Ostatni, wydany pośmiertnie, zbiór opowiadań wybitnego amerykańskiego pisarza.
Denis Johnson jednym zdaniem umie przykuć nas do lektury. „Dziś rano dopadł mnie taki smutek na myśl o tempie życia – o dystansie, jaki dzieli mnie od własnej młodości, o tym, jak uporczywie żałuje się rzeczy sprzed lat, ale też żałuje się ciągle czegoś nowego, o tym, ile wymyślnych kształtów potrafi przybrać porażka – że niemal rozbiłem auto”.
Umie też sprawić, że zwyczajne epizody – towarzyskie spotkanie, telefon od byłej żony (której?), wiadomość o śmierci dawno zapomnianego znajomego – w nieuchwytny sposób łączą się i pozwalają nam dostrzec w nich inny, tajemniczy porządek.
Denis Johnson (1949–2017) – pisarz, poeta i dramaturg, uznawany za jednego z najwybitniejszych twórców amerykańskiej literatury. Jego charakterystyczny lapidarny język połączony z umiejętnością tworzenia uderzających obrazów i scen o niezapomnianym uczuciowym natężeniu przysporzyły mu niegasnącej popularności wśród czytelników i innych pisarzy. Dwukrotnie nominowany do nagrody Pulitzera, zdobył National Book Award w 2007 roku za powieść Tree of Smoke (wydanie polskie: Drzewo Dymu, 2009). Nakładem wydawnictwa Karakter w 2020 ukazał Syn Jezusa.
Wydawnictwo: Karakter
Data wydania: 2022-08-16
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 208
Tytuł oryginału: The Largesse of the Sea Maiden: Stories
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Krzysztof Majer
Książka, która została ogłoszona przez krytyków arcydziełem - czytam to w prawie każdej recenzji. Maleńka książeczka, połowy formatu A4, a czytałam ją przez tydzień (zgodnie zresztą z zaleceniami uważności, refleksji i głębokiego namysłu). Zostały mi po niej skrawki świetnych zdań, drobnych scenek (czasami przejmujących, czasami humorystycznych) i tyle. A naprawdę się starałam. Może dlatego, że żaden z bohaterów jakiegokolwiek opowiadania nie zawładnął moim sercem - ani fan Elvisa, ani więzień, ani ktoś na odwyku. Innych, jak byli to już nawet nie pamiętam. A skończyłam czytać dzisiaj. To co będzie za tydzień?
Ameryka zrujnowanych przedmieść, zdezelowanych samochodów, podupadających knajp. Czego szuka młody mężczyzna w heroinie, alkoholu, przygodnych znajomościach...
Niezwykły obraz wojny widzianej oczami tych, dla których każdy dzień jest walką o przetrwanie, tych, którzy odliczają dni do powrotu do domu...
Przeczytane:2023-02-25, Ocena: 5, Przeczytałam, Egzemplarz recenzencki, 52 książki 2023, czytam regularnie, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2023, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2023, Mam,
Pewnie kilka razy pojawiało się już to pytanie, ale czy lubicie czytać opowiadania? Dla mnie są ważną i niezwykle cenną formą, w której autor musi zawrzeć wiele na niewielu stronach. W opowiadaniach można pozwolić sobie na eksperymenty, zabawę formą czy konwencją, na cokolwiek. Rzadko jednak zdarza mi się spotkać w zbiorach opowiadań więcej niż jedno na kilka, które miałyby w sobie błysk arcydzielności - a to kropla bezczelności osoby piszącej, a to poetycki, zwariowany, poszatkowany (etc.) język, a to koncept powalający na łopatki lub zakończenie będące szaleńczą woltą. No ale żeby w małym, liczącym raptem pięć opowiadań, znalazły się aż trzy skrzące się talentem, to już jest coś! Kawał był pisarza z tego Denisa Johnsona.
"Szczodrość syreny" wydana została w ubiegłym roku i stała się dużym wydarzeniem literackim – nawet pewien znany magazyn o książkach umieścił go na najwyższym stopniu podium w topce 2022. I chociaż książkę miałem jakoś niewiele od premiery, bo i ochota była wielka, to za dużo ochów się wylało i się trochę odechciało. Konfetti na szczęście opadło, a opowiadania znów zaczęły zachęcająco spoglądać preslejem z regału. Wcześniej czytałem Johnsona "Sny o pociągach" i nawet mi się ta książka podobała - trochę w klimacie "Całego życia" Seethalera (albo na odwrót, bo Johnson był pierwszy) - ale jak na opowiadanie był ten tekst za długi, rozwleczony, na powieść zbyt skrótowy, niepełny; niemniej czuć było dobry styl i solidny warsztat.
Johnson w "Szczodrości syreny" rozbija bank kapitalnymi pierwszymi zdaniami – poza epistolarnym "Gwiezdnym Pyłem nad Idaho" – po których nie sposób już odpuścić. Każde z nich wrzuca czytelnika w sam środek opowieści, radź sobie, przecież jesteś duży. A chociaż bohaterowie to mężczyźni, którzy są lub czują się przegrani i wspominają nie najlepsze momenty z życia - ach, ile tego już było - Johnson tak prowadzi historię, że ją kupujemy w całości, nawet jeśli jest dołująca, nieprawdopodobna albo całkowicie naciągana. Tytułowe opowiadanie jako aperitif skrzy się od drobnostek, które pozwalają zbudować tak wiarygodny świat przedstawiony, że trudno mi wierzyć, że to tylko fikcja (aż!). Później serwowane są kolejne dania, które smakują wystarczająco dobrze, że nie traci się apetytu na deser. A ten deser jest ogromny, to spécialité de la maison, Johnson wychodzi cały na biało z lśniącą paterą w ręce i zdejmuje pokrywkę, pod którą krył się Doppelgänger, Poltergeist, opowiadanie tak cudnie maniakalne i niedorzeczne, a jednocześnie przepełnione mistycyzmem, że żałujemy wchłonięcia wszystkich poprzednich tekstów, bo nie wiadomo, czy ten się cały w nas zmieści.
Zbyt często zdarza mi się mówić, że będę do jakiejś książki wracał - bo po prawdzie, to kiedy, ludzie by musieli przestać pisać nowe rzeczy. W tym przypadku jest jednak inaczej, wrócę na pewno do tych opowiadań, bo to kawał literatury w znakomitym przekładzie Krzysztofa Majera. Jak ochłonę po tym, wezmę się za "Syna Jezusa".