Wezwany przez Gwen, swą dawną ukochaną, Dirk t'Larien przekonuje się, że świat Worlorn, chluba światów zewnętrznych, bardzo się zmienił i jest teraz
umierającą planetą. Worlorn podejmuje samotną wędrówkę przez mrok międzygwiezdnych otchłani.
Dumni Kavalarowie władają swym światem zgodnie z opartym na przemocy kodeksem. Jednak ich brutalna cywilizacja zaczyna chylić się ku
upadkowi...
,,Fascynujący opis obcych światów i kultur oraz klimat mrocznego westernu przeniesionego w galaktyczne przestrzenie sprawiają, iż Martin trwale
zapisał się wśród najlepszych dokonań space opery".
Roger Zelazny
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2019-09-24
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 394
Tytuł oryginału: Dying of The Light
NIE WCHODŹ ŁAGODNIE DO TEJ DOBREJ NOCY
Zanim George R.R. Martin zasłynął „Grą o tron”, stworzył niejedną powieść i jeszcze więcej wszelkiej maści opowiadań. Dlaczego żadne z nich nie stały się tak wielkimi hitami, jak jego opus magnum, nie trudno zgadnąć – Martin to nie literacki artysta, a jedynie pisarz-wyrobnik. Niezły, ale niewybijający się szczególnie, mimo licznych nagród i nominacji, na tle innych autorów swoich czasów – może poza tym wyjątkowym dziełem, jakim była „Gra o tron”. I „Światło się mroczy” też jakoś się nie wybija. To po prostu niezła, prosta fantastyka, zaludniona prostymi postaciami, która momentami przejawia jednak przebłyski prawdziwej inwencji. Szkoda, że sporadycznie.
Akcja powieści zabiera nas na planetę Worlorn, niegdyś tętniący życiem, teraz konający świat, na który wraca wezwany przez dawną ukochaną Gwen, Dirk t’Larien. Stan globu dziwi bohatera, ale przede wszystkim nie ma on jeszcze pojęcia co właściwie go czeka. Wmieszany w miłosne (i nie tylko) intrygi, trafia w sam środek wydarzeń, z którymi najchętniej nie miałby wiele do czynienia…
Całość recenzji na moim blogu: https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2019/10/swiato-sie-mroczy-george-rr-martin.html
Wybór znakomitych opowiadań, osadzonych w świecie Umierającej Ziemi stworzonym przez Jacka Vance'a, a zebranych porzez George'a R.R. Martina i Gardnera...
Stary i zgorzkniały właściciel parowca "Fevre Dream", kapitan Abner Marsh, zabiera w rejs po Missisipi nader dziwnego pasażera. Enigmatyczny bogacz, Joshua...
Przeczytane:2020-03-11, Ocena: 4, Przeczytałam,
"Imiona zawierają w sobie całą prawdę i wszystkie kłamstwa, gdyż nic nie zniekształca rzeczywistości skuteczniej niż fałszywe imię, które zmienia ją jednocześnie z jej obrazem."
Frapujące spojrzenie na fabułę budowaną z perspektywy umierającego świata, przemijającej wielkości, gasnącego blasku, zanikających jednostek życia i wyniszczonych upływem czasu relacji. Jednak nie jest to przygnębiająca perspektywa, wręcz odwrotnie, ukazująca, że choć nic nie jest trwałe i wieczne, to jednak cudownie komponuje się z pozostałymi elementami cyklu istnienia i egzystencji. Owszem, przyglądamy się losom pojedynczych jednostek, lecz patrzymy z pejzażu kosmosu, galaktycznych wędrówek, powstałych cywilizacji i definiujących jednostek czasu. Fascynujące, z jednej strony bezmiar i nieskończoność, z drugiej intensywna, choć błyskawicznie ulotna, obecność. Coś się kończy, choćby żywot planety, a coś zaczyna, jak nowe możliwości. Oko lunety wymierzone jest w gigantyczne formy, ale ogniskuje się na pojedynczym punkcie.
George R.R. Martin wprowadza czytelnika w niezwykle uszczegółowiony świat, co się z nim działo na przestrzeni wielu wieków, jakie przechodził przeobrażenia, w którym miejscu obecnie się znajduje, a nawet podaje wskazówki, jak dalej wiele rzeczy może się potoczyć. Umiejętnie oddane kreacje bohaterów, mocno różniące się osobowością i przynależnością kulturową, zajęte swoimi sprawami do momentu, kiedy nieznana siła pcha ich ku stycznym punktom. Początkowo spodziewamy się określonego kierunku scenariusza zdarzeń, przyzwyczajamy do panującej atmosfery, by za chwilę spojrzeć na nią z drugiej strony lustra. Czytając powieści tego pisarza zawsze mam wrażenie, że postaci żyją na swój sposób, tak jakby i ich twórca też nie do końca w zamysłach uwzględniał ścieżki, którymi przyjdzie im się przemieszczać w walce o dobro, życiowe sukcesy, czy w realizacji niebezpiecznych misji. Okazuje się, że ta szczególna cecha od początku towarzyszy stylowi pisania George R.R. Martina. Ma to szczególny urok, gdyż trudno przewidzieć rozwinięcie akcji i jej rozgałęzienia, a zatem z większą uwagą przykuwa do historii. Mniej przekonujący okazał się wątek miłości, ale niewątpliwie potraktowany w nietuzinkowy sposób. Liczyłam na większe napięcie przy poznawaniu powieści, nie można odmówić obecności intrygujących incydentów, to jednak materiał, z którego są utkane czasem bywa poprzecinany. Podsumowując, dobrze bawiłam się przy tej przygodzie, miło spędziłam czas, frapująca wprawka po długiej przerwie od fantastyki, choć obciążona znamionami debiutu sprzed wielu lat.
bookendorfina.pl