Szczera do bólu męska proza o relacjach, wartościach i szukaniu siebie.
Bożydarowi, wychowanemu przez despotyczną babkę, skrajną dewotkę, od najmłodszych lat wpajano, że cielesne przyjemności są największym grzechem, a pewność siebie jest tożsama z pychą. Nic dziwnego, że młody mężczyzna stroni od silnych kobiet, irracjonalnie lęka się wpływu Boga na swoje życie, a wszystkie jego związki z płcią przeciwną kończą się katastrofą. W nieporadny sposób odkrywając swoją seksualność, Bożydar szuka jednocześnie zrozumienia i odrobiny ciepła. Testament lubieżnika to fascynująca podróż po meandrach męskiej duszy, historia gwałtownych upadków i powolnego podnoszenia się. Śmiech przeplata się tutaj z rozpaczą, miłość z nienawiścią, a wszystko okraszone zostało sporą dawką erotyzmu.
"Mimo wykazanych przeciwności moja ewolucja prawdopodobnie przebiegała pomyślnie, gdyż wyrosłem na zdrowego i przystojnego młodzieńca. Ta nieskromna hipoteza wymaga drobnego zastrzeżenia - moja uroda, choć frapująca, musiała być specyficzna. Czarującym nazywały mnie zgodnie panie w wieku balzakowskim, które kokieteryjnie i śmiało werbalnie wyrażały swój zachwyt. W ciemno mogłem też liczyć na pełne uwielbienie dziewczynek przed czternastym rokiem życia - cielęce spojrzenia i przyjazne zaczepki dowodziły tego aż nadto. Z kolei kobiety w przedziale od czternastego roku życia do wieku średniego nie zdradzały żadnego zainteresowania mną. Za to mnie interesował wyłącznie ten przedział."
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2022-03-07
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 408
Mam trochę problem, by poskładać jakoś w sensowną puentę całość książki Pana Rabendy, ale mam nadzieję że pod koniec samo to mi jakoś wyjdzie...
A jest we mnie wiele różnych, skrajnych emocji i przemyśleń po zapoznaniu się z "Testamentem Lubieżnika", bo sam zresztą już widok okładki wywołuje kontrowersje i wzbudza wręcz zażenowanie wizerunkiem ukrzyżowanego na wieżowcu Jezusa zaraz nad zachęcającym dolnym fragmentem kobiecego ciała, znacznie bardziej wyeksponowanym od samego Pana...
Zagłębiając się w tekst mający przybliżyć, poznać i w niejaki sposób przeżyć historię wraz z głównym bohaterem książki nie jest łatwo, zwłaszcza gdy odbiorcą jest płeć przeciwna, bo przecież tak inaczej się nam myśli i odbiera rzeczywistość, a nawet jeśli już mamy podobne oczekiwania to jakoś nazywamy je w niezrozumiały dla siebie wzajemnie sposób przez co ciężko się czasami dogadać, zrozumieć i nadawać na podobnych falach.
Bardzo fajnie to wszystko o czym wspominam teraz jest również ukazane w książce w momentach, gdy Bożydar- Filip zwłaszcza w sytuacjach stosunkowo przyjemnych zostaje przez kobiety wyprowadzany ze swojej ekstazy różnymi pytaniami, gadkami wtedy właśnie... kiedy on by tego nie chciał,... a one nie widzą w tym żadnego problemu, bo przecież jaki to problem zmienić na chwilę temat, prawda? ;)
Miałam różne momenty (nie)zrozumienia zachowań Bożydara. Na pewno usprawiedliwia go niespokojne dzieciństwo, terroryzm starej dewotki i brak "odpowiednio normalnych" wzorców. Ciężko wyrosnąć w takich okolicznościach na kogoś, kto będzie pewnym siebie gościem bez zrytej psychiki.
Nie można jednak powiedzieć, że pomimo nieprzychylnego losu dla rozwoju naszego Lubieżnika i pomimo jego bujnych doświadczeń miłosno-erotycznych był jakimś zwyczajnym ch****. Co to, to nie, bo chociaż jest tutaj dostrzegana wulgarność słowna i gwałtowność cielesna tak jednak wewnątrz Lubieżnik pragnie ciepła jakiego nikt wcześniej mu nie dał. Pragnie być rozumiany, szanowany i górować nad pewnymi siebie kobietami na które w większości trafia. Ten "Lubieżnik" też chce być kochany... i to w nim szanuję.
"Męska proza o relacjach, wartościach i szukaniu siebie"... brzmi opis na tylnej stronie.
Właśnie, szukanie siebie... jakie to trudne do wykonania zadanie. Może łatwiej jest poszukać kogoś i skupić się na tym, żeby ktoś w Nas odbudował tę wszechobecną i niewyobrażalną pustkę jakiej sami nie umiemy załatać i wypełnić. Łatwiej już pewnie dopasować się do kogoś, poświęcić własne zasady i oszukiwać się nawet, zaprzeczając tej dobijającej samotności i własnemu zagubieniu... Jednak to wszystko wcale nie umacnia i nie dodaje szukanych wartości. To jeszcze bardziej tłamsi, dobija i zrzuca na dno własnej niemocy i topi w morzu niewiary.
"Mężczyzna może być szczęśliwy z każdą kobietą, o ile tylko jej nie kocha" str.333
A co jeśli jednak pokocha?
To bardzo tragiczna książka z niezwykle smutnym i dramatycznym zakończeniem i chociaż jednak uważam, że nieco przerysowanym w swej dramaturgii to może ten akcent jest jednak potrzebnie zamierzony, by na koniec zrozumieć, że ten ukrzyżowany Jezus, to my wszyscy.
Kryje się on w naszych trudnych damsko-męskich relacjach, we wiecznym mijaniu się ze szczęściem i wszystkich powierzchownych, ale wielkich uniesieniach, w tym co się nie wydarzyło i nigdy nie nastąpi, albo w tym co się stało i bezpowrotnie przeminęło...
Jak wszystko.
Zanim rozpoczęłam przygodę z najnowszą powieścią Jarosława Rabendy, zerknęłam nieśmiało na okładkę i poczułam się zniesmaczona. Przytłaczające, pokaźnych rozmiarów nagie nogi, a w tle ukrzyżowany Jezus. Takie połączenie mnie osobiście przeraża. I od razu ciśnie mi się na usta pytanie, jaki zamysł miał autor, aby zrobić tak niefortunne połączenie. Czy ten człowiek, który jest ukazany na okładce cierpi jak Najwyższy, niesie swój krzyż życiowy? Inna analogia nie przyszła mi na myśl …
Bożydar, bohater Testamentu lubieżnika, nie miał łatwego dzieciństwa. Wychowywała go przyszywana babka, żona jego dziadka. Zaborcza, despotyczna, która od najmłodszych lat tępiła u wnuka wszelkie oznaki cielesnych przyjemności. A gdy młody bywał przekorny, to stosowała swoje autorskie metody wychowawcze, jak bicie wieszakiem czy kablem od żelazka. Dorastając w takich warunkach, młody boi się kobiet, unika ich, a wszelkie zainteresowanie płcią przeciwną uważa za niezgodne z naukami kościoła. Będąc w szkole średniej zamieszkuje z dala od rodziny, w internacie. Poznaje kobiety, nawiązuje z nimi znajomości, ale nadal, gdzieś głęboko w głowie ma zakorzenioną nienawiść i złość do kobiet. Przeżywa pierwsze uniesienia seksualne, poszukuje swojej tożsamości i stara się odkryć własne ja. Targany skrajnymi emocjami nie może się odnaleźć w świecie, stara się definiować swoje potrzeby i oczekiwania. Tak naprawdę poszukuje zrozumienia i miłości, ciepła i uwagi drugiej osoby. To wydaje się być ważniejsze niż sam akt seksualny, zaspokojenie chwilowych potrzeb. Czy uda się bohaterowi stawić czoła przeszłości i wyrazić otwarcie swoje oczekiwania? Czy będzie potrafił zmierzyć się z teraźniejszością, która jeszcze ma wspomnienie nauk otrzymywanych w dzieciństwie?
Testament lubieżnika to trudna proza o dojrzewaniu, o odnajdywaniu własnej tożsamości, poszukiwaniu zrozumienia i miłości. To zamglony obraz męskiej duszy, nie do końca odgadnionej i zdefiniowanej. Nie można powiedzieć, że tylko kobiety są tajemnicze, mężczyźni również potrafią zaintrygować. Czasami jest trudno do nich dotrzeć i zrozumieć ich, nie mówiąc już o całkowitej akceptacji ich punktu widzenia, ich postrzegania świata i odbioru rzeczywistości. Ale to dobrze, przed nami, kobietami, trudne zadanie. Przynajmniej cały czas coś nowego odkrywamy w swoich partnerach, z każdym kolejnym dniem bardziej ich poznajemy, i często dowiadujemy się rzeczy, o których nie miałyśmy wyobrażenia.
To nie jest łatwa lektura, chociaż przecieka ze stronic doza sarkazmu i ironii, czasami z przymrużeniem oka można potraktować pewne wyznania i przemyślenia. Z tą lekturę trzeba spędzić więcej czasu, przemyśleć to, co autor chciał nam przekazać. Na pewno daje szerokie pole do własnych intymnych interpretacji.
W moim odczuciu Bożydar chwilami wydawał się przerysowany, dziwny i zakompleksiony. Niezdecydowany, nie mający do końca skonkretyzowanych oczekiwań, błądzący po omacku, targany nieujarzmionym popędem.
Czy tę lekturę można potraktować jako spowiedź lubieżnika? Myślę, że można skusić się na takie określenie, na pewno otrzymamy dużo intymnych zwierzeń, przemyśleń i wątpliwości.
Nie jest to lektura, która zwala z nóg czy nie pozwala zasnąć. Owszem, prowokuje i intryguje ... Tak więc sami powinniście zdecydować, czy macie ochotę na podróż w głąb męskiej zabłąkanej duszy ...
Bożydar miał ciężki start. W wyniku losowych „zawirowań” jego rodziców, chłopak był wychowywany przez dziadków w małym prowincjonalnym miasteczku w Lubuskiem. A po śmierci dziadka - przez babkę, która właściwie nie była jego „oryginalną” babką, a drugą żoną dziadka, więc chłopiec ochrzcił ją „półbabką” i tak już zostało.
Kobieta, jako zdeklarowana dewotka manifestując swoją pobożność z nieukrywaną satysfakcją testowała na Bożydarze autorskie i mało pedagogiczne metody wychowawcze, za to w jej mniemaniu jedyne słuszne. Skrzany pas, kabel od żelazka czy druciany wieszak – to rekwizyty, które pomagały półbabce regularnie i metodycznie wybijać z głowy Bożydara „bezwstyd, zepsucie i lubieżność”. A właściwie nie z głowy..
Mimo wszystko, Bożydar wyrósł na zdrowego i dość przystojnego mężczyznę.
Odkrywanie siebie i świata, takim jaki jest naprawdę rozpoczął wyjeżdżając z domu. Gdy podjął naukę w technikum i zamieszkał w szkolnym internacie mógł w końcu zweryfikować swoje oczekiwania wobec życia ukształtowane wyobraźnią wyrosłą na gruncie wiedzy zdobytej w małej mieścinie. Mógł zachłysnąć się „wolnością” i zaciągnąć się „grzechem” odmienianym przez wszystkie przypadki oraz poznać potęgę kobiecych „argumentów”.
Młody mężczyzna o frapującej urodzie i reprezentatywnym podejściu do życia bez owijania w bawełnę opowiada o swoich inspiracjach, fascynacjach i obsesjach, o życiowych „debiutach”, zauroczeniach i odurzeniach, podróżach w nieznane, aktach desperacji, bezradności i rozpaczy, swoim skomplikowanym albo jednocześnie nieskomplikowanym ciągu logiczno-myślowym, o samotności, braku celu i konflikcie płci – istnym slalomie pomiędzy elementami życia. Poznajemy go warstwa po warstwie. Odkrywamy tajemnice. Obserwujemy jego ewaluujący stosunek do kobiet. Aż w końcu dowiadujemy się jak poszedł z życiem na kompromis. Każdy etap w jego bycie, od czasów dzieciństwa, technikum, studiów, pracy zawodowej, ostemplowany jest znakiem niewypowiedzianego pragnienia miłości.
Tak, „Testament lubieżnika” mnie zaskoczył. Przede wszystkim szczerością, głębią ukrytą między wierszami, prostym męskim przekazem, zuchwałym poczuciem humoru, polotem i nutą melancholii. Będę zatem wspominać Bożydara zgodnie z jego „testamentem” jako faceta z krwi i kości, pasjonata i degustatora życia w pełnym tych słów znaczeniu..
Polecam.
Bardzo polecam! Dawno nie czytałam tak interesującej książki. Moja Mama po przyjściu z pracy, jak zaczęła czytać książkę, to zorientowała się po dwóch godzinach, że jeszcze obiadu nie jadła :) nieźle się uśmiałam np. przy scenie na porodówce :) jestem zauroczona!