CHŁODNY, DESZCZOWY GDAŃSK KRYJE W SOBIE MROŻĄCĄ KREW W ŻYŁACH TAJEMNICĘ.
W Nowym Porcie zostaje wyłowione ciało młodej kobiety, a sprawą interesuje się starszy aspirant Edward Sokulski, który podejrzewa, że zwłoki mogą należeć do zaginionej przed niespełna tygodniem osiemnastolatki.
Szybko okazuje się jednak, że trudno ustalić tożsamość denatki, a śledczy natrafia na labirynt niedomówień i zaskakujących powiązań.
Śledztwo zaczyna zataczać coraz szersze kręgi, wciągając Sokulskiego w historię, która stawia przed nim i jego partnerką Darią Tyszką coraz więcej pytań bez odpowiedzi.
CZY MAJĄ DO CZYNIENIA Z SERYJNYM MORDERCĄ?
Gdańsk i Poznań, teraźniejszość i tajemnica sprzed lat. Lunar manipuluje i myli tropy, by zaserwować czytelnikowi doskonały, trzymający w napięciu do ostatniej strony, kryminał!
Agata Pożywiłko, Poznański Festiwal Kryminału GRANDA
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2024-06-19
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 608
Czy 600 stron to jest dużo jak na książkę?
Zdaje mi się, że nie, a tym bardziej na kryminał, dzięki któremu im głębiej się za puszczasz czytając go, tym bardziej on Cię wciąga i pochłania w swoją historię. Z każdym rozdziałem zaczynasz odszukiwać i dopasowywać elementy układanki, które nabierają wyraźniejszych kształtów. Przenikasz całym sobą w historię, razem z bohaterami, szukasz dowodów i tropów, jesteś coraz bliżej schwytania mordercy, aż w końcu dochodzisz do zakończenia i tej satysfakcji, że udało Ci się dobrze wytypować zabójcę i że spędzony czas z książką, nie został zmarnowany, a wręcz przeciwnie, bo czytanie jej było samą przyjemnością.
.
Największą robotę robi genialnie uknuta intryga, autor tak poprowadził akcję, że nie sposób było domyślić się zakończenia. Przede wszystkim ta książka, to również silne i skrajne emocje, jakie udzielają się podczas czytania. Czytelnik utożsamia się z bohaterami, chociażby samym Ludwikiem, który będzie musiał stoczyć walkę z własnymi traumami z przeszłości. Jak również i z rodzinami ofiar, które cierpią utratę swoich bliskich i będą walczyć o sprawiedliwość.
.
Z takich minusów, jedynie to, że książka z czasem zaczęła mi się już po prostu dłużyć. Za dużo zbędnych i trochę nużących opisów, przez co akcja została trochę rozwleczona. Jednakże historia sama w sobie jest bardzo ciekawa, to typowo rasowy kryminał z elementami thrillera, który zadowoli każdego czytelnika szukającego stopniowo budowanego napięcia i dobrze skonstruowanej fabuły. Polecam!
Motyw w książkach, gdzie poszukiwany jest morderca, a tropów brak jest zdecydowanie bardzo ekscytujący, czytelnik może wcielić się w rolę detektywa i wraz z bohaterami rozwiązać trudną zagadkę.
Tańcząc na prochach zmarłych to historia, w której ciężko przewidzieć kolejny krok, ponieważ śledztwo prowadzone przez Edwarda Sokulskiego niemal nie posuwało się do przodu ze względu na brak punktu zaczepiania. Kiedy wreszcie w Nowym Porcie zostaje wyłowione ciało młodej kobiety, ma on nadzieję, że to zaginiona Karolina Langiewicz, niestety to nie ona i z jednego śledztwa robią się dwa. Mężczyzna, żyjąc w chaosie, traci ukochaną i stacza się na dno, podejmuję decyzje, które nie podobają się jego zwierzchnikowi i balansuje na krawędzi, jednak wytrwale tracąc po drodze przyjaciół, dąży do rozwiązania zagadek.
Ta historia od razu mi się spodobała i pomimo tego, że książka jest dość gruba, w ogóle tego nie odczułam, czytałam w każdej wolnej chwili, ponieważ śledztwa naprawdę mnie wciągnęły. Główny bohater pomimo swojego niezbyt dobrego wizerunku, niestety zdradzał swoją kobietę z paniami robiącymi to za pieniądze, czego ja nie akceptuje, wywarł na mnie pozytywne wrażenie, robił wszystko, żeby niczego nie zamieść pod dywan. Dużą rolę w tym odegrała również jego partnerka z pracy, Daria Tyszka, która wspierała go w różnych, nie zawsze słusznych decyzjach, kobieta była zawzięta i miała dobre przeczucie.
Mamy tutaj przedstawione układy i układziki, świat, którym rządzą silniejsi i bogatsi, są tutaj ludzie, z którymi nigdy nie chciałabym się spotkać, niestety współpracujący również z policją, więc nietykalni. Tutaj śledztwo zahacza o takich ludzi, więc zginęli przy tym niewinni, którzy zostali w to wszystko wplątani przypadkiem i to są bardzo smutne momenty.
Emocji tutaj nie brakuje, a i zakończenie jest naprawdę dobre, bardzo lubię, kiedy koniec jest z tak zwanym przytupem, ponieważ wtedy książka zostaje na dłużej w pamięci.
TO, CO IM ZABRAŁEŚ
W czerwcu ukazała się nowa powieść Ludwika Lunara ,,Tańcząc na prochach zmarłych". Nie czytałam wcześniejszych książek autora, a więc z dużym zainteresowaniem sięgnęlam po ten tytuł. Szczególnie, że liczy ponad sześcest stron, a bardzo lubię takie tomiszcza. Jak wypadło moje pierwsze spotkanie z Lunarem?
W gdańskim Nowym Porcie wyłowione zostają zwłoki młodej kobiety. To wydarzenie wzbudza zainteresowanie starszego aspiranta Edwarda Sokulskiego, który prowadzi sprawę zaginionej przed tygodniem nastolatki. Dziewczyna nie wróciła do domu po imprezie przy ognisku, w której uczestniczyła z przyjaciółmi. Czy znaleziona denatka to zaginiona nastolatka? Sokulski i jego partnerka Tyszka zagłębiają się w sprawę, w której więcej jest pytań niż odpowiedzi, a splątane wątki zdają się być niemożliwe do wyjaśnienia. Czy w Gdańsku działa seryjny morderca? Czy możliwym jest przebrnięcie przez sieć kłamstw i mataczeń?
,,Tańcząc na prochach zmarłych" to kryminał, który przynosi nam to, co już znamy : brutalne zabójstwo, śledczego z problemami wielkości Mount Everestu i ponury, szary klimat. Niby nic, co mogłoby zaskoczyć, wskrzesić iskrę, a jednak... Ludwik Lunar rozpracowuje temat po swojemu. Bazując na dość oklepanych motywach napisał powieść, która jest interesująca i stanowi przykład dobrej, rzemieślniczej roboty. Głęboko przeanalizowana struktura miastowych układów, rzetelnie oddana praca policji i bardzo sprawnie zbudowani bohaterowie. Autor się nie spieszy. Tym, co tę powieść cechuje, co jest ważnym jej atutem, to tempo, które może nie jest szczególnie szybkie, ale za to pozwala nam wczuć się w klimat. A klimat to Lunar tworzyć potrafi perfekcyjnie. Dużo brudu jest w tej historii, smutku i żalu. Postaci wykreowane prze pisarza są bardzo przekonujące. Nikt tutaj nie jest czarno - biały, nikt nie jest ani stricte dobry, ani zły. I to poczytuję jako duży plus tej opowieści. Lunar portretuje bohaterów trudnych, wielokrotnie niejednoznacznych moralnie, upadłych. Są one ważnym elementem tej powieści i budują jej klimat. Niezwykle ważne jest także miasto. Gdańsk - dla wielu to cel wakacyjnych eskapad. Miasto stanowiące kwinstesencję nadmorskiego kurortu, słoneczne, wypełnione muzyką i śmiechem. W powieści Ludwika Lunara Gdańsk ukazuje zupełnie inne oblicze. Jest szary, zimny, mglisty. Pod podszewką miasta wiodą swój żywot gangsterzy, dilerzy, prostytutki. Ten sposób ukazania miasta na zasadzie sprzeczności i dogłębnego przeniknięcia w jego najniższe warstwy, przywodzi mi na myśl powieści Zoli. I niechaj nikt nie sądzi, że szafuję nazwiskiem wielkiego twórcy. Lunar jest naprawdę dobry w tym, co robi. Więcej niż dobry. Na takowe porównanie uczciwie zasłużył.
Zanurzyłam się w tę historię i bywały chwile, gdy mnie ona uwierała. Była niewygodna, nieco drażniąca, tak bardzo prawdziwa. Autorowi udało się całkowicie skupić moją uwagę i uwieść mnie swoją opowieścią. Bardzo podoba mi się styl pisarza, jego niesztampowe podejście do typowo kryminalnych zagadnień i umiejętność kreowania realistycznej fabuły. Ta powieść klimatem przypomina nieco lata dziewięćdziesiąte. Pieczołowicie oddane są tutaj warunki, w jakich pracują policjanci, bardzo udane dialogi i sporo zaskakujących zwrotów akcji. Wykorzystanie ciekawostek i rozwiązań z jakimi nie zetknęłam się do tej pory w literaturze kryminalnej. A przede wszystkim ta wspaniała, nastrojowa, smutna, ale urzekająca opowieść. Na tych sześciuset stronach nie znajduję ani jednego zbędnego zdania. Ciasna, dusząca atmosfera tej powieści sprawia, że ta lektura gdzieś się w nas odkłada. Im więcej pojawia się autorów parających się kryminałem, tym mniej jest wśród nich indywidualności. Warto więc zwrócić uwagę na Ludwika Lunara. Wykorzystując znane schematy stworzył unikatową jakość. Napisał tę powieść po swojemu, nie bacząc na to, czy wpisuje się ona w powszechny trend. Opierając się na tym, co czytelnik doskonale zna zaprezentował nową, własną jakość. Bardzo zaangażowałam się w lekturę ,,Tańcząc na prochach zmarłych". Drobiazgowo opowiedziane policyjne śledztwo, skrupulatne, bez wielkich triumfów. Żmudne, frustrujące i odbierające nadzieję. Lunar bazuje na tym, jak mogłoby być w rzeczywistości. Nie serwuje czytelnikom nielogicznych i odrealnionych zwrotów akcji. Jest rzetelny i dokładny w tym, co robi. Bardzo dobra powieść, którą warto wyłowić z wielkiej sieci literackich nowości. Brawa za odwagę w podążaniu własną drogą. Panie Lunar, to jest najlepsza z możliwych dróg.
W świecie, gdzie nieliczni mają wszystko, a pozostali nic, rodzi się pragnienie. W świecie, który kopie i pogrąża każdego dnia, rodzi się przemoc. W świecie, w którym pochowano uczciwość, rodzi się zło. Do tego świata zabiera nas Ludwik Lunar. Ma pomysł, ma styl i zdaje się rozumieć meandry ludzkiej psychiki. Bardzo dobra powieść, która przynosi satysfakcję. Mroczna, duszna, to jest to, co diabły lubią najbardziej. Z piekielnym przekonaniem, że tego właśnie nam było potrzeba - gorąco polecam.
Deszczowy Gdańsk, spowity mgłą i tajemnicą, stanowi doskonałe tło dla powieści kryminalnej. Wilgotne, brukowane uliczki, tonące w szarościach i półmroku, skrywają niejedną mroczną historię, której echa wciąż rozbrzmiewają w odgłosach deszczu uderzającego o dachy starych kamienic. Miasto o bogatej i często burzliwej przeszłości, z wąskimi zaułkami, staje się niemym świadkiem ludzkich dramatów, splątanych losów i tajemnic, które przenikają każdą cegłę, każdy bruk. Mgła, unosząca się nad portowymi dokami, zdaje się zasłaniać nie tylko widok, ale i prawdę, a wszechobecna wilgoć wsiąka w dusze mieszkańców, pozostawiając w nich uczucie niepokoju. W takim otoczeniu każde śledztwo nabiera dodatkowego wymiaru, a poszukiwanie prawdy staje się podróżą przez mrok ludzkich serc i dusz.
Powieść zaczyna się od makabrycznego odkrycia - w Nowym Porcie zostaje wyłowione ciało młodej kobiety. Deszczowy Gdańsk, spowity mgłą i tajemnicą, stanowi doskonałe tło dla powieści kryminalnej. Wilgotne, brukowane uliczki, tonące w szarościach i półmroku, skrywają niejedną mroczną historię, której echa wciąż rozbrzmiewają w odgłosach deszczu uderzającego o dachy starych kamienic. Miasto o bogatej i często burzliwej przeszłości, z wąskimi zaułkami, staje się niemym świadkiem ludzkich dramatów, splątanych losów i tajemnic, które przenikają każdą cegłę, każdy bruk. Mgła, unosząca się nad portowymi dokami, zdaje się zasłaniać nie tylko widok, ale i prawdę, a wszechobecna wilgoć wsiąka w dusze mieszkańców, pozostawiając w nich uczucie niepokoju. W takim otoczeniu każde śledztwo nabiera dodatkowego wymiaru, a poszukiwanie prawdy staje się podróżą przez mrok ludzkich serc i dusz.
Powieść zaczyna się od makabrycznego odkrycia - w Nowym Porcie zostaje wyłowione ciało młodej kobiety. Sprawą natychmiast interesuje się starszy aspirant Sokulski. Jego pierwsze podejrzenie, że zwłoki mogą należeć do zaginionej przed niespełna tygodniem osiemnastolatki, nadaje sprawie szczególnego znaczenia. Jednak ustalenie tożsamości denatki okazuje się nieoczekiwanie trudne. To, co mogło być rutynowym dochodzeniem, szybko przeradza się w śledztwo pełne niedomówień i zaskakujących powiązań.
Fabuła książki jest misternie skonstruowana i pełna zaskakujących zwrotów akcji. Autor umiejętnie dozując informacje, stopniowo prowadzi czytelnika przez gąszcz zagadek, które trzymają w napięciu do ostatniej strony. Każdy nowy trop, każdy nowy ślad prowadzi do kolejnych pytań, na które nie ma łatwych odpowiedzi. Czytelnik zostaje wciągnięty w wir wydarzeń, nieustannie zadając sobie pytanie: czy mają do czynienia z seryjnym mordercą, czy może prawda jest jeszcze bardziej przerażająca?
To nie tylko doskonały kryminał, ale również powieść o głębokim zabarwieniu psychologicznym. Wnikliwa analiza motywacji, lęków i pragnień postaci, ukazuje, jak skomplikowana może być ludzka natura. Każdy z bohaterów, zarówno główni, jak i poboczni, ma swoje sekrety, które stopniowo wychodzą na jaw, nadając opowieści dodatkowy wymiar. Zostajemy zmuszeni do refleksji nad istotą zła, granicą między dobrem a złem oraz tym, co kryje się w najgłębszych zakamarkach ludzkiej duszy.
Kulminacyjny moment powieści jest zaskakujący i pełen emocji. Rozwiązanie zagadki, choć nieoczekiwane, jest logiczne i satysfakcjonujące, co świadczy o umiejętności budowania spójnej i przekonującej fabuły. Ostateczne odkrycie prawdy nie tylko wyjaśnia, co stało się z denatką, ale również rzuca nowe światło na całą historię, zmuszając do ponownego przemyślenia wydarzeń.
,,Tańcząc na prochach zmarłych" to powieść, która z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom literatury kryminalnej i psychologicznej. Bogata w emocje, pełna napięcia i zaskakujących zwrotów akcji, dostarcza nie tylko rozrywki, ale również głębokich przemyśleń. Jej bogactwo emocji, mistrzowsko zbudowana fabuła i literacki kunszt sprawiają, że jest to lektura, której nie można przegapić. Postać samego aspiranta może momentami irytować, jednak mimo wszystko warto wraz z nim kroczyć poprzez tajemniczy labirynt faktów i domysłów.
natychmiast interesuje się starszy aspirant Sokulski. Jego pierwsze podejrzenie, że zwłoki mogą należeć do zaginionej przed niespełna tygodniem osiemnastolatki, nadaje sprawie szczególnego znaczenia. Jednak ustalenie tożsamości denatki okazuje się nieoczekiwanie trudne. To, co mogło być rutynowym dochodzeniem, szybko przeradza się w śledztwo pełne niedomówień i zaskakujących powiązań.
Fabuła książki jest misternie skonstruowana i pełna zaskakujących zwrotów akcji. Autor umiejętnie dozując informacje, stopniowo prowadzi czytelnika przez gąszcz zagadek, które trzymają w napięciu do ostatniej strony. Każdy nowy trop, każdy nowy ślad prowadzi do kolejnych pytań, na które nie ma łatwych odpowiedzi. Czytelnik zostaje wciągnięty w wir wydarzeń, nieustannie zadając sobie pytanie: czy mają do czynienia z seryjnym mordercą, czy może prawda jest jeszcze bardziej przerażająca?
To nie tylko doskonały kryminał, ale również powieść o głębokim zabarwieniu psychologicznym. Wnikliwa analiza motywacji, lęków i pragnień postaci, ukazuje, jak skomplikowana może być ludzka natura. Każdy z bohaterów, zarówno główni, jak i poboczni, ma swoje sekrety, które stopniowo wychodzą na jaw, nadając opowieści dodatkowy wymiar. Zostajemy zmuszeni do refleksji nad istotą zła, granicą między dobrem a złem oraz tym, co kryje się w najgłębszych zakamarkach ludzkiej duszy.
Kulminacyjny moment powieści jest zaskakujący i pełen emocji. Rozwiązanie zagadki, choć nieoczekiwane, jest logiczne i satysfakcjonujące, co świadczy o umiejętności budowania spójnej i przekonującej fabuły. Ostateczne odkrycie prawdy nie tylko wyjaśnia, co stało się z denatką, ale również rzuca nowe światło na całą historię, zmuszając do ponownego przemyślenia wydarzeń.
,,Tańcząc na prochach zmarłych" to powieść, która z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom literatury kryminalnej i psychologicznej. Bogata w emocje, pełna napięcia i zaskakujących zwrotów akcji, dostarcza nie tylko rozrywki, ale również głębokich przemyśleń. Jej bogactwo emocji, mistrzowsko zbudowana fabuła i literacki kunszt sprawiają, że jest to lektura, której nie można przegapić. Postać samego aspiranta może momentami irytować, jednak mimo wszystko warto wraz z nim kroczyć poprzez tajemniczy labirynt faktów i domysłów.
To moje pierwsze spotkanie z powieścią tegoż autora. Czy było udane? Czasami... Cała historia przypadła mi do gustu, bo lubię takie w których trzeba sięgnąć o przeszłości. Wiele wątków ostatecznie zgrabnie się spłata, ale po drodze trochę się plącze i dezorientuje czytelnika. Wiadomo nie od dziś, że szczegóły w akcji mają duże znaczenie... Niestety, poczułam się trochę zlekceważona, bo kilka faktów, które jako stały " czytacz" kryminałów powiązałam bezbłędnie, autor potraktował jako odkrycie roku. A przecież Ed, jako całkiem bystry policjant powinien to zauważyć natychmiast. Tym samym powstał tom( tomiszcze) obszerny i lekko przegadany. Trochę niekonsekwencji w samej konstrukcji powieści też się znajdzie: po 2/3 przeczytanego tekstu giną dialogi na rzecz opisów, nagle też pojawiają się zdania kwieciste i górnolotne, tak jak to zawierające tytuł powieści. Trudno też
uwierzyć, że bohater zawieszony w czynnościach, nagle przestaje interesować się światem i żyje jak w równoległej rzeczywistości- upojony powrotem do dziewczyny z macho staje się przytulnym misiem robiącym śniadanka. Tyszka jako partnerka Skulskiego stara się jak może, ale wujek na wysokim stanowisku tak często się pojawia, że zaczynam wątpić w inteligencję dziewczyny. Czyta się całkiem dobrze, choć korekta dała tu potężną plamę( określenie "wypróżniać kanister" z niewiadomych powodów mnie rozśmieszyło, nie brak też błędów stylistycznych). Zakończenie wskazuje na ciąg dalszy i tu mam nadzieję, że będzie może mniej, ale treściowej. Mam nadzieję, że to nie ostatnie spotkanie z twórczością autora, bo warto dawać drugą szansę.
Gdańsk. To tu toczy się akcja najnowszej powieści Ludwika Lunara.
W Nowym Porcie z wody zostaje wyłowione ciało młodej kobiety. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że denatce brakuje prawej dłoni, a jej nogi były mocno związane.
Ponadto z oględzin patomorfologa wynika, że ten kto zabił nieznaną nikomu kobietę wynika, że jej oprawca pragnął zmylić funkcjonariuszy.
Jednocześnie w mieście dochodzi do zaginięcia osiemnastoletniej Karoliny Langiewicz.
Czy te dwie sprawy coś łączy?
Na te pytania odpowiedzi poszukuje starszy aspirant Edward Sokulski , choć działa co najmniej na granicy legalności.
A wszystko z powodu jednego filmiku w internecie.
Policjantowi pomaga Daria Tyszka - kobieta doświadczona ogromną traumą i bagażem w postaci trudnej przeszłości.
Czy uda się dopaść mordercę?
Powiązania z półświatkiem, gangsterskie porachunki, tajemnice, mylne tropy i szukające szczegóły wyłaniające się z kolejnych, krótkich i świetnie napisanych rozdziałów tworzą świetną mieszankę , gwarantującą świetnie spędzony czas.
Fabuła powieści jest dynamiczna i skomplikowana , a styl autora cechuje lekkość przez co całość jest niezwykle przyjemna w odbiorze.
Książka jest sporą cegiełką , ponieważ liczy ponad sześćset stron , lecz czyta się ją z wypiekami na twarzy , a zakończenie naprawdę zaskakuje.
Pewnego marcowego poranka grupa nastolatków dokonuje makabrycznego odkrycia. Na leśnej polanie natrafiają na zwłoki mężczyzny, szczelnie zawinięte w plastikową...
W Zaciszu, małym miasteczku na północy kraju, dochodzi do brutalnego morderstwa młodej dziewczyny. Jej bestialsko okaleczone ciało zostaje znalezione w...
Przeczytane:2024-09-12, Ocena: 6, Przeczytałam,
Zawsze mnie ekscytowała praca patomorfologa, bo on tak jak nikt potrafił z ciała wyczytać jego historię. W tej książce poznamy taką osobowość, która miała bystre oko i dostrzegała więcej niż zwykły człowiek. Przechodząc do historii czytamy o wyłowieniu ciała z wody, które nie było w całości. Na oko policji, ktoś odpiłował dłoń wysportowanej kobiety, jednak przysłuchując się rozmowie wiemy, że laik tego nie zrobił. Dłoń bowiem została starannie odcięta, a później zmiażdżona i poszarpana, by ukryć niecny uczynek. Policja więc zastanawia się czy ma do czynienia z seryjnym mordercą, czy może wciąż jest szansa, że to jednorazowy wybryk. Jednak co z dłonią? Jaki cel miał oprawca, by kobiecie o idealnych kształtach zniszczyć życie? Co ciekawe, kiedy otrzymują zgłoszenie o zaginięciu jakiejś kobiety, są pewni, że jest nią pani z sekcji. Później wychodzi na jaw, że to są dwie inne sprawy. Rodzice wciąż zaginionej dziewczyny męczą ich telefonami, a w międzyczasie poznajemy też życie osobiste postaci, które również nie jest usłane różami. Również partnerka śledcza nie ułatwia mu niczego, gdyż twardo trzyma się zasad. On jako stary wyga wie, że czasami trzeba iść na żywioł, sprawdzać tam, gdzie prowadzi nas umysł, gdyż tropów i tak za wiele nie mają. Jej jednak zbyt mocno zależy na karierze, by pozwolić sobie na wpadki. Jak zatem uważacie, czy tych dwoje może znaleźć jakikolwiek sposób na porozumienie się? Czy zawsze trzymanie się zasad wychodzi na dobre?
Książkę określiła bym na thriller kryminalny, gdyż mamy prowadzone śledztwo, nawet dwa, ale z drugiej strony postacie często ulegają intuicji. Nieraz więcej faktów łączy się w ich głowie, niż punktów, których muszą się trzymać. Podobało mi się to, że mamy tutaj wartką akcję i sam styl pisarski jest na wysokim poziomie. Nawet jak ktoś przeklnie, to jakby to robił z klasą, nie niszą społeczną. Postacie są inteligentne i mają swoje mocne i słabsze strony. Początkowo ciężko jest im zaufać sobie, gdyż znają poniekąd swoją przeszłość, więc wiedzą, czego mogą się po sobie spodziewać i na jakiej stronie z pewnością nie dojdą do porozumienia. Na szczęście im dalej, tym ich relacja zaczyna się układać, a my wędrujemy do dawniejszego czasu, gdzie wszystko zdobyło swój początek.
Pozycja należy do tych grubszych, bo nie tylko śledztwo zabiera im czas, ale i sprawy prywatne. Ciężko mi było się od niej oderwać, bo sama w głowie układałam sobie różne fakty i możliwości, by zobaczyć, czy można myśleć inaczej niż gliniarze:-) Końcówka mi się podobała, a później czułam taką dziwną satysfakcję. Z pewnością pozycja godna polecenia:-)