo przypadł mi do gustu, a raczej fakt jak pięknie kontrastują ze swoim światem.
Sama fabuła nie da się ukryć jest bardzo wciągającą i oryginalną historią. Pełną ciekawych smaczków i rozwijającą wiele wątków – losów większości bohaterów, co urozmaica powieść. Jedyny minus fabuły jaki rani moje serce to bardzo nikłe zaplecze psychologicznie. Mam na myśli deficyt głębszych przemyśleń bohaterów w tak skrajnych sytuacjach jakie się tam odbywają. Brakuje mi opisów traum i emocji.
Podsumowując książka jest po prostu dobra jak na literaturę młodzieżową. Spodziewałam się że będzie znacznie gorzej choćby ze względu na fakt, że to pierwsze dzieło Pana Peadar'a O'Guilin'a. Niestety wbrew napisom na okładce myślę, że nie jest tak dobra jak „Igrzyska Śmierci”. Mogę ją spokojnie polecić zarówno młodym jak i starszym duszom złaknionym przygód w iście krwawym świecie.
"W dniu dziesiątych urodzin Nessa przypadkiem słyszy kłótnię rodziców w sypialni. Jeszcze nie wie o Trzech Minutach."
Aż tyle czasu otrzymują bohaterowie książki by przetrwać tytułowe Wezwanie. I tylko tyle wystarczy by czytelnik całkowicie wsiąknął w krainy Irlandii, w której młodzi ludzie walczą o życie. Dlaczego muszą to robić - odsyłam do książki, bo pomysł jest niezwykle ciekawy i choć rzeczywiście przywołuje na myśl "Igrzyska śmierci" i "Więźnia labiryntu" to jednak jest historią inną, mroczniejszą ze świetnym wykorzystaniem mitologii celtyckiej. Fani klimatów wcześniej wymienionych tytułów i ogólnie YA na pewno będą zadowoleni.
"The Call. Wezwanie" to najlepszy przykład tego, że dobry pomysł na fabułę i piękna okładka to nie wszystko. Z racji tego, że mamy już listopad, mogę oficjalnie stwierdzić, że "The Call" to największe czytelnicze rozczarowanie tego roku. Dlaczego?
"The Call" to fantastyka młodzieżowa, a każda książka z tego gatunku musi mieć pewnego rodzaju wstęp do przedstawionego świata. Tego problemu nie ma w innych gatunkach, np. w powieściach obyczajowych, gdzie z góry wiadomo, że autor opisał w książce rzeczywisty świat, który przecież znamy od urodzenia. Sprawa wygląda nieco inaczej w fantastyce. "The Call" jest pierwszym tomem serii, a więc autor powinien powoli wprowadzać czytelnika do świata, którego jeszcze nie znamy. A jak to wygląda? Od pierwszych stron dzieją się rzeczy, których nie można zrozumieć. Czytałam dużo recenzji tej książki i znaczna większość osób skarży się na to samo - na brak wstępu. Skutkuje to problemami z wejściem w tematykę i ze zrozumieniem wykreowanego świata. Duży minus na samym początku...
Choć opis brzmi bardzo zachęcająco, a okładka przyciąga wzrok i po prostu czaruje potencjalnego odbiorcę, to jednak książka nie zachwyca treścią. Pomysł jest naprawdę świetny! Szkoda, że autor nie wykorzystał go do końca. Zabrakło tutaj przede wszystkim klimatu. Peadar O'Guilin próbował stworzyć mroczną opowieść, a więc spodziewałam się czegoś, co wywoła u mnie przynajmniej gęsią skórkę czy dreszczyk emocji. Niczego takiego nie dostałam. Myślę, że problem tkwi w szczegółach, na które autor nie zwrócił uwagi, tzn. nie ma tutaj jakiejkolwiek kreacji przestrzeni, nie ma praktycznie żadnych relacji między bohaterami, a ponadto są oni naprawdę słabo wykreowani. Muszę tutaj jeszcze wspomnieć o błędach, które aż rażą w oczy! Korektorzy nie są maszynami i to normalne, że nie wyłapią wszystkich błędów, jasne. Ale bez przesady... Tu nie chodzi o literówki. Tych błędów jest mnóstwo! Poza typowymi "ortografami" w oczy razi jeszcze składnia. Jedna wielka tragedia... W niektórych zdaniach został zastosowany jakiś dziwny szyk, który z pewnością nie powinien występować w języku polskim. A przy tych wszystkich negatywach mogę wymienić jeszcze brak ciągu przyczynowo-skutkowego, co całkowicie zaburzyło schemat fabuły.
Bardzo nie lubię krytykować książek, bo wolę raczej zachęcać ludzi do czytania. Ale niektóre pozycje po prostu zmuszają mnie do ostrzeżenia czytelników, aby nie sięgali po coś takiego... Jeżeli jest tu ktoś, kto przeczytał i polubił "The Call", niech zostawi komentarz z uzasadnieniem swojego zdania. Mówię poważnie. Są takie książki, których bardzo nie lubię (np. "Buntowniczka z pustyni"), ale rozumiem, że ktoś je uwielbia. Natomiast "The Call" to dla mnie jedna wielka niewiadoma. Jestem pewna, że na ten wpis trafi ktoś, kto kupuje tę historię. Dlatego czekam na Wasze komentarze.
Peadar Ó Guilin stworzył w swojej książce alternatywną wersję „zielonej wyspy”. Irlandia - na skutek tajemniczych wydarzeń - zostaje pewnego dnia całkowicie odcięta od reszty świata. Od tej pory życie mieszkańców jest skoncentrowane na próbie przeżycia w ciężkich warunkach (wywołanych przez izolację), a także na staraniach, by ocalić jak najwięcej dzieci. Na skutek krzywd, jakie dawno temu zostały wyrządzone tajemniczemu ludowi z Szaroziemi, każdy z nastoletnich mieszkańców wyspy zostaje Wezwany. W jego świecie Wezwanie trwa zaledwie 3 minuty (i 4 sekundy), ale tam gdzie zostaje przeniesiony to cały dzień. W tym czasie musi uciekać i ukrywać się przed polującymi na niego okrutnymi Sidhe, którzy traktują go jak żywą zabawkę. Niezależnie od rezultatu polowania, każdy z nastolatków po upływie wyznaczonego czasu wraca do swojego świata. Jeśli ma wyjątkowe szczęście - cały i zdrowy. Od tej pory może pomagać innym w przygotowaniu do ich Wezwania i zacząć (w miarę) normalne życie. Niestety przytłaczająca większość wraca z Wezwania z potwornie zdeformowanymi ciałami, głębokimi urazami psychicznymi lub martwa.
To jak został wymyślony świat, rządzące nim zasady, jak i sam system Wezwań to zdecydowanie mocne strony „The Call”. Dzięki temu, że reguły są ujawniane czytelnikowi stopniowo, historia jest tajemnicza i wciągająca, a z każdą kolejną informacją intryguje coraz bardziej. Peadar Ó Guilin z dużą oryginalnością wykreował świat w swojej książce. Już same opisy wyglądu Sidhe i ich ubrań świadczą o nietuzinkowej wyobraźni autora. Nie sposób nie wspomnieć w tym momencie o stylistyce „The Call” – w książka wiele jest plastycznych relacji z Szaroziemi, nie brakuje w niej także grozy, odrażających scen czy mrożących krew w żyłach opisów „zabaw” Sidhe ze schwytanymi nastolatkami. Na mnie robiły one wrażenie, ale nie zniechęcały do dalszego czytania - dla niektórych część pomysłów Ó Guilina prawdopodobnie będzie zbyt obrzydliwa i książka nie przypadnie im do gustu. Ze względu na drastyczność scen nie poleciłabym tej książki także młodszym czytelnikom (sugerowany wiek 17+ jest raczej rozsądną rekomendacją).
Sama akcja książki jest dynamiczna i nie brakuje w niej zwrotów oraz wątków pobocznych. Dobrym rozwiązaniem było wplecenie do historii opowiadań z Wezwań. Pozwalają one zobaczyć jak poszczególni bohaterowie walczyli o swoje przetrwanie. I to jest to co najbardziej zapamiętałam z „The Call” i co dla mnie było najbardziej interesującym wątkiem – życie ze świadomością zagrożenia i radzenie sobie z nim. Społeczeństwo zbudowało system, który miał przygotować młodych ludzi zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jednocześnie wymagało od nich podporządkowania się licznym surowym regułom i niewygodom. I tu kolejny plus dla Ó Guilina, który nie dość, że nie wypełnił swojej książki kalkowymi postaciami, to jeszcze zadbał o to, by mieli oni wyraziste charaktery (przykładem na to jest Nessa, która przy pomocy sprytu, wytrwałości i uporu walczy nie tylko z przeznaczeniem, ale i konsekwencjami własnej niepełnosprawności). Dodatkowo pomimo sytuacji, w jakiej się znaleźli, bohaterowie nadal zachowują się jak nastolatkowie. Jest więc w ich życiu miejsce nie tylko na szkolenia, budowanie kondycji czy symulacje polowań, ale także na bardziej „normalne” sprawy, kłótnie, przyjaźnie. Ciekawe jest także to jak różnorodne są ich zachowania i postawy – w podobnej sytuacji zagrożenia reagują w bardzo indywidualny sposób, dzięki czemu są bardziej wiarygodni, a cała historia - bardziej nieprzewidywalna. I choć „The Call” dzieje się w świecie wymyślonym, to wykorzystane tu wątki są bardzo uniwersalne (oprócz już wspomnianych m.in. walka o władzę, lojalność, zdrada, przyjaźń, wpływ systemu na życie jednostek), a każdy może zadać sobie pytanie co on by zrobił na miejscu Nessy, Anto czy Conora.
Zakończenie książki nie jest postawieniem kropki, a jedynie wstępem do kolejnych wydarzeń. Ci, którzy spodziewali się zamkniętej całości mogą poczuć się rozczarowani - ale ci wszyscy, których wciągnął świat „The Call” (o polubieniu go raczej nie może być mowy) zapewne ucieszą się, że historia będzie miała ciąg dalszy. Jeśli Ó Guilin utrzyma poziom z "The Call" to wkrótce będziemy czytać jego kolejną dobrą książkę :)
Według mnie najważniejszą częścią tej książki jest sam pomysł na nią. To w jak sposób autor wymyślił cały ten świat jak dla mnie jest wspaniałe.
Głównymi bohaterami są Nessa, Megan i Antoni, którzy tak jak inni ich rówieśnicy w pewnym momencie życie będą musieli wziąć udział w Wezwaniu. Jest to przeniesienie do innej czasoprzestrzeni na 3 minuty, w ktorej króluje lud Sidhe. Sidhe to potwory, które łapią nastolatków i torturują ich, a później je zjadają. Warto podkreślić, że w świecie tych bestii 3 minuty trwają kilkanaście godzin, a dzieci szkolą się w specjalnej szkole, aby przetrwać Wyzwanie.
Niestety jest jeszcze jedno "ale". Nessa jest niepełnosprawna i całe to zadanie ma utrudnione.
Sądzę, że bohaterowie i świat są cudowne, ale jednak czegoś mi zabrakło... Mam nadzieję, że mój niedosyt zostanie zmniejszony po drugim tomie, który będzie mieć premierę w przyszłym roku.
Dystopie w ostatnich czasach są bardzo popularne. Motywy końca jakiegoś danego regionu są powszechnie znane wśród wielu z Was, "Igrzyska śmierci", "Niezgodna" czy "Więzień Labiryntu", to trzy serię, które są najbardziej znane. Szczerze powiedziawszy żadna z nich nie powaliła mnie. "Igrzyska" niby były ciekawe, "Niezgodna" już nie, nudziła mnie i po kolejne części nie mam zamiaru sięgać, zaś "Więźnia Labiryntu" jeszcze nie przeczytałam. Pojawiła się jednak możliwość przeczytania "The call" i po przeczytaniu odpisu, zgodziłam się. Chciałam dać szansę tej książce, choć poprzedniczki z tego gatunku nie były zbyt dobre. Ta na szczęście przypadła mi do gustu!
Wszystko dzieję się w malowniczej Irlandii, gdzie ludzie żyją normalnie albo całkiem normalnie. Od wielu lat nie mogą uciec z kraju, wszyscy uwięzieni muszą tam zostać już na zawsze przez rasę Sidhe, która tysiące lat temu sama została wygnana. Są za to bardzo źli na ludzi i pragną zemsty. Porywają nastolatków, którzy żyją sobie spokojnym życiem i nagle pozostaje po nich tylko ubranie, wrócą martwi lub żywi za dokładnie trzy minuty i cztery sekundy, choć w świecie tych magicznych istot mija cały dzień. Przez te porwania powstają specjalne szkoły, które pomagają szkolić się nastolatkom i zwiększyć ich szansę na przetrwanie.
W takiej szkole znajduje się Nessa i chodzi do niej już Piąty Rok, zdaje sobie nawet sprawę ze swojej szansy na przetrwanie, dziewczyna ma bowiem porażenie nóg. Jednak mimo wszystko daje sobie radę, bo obiecała sobie, że przetrwa. Siła, która się w niej znajduje jest ogromna. Nie poddaje się, chociaż nieraz wie, że nie ma najmniejszych szans. Przestrzega zasad i jest grzeczna, chyba, że nachodzą ją zastrzyki miłości, bo w tych chwilach nie trzyma się swoich zasad, choć może stracić wiele rzeczy. Megan to najlepsza przyjaciółka Nessy, buntowniczka z ciętym językiem, która robi to, co chcę. Często jest karana za swoje przewinienia. Obie jednak świetnie się dogadają, zrobiliby dla siebie wszystko, naprawdę wszystko. Megan wiele razy pokazała co znaczy dla niej życie przyjaciółki. Ostatnią z najważniejszych postaci jest Anto - miłość Nessy. Zawzięty pacyfista, który jest wegetarianinem. Na początku nie dowiedzieliśmy się nic innego, oprócz tego, że dla dziewczyny jest marzeniem dobrej przyszłości. Stroi się od bójek, ale jeśli musi, walczy. Niestety przez większość książki jest ukazany z perspektywy nieobiektywnej. To jest potencjał na dobrą postać, ale trzeba będzie go lepiej poznać.
W tej książce nie brak złych postaci. Zaczynając od złych Sidhe, którzy stosują różnego rodzaju metody na zabijanie ludzi, bowiem mają cały swój dzień na tortury, które ich cieszą. Można ich porównywać do wróżek, które pojawiają się w wielu książkach, ale te są agresywne i ładne tylko w chwili, gdy się uśmiechają. Są żądne zemsty i dążą do powrotu do Irlandii. Mamy też złe postacie na Ziemii. Conor i jego rycerze Okrągłego Stołu, którzy do tych prawdziwych nie mają nic. Uważają siebie za najlepszych, choć tacy nie są, a Conor ma pewną tajemnicę, która jest dla wszystkich bardzo niebezpieczna.
Ta książka ma w sobie coś, co zmusza do czytania. Nie mogłam się od niej oderwać, gdyż naprawdę mnie wciągnęła. Uwielbiam fantasy i tutaj jak najbardziej pojawiają się takie wątki. Walka o przetrwanie to nieodłączny element tej powieści. Jest w niej wiele akcji, która nie zwalnia, a rośnie w każdym rozdziale. Ciekawa jest jeszcze narracją z perspektywy wielu bohaterów, co jest dobre. Do tego wszystkiego dochodzi okładka, która jest po prostu świetna. Polecam tę książkę wszystkim ludziom, którzy lubią dystopie, bo ja nie odkryłam tu nic z innych dystopii.
Jakiś czas temu w mojej biblioteczce pojawiło się kilka pozycji z nurtu YA. Umówmy się, żadne tam ze mnie young adult, kiedy na karku lat prawie dwa razy tyle, co grupa docelowa. Czyli bardziej old school. Ale powieści pojawiły się, a z nimi kompulsywna potrzeba ich przeczytania.
Na pierwszy ogień poszło „The Call. Wezwanie”. Kocham wydawnictwo Czwarta Strona za te okładki.😍 Tak właśnie, Drodzy Państwo, powinno się promować czytelnictwo wśród młodych ludzi. Od ostatnio wydanych cudeniek oczu oderwać nie mogę (za jakiś czas pojawi się też recenzja „Żniwiarza” i „Buntowniczki z pustyni„). Treść bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła (bo jak wspominałam, lata młodzieńczych zachwytów mam już dawno za sobą).
Irlandia odcięta od reszty świata. Dawny lud – Sidhe – zepchnięty do mrocznej krainy, mści się na współczesnych Irlandczykach, wzywając do Szaroziemi nastoletnie dzieci, które muszą stoczyć walkę o swoje życie.
Główną bohaterką jest Nessa. Nessa jest niepełnosprawna i wie, że ma niewielkie szanse na przeżycie Wezwania. Poza tym to zwykła nastolatka, która przeżywa swoje miłości, przyjaźnie, kompleksy. To co ją wyróżnia, to wola walki i niezłomność. Czy to jednak wystarczy, by przetrwać w mrocznym świecie Szaroziemi?
Klimat tej powieści jest naprawdę jest ciężki. Ponura szkoła o wojskowym sznycie, w której młodzież uczy się, jak przetrwać, to nic w porównaniu do opisów Szaroziemi a zwłaszcza istot tam żyjących. Wszystkie fragmenty ukazujące życie w Szaroziemi, wywoływały we mnie zniesmaczenie i niepokój. Czytając opisy ludzi przemienionych jakieś dziwne karykatury zwierząt, czułam się naprawdę nieswojo.
„The Call” czyta się fantastycznie i jednym tchem. Akcja zazębia się pomiędzy dwa światy a kolejne rozdziały są przetasowane tak, że opisy wydarzeń ze szkoły przeplatają się z opisami Wezwań. Od lektury nie można się oderwać.
Żeby nie było tak różowo, muszę trochę obniżyć ocenę. Po pierwsze, trzeba pamiętać, że to powieść młodzieżowa i w treści zdarzają się nieścisłości. Sidhe zostali wygnani wieki temu, ale Wezwania występują od 25 lat. Dlaczego tak? Albo czytałam nieuważnie, albo nie wiadomo. Od 25 lat większość dzieciaków ginie w męczarniach a ludzie w dalszym ciągu decydują się na posiadanie dzieci? Dla dobra kraju? Mało prawdopodobne. Mało humanitarne. Ale z „The Call” jest trochę tak, jak z „Harrym Pottrerem„. Albo bierzemy wszystko, jak leci, bez czepiania się niedociągnięć, albo od razu dajmy sobie spokój z lekturą.
Moim drugim zarzutem jest zakończenie. O ile cała powieść trzyma w napięciu, to rozwiązanie zastosowane na końcu nieco rozczarowuje. Człowiek ma ochotę zapytać: „Ale jak to?”, „To już?”, „I to tyle?”. Nie zmienia to jednak faktu, że „The Call. Wezwanie” jest naprawdę dobrą powieścią, choć w założeniu młodzieżową, to i taki dinozaur jak ja, może czerpać przyjemność z lektury. Oby więcej takich pozycji i nie trzeba będzie się martwić, że młodzi ludzie nie chcą czytać książek.
"Recenzja" pochodzi z bloga http://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
"The call" zbiera wiele pozytywnych jak i negatywnych opinii. Ja lubię czytać książki, które mają sprzeczne oceny, a jako, że za dystopiami również przepadam to postanowiłam, że muszę zapoznać się z powieścią O' Guilina.
Styl autora nie jest dziecinny, ale też niezbyt wymagający. Książkę czyta się szybko, lecz fragmentami jest ona chaotyczna.
Bardzo spodobał mi się sam pomysł na fabułę powieści. Moim zdaniem jest to coś oryginalnego. Nareszcie ktoś stworzył dystopię młodzieżową, w której po pierwsze bohaterka nie ma szesnastu lat, a po drugie nie walczy ona ze złym systemem i razem ze swoim lubym nie wybawia zepsutego świata. Tutaj każdy walczy o przetrwanie i mimo, że nastolatkowie czują się pokrzywdzeni, wiedzą, że taki czeka ich los i czy chcą czy też nie muszą się z nim pogodzić. Dodatkowo świat wykreowany przez autora jest nietypowy i brutalny. Peadar O' Guilín musi posiadać zwykle rozbudzoną wyobraźnie. Przeciętny człowiek nie wpadłby na taki pomysł.
Kolejnym plusem tej książki jest to, że osoba niepełnosprawna nie zostaje pokazana jako ta gorsza i skazana na porażkę. Oczywiście nikt poza główną bohaterką nie wierzy w to, że wróci żywa z Szaroziemi. Jednak mimo swojej przypadłości dziewczyna radzi sobie w życiu i dużo nadrabia swoją inteligencją i pomysłowością. Pokazuje ona że choroba nie jest wyrokiem.
Cieszę się również, że autor pokazał jak nadmierna pewność siebie potrafi zgubić człowieka. Przez przekonanie o swojej wyższości, wpadamy w wir samozachwytu i zapominamy co jest w życiu najważniejsze. Nie potrafimy docenić np. roli przyjaźni i jedyne o czym marzymy to, aby znaleźć się na szczycie.
Fajnym aspektem było to, że miłość nie była na głównym planie. Występuję ona w tej powieści, ale jest ona w tle. Wątek romantyczny nie przysłania reszty fabuły, co jest często spotykane w książkach młodzieżowych.
Jeśli chodzi o bohaterów to bardzo polubiłam zarówno Nesse jak i Megan. Są one totalnymi przeciwieństwami, a mimo to żyły w przyjaźni. Główna bohaterka uwiodła mnie swoją determinacją i opanowaniem, zaś jej koleżanka ciętym językiem oraz oddaniem.
Gorzej było z postaciami męskimi. Anto nie był zły, ale w moim odczuciu mdły. Ani mnie on ziębi ani mnie grzeje. Za to na samo wspomnienie Conora dostawałam piany. NIENAWIDZĘ zarozumiałych ludzi. Jeśli ktoś patrzy na innych z góry jest dla mnie skończony. Taki właśnie jest ten chłopak. Jego nadmierna pewność siebie, może i była w pewnym sensie uzasadniona, ale nazywanie siebie królem, a swoich kompanów rycerzami jest cholernie narcystyczne. Takiemu zachowaniu mówię trzy razy nie. Nie przechodzisz dalej.
Książka według mnie miała jeszcze jeden poważany minus. Mianowicie nie podobało mi się to, że autor wprowadził do niej aż tyle postaci. Znaczy byłoby spoko, gdyby one coś wnosiły. Jednak w "The call" pojawiały się i znikały. Jeszcze nie zdążyliśmy ich poznać a tu już ich nie ma. Przez to odniosłam wrażenie, że powieść stała się momentami chaotyczna i zagmatwana.
Zakończenie. CO TO BYŁO, JA SIĘ PYTAM. Końcówka wbiła mnie w fotel. Totalnie nie spodziewałam się tego co tam się wydarzyło. Mogę nawet powiedzieć, że w ostatnich 100 stronach działo się więcej niż w pozostałych dwustu pięćdziesięciu. Autor takim finałem zdecydowanie zachęcił mnie do sięgnięcia po kolejną część.
"The call. Wezwanie" jest dziwną i ponurą książką, w której zgony są na porządku dziennym. Świat wykreowany przez Peadara O' Guilína jest bezwzględny. Życie w nim można porównać z piekłem. Powieść mogłaby dostać jedną z najwyższych ocen, ale przez Conora tak się nie stanie. Jestem w stanie wiele wybaczyć lekturze, ale jeśli na samo wspomnienie tego pyszałka dostawałam białej gorączki i miałam ochotę wyskoczyć przez okno to coś tu jest nie tak. Nie zmienia to jednak faktu, że pozycja ta jest bardzo przyjemna i jeśli narcyzi nie doprowadzają was do szału to mogę ją z czystym sercem polecić.
Zacznijmy od wyjaśnienia, czym jest tytułowe "Wezwanie"- na naszym świecie jest to zaledwie chwila, licząca 3 minuty i 4 sekundy, a w świecie, do którego trafia nastolatek to cały dzień, przeplatany bólem i udręką. Wszystko toczy się w Irlandii, w której ludzie odpokutowują za grzechy swoich przodków. Liczba ludności zmniejsza się z dnia na dzień, a wszystko to za sprawą Wezwania. Wiadome jest, że tylko nielicznym udaje się je przeżyć. Niestety nawet jeśli uda im się tego dokonać, to często wracają do naszego świata odmienieni. Wróży Lud nie okazuje łaski nikomu. Czerpie radość z torturowania nas, a potem pozbawiania życia. Świadomość, że kiedyś zostaniesz wezwany, towarzyszy dzieciom od urodzenia. Ich młodzieńcze życie przemija po brzegi wypełnione strachem. Nessa uczęszcza do szkoły przetrwania- miejsca, w którym uczy się jak walki i radzenia sobie w obcym świecie. Jak wiele innych nastolatek dziewczyna czeka na swoją kolej. Jednak w porównaniu do innych dziewczyn coś ją wyróżnia... jej niepełnosprawność. Wszyscy wokół niej spisali ją na straty. Ona jednak wyczekuje momentu, podczas którego udowodni im, że się mylili. Wypełnia ją wola walki o swoje życie. Nie podda się zbyt łatwo. "...Ucieczka przed Sidhe to coś więcej niż sprawa życia i śmierci; chodzi jeszcze o agonię; o straszliwe rzeczy, jakie robią z ciałem i kośćmi, zanim odeślą szczątki z powrotem, w darze dla przyjaciół i rodziców." Opis książki jest ciekawy, ale według mnie nawet w połowie nie oddaje treści. Nie miałam zbyt wielkich wymagań co do tej książki. Liczyłam na zwykłą młodzieżówkę, taką, która umili mi wieczór. Jeny, w jakim ja byłam błędzie! To zdecydowanie nie jest zwykła młodzieżówka! Pomysł na przedstawienie "Wróżek" jako osób pragnących krwi i zemsty jest jak dla mnie genialny. Nie mogłam oderwać się od lektury. Z każdą stroną byłam coraz bardziej ciekawa. Ciekawa i zszokowana. To co niektórym przytrafiało się podczas wezwania bywało po prostu chore. Do bohaterów nie przywiązałam się za bardzo. Wszystko dlatego, ze nie miałam okazji zgłębić ich osoby. Szkoda, że autor nie poświecił większej uwagi na opowiedzenie ich przeszłości. Z chęcią dowiedziałabym się, jak przebiegało ich dzieciństwo. jakie panują stosunki w ich rodzinie, czy nawet to, czym chcieliby się zająć po przeżyciu Wezwania. Za to, z kreacji głównej bohaterki jestem zadowolona. Swoją niepełnosprawność nadrabia sprytem i siłą charakteru. Nie użala się nad sobą, bo wie, że nie ma na to czasu. Nie jest to "miękka klucha"- Nessa wie, że nie najmniejsza chwila słabości, może doprowadzić ją do śmierci. Peadar Ó Guilín stworzył historię, która przykuwa uwagę i zabiera czytelnika do świata, w którym panuje mroczny i niepokojący klimat. Dla mnie ta pozycja bywała momentami dziwna, ale to właśnie ta dziwność ją wyróżnia. "The Call" jest czymś, o czym szybko nie zapomnę. Jeśli szukacie czegoś innego, wyróżniającego się i wciągającego już od pierwszych stron, to śmiało możecie sięgnąć po tę pozycję. Ja jestem naprawdę z niej zadowolona. Polecam!
Czy zdarzyło się wam kiedyś, że zdecydowaliście się na daną książkę ze względu na jej genialny wygląd? The Callbyło dla mnie dokładnie jednym z takich przypadków. Za każdym razem, gdy chodziłam po księgarniach, zaraz w oczy rzucała mi się piękna czerwono-różowa okładka pokryta malutkimi czaszkami i z pozłacaną czcionką. Po części głupio mi się przyznać, ale był to główny powód, dla którego postanowiłam przeczytać ten tytuł. Nie miałam w sumie nic specjalnego do roboty, a cierpiałam na przestój czytelniczy i nie wiedziałam za bardzo, którą książkę z kupki wstydu ruszyć. Tak więc wzięłam czytnik, włączyłam Legimi i mając w pamięci przepiękny wygląd tego tytułu postanowiłam pobrać go na swoją półkę.
The Call umiejscowione jest gdzieś na pograniczu literatury młodzieżowej i fantastyki, z dużą ilością elementów charakterystycznych dla dystopii. Akcja rozgrywa się w Irlandii, jednak nie takiej, jaką znamy ją dzisiaj. Wyobraźcie sobie, że żyjecie normalnie tak jak teraz, w tym właśnie kraju i nagle, zupełnie niespodziewanie wasze telefony tracą łączność, wyspę otacza jakaś dziwna bariera powodująca, że statki po prostu znikają i jesteście zupełni odcięci od reszty świata. Dokładnie z taką sytuacją muszą zmierzyć się wykreowani bohaterowie. Na domiar złego, okazuje się że dawne Irlandzkie legendy są prawdziwe, a starożytna rasa Sidhe po wielu wiekach pragnie zemsty za wygnanie do Szaroziemii - obrzydliwego, trudnego do zamieszkania miejsca pełnego śmiertelnych niebezpieczeństw i trujących oparów. A cóż byłoby lepszą zemstą na odwiecznym wrogu, niż uderzenie w to, co ma najcenniejszego? Między 10 a 18 rokiem życia, każde dziecko bez wyjątku poddawane jest próbie. W losowym momencie swojego życia zostaje przeniesione do krain Elfów, zupełnie nago i bez żadnej broni. I w tym właśnie momencie mogę wytłumaczyć o co chodzi z tymi wspomnianymi na odwrocie okładki słowami wspominającymi o 3 minutach. Osoby, które zostały porwane mają bowiem dokładnie 3 minuty na próbę przeżycia tego starcia. Są to oczywiście minuty ludzkie, gdyż w krainach Sidhe czas mierzony jest inaczej i sądząc po opisach zamieszczonych w The Call, można wywnioskować, że jest to odpowiednik niecałego dnia w Szaroziemi. Przeniesione osoby są zupełnie bezbronne i muszą zrobić wszystko, by przetrwać, bo może czekać ich los zdecydowanie gorszy niż śmierć.
W takim właśnie świecie żyje Nessa - główna bohaterka książki. Jest ona postacią stworzoną w sposób zdecydowanie niestandardowy. Nie mamy w tym przypadku do czynienia ze schematycznym sposobem kreacji, bo owszem, postać jest silna, jednak w zupełnie inny sposób niż zazwyczaj.
Nie ma żadnych specjalnych mocy, ba - można ją nawet uznać za przeciwieństwo takiego stanu rzeczy. Pierwszy raz spotykam się z tym, że w książce podchodzącej pod fantasy, osoba wiodąca fabułę jest częściowo niepełnosprawna. Nessa ma porażenie nóg, co sprawia że nie jest w stanie poruszać się o własnych siłach ze względu na wykrzywienie kończyn. Mimo wszystko nikt nie gaszcze jej po głowie, a Szaroziemia nie ma zamiaru robić dla niej wyjątku, więc dziewczyna robi dosłownie wszystko, by przygotować się do swojego wezwania. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że wielu autorów powinno brać przykład z takiego sposobu przedstawienia postaci. Ewidentnie widać, że w tym przypadku to, kim stała się Nessa jest wynikiem wielu lat mozolnej pracy nad sobą, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Nikt nie zesłał jej gwiazdki z nieba, nikt jej nie wspiera w tym, co robi, a mimo to samodzielnie stawia czoła krępującym sytuacjom, spojrzeniom pełnym politowania, czy niebezpieczeństwom. Zauważyłam jednak jeden dość smutny mankament dzieła Peadara Ó Guilína, którym jest fakt, iż bohaterka została tak porządnie stworzona, że przyćmiewa inne postaci, w wyniku czego pozostali wypadają przy niej naprawdę blado i łatwo o nich zapomnieć.
Wezwanie czyta się potwornie gładko. Świat przedstawiony jest w prostych słowach i konkretnych opisach, które łatwo sobie wyobrazić. Mimo wszystko książka jest moim zdaniem zbyt lekka, bo przez ten niezwykle przyjemny odbiór burzy się atmosfera grozy, tak pieszczotliwie budowanej przez autora. Podoba mi się jednak wykorzystanie elementów mitologii Irlandzkiej, będącej brutalniejszą wizją elfów, przedstawianych zazwyczaj we wszelakiej fantastyce jako rasa pokoju. Te elfy są złe, są spaczone i to właśnie ludzie do tego doprowadzili. Łatwo jednak znaleźć podobieństwa do innych dystopii, takich jak choćby Igrzyska Śmierci i czuć że pisarz ewidentnie się tym tytułem inspirował, co przyznam - mnie osobiście zawiodło.
The Call jest z pewnością książką, którą poleciłabym osobom zmęczonym poważną fantastyką, bądź tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tym typem literatury. Daje ona z pewnością wytchnienie od ciężkich dialogów i opisów mimo, że temat w niej zawarty nie należy do tych pozytywnych. Jeśli więc szukacie czegoś lekkiego na wiosenne wieczory, to właśnie ten tytuł będzie solidną pozycją ze względu na prosty, jednak ambitny przekaz.
Chyba nikt nie lubi, gdy się go do czegoś zmusza albo co gorsza – wzywa do zrobienia czegoś, na co w danej chwili może nie mieć najmniejszej ochoty. W ogóle „wezwanie” może kojarzyć się z czymś nieuchronnym, z czymś, od czego nijak nie można uciec i co rodzi w człowieku pytania: „dlaczego ja?”, „dlaczego właśnie teraz?” i bunt. Na szczęście ludzka natura ma skłonność do analizy i oddzielania rzeczy ważnych od tych mniej ważnych i dzięki temu niektóre z owych wezwań można z czystym sumieniem ignorować. A co w przypadku, gdyby takie wyzwanie zostało na nas wymuszone, i to do tego stopnia, że zależałoby od tego nasze być albo nie być?. Aż trudno to sobie wyobrazić prawda? Dzięki The call możecie.
Dzieciństwo powinno być czasem beztroskim i pozbawionym jakichkolwiek problemów. Niestety, dla Nessy skończyło się ono w chwili, gdy poznała prawdę dotyczącą traktatu kapitulacyjnego, zgodnie z którym lud Sidhe pokonany przez ludzi został zmuszony do zamieszkania Szaroziemi. Trwające trzy minuty wezwania będące zemstą za tamtejszą klęskę dziesiątkują młodzież i sprawiają, że niczego nie można być tak pewnym jak tego, że potworny starożytny lud czerpie uciechę z torturowania i zabijania młodych Irlandczyków. Czy Nessa przetrwa swoje trzy minuty mimo własnych dość znacznych ograniczeń?
The call jest książką, której mroczny klimat przyciągnął mnie od pierwszych stron (chociaż nie ukrywam, że z taką wyszukaną brutalnością miałam do czynienia po raz pierwszy). Prowadzona w narracji trzecioosobowej historia zabiera czytelnika w świat pełen irlandzkich wierzeń, niebezpiecznych istot, bólu i strachu. Powieść zawiera opisy tak drastyczne i makabryczne, że czasami budziły one we mnie niesmak, ale także sprawiały, że z jeszcze większym zapałem oddawałam się lekturze.
Cieszy to, że fabuła nie jest skupiona wyłącznie na przeżyciach głównej bohaterki, ale również na osobach, które w danym momencie zostały „wezwane”. Dzięki temu odbiorca jest w stanie spojrzeć szerzej na to, co działo się z młodzieżą podczas pobytu w krainie Sidhe, i dać się porwać emocjom towarzyszącym im w trakcie tych trzech minut.
Nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć o Nessie, która od razu przypadła mi do gustu. Nie jest jedną z tych szablonowych postaci, o których łatwo zapomnieć, wręcz przeciwnie – mimo swojej niepełnosprawności nie pozwala na to, by ktokolwiek się nad nią litował. Wymaga od siebie więcej, niż wymagają od niej inni, a co najważniejsze – chęć życia jest w niej tak silna, że mogłaby nią obdarować jeszcze kilkadziesiąt innych osób.
Co prawda nie rozumiem przyrównywania The call do Igrzysk śmierci czy Więźnia Labiryntu (chyba jedyną zgodnością jest to, że we wszystkich tych książkach występują światy dystopijne), niemniej warto poznać tę powieść i pamiętać o tym, że jest ona przeznaczona dla dużo starszej młodzieży (osobiście czytałam ją w dzień, bo gdybym robiła to w nocy, to na pewno miałabym problemy ze spaniem).
Niezwykle ciekawy jest też projekt okładki. Na jednym ze skrzydełek znajduje się czaszka, którą widać w kole na przodzie książki, co świetnie się prezentuje.
Mam nadzieję, że nie przyjdzie mi zbyt długo czekać na drugą część Wezwania.
Oto książka bardzo zaskakująca. Główna bohaterka Nessa ma niesprawne nogi. A jednak będzie musiała jak każdy nastolatek przejść próbę. Każdy nastolatek wie, że każdego dnia może znaleźć się w okropnej krainie zwanej Szaroziemią zamieszkiwana przez istoty podobne do ludzi, Sidhe. Mimo, że spędza tam tylko trzy minuty, to w Szaroziemii czas płynie inaczej, przez co wydaje się, że spędza się tam cały dzień. A muszą uciekać przed istotami wygnanymi na te tereny, bo Sidhe nie znają litości i chcą ich zabić. Gdy w pełni sprawni młodzieńcy umierają w straszliwej krainie, Nessa przeżywa wezwanie i na dodatek otrzymuje dar władania ogniem. Dlaczego Nessa przeżyła? I co takiego niezwykłego wydarzyło się w szkole przetrwania?
Najgorsza książka jaką miałam w rękach. Wynudziłam się przy niej jak mops i dotrwałam ledwo do połowy. Nie należę do głupich osób, ale fabuły tej książki nie rozumiem kompletnie. Totalny niewypał jak dla mnie.
Recenzja z bloga: zatraceni w kartkach
Jest mi bardzo przykro, że książki Peadara tak słabo zostały wypromowane. Mało też kto wie czym inspirował się autor pisząc książki, dlatego też zapraszam was bardzo serdecznie do przeczytania całej recenzji.
Irlandia jest bardzo niespokojna. Dawne mitologiczne istoty wychodzą z legend i atakują świat realny. Sidhe, które kiedyś zostały wygnane do Szaroziemi, teraz Wzywają nastolatków, żeby zwrócić ich w stanie ogromnej agonii. Czy Nessa, Megan i Anto przeżyją swoje Wezwanie?
Gdybym nie przeczytał pierwszych rozdziałów, nie wiedziałbym, że autor inspirował się mitologią irlandzką. Odkąd skończyłem czytać pierwszy tom „The Call” stwierdziłem, że muszę przestudiować tę mitologię. Nawet nie wiecie jak mało i jak zakłamane informacje podają nam w tych wszystkich filmach o tematyce irlandzkiej.
Język, którym posługuje się Peadar jest barwny i realistyczny. Faktycznie miałem wrażenie, że to co on opisuje wydarzyło się naprawdę. No oprócz prawie samego końca, który był nie do przewidzenia. Czytałem kilka razy jeden rozdział, żeby zrozumieć co jest w nim napisane. Dużym minusem jest też korekta. Gdybym miał zaznaczać ilość błędów składniowych, logicznych, szyku zdań itp. To zabrakłoby mi karteczek samoprzylepnych. I mówię to naprawdę serio, że wszystko fajnie i pięknie, ale gramatycznie to leży.
Okładka książki jest przepiękna! Bardzo mi się podoba, mimo że jest dość prosta. Naprawdę mi się podoba. Oddaje klimacik Szaroziemi. A skoro już o niej mowa… W tym świecie wszystko co opisuje autor jest bardzo nietypowe. Liny są zrobione z ludzkich skór i kości, jaskinie to tak naprawdę ściany jamy ustnej jakiegoś potwora itd.
Na czym polega Wezwanie? Jest to nagła „operacja” istot Szaroziemi, którzy „Wzywają” z Irlandii nastolatków, żeby ich praktycznie pozabijać i wysłać znowu na powierzchnie. Całość trwa ziemskie trzy minuty i cztery sekundy, jednak w świecie Szaroziemi ten czas to jeden dzień.
Książka przepełniona jest zwrotami akcji, barwnymi opisami i interesującymi bohaterami. Powiem wam, że jednego bohatera bardzo polubiłem, ale później autor wyraźnie dał mi znać, że jego nie da się lubić. Zresztą to mi właśnie Peadar O’Guilin powiedział na WTK 2018 „Dlaczego ty go polubiłeś??” Cóż, na początku myślałem, że jest fajny!
Książka zaskakuje z każdym rozdziałem. Nigdy nie wiemy jak pokieruje się akcja i jak wyjdą z różnych sytuacji bohaterowie, mimo że wydają się one bez wyjścia. Jesteście ciekawi jak można wydostać się z płonącego domu, będąc Wezwanym?
Podsumowując „The Call” mogę powiedzieć, że pisała się ona na listę moich ulubionych lektur. Idę położyć ją zaraz na półkę z moimi ukochanymi książkami! Porywa od samego początku, jednak trochę odrzucają liczne błędy gramatyczne i stylistyczne. Mimo to da się przeczytać książkę szybko i przyjemnie!
Recenzja z bloga: Zatraceni w kartkach
Masz 3 minuty , żeby ocalić swoje życie ! Co byś zrobił, mając tylko chwilę, żeby uratować swoje życie, a zegar już zaczął odliczanie ?
Kiedy zobaczyłem okładkę "The call" pomyślałem sobie, że to będzie petarda! Młodzieżówka połączona z horrorem - jak dla mnie nie może być chyba nic lepszego. Gwarancja strachu i świetnie spędzonego czasu zostały zagwarantowane. Proszę rozsiąść się wygodnie w swoim fotelu i czytać.
Niestety ja chciałbym zgłosić reklamację ! Zero strachu, zero przyjemnych chwil, zero czegokolwiek dobrego w tej książce! Nic! Nie pamiętam kiedy ostatnio czytałem, aż tak złą książkę. Na początek o czym jest książka : Otóż istnieje tzw. "Szkoła przetrwania" w której uczą jak przetrwać tytułowe wezwanie. Polega ono na tym, że znikasz ! Rozpływasz się w powietrzu w swoim świecie i trafiasz do krainy Sidhe. Jeżeli przetrwasz to wrócisz żywy. Ale statystycznie wraca jeden na 15. Przede wszystkim uprzedzam was, że to nie jest recenzja - tylko moje krótkie zdanie na temat tej książki.
Na czym polega problem tej książki? Otóż chyba na wszystkim. Po pierwsze narracja trzecioosobowa "leży i kwiczy" ! Jednak najważniejsze w tej książce to brak wiedzy. Mianowicie autor skupił się na mało ważnych rzeczach w swojej powieści. Na wytłumaczenie czym jest Sidhe, skąd się wzięło i dlaczego tak się dzieje - jest kilka zdań. Pomysł na powieść był świetny. To mogłaby być jedna z najlepszych książek. Był ogromny potencjał, ale niestety w żadnym stopniu nie został wykorzystany.
A teraz miejsce w książce w którym odnalazłem "cały ten horror" - to zdecydowanie ostatnia strona (broszura). Autor pracuje nad kontynuacją ! Nie wiem czy on ma zamiar wytłumaczyć w drugiej książce braki w pierwszej, ale ja na pewno po to nie sięgnę
Książka jest kolejną wizją dystopijnej przyszłości, jednak trzeba jej przyznać, że różni się od większości. Pomysł autora jest bardzo ciekawy - młodzież, która przenosi się na pewien czas do alternatywnej rzeczywistości, pełnej zagrożeń, w której musi przetrwać, żeby wrócić do swojego świata. Zakończenie nieco mnie rozczarowało, powiedziałabym, że było niedopracowane. Mimo to jestem ciekawa kontynuacji, która podobno ma zostać wydana w Polsce w najbliższej przyszłości.
JESTEŚ ZDRAJCĄ CZY BOHATEREM? Nadchodzi prawdziwa Inwazja! Ważą się losy Nessy i całej Irlandii. Nikt nie przypuszczał, że po Wezwaniu przyjdzie im się...
- Zawsze niepokoi mnie perspektywa Klatki - mówi Nicole, ale Megan tylko przewraca oczami.
- Spędziłam tam najlepsze chwile mojego pobytu w szkole. Bez twojego chrapania, Nicole.
- Ja nie chrapię!
- W takim razie trzymasz wiertarkę pod poduszką.
Więcej