Witold Wedler to prawie 40-letni, niespełniony zawodowo i prywatnie dziennikarz śledczy. Kiedy zapada na nietypowy rodzaj padaczki - podczas ataków zaczynają go dręczyć wizje z przeszłości - szef odsyła go na zwolnienie. Zamiast tego Witek jedzie do Brzezińca, miejscowości, w której jako dziecko spędził w 1993 roku ostatnie szczęśliwe wakacje. Sara była jego pierwszą miłością. On był ostatnią osobą, która widziała Sarę żywą. Co się stało z trzynastolatką? Została zamordowana, uciekła, a może... wciąż żyje? I kim jest tajemnicza Lena, która tak bardzo ją przypomina? Jedyną szansą na zamknięcie przeszłości jest rozwikłanie zagadki sprzed 27 lat.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2021-08-11
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 336
Język oryginału: polski
Na thriller "Sprawa Sary" autorstwa Karoliny Głogowskiej trafiłam przypadkiem, szukając dreszczyku emocji po słodkich romansach, które zdecydowanie przeważają na mojej półce. Jak zawsze skusiłam się na piękną okładkę. Jest bardzo intrygująca, dokładnie tak jak sama książka.
Autorka przedstawia wydarzenia z dwóch perspektyw czasowych. Jako wspomnienia z dzieciństwa nastoletniego Witka, który przyjaźnił się z Sarą, dziewczyną z sąsiedztwa i trochę się w niej podkochiwał oraz z perspektywy już dorosłego mężczyzny, któremu sprawa zaginięcia koleżanki z dzieciństwa nie daje spokoju.
Przecież to on widział ją jako ostatni.
Autorka z każdym rozdziałem coraz bardziej nakręca spiralę tajemnic, wciągając czytelnika w świat bohaterów i wywołując przy tym gęsią skórkę. Z jednej strony fajnie było wrócić do beztroskich lat dzieciństwa. A z drugiej się zastanawiałam, czy aby dla wszystkich takie beztroskie te lata były? Przecież będąc dziećmi niektóre rzeczy postrzegamy zupełnie inaczej...
Wszystkie wydarzenia opisane w powieści wydają się bardzo realistyczne. Przecież o zaginięciach czytamy i słuchamy dość często. Również problematyka poruszana w powieści jest bardzo aktualna.
Autorka nie tylko bardzo dokładnie odwzorowała klimat lat 90., w których i mnie przyszło dorastać, ale też opisała bolączki tamtej epoki. Bagatelizowanie i zamiatanie pod dywan ważnych problemów oraz wszelkiego rodzaju nadużycia są bardzo dokładnie przedstawione w tej powieści.
Jest to jedna z tych książek, które nazywamy nieodkładalnymi, które siedzą w umysłach czytelników i w trakcie czytania, kiedy głowimy się nad rozwiązaniem zagadki i długo po przeczytaniu, kiedy trawimy i rozkminiamy powody niekiedy szokujacych wydarzeń. Uwierzcie mi, że nie spoczniecie dopóki się nie dowiecie co się stało z Sarą.
I choć jest to fikcja literacka, pokuszę się o stwierdzenie, że Karolina Głogowska stała się niejako głosem tych wszystkich skrzywdzonych, którzy z jakichś powodów nie chcą wyznać prawdy, albo niestety już nie mogą.
Cóż mogę jeszcze napisać? Fenomenalna książka, którą polecam z całego serca.
"Sprawa Sary" to powieść z dwutorową akcją. Bieżące śledztwo dziennikarza Witolda, który po latach postanawia wyjaśnić, co stało się z jego koleżanką z dzieciństwa Sarą, przeplata się ze wspomnieniami z feralnych wakacji, kiedy to dziewczyna zaginęła. On jako ostatni widział ją żywą. Przede wszystkim podobało mi się w tej książce to, jak realnie autorka oddała klimat lat 90. Lat, gdzie dzieciaki biegały, gdzie chciały i to najczęściej bez wiedzy rodziców. Totalna beztroska i wiara, że nam nie może przydarzyć się nic złego. A jednak tego lata jest inaczej, bo ginie koleżanka, nagle nad ten luz nadciągają czarne chmury. Bardzo dobrze ten moment w książce czuć, atmosfer gęstnieje i tak jest już do samego końca.
Akcja nie pędzi, czytelnik ma czas przeanalizować gromadzony przez Witolda materiał, a kiedy wydaje się, że chyba czas na rozwiązanie, pojawia się kolejny trop, kolejna niewiadoma. Dodatkowo te dziwne ataki, które ma główny bohater, w jakiś sposób muszą pasować do całości, ale jak?
Nie można autorce odmówić lekkiego pióra, "Spawa Sary" to powieść obyczajowa z elementami domestic noir i kryminalnym pazurem. Z wierzchu to powieść o beztroskich nastolatkach, pierwszych zauroczeniach, głębiej wychodzą przemoc, toksyczne relacje, agresja. Mocny debiut, który daje nadzieję na kolejne — jeszcze lepsze — książki p. Karoliny.
Zapewne większość osób ma przyjemne wspomnienia z dzieciństwa. Jednakże mało kto szczegółowo pamięta co robił kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat temu, a z czasem te obrazy jeszcze bardziej się zacierają. Pomyślcie, co by było, gdyby takie wspomnienie z dzieciństwa mogło zaważyć o życi
u bliskiej osoby? W takiej sytuacji znajduje się Witek bohater nowej książki wydawnictwa W.A.B. pt. Sprawa Sary.
Tytuł mówi nam tutaj wszystko. Fabuła książki autorstwa Karoliny Głogowskiej opiera się na sprawie Sary Bielskiej, która zaginęła w 1993 r. w okolicach Brzezińca na ziemi pomorskiej. Tak się akurat składa, że Witold Wedler, 40-letni dziennikarz spędzał wakacje z przyjaciółmi oraz Sarą w przededniu jej zniknięcia. Po latach nawiedzają go wspomnienia tamtego okresu, który pamięta jak przez mgłę. Wypadek oraz lekarska diagnoza sprawiają, że zaczyna on interesować się śledztwem dotyczącym jego szczenięcej miłości.
Muszę przyznać, że po przeczytaniu tytułu i zobaczeniu okładki, Sprawa Sary wywarła na mnie negatywne wrażenie. Wiem, że nie ocenia się książki po okładce, ale wydawało mi się, że będę miał do czynienia z pozycją tandetną i stereotypową. Na szczęście się myliłem i to bardzo. Książka to świetny thriller, trzymający w napięciu, z wszechobecną atmosferą tajemniczości, bohaterami z krwi i kości i satysfakcjonującym zakończeniem.
Cała recenzja na:
Twórczość pani Karoliny Głogowskiej jest mi znana już z dwóch wigilijnych powieści, które miałam okazję swego czas czytać. Kilka jej książek ominęłam, jednakże z pewnością będę je nadrabiać w niedalekiej przyszłości. Kiedy otrzymałam propozycję przeczytania i zrecenzowania najnowszego tytułu, który wyszedł spod pióra autorki - zgodziłam się bez wahania. Tak oto mogę Wam dziś opowiedzieć o powieści Sprawa Sary, czyli thrillerze, który skutecznie wciągnął mnie na kilka godzin.
Jest rok 1993. Witek spędza wakacje w Brzezińcu wraz z kuzynami. Pewnego dnia do miejscowości przyjeżdża Sara, wraz z mamą. Chłopiec wydaje się zafascynowany nową koleżanką, a już wkrótce Sara zaczyna spędzać z nim i grupką innych dzieciaków coraz więcej czasu. Nikt jednak nie przewidział tego, jak tragiczne skutki będą miały te wakacje. Po latach wciąż nikt nie rozwiązał zagadki, co stało się tamtego feralnego lipcowego dnia. Witek pracuje jako dziennikarz i na własną rękę postanawia odkryć prawdę. Czy uda mu się odnaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania? Czy koniec tej sprawy ma szansę na szczęśliwy finał?
Pozwólcie, że rozpocznę od dobrych stron tej pozycji. Karolina Głogowska ma bardzo dobre pióro, dzięki któremu czytanie tej książki było dla mnie po prostu lekkie i przyjemne. Jakimś trafem autorce udało się wciągnąć mnie do swojego wykreowanego świata i przedstawić historię, która bazuje na schemacie, który z kolei teoretycznie może być znany każdemu. Tutaj jednak pojawia się o wiele więcej niewiadomych, a napięcie budowane jest od pierwszej strony.
Kolejnym plusem, który zauważyłam podczas lektury, jest klimat lat 90. Jaki udało się odtworzyć autorce. Nie jest to coś łatwego, ponieważ często zapomina się o takich szczegółach, które właśnie są charakterystyczne tylko dla tej dekady. Karolina Głogowska o tym pamiętała i to właśnie sprawiło, że podczas czytania czułam się tak, jakbym sama przeniosła się do Brzezińca i spędzała czas z tymi dzieciakami.
Nie mogę zapomnieć o samym głównym bohaterze książki. Witold, znany również po prostu jako Witek wzbudził moją sympatię, choć nie zawsze zgadzałam się z jego postępowaniem. Jego determinacja w dążeniu do rozwiązania tej zagadki zaimponowała mi i nadała tej historii dynamizmu. Tak naprawdę nie widziałam tutaj dłuższych momentów “postoju”, ponieważ autorka dbała o to, bym jako czytelnik się nie nudziła.
Sprawa Sary to powieść, która kojarzy mi się bardzo z wszystkimi przypadkami, gdzie w tajemniczych okolicznościach ginie jakaś osoba i nikt nie ma pojęcia, co się z nią stało. Policja jest bezradna i krąży w kółko, a bliscy zaginionego/ej też przerzucają odpowiedzialność na kogoś innego. Ta historia może wydać się dla kogoś okrutnie przewidywalna - oczywiście, w pewnym stopniu taka jest. Jednakże zakończenie tej książki sprawiło, że zaczęłam wątpić we wszystko, co do tej pory przeczytałam. Nie będę ukrywać też faktu, że poczułam minimalny niedosyt, ale raczej jest to kwestia indywidualna.
Ta pozycja zasługuje na tytuł naprawdę dobrego thrillera psychologicznego. Jest budowanie napięcia, są zwroty akcji, ciekawie skonstruowani bohaterowie oraz ona, tytułowa Sara, która po prostu znika. Kto i dlaczego ją porwał? A może sama uciekła? Na to pytanie musicie odpowiedzieć już sobie sami, sięgając właśnie po tę książkę.
Wakacje z rodziną w leśnej chatce.
Czy może być coś piękniejszego?
Sara też takie miała do chwili kiedy zaginęła. Rozpłynęła się niczym poranna mgła.
Miało to miejsce w latach 90tych w 1993roku, a wtedy przyjmowano, że dzieciaki poprostu uciekają z domu.
Śledztwo stanęło w miejscu, a po latach odeszło w zapomnienie.
Po dwudziestu siedmiu latach poznajemy kogoś kto chce dociec prawdy. Ktoś dla kogo Sara była kimś bardzo ważnym. Była jego pierwszą miłością. To on widział ją ostatni żywą.
Witold teraz jest dziennikarzem śledczym, który zmaga się z padaczką, podczas ataku widzi obrazy przeszłości. Wyjeżdża do Brzezińca i rozpoczyna swoje śledztwo.
Czy ma szansę na rozwikłanie zagadki zaginięcia swojej młodzieńczej miłości? Czy 13latka może żyć? Do czego uda dotrzeć się Witoldowi?
Sprawa Sary to bardzo dobrze napisany thriller psychologiczny. Czytając czas przeszły czujemy klimat tamtych lat. Niemal jesteśmy w tym lesie, nad tym jeziorem i w tej chatce.
Wydarzenia wywołamy u mnie karuzelę emocjonalną. Tyle emocji co dostarczyła mi matka Sary to nikt mi nie dostarczył. Gołymi rękami bym ją rozszarpała. Autorka poruszyła temat znęcania się nad dziećmi w tamtych latach, gdzie wszystko działo się w czterech ścianach własnego domu.
Historia wciągnęła mnie od pierwszych stron, a książkę niemal pochłonęłam na raz.
Wielokrotnie ułożyłam sobie w glowie jak to było, kto to zrobił, żeby na koniec powiedzieć... "Acha czyli to było tak"
Polecam jeśli lubicie klimat tamtych lat plus nierozwiązane śledztwo i powrót do niego po latach.
“Sprawa Sary” Karoliny Głogowskiej to niesamowity thriller psychologiczny, który zapada w pamięć. Historia przedstawiona w tej książce jest zaskakująca i momentami wstrząsająca. Muszę przyznać, że potrafiła trzymać w napięciu a emocje, które autorka potrafi przelewać na papier, powodowały u mnie niezły rollercoaster. Nie potrafiłam jej odłożyć, z każdą przerzuconą stroną byłam wciągana w przedziwną kryminalną zagadkę. Dodajmy do tego lata 90-te i mamy genialną historię, od której nie można się oderwać.
40-letni Witold Wedler pracuje jako dziennikarz “Magazynu”, prywatnie jego czas zajmuje dziennikarstwo śledcze, które pochłania większość jego czasu. Przepracowanie i niezdrowy tryb życia są przyczyną nietypowej padaczki, dzięki której przypomina sobie dawno zapomniane szczegóły pamiętnych wakacji w 1993 roku. Po pierwszym napadzie szef wysyła go na zwolnienie, lecz Witek pchany wspomnieniami o zaginionej koleżance decyduje się wszcząć własne prywatne śledztwo, chce dowiedzieć się co stało się z Sarą Bielską, którą widział jako ostatnia osoba przed jej zaginięciem.
Podzielenie historii na czas obecny i na ten przeszły, na lato roku 1993, było genialnym posunięciem autorki. Historia została opowiedziana przez dojrzałego 40-to latka i przez roztrzepanego i zakochanego na “zabój” 13-to latka. Dzięki temu zabiegowi nie tylko miałam lepszą perspektywę na całą fabułę, lecz również przypomnienie sobie lat 90-tych było ciekawą podróżą w czasie. Mimo tego, że jestem troszkę młodsza od głównego bohatera, to pamiętam czasy błogich wakacji w kurortach, czy zwykłych ośrodkach wczasowych nad jeziorem. Dzieciaki biegające samopas, głupie pomysły na które wpadają dzieciaki oraz pierwsze miłości, sympatie, przyjaźnie. Historia wydaje się skomplikowana, nikt nie wie, gdzie jest Sara, czy żyje czy może Lena, którą poznał przez internet główny bohater, jest jego zaginioną młodzieńczą miłością. Styl autorki jest bardzo przyjemny, książkę czytało się bardzo szybko a po jej zakończeniu musiałam wszystko sobie przemyśleć. Zakończenie zostawiło mnie z niezłym mętlikiem w głowie. Niby wszystko się wyjaśniło, lecz to co odkrył główny bohater pozostawiło w moim sercu wielką dziurę. Wszystkie dramaty jakie przedstawiła autorka łączą się w interesującą, lecz za razem przerażającą historię. Karolina Głogowska potrafi idealnie budować napięcie w książce, dramaty rodzinne, które przedstawiła w książce wydają się jednocześnie nierealne i prawdziwe. Starsi czytelnicy pewnie wiedzą jak kiedyś dorośli potrafi skrywać wszelkie tajemnice przed nami dzieciakami, a dzieci niejednokrotnie były świadkami zła, które odbywało się niejednokrotnie w ich domach. Najgorsza jest świadomość, że niejednokrotnie te dzieci nie były tylko świadkami. Szczerze polecam “Sprawę Sary”, nie powinniście się przy niej nudzić.
Za książkę do recenzji dziękuję bardzo wydawnictwu WAB. Książka będzie miała premierę już 11 sierpnia.
W przeciwieństwie do zapewnień na okładce, książka jest "odkładalna", już po kilku stronach bluzgi popsuły mi nastrój potrzebny do czytania. Czy naprawdę nie może obejść się bez tego typu wstawek? W sumie czytałam ksiazke trzy dni, co u mnie jest bardzo rzadko spotykane (przeważnie dosłownie pożeram tekst). Sama historia dość typowa: Teresa- szanowana pani doktor, którą uwielbiają mali pacjenci, prywatnie znęca się fizycznie i psychicznie nad swoją córką. Sara w końcu ma dość, po kłótni z matką, podczas której została popchnięta i uderzyła czołem o framugę, ucieka nad jezioro. Dziewczyna pragnie zniknąć, wchodzi do wody i topi się. Policjant, zakochany w Teresie, odnajduje zwłoki, rozbiera do naga, owija je w siatkę ogrodzeniową i zatapia. Ubranie podrzuca na pole miejscowego pijaczka (który też ma swoje za uszami), chcąc poniekąd ukarac mężczyznę za okropne czyny. Dopiero po 27 latach sprawa wychodzi na jaw.
Witold jest dziennikarzem i swego czasu opisał zaginięcie pewnej dziewczynki - Sary. Pomyślicie sobie "no tak, jest dziennikarzem, to i jego zadaniem jest opisywanie historii". No i rzeczywiście tak właśnie jest. Ale istnieje również powód, dla którego to właśnie rozwiązaniem tej sprawy nasz bohater jest zainteresowany. I nie jest to żadna niezdrowa fascynacja. To dlatego, że znał Sarę. I nie tylko kiedyś tam, dawno i nieprawda. Znał Sarę dokładnie w tym miesiącu, w którym zaginęła. Bowiem na lipiec 1993 roku przypada ich krótka znajomość. A dodatkowo.. Być może... To właśnie Witold może być ostatnią osobą, która widziała Sarę żywą. Teraz, wiele, wiele lat później - może w wyniku stresu - mózg Witolda zaczyna podsuwać mu wspomnienia dawnych zdarzeń. Czy w tych wspomnieniach może być coś, co pomogłoby rzucić trochę światła na tę nierozwiązaną sprawę? Witold wyrusza więc w podróż i na nowo się angażuje w wir śledztwa starając się połączyć kropki i zeznania tak wielu świadków, jak to tylko możliwe.
Doskonale przedstawiona sprawa kryminalna, która dzięki rozdwojeniu na dwie linie czasowe pozwala czytelnikowi na pełne poznanie sprawy i samodzielne śledztwo do czasu podania rozwiązania. Tak więc mamy szansę poćwiczyć umysł w przesiewaniu zbędnych informacji od tych istotniejszych.
"Sprawę Sary" znalazłam na jednej z marketowych wyprzedaży.
Nigdy nie spotkałam się z owym tytułem, nie znałam też twórczości autorki - Karoliny Głogowskiej.
Okładka i opis na jej odwrocie sprawiły, że od razu złowiłam ją do sklepowego koszyka.
Zaintrygowana stylem pisarki i tematem historii niezwłocznie przystąpiłam do czytania.
"Sprawa Sary" wciągnęła mnie od pierwszej strony i trzymała w napięciu do ostatniej kropki. Nieprzewidywalne zwroty akcji, świetnie wykreowani bohaterowie, poruszone problemy i nieodkryte tajemnice nie pozwoliły odłożyć książki nawet na chwilę.
Powieść napisana została lekkim, przystępnym językiem. Mimo iż, dotknęła trudnych tematów, nie jest przesiąknięta wulgaryzmami.
Akcja toczy się w dwóch płaszczyznach. Teraźniejszość przeplata się z wakacjami 1993 roku. Przeskoki czasowe jednak w żaden sposób nie utrudniają czytania. Pozwalają poznać lub przypomnieć sobie tak odległe czasy, gdy lato upływało bez telefonów i internetu.
Niewątpliwie zaskakujące zakończenie nieco mnie rozczarowało. Przez okrutne, krwawe sceny nakreślone wcześniej, liczyłam na bardziej brutalny finał.
Cieszę się, że miałam okazję poznać "Sprawę Sary".
Bardzo dobra, niepokojąca. Pisana z perspektywy dwóch linii czasu
Historia zaginięcia Sary, brak ciała i brak wiadomości od niej i o niej przez 27 lat. Autorka zastosował dwie płaszczyzny czasowe, które wzajemnie się przeplatają. Narratorem i głównym bohaterem tego thrillera jest Witol Wedler. W 1993 roku był młodym chłopakiem, który pokochał Sarę i widział ją ostatni. Po latach zostaje dziennikarzem śledczym i w okresie, kiedy ma problemy ze zdrowiem i przebywa na zwolnieniu lekarskim, próbuje dociec co stało się z Sarą. Zaskakujący jest finał tego śledztwa. Książka trzyma w napięciu. Naświetlone zostały problemy z życia wydawałoby się normalnych rodzin: pedofilię, przemoc w rodzinie, alkoholizm. Mamy też incydent jak łatwo jest oszukiwać w sieci, podawać się za zupełnie kogoś innego.
Podobno każda kobieta przynajmniej raz w życiu spotka psychopatę. Psychopata spotyka jednak mnóstwo kobiet. Zwłaszcza jeśli na nie poluje. To dla niego...
Młoda dziennikarka Izabela przeżywa osobistą tragedię, po której stacza się w alkoholizm. Wkrótce dostaje jednak od losu drugą szansę: nową pracę, miłość...
Przeczytane:2021-09-13, Ocena: 6, Przeczytałam,
"Pamiętamy tylko tyle, ile chcemy. Albo tyle, ile jesteśmy w stanie udźwignąć."
Pierwszej miłości się nie zapomina? Oczywiście. Szczególnie, gdy obiekt naszych westchnień znika bez śladu, a to właśnie my widzieliśmy go jako ostatni.
„Sprawa Sary” przenosi nas nie tylko do klimatycznych lat dziewięćdziesiątych, kiedy dochodzi do nigdy niewyjaśnionej tragedii, ale do czasów naszego dzieciństwa. Każdy z nas odnajdzie w niej emocje własnych beztroskich lat, szalonych zabaw, pierwszych zauroczeń. Z aurą letniej sielanki na wsi kontrastuje kładące się cieniem na dalszym życiu bohaterów zniknięcie tytułowej Sary. Dziewczynka znika bez śladu, a czterdziestoletni obecnie Witold, nękany wizjami tego pamiętanego lata, próbuje dojść prawdy. Tamta sprawa na nowo wgryza się w jego świadomość, a obrazy, sytuacje i dialogi plączą mu się w głowie. Czy uda mu się poskładać te rozsypane puzzle i znaleźć odpowiedź na pytanie co stało się z obiektem jego młodzieńczej fascynacji?
Rozmowy Witolda z innymi uczestnikami dziecięcych zabaw i jego nawracające wizje zaczynają odsłaniać pokłady przemocy, manipulacji i zaniedbań. Choć podczas czytania przychodziły mi do głowy różne rozwiązania i byłam przygotowana na brak szczęśliwego zakończenia, to jednak ogrom emocji i złożoność problemu przytłoczył mnie zupełnie.
To ciężka od emocji, niepokojąca i boleśnie prawdziwa historia, skrywająca za zasłoną letniej sielanki mrok i zło. Trudno się od niej oderwać i nie sposób jej zapomnieć.