Tango z rudzielcem

Ocena: 2.5 (2 głosów)
Pewnego dnia przykładny, spokojny, ułożony urzędnik musi się zmierzyć z dziwnym i całkowicie dla niego niezrozumiałym pragnieniem zatańczenia tanga z nagim rudobrodym mężczyzną. Pragnienie towarzyszy bohaterowi cały czas, zaskakując go w najmniej oczekiwanych momentach. Ponadto od kiedy w jego życiu pojawiła się potrzeba tańca, zaczynają dziać się niezwykłe rzeczy...

Informacje dodatkowe o Tango z rudzielcem:

Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2015-05-28
Kategoria: Obyczajowe
ISBN: 978-83-7942-678-2
Liczba stron: 222

więcej

Kup książkę Tango z rudzielcem

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Tango z rudzielcem - opinie o książce

Avatar użytkownika - awiola
awiola
Przeczytane:2015-11-26, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2015, Mam,
"Tak. Mam potrzebę tańczyć tango z nagim, rudobrodym mężczyzną!". Wasze życie upływa we względnym spokoju, macie bowiem stałą pracę, partnera życiowego i sprecyzowane plany na przyszłość. Wyobraźcie sobie, że tak poukładaną egzystencję przerywa nagle dziwaczne pragnienie, zupełnie bezsensowne, pozbawione logiki. Pragnienie, które zaprowadzi Was albo do zakładu psychiatrycznego, albo też pozwoli odkryć tę część Waszej duszy, o której nie mieliście do tej pory pojęcia. Andrzej Syska-Szafrański to urodzony w Kielcach w 1969 r. absolwent Akademii Świętokrzyskiej, artysta malarz oraz pedagog, którego pasją jest pisanie. Od osiemnastu lat zajmuje się malarstwem artystycznym, jest jedynym obecnie twórcą panoram w naszym kraju. Autor zadebiutował w 2013 r. książką pt. "Żółta czapka". Leon to wzorowy urzędnik, który planuje swoje przyszłe życie z piękną narzeczoną Moniką. Pewnego dnia jednak, pojawia się w jego głowie zupełnie abstrakcyjne pragnienie - chęć zatańczenia tanga z rudobrodym, a do tego nagim mężczyzną. Od tego czasu, w życiu bohatera zaczynają pojawiać się najdziwaczniejsze rzeczy, prowadzące do zaskakującego dla niego finału. Początkowo, lektura "Tanga z rudzielcem" wywoływała we mnie bliżej nieokreślone uczucia zdezorientowania i konsternacji. Mamy oto bowiem fabułę z całkiem przeciętnym bohaterem, który ni stąd, ni zowąd, wykazuje zaburzenia psychiczne pod postacią bezsensownego pragnienia. Wszystko to było o tyle dziwaczne, że autor prowadził sobie w ten właśnie sposób akcję, nie odkrywając żadnej karty z tajemnicy tej przypadłości. Czytelnik zamiast tego otrzymuje natomiast pełen obraz dziwacznego zachowania Leona wobec rodziny, znajomych, a także zupełnie obcych ludzi, czyli wszelkie konsekwencje owego pragnienia. Nie ma tu wartkiej akcji, jej nagłych zwrotów czy też interesującej intrygi - są jedynie ludzie spotykani na ulicy, którzy powtarzają bohaterowi, że trzymają za niego kciuki. I podczas lektury tej książki, czytelnik cały czas się zastanawia - o co w tym wszystkim w ogóle chodzi? Gdyby nie zakończenie, które otwiera oczy i pozwala spojrzeć na perypetie głównego bohatera z właściwej perspektywy, mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że to utwór pozbawiony sensu i logiki. Tak jednak nie jest, bowiem wyjaśnienie dziwacznego pragnienia i szeregu zupełnie niekonwencjonalnych wydarzeń, wyzwala sporo refleksji dotyczących kondycji naszego życia, naszych celów, zamierzeń i poszukiwania szczęścia. To ciekawa zbieżność, że nieszczęście Leona w konsekwencji, zapewnia mu właśnie szczęście. Szczęście, o którego istocie nie miał pojęcia, jak o wielu innych rzeczach, które ukrył głęboko w swojej podświadomości. Pragnienie zatańczenia z nagim, rudobrodym mężczyzną, nagle pozwoliło mu bowiem odnaleźć wewnętrzny spokój, którego tak potrzebował. Leon to postać nieco przerysowana, wobec której można mieć ambiwalentne uczucia. Jego liczne komentarze odnoszące się do codzienności, w szczególności do pracy urzędnika, wielokrotnie mnie bawiły, ale także wprawiały w konsternację. Najciekawszym jednak elementem było połączenie bohatera w związek z Moniką, która stanowiła wobec niego zupełne przeciwieństwo charakteru i prowadzonego stylu życia. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że większość cech jaką posiadali zarówno Leon, jak i jego narzeczona, została ukazana w krzywym zwierciadle, stając się niejako karykaturą obecnych zachowań międzyludzkich. Decydując się na książkę Andrzeja Syski-Szafrańskiego o dość dziwacznym tytule, spodziewałam się lektury nietuzinkowej. Jednak to, co otrzymałam, znacznie przewyższyło moje przeczucie, bowiem "Tango z rudzielcem" to książka niełatwa, która sporą część czytelników może zwyczajnie znudzić. Ja jednak wiem, że cierpliwych, którzy dotrwają do ostatniej strony, może także wielce zaskoczyć. I w ten właśnie sposób radzę Wam czytać ten utwór - od pierwszej do ostatniej strony, pomimo niełatwego początku.
Link do opinii

Ile razy dziennie macie wrażenie, że otaczający was świat ma w sobie, prócz uprzykrzającej się rutyny, coś szalonego? Jak często myślicie stereotypowo o ludziach mijanych na ulicy, w sklepie czy w przychodni? Gdyby wasze życie mogło się zmienić diametralnie o sto osiemdziesiąt stopni to czy chwycilibyście się możliwości, a może tak naprawdę byście jej nie zauważyli?

Leon Karaś nie musi się wstydzić swojego życia. Jest sumiennym i przykładnym pracownikiem Urzędu Pracy, jak każdy właściciel samochodu ma z nim wiecznie sporo problemów, ciągając swoje dziecko po warsztatach. Mężczyzna nie może także narzekać na sferę uczuciową, bo odkąd poznał Monikę wierzy w to, iż lada dzień ustalą wspólnie datę ślubu i będą mogli żyć długo i szczęśliwie.

Wszystko się zmienia, kiedy na ulicy zaczepia go dziwny gość, ofiarowując mu swoją wizytówkę. Leon wrzuca ją do swojej teczki, kompletnie o niej zapominając. Pan Karaś nie mógł jednak przewidzieć, iż to niecodzienne spotkanie zapoczątkuje u niego niezrozumiałe pragnienie zatańczenie tanga. Można zapytać: I co z tego, że zachciało mu się tańczyć tango? Każdy ma prawo robić co chce! Tylko co ma zrobić Leon, jeżeli on chce zatańczyć to tango z... nagim, rudobrodym mężczyzna?

Czy ten szalony kaprys się ziści? A może to jedynie wstęp do zmian, jakie mają zajść w poukładanym życiu pana Karasia? I czy Leon jest gotowy na to wszystko? A może to tango tak naprawdę ma inne znaczenie? Jedno jest pewne - jeżeli weźmiesz udział w tym życiowym eksperymencie to już nic nie będzie takie, jak wcześniej.

 

Kiedyś przeczytałam recenzję tej książki u jednej z blogerek i stwierdziłam, że warto zapoznać się z tą szaloną historią. Okazja nadarzyła się parę tygodni później, jednak niezbyt prędko sięgnęłam po świeżą lekturę. Miałam sporo spraw na głowie, a także inne tytuły przyciągały mnie mocniej do siebie. Nadeszła jednak godzina zero i zabrałam się za ,,Tango z rudzielcem". Po skończonej lekturze musiałam nieco ochłonąć, by podzielić się z wami swoimi przemyśleniami. Tylko czy miałam sporo czasu, by wszystko ułożyć w głowie i w końcu stanąć po którejś ze stron?

 

 

W świat wykreowany przez autora wkroczyłam tempem przypominającym przemieszczanie się ślimaka. Jakoś nie umiałam się wgryźć w fabułę, bo trafiałam na wiele wątków, które przez większość czasu mnie irytowały, że zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze zrobiłam rozpoczynając czytać tę książkę. Chcąc nie chcąc musiałam to zrobić. Sama sobie ją wybrałam, więc musiałam przecierpieć. To nie zmienia jednak faktu, że to był naprawdę okropny tydzień. Dlaczego tydzień? Bo szybciej nie umiałam tego przeczytać! Moje oczy pochłonęły tekst z dwóch, trzech stron i już odkładałam książkę, bo miałam dość! Nie chodzi tutaj tylko fabułę, ale także o irytującego bohatera.

Leon Karaś należy do tego typu postaci, których nie jestem w stanie polubić. Uznawany za przykładnego jegomościa z sumiastym wąsem, hodowanym odkąd poznał swoją ukochaną (i jest z niego tak dumny jak Bella z bycia wampirzycą) wydawał raczej aromat wstrętnego pracodnika (pracoholik plus urzędnik) dającego złudne nadzieje poszukującym pracę. Nawet kiedy zaczęła się jego nowa przygoda i zrzucił swoją maskę to i tak miałam go dość. Jego przemyślenia i zachowanie tak mnie drażniły, że chciałam wyrzucić książkę przez okno. Nawet nie uratowały tego postacie poboczne, gdzie część była wepchnięta tylko po to, by zapełnić lukę w fabule. Nie wiesz, co zrobić - sieknij bohatera, niech powie coś głupiego, niechaj jeszcze zrobi niecodzienny gest i już mamy powód, by nasz Leon mógł o tym gęgać godzinami jak nastolatki na skypie.

 

Styl autora pozostawia wiele do życzenia. Rozumiem, że chciał pokazać rzeczywistość w krzywym zwierciadle, ukazać zmagania człowieka z własnymi słabościami w zabawny sposób, ale wieczne powtarzanie słów raczej prosi o słownik z synonimami, niżeli o aplauz i łzy wzruszenia. To tak, jakby ktoś kazał wam czytać coś takiego: Mam fajną apaszkę. Apaszkę kupiłam na pchlim targu, bo tylko tam apaszki mają jakąś wartość. Wszyscy padną na jej widok. Ta apaszka zrobi furorę... - już rozumiecie moje krytyczne słowa? Normalnie oczy pakują manatki i wypływają, a wyobraźnię szlag trafia! 

Oczywiście zdarzyły się także literówki, ale to już był pikuś w porównaniu z tym wszystkim, przez co przeszłam. Gdyby mi kazano jeszcze więcej stron tej książki to zapewne trafiłabym do ekskluzywnego pokoju o gumowych ścianach i możliwości wyobrażania sobie, jak to kiedyś wyglądał świat oglądany zza okna.

Z serii ,,rozkminy bluszczyny": Przed chwilą po raz kolejny przyjrzałam się okładce i na jednym ze skrzydełek odkryłam hasło ,,polecamy również"... Normalnie zawyłam z rozpaczy. Mi tu oczy prawie krwawią, a oni jeszcze z takim czymś do mnie...

 

Podsumowując:

Jeżeli oczekujecie od książki wspaniałej przygody i odkrycia wybitnej lektury to w ,,Tangu z rudzielcem" tego nie znajdziecie. Owszem, może komuś się spodobać ta historia, ale w moich oczach będą oni jedynie masochistami. Ja już wolę batożenie rzepą, gdy będę klęczeć na rozgotowanym selerze...

Autor: Andrzej Syska-Szafrański

Tytuł: ,,Tango z rudzielcem"

Wydawnictwo: Novae Res

Ilość stron: 222

 

Ile razy dziennie macie wrażenie, że otaczający was świat ma w sobie, prócz uprzykrzającej się rutyny, coś szalonego? Jak często myślicie stereotypowo o ludziach mijanych na ulicy, w sklepie czy w przychodni? Gdyby wasze życie mogło się zmienić diametralnie o sto osiemdziesiąt stopni to czy chwycilibyście się możliwości, a może tak naprawdę byście jej nie zauważyli?

Leon Karaś nie musi się wstydzić swojego życia. Jest sumiennym i przykładnym pracownikiem Urzędu Pracy, jak każdy właściciel samochodu ma z nim wiecznie sporo problemów, ciągając swoje dziecko po warsztatach. Mężczyzna nie może także narzekać na sferę uczuciową, bo odkąd poznał Monikę wierzy w to, iż lada dzień ustalą wspólnie datę ślubu i będą mogli żyć długo i szczęśliwie.

Wszystko się zmienia, kiedy na ulicy zaczepia go dziwny gość, ofiarowując mu swoją wizytówkę. Leon wrzuca ją do swojej teczki, kompletnie o niej zapominając. Pan Karaś nie mógł jednak przewidzieć, iż to niecodzienne spotkanie zapoczątkuje u niego niezrozumiałe pragnienie zatańczenie tanga. Można zapytać: I co z tego, że zachciało mu się tańczyć tango? Każdy ma prawo robić co chce! Tylko co ma zrobić Leon, jeżeli on chce zatańczyć to tango z... nagim, rudobrodym mężczyzna?

Czy ten szalony kaprys się ziści? A może to jedynie wstęp do zmian, jakie mają zajść w poukładanym życiu pana Karasia? I czy Leon jest gotowy na to wszystko? A może to tango tak naprawdę ma inne znaczenie? Jedno jest pewne - jeżeli weźmiesz udział w tym życiowym eksperymencie to już nic nie będzie takie, jak wcześniej.

 

Kiedyś przeczytałam recenzję tej książki u jednej z blogerek i stwierdziłam, że warto zapoznać się z tą szaloną historią. Okazja nadarzyła się parę tygodni później, jednak niezbyt prędko sięgnęłam po świeżą lekturę. Miałam sporo spraw na głowie, a także inne tytuły przyciągały mnie mocniej do siebie. Nadeszła jednak godzina zero i zabrałam się za ,,Tango z rudzielcem". Po skończonej lekturze musiałam nieco ochłonąć, by podzielić się z wami swoimi przemyśleniami. Tylko czy miałam sporo czasu, by wszystko ułożyć w głowie i w końcu stanąć po którejś ze stron?

 

 

W świat wykreowany przez autora wkroczyłam tempem przypominającym przemieszczanie się ślimaka. Jakoś nie umiałam się wgryźć w fabułę, bo trafiałam na wiele wątków, które przez większość czasu mnie irytowały, że zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze zrobiłam rozpoczynając czytać tę książkę. Chcąc nie chcąc musiałam to zrobić. Sama sobie ją wybrałam, więc musiałam przecierpieć. To nie zmienia jednak faktu, że to był naprawdę okropny tydzień. Dlaczego tydzień? Bo szybciej nie umiałam tego przeczytać! Moje oczy pochłonęły tekst z dwóch, trzech stron i już odkładałam książkę, bo miałam dość! Nie chodzi tutaj tylko fabułę, ale także o irytującego bohatera.

Leon Karaś należy do tego typu postaci, których nie jestem w stanie polubić. Uznawany za przykładnego jegomościa z sumiastym wąsem, hodowanym odkąd poznał swoją ukochaną (i jest z niego tak dumny jak Bella z bycia wampirzycą) wydawał raczej aromat wstrętnego pracodnika (pracoholik plus urzędnik) dającego złudne nadzieje poszukującym pracę. Nawet kiedy zaczęła się jego nowa przygoda i zrzucił swoją maskę to i tak miałam go dość. Jego przemyślenia i zachowanie tak mnie drażniły, że chciałam wyrzucić książkę przez okno. Nawet nie uratowały tego postacie poboczne, gdzie część była wepchnięta tylko po to, by zapełnić lukę w fabule. Nie wiesz, co zrobić - sieknij bohatera, niech powie coś głupiego, niechaj jeszcze zrobi niecodzienny gest i już mamy powód, by nasz Leon mógł o tym gęgać godzinami jak nastolatki na skypie.

 

Styl autora pozostaje wiele do życzenia. Rozumiem, że chciał pokazać rzeczywistość w krzywym zwierciadle, ukazać zmagania człowieka z własnymi słabościami w zabawny sposób, ale wieczne powtarzanie słów raczej prosi o słownik z synonimami, niżeli o aplauz i łzy wzruszenia. To tak, jakby ktoś kazał wam czytać coś takiego: Mam fajną apaszkę. Apaszkę kupiłam na pchlim targu, bo tylko tam apaszki mają jakąś wartość. Wszyscy padną na jej widok. Ta apaszka zrobi furorę... - już rozumiecie moje krytyczne słowa? Normalnie oczy pakują manatki i wypływają, a wyobraźnię szlag trafia!

Oczywiście zdarzyły się także literówki, ale to już był pikuś w porównaniu z tym wszystkim, przez co przeszłam. Gdyby mi kazano jeszcze więcej stron tej książki to zapewne trafiłabym do ekskluzywnego pokoju o gumowych ścianach i możliwości wyobrażania sobie, jak to kiedyś wyglądał świat oglądany zza okna.

Z serii ,,rozkminy bluszczyny": Przed chwilą po raz kolejny przyjrzałam się okładce i na jednym ze skrzydełek odkryłam hasło ,,polecamy również"... Normalnie zawyłam z rozpaczy. Mi tu oczy prawie krwawią, a oni jeszcze z takim czymś do mnie...

 

Podsumowując:

Jeżeli oczekujecie od książki wspaniałej przygody i odkrycia wybitnej lektury to w ,,Tangu z rudzielcem" tego nie znajdziecie. Owszem, może komuś się spodobać ta historia, ale w moich oczach będą oni jedynie masochistami. Ja już wolę batożenie rzepą, gdy będę klęczeć na rozgotowanym selerze...

 

Moja ocena: 1/6

 

Recenzja została zamieszczona na:

lubimyczytac | nakanapie | granice

 

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu Novae Res (oby było mniej takich książek)!

Książka przeczytana w ramach akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają!

 

 

 

 

Link do opinii
Inne książki autora
Żółta czapka
Andrzej Syska-Szafrański0
Okładka ksiązki - Żółta czapka

Romek Romański w jedenastym roku życia zadaje swojej matce pytanie „dlaczego trzeba być dorosłym”? W zamian otrzymuje od niej zagadkowe stwierdzenie...

Złodziej snów
Andrzej Syska-Szafrański0
Okładka ksiązki - Złodziej snów

Rzeczywistość bywa gorsza od najbardziej przerażającego koszmaru Alkoholowy zespół abstynencyjny to urojenia, majaki, bezsenność i lęk. Czy właśnie...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy