Marie-Laure mieszka w Paryżu tuż przy Muzeum Historii Naturalnej, w którym pracuje jej ojciec. Kiedy dziewczynka kończy 6 lat traci wzrok, tata buduje dla niej wierną makietę miasta, by mogła się swobodnie poruszać w sąsiedztwie i zawsze znaleźć bezpieczną drogę do domu. W wieku 12 lat Marie-Laure wraz z ojcem uciekają z okupowanego przez nazistów Paryża do Saint-Malo, i zamieszkują w domu nad brzegiem morza. Werner Pfennig, wychowanek domu dziecka dorasta z młodszą siostrą w Zagłębiu Ruhry. Podczas jednej z zabaw znajduje radio, wkrótce staje się ekspertem w budowaniu i naprawianiu radioodbiorników. Dzięki swoim umiejętnościom zostaje wcielony do Wehrmachtu, gdzie służy w elitarnej grupie żołnierzy zajmującej się namierzaniem wrogich transmisji radiowych. Po powrocie z frontu wschodniego trafia do Saint-Malo w Bretanii, gdzie w sierpniu 1944 roku, podczas oblężenia miasta przez wojska amerykańskie, spotyka przypadkowo Marie-Laure i ratuje jej życie… Tak zaczyna się poruszająca historia zakazanej miłości dwojga ludzi, która najpierw zachwyciła Amerykanów, a wkrótce cały świat.
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 2015-09-23
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 640
Przedstawiam Wam powieść monumentalną, która mną zawładnęła i puścić nie chciała. Niczym deja vu, bo do "Miasta ukrytego w chmurach" tego samego autora również tak przylgnęłam. To proza - łapacz łez, bo tyle w niej subtelnego piękna, ale i bolesnego realizmu. Eteryczna, a tak intensywna jednocześnie. Nie wiem co powiedzieć, bo wszystko za mało.
O niewidomej Marie-Laure, która swą niewinnością, tak widocznie, przestrzeń zdobiła, z makietą miasta w dłoniach i o utalentowanym Wernerze z domu dziecka, który kochał radiowe fale i siostrę, do kopalnianej przyszłości czując niechęć. O pomyłce w wieku, która na front pcha chłopięcą wrażliwość i o inności, która wyróżnia lub nienawiść budzi, bezmyślną.
O Niemczech i Francji, dwóch stronach tego samego świata, a tak od siebie odległych. Bo jedna chce bezwzględnie niszczyć, a druga musi uciekać, konspirować, w bochenkach tajne ukrywać by życie, a przede wszystkim cząstki człowieczeństwa zachować. O II wojnie światowej, a każda dzieli i zawsze ma w sobie coś abstrakcyjnego dopóki nie dotknie nas. Dopóki nas.
Bo przecież człowiek człowiekowi - to niemożliwe. A jednak. Dlaczego musi to być opowieść tak aktualna? Pytam się, w odpowiedzi słysząc ciszę.
Co trzeba czuć żeby uważać, że "jesteśmy myszami a niebo roi się od jastrzębi"? Jak bardzo drżeć o wolność, o zwyczajność? Co przeżywa ojciec musząc opuścić córkę, brat siostrę, przyjaciel przyjaciela? Doświadczycie.
Ważny jest tu kamień - błękitem bijące Morze Ognia, którego poszukiwanie staje się kluczem powieści i symbolem - chciwości, ale i oddania do końca. O płonącej bibliotece, abażurach, materacach i kawałkach szkła lecących z nieba jakby sypał się deszcz klejnotów. A to nie żadne skarby. O zaręczynowych pierścionkach, których dziwnie dużo, ale skąd? Lepiej nie pytać. Choć przecież chciałoby się wiedzieć czy rzeczywiście gotowany dzik ze świeżymi grzybami i butelką bordo na kolację odróżniają człowieka od barbarzyńcy?
O bezduszności, która w imię pustej idei nakazuje przestać myśleć i być niczym pocisków salwa. Głucho wykonywać rozkazy. Bo tak trzeba.
Pięknie napisana. Językiem prostym, który raz delikatnie sunie po morzu pachnącym drukiem, a raz spada jak grom z jasnego nieba. Dlatego, mimo objętości, czytałam bez ustanku z tchem zapartym. Cierpieniem tchnąca, choć i obrazami niczym z poezji wyjętymi.
Okazuje się, że są iluzje tworzone by chronić najbliższych. Przecież przepiórki, kaczki i duszone króliki, udka kurczaków, ziemniaki smażone na boczku i ciastka z morelami" podają w więzieniu. Tak dziecinko, właśnie tak, uwierz. Są też iluzje tworzone przez umysł, jak skrzypienie domu. Tylko gdzie jest tata? Gdzie jesteś? Przecież cię słyszę.
Dużo tu więc rozerwanych na strzępy relacji, które krwawią. Rodzicielskich, braterskich, przyjacielskich. Do teraz słyszę chlust wiadra wody wylanego na ziemię na znak oporu. A potem martwy człowiek, przywiązany do słupa i oni, którzy przyzwoitość mieli za nic.
Dziesięć schodków i dwadzieścia tysięcy dźwięków oceanu, który staje się tu najpiękniejszym tłem do niepięknego. A wraz z nim małże, wodorosty, ślimaków całe galaktyki. I szelest listów, przez cenzurę zagłuszany dysonansami. I radiowe fale, które mogą horyzonty poszerzać, ale i siać spustoszenie.
Degrengolada, która odsłania spruchniałe warstwy ludzkiej natury, ale też jej nieskazitelność. Wybór wciąż należy do nas.
To książka, która zadaje pytania. Czy należy coś robić bo wszyscy? Czy można być lojalnym i czuć się jednocześnie jak zdrajca? Ale staje się też odpowiedzią, bo przypomina, żeby "żyć przed śmiercią". Są bowiem tacy, którzy umarli, mimo że wciąż oddychają. Mimo że wciąż.
"Nigdy cię nie opuszczę, nawet za milion lat, sikorko" - zdanie, które mnie wciąż ogrzewa, a przecież zamknęłam już książkę. Bo jest takie światło, którego nie widać, a nie da o sobie zapomnieć. www.zyj-bardziej.pl
Z całą pewnością historia przedstawiona przez Anthonego Doerra w powieści „Światło, którego nie widać” zasługuje na miano książki niezwykłej, nietuzinkowej i niebanalnej. Cieszę się, że właśnie ta opowieść została uhonorowana „Pulitzerem”.
II wojna światowa – temat tak powszechny i chętnie wykorzystywany w różnych gatunkach literackich, w powieści Anthonego Doerra zyskał zupełnie inny, nowy, niemalże magiczny obraz. Autor przedstawił tę straszną i brutalną rzeczywistość z punktu widzenia dwojga dzieci, które dorastają pod ostrzałem bomb i szrapneli. Francuska dziewczynka Marie-Laure, która we wczesnym dzieciństwie utraciła wzrok z powodu nieuleczalnej choroby, szybko musiała zaprzyjaźnić się z laską i otaczającą ją ciemnością. Ale świat dziecka wcale nie jest czarny i bezbarwny. Jej doznania są tak różnorodne, intensywne i pełne emocji, że otaczająca dziewczynkę rzeczywistość nabiera zupełnie nowego wymiaru. Także i wojnę Marie-Laure odbiera wszystkimi pozostałymi zmysłami – słuchem, węchem, dotykiem, smakiem, a także dodatkowo niezwykłą wyobraźnią. Bezpieczny i szczęśliwy świat, jaki stworzył jej ojciec – ślusarz w Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu nagle przestaje istnieć. Marie-Laure wraz z ojcem wyrusza w podróż do Saint-Malo nad Oceanem Atlantyckim aby chronić siebie i pewien bezcenny eksponat muzealny, ale i na wybrzeże z czasem dociera wojna.
W tym samum czasie w domu dziecka w Zollverein wychowuje się Werner Pfenning i jego siostra Jutta. Chłopak jest niezwykłym pasjonatem mechaniki. Konstruowanie odbiorników radiowych to jego ulubione zajęcie. Zainteresowanie dziedzinami fizyki i techniki pozwala mu rozwijać zdolności. Dzieciństwo spędzane w sierocińcu jest spokojne i poukładane, można by nawet rzec – beztroskie. Dostrzeżony przez niemieckich oficerów Werner rozpoczyna naukę w Narodowo-Politycznym Zakładzie Wychowawczym w Essen. Wówczas kończy się jego dzieciństwo, chłopak staje się świadkiem twardego i bezwzględnego wychowania, a jego zainteresowania i zdolności są odtąd wykorzystywane dla potrzeb III Rzeszy. I tak w wieku kilkunastu lat Werner staje się maleńkim trybikiem w machinie wojennej Furera. W wieku 15 lat zostaje wysłany na front i od tej pory jego życiu towarzyszy ciągły lęk i niepewność.
Te dwie odrębne historie łączy II wojna światowa i to właśnie dzięki wojnie drogi tych dwojga nastolatków, którzy musieli przedwcześnie dojrzeć i dorosnąć, krzyżują się ze sobą…
Anthony Doerr w mistrzowski sposób pokazał realia tamtych czasów posługując się dwiema odrębnymi płaszczyznami. Wojna przedstawiona z punktu widzenia agresora i ofiary – te dwa obrazy różnią się od siebie znacznie, ale też pozwalają stworzyć bardzo obiektywny odbiór.
„Światło, którego nie widać” to powieść – łamigłówka, w której szczęśliwa i beztroska przeszłość dzieciństwa zazębia się z brutalną i okrutną teraźniejszością wojny, aby wreszcie ukazać spokojne, lepsze jutro. Kolejne elementy układanki powoli, ale systematycznie tworzą wiarygodny, sugestywny i przepełniony całą gamą emocji obraz. Historia Marie-Laure i Wernera niesamowicie pobudza wyobraźnię i pokazuje więcej niż niejeden film. Ogromna dbałość o szczegóły i detale potęguje realizm, ale brutalna i okrutna rzeczywistość wojenna ma też swoją magię, dzieje się na pograniczu baśni.
„Światło, którego nie widać” to piękna powieść, którą można polecić każdemu bez wyjątku. Autor ma prawdziwy dar do opowiadania o sprawach trudnych, bolesnych, nieludzkich. Nie oczekujcie jednak rzetelnej wojennej historii przepełnionej faktami. To raczej wysmakowana opowieść o wojnie odbieranej wieloma zmysłami.
Masowo sprzedawana w księgarniach na całym świecie, zachwalana przez większość czytelników, obsypywana wysokimi ocenami, wyróżniana nagrodami podkreślającymi jej wysoką jakość – właśnie te czynniki spowodowały, że nie potrafiłam przejść obojętnie obok „Światła, którego nie widać” Anthony'ego Doerra. Rozochocona takimi rekomendacjami, wprost nie mogłam doczekać się, aż sama zrozumiem, co w niej tak wyjątkowego. Zanim jednak książka rozkręciła się na dobre (Pozwalając mi przy tym zrozumieć jej fenomen.), wywołując w człowieku ten słynny dreszczyk emocji, musiałam zmierzyć się z czymś zupełnie innym. Z czymś, co teoretycznie można było śmiało pominąć, ale w praktyce...
... nie wyobrażam sobie, aby tego zabrakło!
Doprawdy ciężko mi powiedzieć, czy w pierwszej połowie książki działo się coś na tyle dynamicznego, aby człowiekowi zaparło dech w piersi od nadmiaru zaserwowanych wrażeń. W moim skromnym odczuciu, autor – w tym jakże rozwiniętym wstępie – postanowił poprowadzić nas dłuższą drogą, pomijając przy tym myślowe skróty czy dziury fabularne mogące wywołać „dezorientację w terenie”. Anthony Doerr pozwolił nam na spokojnie obserwować widoki dwudziestego wieku, gdzie świat powoli przygotowywał się do wybuchu II wojny światowej, serwowanych w postaci retrospekcji oddzielającej nas od chwil, kiedy to ludzie powoli dążyli do samozagłady. I właśnie ten element – jak już wcześniej raczyłam wspomnieć – można było śmiało pominąć, coby nie maltretować czytelnika nadmiarem informacji, jednak naprawdę nie wyobrażam sobie, by go tak po prostu zlikwidować. Właśnie dzięki temu zabiegowi znacznie lepiej zdołałam zrozumieć sens poczynań bohaterów w ich rzeczywistości. Zapoznałam się z rodzinnymi historiami, które w większym lub mniejszym stopniu ukształtowały Marie-Laure oraz Wernera, tym samym dokładniej rozumiałam, czemu postępowali właśnie tak, a nie odwrotnie. A, mówiąc szczerze, żadnego z nich życie nie oszczędzało, co niekiedy powodowało lawinę przykrych niespodzianek, gdzie w połączeniu z realiami wojny każdy starał się jak mógł, byle tylko przetrwać. Dlatego też warto przedrzeć się przez te strony, bo druga połowa to już bomba z opóźnionym zapłonem! Kiedy do niej dotarłam, podziękowałam sobie za cierpliwość, która mnie ani na chwilę nie opuściła. Ja się totalnie bałam mrugać, aby niczego nie przegapić! Muszę nawet się przyznać do tego, że nie raz czy dwa uroniłam łzy, bo już nie potrafiłam utrzymywać emocji na wodzy. Anthony Doerr doskonale wiedział, co robi, stopniowo budując napięcie. Gdybym nie wiedziała, że bohaterowie są fikcyjni, to powiedziałabym, że to piekielnie dobrze przedstawiona prawdziwa historia.
„Otwórzcie oczy i popatrzcie na to, co możecie zobaczyć, nim zamkniecie je na zawsze [...]”.
Dzięki „natarczywemu” wtargnięciu w życie Marie-Laure oraz Wernera było mi dane znacznie lepiej poznać tę dwójkę. Tym samym niewidoma, pozornie zdana na łaskę bliskich sobie osób Francuzka oraz zafascynowany radiami, chcący uciec przed obowiązkową pracą w kopalni Niemiec udowodnili mi, że wcale nie trzeba ślepo podążać przetartymi szlakami. Marie-Laure, pomimo swej „ułomności”, wielokrotnie pokazywała, że jest silną i odważną młodą kobietą, która jest gotowa zrobić wszystko, aby ochronić ukochane osoby oraz samą siebie. Natomiast Werner, choć próbowano przekształcić go w maszynę do zabijania ludzi, którzy nie podporządkują się hitlerowcom, nadal pozostawał tym zagubionym, pragnącym zdobywać wiedzę na temat technologii chłopcem. Wprost nie mogłam doczekać się chwili, kiedy drogi obu tych bohaterów się skrzyżują i nastąpi wielkie zwarcie mogące wywołać harmider w ich małych światach. Tylko czy do tego doszło? Tego już nie zdradzę.
Anthony Doerr prawie skupił całą swoją uwagę na Marie-Laure oraz Wernerze, gdzie to właśnie ich losy zostały najlepiej ukazane na kartach „Światła, którego nie widać”. Prawie, ponieważ dopuścił również do tego minimalistycznego grona innych bohaterów, którzy w równym stopniu albo podbili moje serca, albo spowodowali to, że miałam ochotę wziąć ich za fraki i zrzucić z klifu. Jednakże nikomu nie można odmówić hartu ducha, gdyż każdy – niezależnie od tego, po czyjej stronie działał i jakie miał z tego korzyści – próbował zrobić jedno: przeżyć. A przecież nie ma nic gorszego jak opuszczenie świata w bardzo młodym wieku.
Jak jestem wielką zwolenniczką narracji w czasie teraźniejszym, tak w przypadku tej książki dość długo nie umiałam zrozumieć, dlaczego Anthony Doerr postanowił ją tutaj zastosować. Mówiąc szczerze, pasowała mi ona jak wódka do spotkania abstynentów, ale z czasem udało mi się z nią oswoić, a co więcej – stwierdzam, że wraz ze stylem pisania autora, jakimś cudem, stworzyła doskonały duet. Także krótkie, zwięzłe rozdziały przyczyniły się do tej ogromnej zmiany w odbiorze tekstu, bo choć wydawałoby się, że zawierały niewiele treści, Anthony Doerr zdołał pomieścić w nich nie tylko najistotniejsze fakty, ale również przyczynić się do tego, że zdołałam się znacznie lepiej zżyć z bohaterami. Także w przystępny sposób przemycił skrawek historii, pokazując przy tym, że wydarzenia toczące się w tamtych krwawych latach wcale nie muszą nużyć. Można śmiało stwierdzić, że udało mu się odtworzyć kawałek historii w taki sposób, że człowiek ma ochotę znacznie więcej poczytać o podobnych wydarzeniach. Co jak co, ale te dziesięć lat dopieszczania „Światła, którego nie widać” pod każdym możliwym kątem doprawdy się opłaciło!
Podsumowując, może „Światło, którego nie widać” odstrasza swoimi gabarytami oraz podjętą tutaj tematyką (bo przecież nie każdy uwielbia powieści przesiąknięte faktami historycznymi), to jednak nie warto oceniać tej książki po pozorach. Tym bardziej że wewnątrz znajdziecie magiczną historię dwójki młodych ludzi, którzy pozwolą wam uwierzyć, iż nawet pomimo paskudnego położenia, jesteście w stanie dokonać niemożliwego. A w połączeniu z dopracowaną fabułą, lekkim piórem autora oraz łagodnym przekazywaniu drobnej historycznej wiedzy, otrzymujecie pakiet doskonały. Także nie lękajcie się – nawet się nie spostrzeżecie, kiedy ta „cegiełka” skradnie wasze serca!
Marie-Laure to niewidoma, ciekawa świata dziewczynka. Za pomocą liczenia kroków, kratek ściekowych przemierza Saint-Malo: do piekarni po chleb, do groty w murach obronnych, na plażę. Werner Pfennig to niemiecki chłopiec zafascynowany radiem, fizyką, a miłość ta zrodziła się m.in. dzięki potajemnie słuchanym wraz z siostrą audycjom o świecie. Trafia na front, a jego droga wiedzie prosto pod kamienicę nr 4 na Rue Vauborel... Saint-Malo, Niemcy, Wiedeń, Paryż i front Wschodni to miejsca w jakie Anthony Doerr wrzuca losy swoich bohaterów. Książka trzyma w napięciu aż do ostatnich stron: od pierwszych stron wiadomo, że tych dwojga połączonych jest nicią, która plecie się przez cała powieść. Oczekiwanie na to, kiedy i w jaki sposób los połączy bohaterów staje się wręcz nieznośne.
Światło, którego nie widać
kategoria: literatura współczesna
liczba stron: 636
cena: 39,90 zł
wydawnictwo: Czarna Owca
ocena: 9/10
„Przekonałem się wielokrotnie, że człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach, i uważam za upiorny nonsens naszych czasów próby sądzenia go według uczynków, jakich dopuścił się w warunkach nieludzkich – tak jakby wodę można było mierzyć ogniem, a ziemię piekłem.”
~ Inny Świat, Gustaw Herling-Grudziński
POZA CZASEMLiteratura współczesna o tematyce powojennej (tudzież wojennej) kojarzy mi się zawsze z książkami Hanny Krall i Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Kiedy o nich myślę, przenoszę się w czasy szkolne. Pakuje plecak, piórnik, notatki. W głowie wciąż świszczy mi jedno słowo: dlaczego? Anthony Doerr przełamał trochę konwencję książek związanych z wojną. Nie jest to jedna z tych pozycji, które wyciskają łzy. Ale może to i dobrze? W końcu ciężko jest czytać z łzami w oczach.
„Otwórzcie oczy i popatrzcie na to, co możecie zobaczyć, nim zamkniecie je na zawsze.”
~ Światło, którego nie widać, Anthony Doerr
Jest to jedna z tych książek, w których talent autora-gawędziarza przezwycięża wszelakie niedociągnięcia. Historia toczy się podczas niemieckiej okupacji Francji. Autor przenosi nas do Saint-Malo, gdzie poznajemy Marie-Laure LeBlanc. Bohaterka wygląda jak skrzyżowanie piegowatej Ani z Zielonego Wzgórza oraz książkowej Pollyanny. Nastolatka jest niewidoma. Jej ojciec, który pracuje w Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu, konstruuje dla córki miniaturowy model Paryża, dzięki czemu dziewczyna poznaje Paryż za pomocą rąk. Jej ulubionym miejscem jest Ogród Botaniczny, gdzie czuje zapach drzew i kwiatów. Równolegle poznajemy historię młodziutkiego Wernera Pfenniga i jego siostry Jutta. Oboje są sierotami i mieszkają w niemieckim mieście Zollverein nieopodal Essen (Zagłębiu Ruhry). Chłopak dzięki niezwykłym uzdolnieniom wstępuje do elitarnej szkoły nazistowskiej. Już jako dziecko interesował się odbiornikami radiowymi – potrafił je sam skonstruować. Dlatego ta szkoła jest dla niego wielkim wyróżnieniem. W dużej mierze nie patrzy na to, jaką ideologię wiedzie elitarna szkoła… Chodzi mu tylko o to, by wyrwać się z biedy.
Werner „dzięki swoim umiejętnościom zostaje wcielony do Wehrmachtu, służy w elitarnej grupie żołnierzy zajmującej się namierzaniem wrogich transmisji radiowych. Po powrocie z frontu wschodniego trafia do Saint-Malo w Bretanii, gdzie w sierpniu 1944 roku, podczas oblężenia miasta przez wojska amerykańskie, spotyka przypadkowo Marie-Laure i ratuje jej życie…”
~ materiały prasowe
Książka podzielona jest tak jakby na trzy strefy czasowe: przed wojną, w czasie wojny i w 1944 roku, który jest teraźniejszością dla ówczesnych bohaterów. Sami bohaterowie są niezwykli. Autor zadbał o to, by ich opisy były bogate. Dlatego tak łatwo jest nam zapamiętać Marie-Laure LeBlanc, która przypomina nam młodziutką i zaczytaną Anię z Zielonego Wzgórza. Żadna postać z książki nie jest przypadkowa. Każda ma osobną historię i wkład, dzięki czemu czytelnik widzi obraz wielowymiarowo. (To takie 3D wśród zapisanych kartek.) Autor nie zapycha książki zbędnymi dialogami. Zdania są dość radiowe: krótkie i zwięzłe. Ale poprzez to czytelnik czuje ten osobliwy klimat, jaki Anthony Doerr chciał przekazać.
„Światło, którego nie widać”: jest pomysłową i skomplikowaną powieścią inspirowaną okropnościami II wojny światowej i napisaną w krótkich, eleganckich rozdziałach, które odkrywają ludzką naturę i kontrowersyjną moc technologii.”
~ jury działające przy Wyższej Szkole Dziennikarstwa Uniwersytetu Columbia ws. Nagrody Pulitzera
„Światło, którego nie widać” to historia o miłości po dwóch stronach barykady. Czymś co nigdy nie powinno się zdarzyć. Ta opowieść sprawia, że człowiek patrzy na wojnę z perspektywy tych młodziutkich nastolatków. Którzy nie powinni martwić się o życie, bo przecież… dopiero co do niego wkraczają. Oni nie powinni podejmować tych decyzji, które byli zmuszeni podjąć. Jednak jeśli jesteś osobą, która poszukuje romansu – to ta książka nie jest dla Ciebie. Powieść Anthonego Doerra jest mi ciężko zakwalifikować. Z jednej strony mamy wątek sensacyjny – poszukiwanie „przeklętego” brylantu. Z drugiej strony czytamy o całej tej okupacji we Francji, o przemijaniu, o szczęśliwym zrządzeniu losu, o poznawaniu siebie i indywidualizmie w zdrowych dawkach… To istna mozaika, dlatego ta książka tak szybko wciąga i dlatego warto po nią sięgnąć już dziś.
_______________________
Katarzyna Starostka
~ eyesOFsoul ©
Okrucieństwo II wojny uświadamiają nam liczne publikacje i ekranizacje, nie raz prezentacja jego ogromu staje się nie do uwierzenia. Czasem jednak trafia się obraz, który uświadamia, że to co tej pory poznaliśmy było tylko igraszką, pokazuje jak tragiczne skutki niesie ze sobą wojna, obraz ten jest tak wstrząsający, że ciężko pojąc go w całości. Tak było w przypadku mojej lektury "Światła, którego nie widać". Podczas lektury działo się ze mną coś dziwnego, przeżywałam przerażającą atmosferę stworzoną przez pisarza, bałam się widm spacerujących po ulicach, te obrazy na długo zostaną w mojej głowie.
Marie-Laure straciła wzrok jako paroletnia dziewczynka, od tej pory uczy się życia na nowo w czym pomaga jej ojciec, pracownik paryskiego muzeum. Dziewczynka poprzez dotyk i słuch stara się nadrobić straty, coraz bardziej pochłania ją przyroda i nauka z nią związana. Werner wraz z siostrą wychowuje się w domu dziecka w górniczym niemieckim mieście. Chłopiec od dzieciństwa jest ciekawy świata, zadaje pytania i stara się rozwiązywać zagadki, dość szybko odnajduje w sobie zdolności techniczne, które pozwalają mu naprawiać różne sprzęty. Krok za krokiem zbliża się wojna, który zniszczy świat obojga bohaterów, zmusi ich do ciężkich wyborów, pozostawi życiowe blizny.
Byłam bardzo ciekawa tej książki. Opis z okładki, nagroda Pulitzera zdobyta przez autora oraz czas, który musiał minąć aby doczekała się ona publikacji były składnikami, które spowodowały moje zainteresowanie ale również od początku dość wysoko postawiły poprzeczkę podczas lektury. Historia Marie-Laure i Wernera oraz wielu osób, które pojawiły się w ich otoczeniu, zmusza do myślenia, przeraża, ale przede wszystkim wciąga. To historia ciężka, nie każdy będzie w stanie się z nią zapoznać. Z tej lektury przez większość czasu przebija smutek, trwoga, groźba czająca się przy następnej stronie, żal na wydarzenia, które w ten sposób pokierowały życiem.
"Światło..." zmusza do głębszej refleksji nad wyborami ludzkimi i życiem jednostki. Zarówno Marie -Laure jak i Werner zostali postawieni w sytuacji, która nie daje im większego wyboru. Chłopiec aby wyrwać się z przerażającego losu pracy w kopalni decyduje się na szkołę wypaczającą umysły dzieci, tworzącą nowych nadludzi według wyobrażenia Hitlera, aby później przeżyć wojnę, doświadczyć całego jej zła. Marie-Laure ma niewiele ponad dziesięć lat kiedy zaczyna się wojna. Nie jest w stanie zająć się sama sobą, ucieczka z Paryża jest koszmarnym przeżyciem, przybycie do Saint-Malo, gdzie mieszkają jej krewni, poznanie nowego świata, konspiracja, strach zostają w niej do końca życia. Punktem który łączy bohaterów jest nalot alianckich samolotów na miasteczko Saint-Malo. Bomby, pożary, strach, niepewność i oczekiwanie łączy bohaterów, chwilowo splata ich losy pozwalając poznać się wzajemnie.
Książka opowiada też o postaciach w otoczeniu pierwszoplanowej dwójki, ojcu dziewczynki, jej stryjecznym dziadku oraz Madam, siostrze Wernera, jego przyjacielu, koledze z wojska. Postacie niby pobocze a jednak bardzo ważne dla historii i co najważniejsze bardzo charakterystyczne, odpowiednio nakreślone i przez to nie do zapomnienia.
"Światło..." to nie tylko historia wojny, ale także radia, Morza Ognia, indywidualności, spełnianiu marzeń, nauce i wielu sprawach, które pojawiają się dopiero podczas ponownych powrotów do lektury. Żadne wydarzenie nie jest oderwane od reszty, całość tworzą elementy, które dopiero po zakończeniu dają pełen obraz kunsztu autora.
Pisarz w sposób beznamiętny opowiada o okrucieństwach wojny, trupach na ulicach, konwojach więźniów, zdzieraniu ubrań, gwałcie na berlińskich kobietach, to wszystko bardzo mocno odbija się na psychice, powoduje że ta książka jest mroczna, przerażająca. Autor przedstawia szeroki obraz wojny od Francji po Rosję, nie gloryfikuje nikogo, nie pokazuje złych i dobrych. W tej historii poznajemy państwo niemieckie w przededniu wojny i w czasie jej trwania, możemy zobaczyć, że nic nie jest czarno-białe, wszystko przedstawione jest w odcieniach szarości, nie ma dobrych wyborów.
Ciężko czytało mi się ten tytuł wieczorami, ze względu na strach, który pojawiał się zwłaszcza podczas fragmentów opisujących Saint-Malo tuż po bombardowaniu. Widziałam widmowe miasto, żywych zakopanych żywcem, pożary, trupy. Na pewno nie jest to książka dla każdego, właśnie ze względu na ogrom cierpienia, smutku, przerażenia jakie powoduje jej lektura. Ale jest to jednocześnie lektura niesamowicie wciągająca, którą powinien poznać każdy, kto interesuje się okresem II wojny światowej. Ta książka na pewno na długo zostanie w mojej pamięci.
Lektura "Światła, którego nie widać" jest trudna i wspaniała, zmusza do refleksji i pokazuje przerażający obraz wojny, marzenia przeplatają się tu ze śmiercią, walka z trudnymi wyborami, świat nauki daje nadzieję na lepsze życie a jednocześnie ją odbiera. To wszystko opakowane jest we wspaniały język, wyraziste postaci bohaterów i historię, która podnosi włosy na głowie. Jeśli jesteście gotowi na tę lekturę, serdecznie zapraszam.
Książka opowiada o czasach II wojny światowej, opowiedziana przez chłopca i dziewczynę, znajdujących się po przeciwnych stronach barykady. Bardzo mi się podobała.
Polecam:) Czasy drugiej wojny światowej oraz historia niewidomej dziewczynki i bardzo utalentowanego chłopca to przepis na genialną książkę.
Losy Marie i Wernera krzyzuja sie podczas wojny .Ciezkie zycie i warunki wojenne w jakich przyszlo im zyc i nie przewidywalna rzeczywistosc zbliza dwojke mlodych.Nie jest to zadne romansidlo ale literatura faktu w ktora autor wplatal przyjazn i milosc .Momentami bardzo emocjonujaca lektura ,czasami sklaniajaca nawet do uronienia lez. Dobrze napisana.
Cudowna książka, trzyma w napięciu, cały czas martwisz się o bohaterów. Polecam.
Ostatnimi czasy rzadko kiedy sięgam po książki z historią w czasach wojny ale tu skusiła mnie informacja o niewidomej dziewczynce i bardzo dobrze, bo przegapiłabym coś naprawdę pięknego!
To historia o dwójce dzieci, dojrzewających w całkiem innych światach, obydwoje mają wielkie marzenia, wydaje im się, że świat stoi przed nimi otworem.
Dziewczynka Marie-Laurie, mieszka we Francji, jest niewidoma, poznaje świat z pomocą dotyku i słuchu.
Chłopiec Werner mieszkający w Niemczech, sierota tęskniący za rodzicami poznaje świat poprzez słuchanie radioodbiornika.
Obydwoje wychowywani w innych warunkach ale tak samo głodni wiedzy i ciekawi otaczającego ich świata.
Nadchodzi wojna i u każdego z nich życie diametralnie się zmienia, zostają wrzuceni w wir bezlitosnego losu. Naiwność dziecięca zostaje roztrzaskana przez potworność wojny.
Oboje poczują grozę wojny, utracą bliskich. Dotknie ich cierpienie i ból. Poczują się bezradni wobec bezdusznego systemu, będą z całych sił walczyć o jutro.
Połączy ich pod koniec wojny krótka chwila pośród kanonady wystrzałów artyleryjskich, która pokaże im kim tak naprawdę są i będzie miała wpływ na ich dalsze życie. Wbrew pozorom to nie jest romans! Dzięki temu książka jest oryginalna, nieprzewidywalna.
Ta historia pokazuje, że nawet w czasach kryzysu ludzie starają się żyć w miarę normalnie i jak tylko mogą to korzystają z niego garściami.
Rozdziały są krótkie, bardzo nastrojowe albo mocno trzymające w napięciu, mi o dziwo dzięki temu szybko się ją czytało. Zafundowała mi wiele emocji, mam wrażenie, że co bym o niej nie napisała to nie odda to w pełni wrażenia jakie na mnie wywarła. Jest po prostu piękna! Nagroda Pulitzera w pełni zasłużona.
Bohaterowie Miasta w chmurach są marzycielami i outsiderami. Łączy ich jeden starożytny tekst: historia Aetona, który pragnie zostać ptakiem, by odlecieć...
Przeczytane:2023-04-09,
„Światło, którego nie widać” to powieść, która była na mojej liście już od bardzo długiego czasu. Nie ukrywam, że głównym powodem, dla którego chciałam przeczytać tę książkę, jest tematyka związana z II wojna światowa, a ja książek z literatury wojennej nie potrafię sobie odmówić. Powieść Anthony'go Doerr od lat zbiera pozytywne opinie i w moim odczucie, są one jak najbardziej zasłużone.
Historia przedstawiona na kartach powieści toczy się dwutorowo. Poznajemy Marie – Laure Le Blanc, niewidomą dziewczynkę, która wraz z ojcem mieszka w Paryżu niedaleko Muzeum Historii Naturalnej. Kiedy ukochane miasto Marie trafia pod okupacje nazistów, dziewczynka nie ma wyjścia i wraz z ojcem musi uciekać do Saint – Manolo w Bretanii. Traf chce, że mają przy sobie pewien klejnot, który jest najcenniejszym zabytkiem muzeum.
W niewielkim górniczym miasteczku, w Niemczech, osierocony chłopiec Werner Pfenning, z fascynacją słucha radia, dzięki któremu poznaje świat. Wkrótce chłopiec staje się ekspertem w budowaniu i naprawianiu urządzeń i zostaje wcielony do elitarnej jednostki nazistowskiej, której zadaniem jest namierzanie wrogich radiostacji.
Powiedzieć, że ta powieść mnie oczarowała, to jakby nie powiedzieć nic. Przepiękny styl, plastyczny język i dwie historie, które ukazują nam jak dwoje młodych ludzi, mimo przeciwności losu, starają się przetrwać okrucieństwo wojny.
Autor w niesublimowany sposób zręcznie przeplata losy Marie – Laure i Wernera, a my, kartkując kolejne strony, nieśmiało przyglądamy się ich życiu, walce o przetrwanie i próbie pogodzenia się z sytuacją, w jakiej się znaleźli. Pomimo objętości, książkę czyta się naprawdę szybko. Anthony Doerr potrafi zaintrygować czytelnika.
„Światło, którego nie widać” to prawdziwa perła wśród literatury. To powieść nieszablonowa, jedyna w swoim rodzaju. To przepiękna historia o dojrzewaniu, walce o przetrwanie, o wojnie i pięknie, jakie odcisnęła na życiu dwojga młodych ludzi. Wciąga, wzrusza, wywołuje mnóstwo emocji i przede wszystkim skłania nas do refleksji. Polecam z całego serca.