Sweetland

Ocena: 5.29 (7 głosów)
W najnowszej powieści Michaela Crummeya polscy czytelnicy znajdą wszystko to, za co pokochali jego twórczość. Autor genialnego Dostatku znowu odmalowuje pejzaż Nowej Fundlandii zaludniony przedziwnymi postaciami, które spotkać można wyłącznie na tamtejszych wybrzeżach – ludźmi twardymi i krnąbrnymi, pomimo nadejścia XXI wieku wciąż opisującymi świat w sobie tylko właściwy sposób.

Osadę Chance Cove na wysepce Sweetland zamieszkuje kilkadziesiąt osób, które z trudem wiążą koniec z końcem po zapaści nowofundlandzkiego rybołówstwa. Nic dziwnego, że złożona przez rząd propozycja sowitej rekompensaty za opuszczenie podupadającej mieściny na krańcu świata wywołuje wśród byłych rybaków ogromne poruszenie. Jedynym warunkiem jest jednomyślna zgoda wszystkich mieszkańców na przeprowadzkę. Plany sąsiadów krzyżuje Moses Sweetland, emerytowany latarnik uparcie sprzeciwiający się opuszczeniu ukochanej wyspy. Gdy zbliża się termin ostatecznej decyzji, narastająca niechęć mieszkańców Chance Cove daje Sweetlandowi podstawy do obaw o własne życie. Splot konfliktów, tragedii oraz wciąż żywych bolesnych wspomnień popchnie go do szalonego postanowienia, w wyniku którego świadomie skaże się na nieodwołalną izolację...

Sweetland to poruszająca, kameralna powieść o schyłku dawnego świata oraz powolnym zaniku małych, odosobnionych społeczności, niemających racji bytu z dala od skrawka ziemi, na którym się zawiązały. To misternie skonstruowane dzieło o autodestrukcyjnej przekorze oraz zawziętej walce człowieka z nieubłaganymi prawami stanowionymi przez społeczeństwo i naturę. To wreszcie subtelna przypowieść o samotności ekstrapolowanej daleko poza granice absurdu.

Informacje dodatkowe o Sweetland:

Wydawnictwo: Wiatr od morza
Data wydania: 2015-05-11
Kategoria: Literatura piękna
ISBN: 978-83-936653-7-2
Liczba stron: 384

więcej

Kup książkę Sweetland

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Sweetland - opinie o książce

Avatar użytkownika - JoannaKier
JoannaKier
Przeczytane:2023-09-17,

Główny bohater to Robinson Crusoe z wyboru. A raczej - z urodzenia, na małej wyspie na Atlantyku. Gdy ta zaczęła się wyludniać zrobił wszystko, by zostać na niej z duchami przeszłości. Nie tęsknił za resztą świata, bo wiedział, że w świecie tęskniłby za swoją wyspą. Zresztą, "Świat jest przereklamowany", jak powiedział bohater innej nadmorskiej opowieści, "Hel". Niechęć do zmian, którą w jakimś stopniu nosimy w sobie wszyscy, tu pokazana jest w stanie czystym, posunięta wręcz do absurdu. Kawał mądrego obyczaju z życia małej społeczności w stylu Richarda Russo i walki o przetrwanie w dziczy à la Cormac McCarthy. W sumie niezła, słodko-gorzka proza, przeszkadzają tylko brudy językowe - i tu jestem w kropce - autora czy tłumacza? Trudno powiedzieć.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Poczytajka
Poczytajka
Przeczytane:2016-01-16, Ocena: 4, Przeczytałam,

Sweetland – jedna z wysp na Atlantyku położona u wybrzeży Kanady i należąca do Nowej Fundlandii. To tutaj toczy się akcja trzeciej książki Michaela Crummeya. Sweetland to również nazwisko głównego bohatera tej powieści. Nowa Fundlandia – dzika kraina daleko na północy, gdzie mieszkają szorstcy i nieco ekscentryczni ludzie przyzwyczajeni do trudnych i surowych warunków klimatycznych. Ta hermetyczna społeczność odosobniona od reszty świata i od wieków przyzwyczajona do życia w zgodzie z naturą potrafi przetrwać nawet w najtrudniejszych warunkach. 

Główny bohater powieści – Moses Sweetland to właśnie jeden z takich twardych i krzepkich ludzi. Pomimo swoich niemal siedemdziesięciu lat jest wciąż sprawny, zdrowy i zahartowany przez życie. Do tego nie wyobraża sobie swojej dalszej egzystencji gdzieś poza wyspą. To tu jest jego dom, tu zostali pochowani jego bliscy i tutaj jest jego miejsce na ziemi. Ale rząd Kanady dąży do wyludnienia wyspy i oferuje każdej rodzinie sporą sumę pieniędzy za opuszczenie dotychczasowego miejsca zamieszkania i przeniesienie się na stały ląd. Większość ludzi skuszona pieniądzmi decyduje się opuścić swoje domy, jednak Moses jako jedyny i ostatni nie godzi się na takie rozwiązanie. Pomimo licznych pogróżek, anonimów, próśb uparcie trwa przy swoim postanowieniu i decyduje się pozostać nawet, gdyby miał mieszkać tu całkiem sam…

Powieść podzielona jest na dwie części:

W pierwszej poznajemy życie mieszkańców wyspy, ich codziennie zajęcia i obowiązki. Wiemy już jak spędzają czas, co wydarzyło się w przeszłości i zastanawiamy się jaką podejmą decyzję w sprawie przeprowadzki. Ta część powieści przywodziła mi na myśl „Kroniki portowe”, w których Annie Proulx przybliża czytelnikom Nową Fundlandię i jej mieszkańców. Nie uniknęłam wiec porównań, które same nasuwały się podczas lektury. Muszę przyznać, że fabuła obu tych historii intrygowała mnie i ciekawiła, a poznanie bliżej nowofundlandzkiej społeczności to była prawdziwa przygoda. „Sweetland” to powieść współczesna, w nieco innym stylu, napisana przez mężczyznę, a wiec język jest tutaj bardziej drapieżny, grubiański, miejscami nawet wulgarny. Trzeba przyznać jednak, że stosowane z umiarem nie rażą i wydają się pasować do klimatu i opisywanych wydarzeń.

W drugiej części możemy się przyjrzeć bliżej samotnemu życiu mężczyzny, który zgodnie ze swoim postanowieniem pozostał na wyspie ukrywając się i pozorując swoje zaginiecie. Ta część historii z kolei tak bardzo kojarzyła mi się z… Robinsonem Cruzoe, że aż sama byłam zaskoczona. Samotne życie na wyspie okazało się trudne i niebezpieczne nawet dla tak zaradnego i zorganizowanego człowieka, jakim był Moses. I tak jak bohater Twaina miał swojego Piętaszka, tak Sweetland miał Pana Lisa – małego psa, który nie opuścił wyspy wraz ze swoim właścicielem.

Powieść Michaela Crummeya to ciekawe studium ludzkiego życia i ludzkiej psychiki. To interesująca historia miłości człowieka do ziemi, do miejsca swojego urodzenia, do swoich korzeni. To opowieść o twardym, niezwykle praktycznym mężczyźnie, który pod swoim stalowym pancerzem skrywa prawdziwie wielkie serce.

„Sweetland” to wartościowa książka, jedna z tych, o których się pamięta. To historia z przesłaniem, która stawia czytelnikowi pytania:
 
Czy warto walczyć o swoją rodzinną ziemię, swoją przeszłość i swoje korzenie? Czy opłaca się stawać samotnie przeciwko całemu światu? Czy taka walka ma w ogóle jakiekolwiek szanse powodzenia?

„Sweetland” to opowieść na cześć przeszłości, w dużej części przygnębiająca i smutna, ale hipnotyzująca czytelnika swoim realizmem i szczerością. To historia o świecie, który odchodzi, ginie, przestaje istnieć, a wszystko to na skutek ludzkich decyzji. Polecam tę powieść wszystkim, którzy oczekują od literatury czegoś więcej.

Link do opinii
Avatar użytkownika - TakeItIzzy
TakeItIzzy
Przeczytane:2016-05-08, Ocena: 6, Przeczytałam,
Uśmiałam się, pozachwycałam się i daję słowo- zryczałam jak bóbr. Do książki podeszłam z neutralnym nastawieniem. Nie oczekiwałam zbyt wiele. Jednak Sweetland mnie zachwycił. Niezwykła, wspaniała powieść. Już planuję sięgnięcie po inne książki Crummey'a
Link do opinii
Avatar użytkownika - hasacz93
hasacz93
Przeczytane:2015-06-20, Ocena: 5, Przeczytałem, Mam,
Dobry deń! Dzisiaj piątek, dzień kiedy będziemy podejmowali ostatnie wyzwania Bookathonu, dzień kiedy większość z was zaczyna wakacje i dostanie ogrom wolnego czasu na czytanie. Hasacz z kolei dzisiaj zaczyna prawdziwy czytelniczy maraton i nie wiem co o tym myślicie, ale vlog nie ograniczy się tylko do filmików podsumowujących bookathon. Postaram się jakoś popracować nad jakością i tak dalej, ale nie będzie to taki szał jak u Anity czy Marty. Jednak dzisiaj nie o tym. Dzisiaj wracamy na stare śmieci, typowo hasaczowe. Nie będzie video recenzji, bo nie umiem opowiadać o książkach, wolę o nich pisać. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Wiatr od morza , mam nieopisaną przyjemność przedstawić wam i zachęcić do przeczytania książki ,,Sweetland" autorstwa Michaela Crummeya. Zapraszam i mam nadzieję, że jednak się przekonacie :D sweetland_3 Tytuł: Sweetland Autor: Michael Crummey Ilość stron: 371 Wydawnictwo: Wiatr od morza Osadę Chance Cove na wysepce Sweetland zamieszkuje kilkadziesiąt osób. Trudno się żyje w osadzie, która znajduje się niemal na końcu świata. Po upadku nowofundlandzkiego rybołówstwa , byłym rybakom trudno jest związać koniec z końcem. Rząd jednak o nich nie zapomniał. Proponuje im bowiem sowitą rekompensatę za opuszczenie podupadającej wioski. Wywołuje to w byłych rybakach niemałe poruszenie. Jedynym warunkiem jest jednomyślna zgoda wszystkich mieszkańców na przenosiny. Niestety plany na nowe życie innych mieszkańców zostają pokrzyżowane przez Mosesa Sweetlanda, emerytowanego latarnika, który uparcie sprzeciwia się opuszczeniu wyspy. Zbliżający się termin ostatecznej decyzji, wśród mieszkańców narasta niechęć do mężczyzny , co daje mu wszelkie podstawy by zaczął się bać o swoje życie. Przez nadchodzące wydarzenia, sploty konfliktów i tragedii, Moses skaże się świadomie na nieodwołalną izolacje od świata. Słyszałam wiele o książce ,,Sweetland,,. Same zachwyty nie przekonywały mnie do tej książki, głównie dlatego, że jestem wymagającym czytelnikiem i trudno mnie namówić do przeczytania czegoś, co w opinii publicznej jest ,,bestsellerem" czy ,,objawieniem,,. Całe szczęście, kiedy dostałam egzemplarz recenzencki od pana Alenowicza, nie tylko odrzuciłam wszelkie obawy przed niechęcią do tej książki, ale pożarłam ją w jedną noc ( niestety jak każdą dobrą książkę ). Książka porusza, wprawia nas w naprawdę niesamowity nastrój, choć trudno określić czy jest on pozytywny czy raczej przygniatający. Nie mając nigdy wcześniej do czynienia z prozą Michaela Crummeya, nie wiedziałam czego się dokładnie spodziewać. Przez książkę przewija się sporo postaci, ale to Moses Sweetland wzbudził we mnie najwięcej uczuć. Nie wiem czy mogę to określić jako pozytywny aspekt tej postaci, ale jedno jest pewne - będę do tego wracała. Moses może być i jest przykładem na wielką miłość i przywiązanie do miejsca, w którym żyło się od zawsze. Bo jak zostawić za sobą całe życie, którego nie da się przecież za sobą od tak. ,,Sweetland" to przedstawienie obrazu zimnego i surowego, jednocześnie nadal pełnego życia. Momentami pełnego desperacji by przetrwać. Wcześniej wspomniałam, że jestem wymagającym czytelnikiem i trudno mnie zadowolić. Na szczęście ,,Sweetland" obronił się sam. Zarówno jako tytuł, jak i postać. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że książkę tę polecam gorąco każdemu kto potrzebuje oderwania od własnego życia i poznania tej niesamowitej prozy, jaką tworzy Crummey. Za książkę dziękuję raz jeszcze wydawnictwu Wiatr od morza. Hasacz.
Link do opinii
Avatar użytkownika - bambi12
bambi12
Przeczytane:2015-05-10, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,

Prawie równo rok temu (16 maja 2014 roku) pisałam na blogu notkę o poprzedniej książce autorstwa Michaela Crummeya - Pobojowisko. Historia tam przedstawiona i styl twórcy zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że nie mogłam odmówić sobie powtórnego spotkania z prozą tegoż pisarza. Zatem czekałam z niecierpliwością na moment, gdy wydawnictwo Wiatr od morza wyda kolejny jego utwór. I wreszcie jestem po lekturze. Czy było warto czekać? Historia przedstawia sytuację mieszkańców jednej z wiosek w Nowej Funlandii. Przez wiele pokoleń, gdy połowy ryb były obfite wyspiarzom żyło się dobrze. Jednak nadejście XXI wieku zmieniło wszystko i tubylcy stanęli twarzą w twarz z załamaniem się tej gałęzi gospodarki. Wtedy na ratunek przybył rząd oferując możliwość przesiedlenia i hojny pakiet rekompensacyjny. Ale pod jednym warunkiem. Wszyscy mieszkańcy muszą się zgodzić. Niestety stary Moses Sweetland nie chce nigdzie wyjeżdżać...
Postawa głównego bohatera jest godna podziwu. Samotny staje przeciwko wszystkim. Jest zadowolony ze swojego życia i nie chce go zmienić. Nie rozumie dlaczego powinien to zrobić. Zrzędliwy staruszek staje się coraz bardziej mniej lubiany przez sąsiadów. Wyspiarze upatrują w ofercie rządowej szansę na łatwiejsze życie. Jednak czy można zmierzyć wartość życia człowieka? Czy 100 000 $ to wystarczająca rekompensata? Zapytacie dlaczego Moses Sweetland nie chce opuścić wyspy? Motywuje go poczucie przynależności, wspomnienia związane z tym miejscem. Jednak w obliczu określonej, nawet brutalnej sytuacji mężczyzna powoli sprawia wrażenie jakby był skłonny podpisać zgodę na przenosiny. Tymczasem maleją zapasy żywności, a zjawiska atmosferyczne powodują wiele zniszczeń. Sweetland jednak nie poddaje się. Niestety kolejne, tragiczne zdarzenie skłania go do bardziej drastycznych działań.
Jeśli szukasz historii z szybką akcją, niestety musisz szukać dalej. Ta powieść zaczyna się nieco powoli jednak bardzo szybko wciąga. Nigdy nie wiedziałam w którym punkcie tej opowieści się znajduję. Podkreślam to dlatego, że jako czytelnik wielokrotnie przeskakiwałam z jednej dekady w przeszłości do drugiej i powracałam do teraźniejszości w ramach jednego rozdziału. Michael Crummey zręcznie łączy świat przeszłości, współczesności oraz wewnętrzny i zewnętrzny bohaterów. W starannie przedstawionych incydentach, aktach dobroci, dokonywaniu wyborów. Oddaje dziwactwa tamtejszego języka, specyfikę życia w małej, odizolowanej społeczności. Jego styl jest raz ostry a innym razem łagodny. Jak morze. Proza oddaje cechy terenu wyspy czy pogody. Główny bohater ma sarkastyczne poczucie humoru. Bardzo podobały mi się retrospekcje z życia Mosesa dorastającego na wyspie, jednak gdy zaczynał on odczuwać poczucie izolacji książka stawała się nieco przygnębiająca i odrobinę metafizyczna. Dzięki temu poznałam również wydarzenia, które go ukształtowały i zaczęłam rozumieć przyczyny jego szorstkości. Trzeba przyznać, że to właśnie Moses jest tu postacią najbardziej zapadającą w pamięć. Początkowo wydaje się być starym mrukiem ale stopniowo odkrywa się jego zdolność do wielkiej miłości i współczucia.
"Sweetland" to jakby medytacja nad życiem, stratą rodziny i domu. Historia opowiada o walce o prawo pozostania "na swoim", jednocześnie ukazując w retrospekcji historię wyspy. Poprzez ten utwór Michael Crummey przypomina jasne, czasem bolesne różnice pomiędzy odosobnieniem a samotnością. To opowieść o skomplikowanych losach ludzkich. O tym, jak zmieniające się czasy wpływają na tak wiele istnień ludzkich...

Link do opinii
Avatar użytkownika - LidiaS
LidiaS
Przeczytane:2015-05-02, Przeczytałam,

Jak wcześniejsze książki  Michaela Crummeya, tak i tę należy odczytać głęboko, trójwymiarowo, bo posiada gigantyczne przesłanie, niestandardową  puentę, motto  bez moralizatorstwa. Jeśli „Dostatek” był tylko świetny, to „Sweetland” jest  po prostu genialny!

Powieść jest jak list w butelce z wiadomością podrzuconą z dalekiego, obcego lądu.Na tamtym istnieją odwieczne, niezmienne prawa, których nie można tak o po prostu lekceważyć dla głupiego podpisu. Niby historia nieprawdopodobna, a życiowo prawdziwa  i jednak  możliwa. Znajdujemy w tym metaforycznym naczyniu czytelny zapis czyjegoś frapującego życia, ze sztormem emocji, który uspokaja nas raz po raz błękitną taflą, by znowu zalać bałwanami wzruszeń. I tak dryfujemy jak statek bez portu i świateł latarni zależni od tego jak główny sternik – Crummey zamierza zabłąkać  nasze myśli oraz przeżycia razem z bohaterami w oceanie życia małej osady na Nowej Fundlandii. Wiemy już z „Dostatku”, że miejsce nie zrobi na nas żadnego wrażenia, dopóki nie poznamy jego mieszkańców.

O samej specyfice położenia geograficznego wyspy  i co z tego może wynikać , wcześniej niż opisy,  informuje nas okładka. Jak zwykle oszczędna w kolory i niepotrzebne detale. Dosadny wstęp został już wymalowany  na okładce . Surowa szarzyzna, na której stoją domy  pełnokrwistych bohaterów. I morze, które wcale nie jest niebieskie. I niebo, które jest w zmowie z wodą i pokazuje swoje humory. Czy na tym skalistym, bezlitosnym, mało wygodnym skrawku przestrzeni życiowej można znaleźć temat do drążenia go przez prawie 400 stron?

Można! Bo to nie tyle twarda, kamienista czy miękka ziemia ma znaczenie, ale hard ducha ludzi, którzy będą ją uprawiać. To nie wysokość i wściekłość fal  będzie istotna, ale zamaszystość i siła wioseł. To oni właśnie niesamowicie plastyczni będą poddawać się lepieniu,  pozwalać się wyginać, dopasowywać  ostrej naturze, iż pomyślimy, że żadna okoliczność nie potrafi ich stamtąd wykurzyć, złamać czy doprowadzić do drastycznych zmian lub też upadku.

Jednak na mieścinę spadło widmo klęski z powodu zakazu połowu dorsza i w związku z tym państwo wprowadziło zachęcający finansowo program pomocowy dla mieszkańców. Chciano ich przenieść w dogodniejsze miejsce w zamian za zgodę wszystkich zamieszkałych w miasteczku. I tu będzie pies pogrzebany.Niewielu osadników tu jeszcze mieszkało. Na garstkę stale przebywających tam 47 ludzi, z dorosłych poniżej 50 tego roku życia był tylko Glad, z tego dziewiątka dzieci, a pozostali to starsi. Czyli pomyśleć można, że niewiele będzie się działo. Nic bardziej mylnego. Crummey w tej zapadłej dziurze umieścił bardzo dobrze ucharakteryzowane postaci i one nie pozwolą nam się nudzić.

Należy wspomnieć o kilku, bo to jacy byli, kształtowało postawy głównego tytułowego Sweetlanda. Ogólnie miasteczko rządziło się swoimi nieformalnymi prawami. Nikt poza obcymi nie pukał  gdy przychodził w odwiedziny. Nikomu nie przychodziło do głowy  by używać frontowych drzwi, bo wchodzono od zaplecza, od ogródka czy tyłu domu. Mieszkańcy przeważnie wszystko o sobie wiedzieli. W ważnych wydarzeniach uczestniczyli gromadnie (np. kiedy stawiano na nogi krowę Lovelessa w połogu ,w oborze zjawiły się oprócz dorosłych dzieci zamiast śpieszyć się na lekcje po przerwie). I jak to u Crummeya , cały gwiazdozbiór niesamowitych osobowości. To, co my czytelnicy uważać możemy  za dziwactwo, dla nich było normalne. Co dla nich było zjawiskiem wysoko ponad normę , my pewnie określilibyśmy jako mieszczące się w kanonie. Stąd też oni znosili swoje ułomności i fizyczne i psychiczne jak gdyby to zawsze było normalne  i musiało nadal trwać. Traktowali się jak równi sobie, dźwigali własne i czyjeś garby, nie wykluczali nikogo tylko dlatego, że był w jakiś sposób  inny. Każdy miał  swoje miejsce, był w osobliwy sposób doceniany i akceptowany.

Żadne dziwadło nas nie zaskoczy np. Loveless, który wypił w młodości naftę, przeżył i miał się dobrze; Queenie, która nie wychodziła z domu od 20 lat. Wcześniej to robiła, ale miała wychodek na zewnątrz. Od czasu zrobienia toalety ze spłuczką nie wychodziła z domu, bo nic ją nie nagliło. Namiętnie za to czytała kiczowate romanse. Duke Fewer  np. zarządzał zakład fryzjerskim, ale nigdy nikogo nie ostrzygł. Ważną rolę odegrał jednak jego salon, bo na stoliku leżały czasopisma sprzed 30 lat i szachownica. Ludzie przychodzili sobie porozmawiać, przeglądnąć magazyny i rozegrać partyjkę. Jedną z zagadkowych postaci  stworzonych przez autora to Jesse. „Jesse  był patykowaty i blady jak coś co za długo maczało się w wodzie.” Miał  niewiarygodnie dobrą pamięć. Łacińskie nazwy wielorybów, ich liczebność, rozmiary, pożywienie, drogi migracji, brzmienie i znaczenie śpiewów miał w jednym palcu. Oglądał  „Titanica” i znał na pamięć dialogi ze scen. Autor nie bez przyczyny wybrał akurat ten film, gdyż w pobliżu miejsca książkowych wydarzeń  znaleziono prawdziwy wrak zatopionego słynnego statku. Chłopak „miał twarz posiniaczoną snem”, był chory psychicznie, ale nie na tyle, żeby główny bohaterSweetland  - jego wujek, nie łapał z nim kontaktu. Wprost przeciwnie. Łączyła ich niewyobrażalnie  głęboka, niepojęta więź tak perfekcyjnie pięknie oraz wzruszająco  scharakteryzowana przez pisarza.

Pozostał  nam główny bohater. Sprawca nieporozumień i frustracji miejscowych. Przy zbliżającej się nieubłagalnie dacie ostatecznej decyzji jako jedyny nie chciał  zgodzić się na rządowy program wysiedlenia  z wyspy za spore dotacje finansowe. W związku z tym najpierw dostawał pogróżki, ale te  z czasem przerodziły się w groźniejsze sytuacje. Moses Louis Sweetland – czarna owca to 69 letni emerytowany latarnik, wcześniej rybak, którego przodkowie zasiedlali wyspę jako pierwsi. On utożsamił się z ziemią przodków, nie wyobrażał sobie życia poza tym miejscem. Był święcie przekonany , że przede wszystkim Jesse (jego umiłowany siostrzeniec) nigdzie nie będzie tak kochany i akceptowany ze swoją chorobą jak tutaj. Splot sytuacji ciekawie opisanych za pomocą retrospekcji , a potem zgrabnych powrotów do teraźniejszości, sprawił, że ugiął się pod naporem wściekłych sąsiadów. Był to jednak początek wielkiej tragedii, która wyznaczyła  odwrotną  drogę dla jego dalszych, poplątanych losów.

Ludzie wyjeżdżali z beznadziejnej mieściny, podczas gdy  on upozorował własną śmierć, by później samemu zmagać się z brakami bezlitosnej , nieprzyjaznej wyspy. I tutaj właściwie zaczął się popis kunsztu pisarskiego Michaela Crummeya. Pozostały  na wyspie pozbawiony  został wielu rzeczy, a nade wszystko obecności żywego człowieka. Nasz Robinson przeżywał stany emocjonalne w różnych skalach i odcieniach, zależnie od dnia, wspomnień, pogody, od czasu, który upłynął, od tego, co danego dnia go spotkało lub czego nie osiągnął. Cała gama nastrojów, refleksji, głębokich przemyśleń.„Całe to miejsce się pogrążało, a niemal wszyscy, dla których coś ono znaczyło, znajdowali się już pod ziemią”. Z czasem przyszła monstrualna tęsknota do drugiego człowieka. Nadsłuchiwał ludzi:  „W okresach ciszy – szmer, który zdawał się niejasno ludzki. A potem okrzyk, pozbawiona znaczenia sylaba, niczym szczeknięcie psa.” W czasie odizolowanej wędrówki, gniecione samotnością jego życie próbowało przybierać pozory normalności. Odprawiał  święta, doglądał cmentarza, przestawiał pionki na szachownicy w salonie Duke’a, z czasem stawiał sobie obraz dziadka na leżance, by miał z kim rozmawiać. I wtedy już możemy  domyślać się , że Sweetland przeistaczał się: „Pomyślał, że ostatecznie życie jest cholernie mało warte. Fragmenty i okruchy pozorów, pozlepiane do kupy w coś przypominającego  na wpół ludzki kształt, jak jakaś szmaciana kukła mająca straszyć wróble w ogrodzie. Cholernie mało warte.” Napisał  Crummey wyczerpującą obserwację stadium samotności jakby lekarz, który prowadził dokumentację do karty pacjenta.  Moses zostaje zdiagnozowany, a jego w pierwszym okresie wydawać by się mogło,  banalna samotność, teraz doprowadziła go do wyniszczenia. „Żeby wyobrazili sobie, że ktoś porzucił ich na morzu bez zapowiedzi czy słowa wyjaśnienia. Że nie mają pojęcia, czy ktokolwiek ich znajdzie. Ani nawet czy ktoś ich w ogóle szuka. Osieroceni na bezkresnym oceanie”.

Postać tytułowego bohatera, jego charakter, postępowanie to jedna z wielu sztuczek pana Crummeya, którą perfekcyjnie zastosował, bym znowu mogła nazwać  go Mistrzem. Od dłuższego czasu nie spotkałam aż tak wielkiego pisania o tak prostych uczuciach jak: bezwarunkowa miłość, przywiązanie bez żadnego ale, troska o drugiego, akceptacja dla ułomności. Kawał dobrej, koronkowej roboty co do warsztatu pisarskiego i absolutnie rozległe pokłady talentu. To musi się odbić szerokim echem wśród czytelników.

Wśród niektórych opinii czytelników pewnie będzie można się doszukać zarzutów, że autor zbyt często przeskakuje z teraźniejszości do przeszłości i na odwrót szczególnie w zapisie życia Sweetlanda. I ja zgłaszam to jako małą wadę w czasie czytania. Jednakże kiedy zamknęłam ostatnią stronicę, zdałam sobie sprawę, że nie mogło być inaczej. Dzięki temu, że zastosował taki środek, możemy być na bieżąco ze wspomnieniami bohatera, które miały odbicie szerokim  echem w dalszych życiowych zmaganiach. Może to jednak utrudniać identyfikację pewnych ludzi czy wydarzeń, szczególnie kiedy odpłyniemy gdzieś na małą chwilkę. Dlatego warto czytać uważnie, skupić się, by poznać najdrobniejsze detale, bo one są logicznie powiązane.

Po przeczytaniu powieści nachodziły mnie różne refleksje. Dobra, poruszająca książka nie pozwala ci zasnąć i śnić bajkowych treści. Przyglądając się życiu Sweetlanda nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że może symbolicznie gdzieś go już wcześniej spotkałam. Może nie dosłownie o fizykę tutaj chodzi, ale o wymiar ponadczasowy jego pracy w charakterze latarnika. Całkiem prawdopodobne, że autor chciał poprzez to zajęcie, z którego uwolnił go potem automatyczny mechanizm,  pokazać nam coś więcej. Że to nie sam zawód latarnika, lecz idea zapalania świateł dla zbłąkanych lub potrząsanych w czasie wichrów jednostek pływających na morzu, ma bardzo wielki wydźwięk i odzwierciedlenie w charakterze i działaniu Mosesa. Moses chciał chronić ludzi, to pewne, ale wysłano go na emeryturę. „Zdawało mu się, że na tym właśnie polega robota świata – sprawiać, że każda rzecz stanie się przestarzała.” Zastąpiły go niemyślące maszyny, bezmyślnie zapalające lampę według wskazań komputera. Sam używał  laptopa, ale tylko po to by połączyć się z bankiem,pograć w pokera czy zrobić przyjemność i obejrzeć filmik wysłany przez autystycznego siostrzeńca. Nie ufał wirtualnym dłoniom, które miały sterować  światem. Sam mówił: „Sieć jest jak ocean, że nie sposób stwierdzić, co żyje  w najmroczniejszych jej otchłaniach."

Reszta recenzji na:

http://stefeklidia.wix.com/kulturalnie#!Recenzja-książki-pt-Sweetland/cu6k/5543e0130cf21fee135eadd1


 

Link do opinii
Avatar użytkownika - katibe
katibe
Przeczytane:2017-01-09, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam, 26 książek w 2017 r.,
Avatar użytkownika - gertruda25
gertruda25
Przeczytane:2016-09-09, Przeczytałam, czytam w 2016 r.,
Avatar użytkownika - Mirania
Mirania
Przeczytane:2015-12-27, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki w 2015,
Inne książki autora
Rzeka złodziei
Michael Crummey0
Okładka ksiązki - Rzeka złodziei

Michael Crummey, autor głośnych powieści „Dostatek”, „Pobojowisko” i „Sweetland”, w „Rzece złodziei” przenosi...

Bez winy
Michael Crummey 0
Okładka ksiązki - Bez winy

"Bez winy” to odważna, czuła i przewrotna powieść psychologiczna najwyższej próby, rozgrywająca się w swoistym zawieszeniu poza światem: w...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy