Pewne poszlaki widzą tylko ci, którzy stracili ukochanych
Mąż i ojciec, Michał Arłak, brutalnie zamordowawszy żonę i córkę, wiesza się w przydomowej szopie. U jego stóp leży drewniany młotek ubroczony krwią. Funkcjonariusze na miejscu zbrodni zastają kałuże posoki rozlanej po całym domu. Dla tej tragedii Bernard Gross przerywa lot do Anglii. Podejmuje śledztwo.
Choć zbrodnia nie budzi żadnych wątpliwości, zbyt wiele detali nie daje spokoju komisarzowi. Czego nie mówi śledczym sąsiad Arłaków, jedyny świadek? Dlaczego ubrania wisielca noszą tak mało śladów krwi? Co wiedziała matka Michała, skłócona z jego żoną?
Sprawa przerasta Grossa i jego zespół, zwłaszcza kiedy dowiaduje się, że zostali rozwiązani przez kogoś z góry. Walcząc ze złem na zewnątrz, trudno wygrać z nim we własnych szeregach. Komisarz przekonuje się o tym z każdym atakiem paniki spychającym go w otchłań szaleństwa.
Piąty tom serii kryminalnej Roberta Małeckiego z komisarzem Bernardem Grossem.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2024-10-09
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 368
gdy życia kres nastaje
i oddech ostatni ulatuje
wtedy serce bić przestaje
i pytań wiele zwiastuje
tak trudno prawdę odszukać
w gąszczu zagadek trudnych
do których drzwi zapukać
by odpowiedzi uniknąć zgubnych
siłą jest jego spokój
w sercu drzemią skazy
na duszy wciąż niepokój
i tamtych wspomnień obrazy
w toksyczną relację uwikłany
depresja towarzyszką jego
tak bardzo w niej zakochany
nie widział w tym nic złego
One tam leżą.
W kałuży krwi.
Mama i córka.
Amelka.
Tam dalej on. Mąż. Ojciec.
Wisi.
Nie ma ich. Nie ma już rodziny.
Nie ma. I nie będzie.
Odeszła.
Dlaczego?
Niebanalna kryminalna zagadka. Mocna. Pasjonująca. Pochłaniająca zmysły czytelnicze. Zawiłość zdarzeń wciąga. Kreacja bohaterów podsyca iskrę oczekiwania. Klimat w zmysły się zakrada. Jest ciemno, zimno, ponuro. Jest mrocznie, szaro. Ta aura szumi padającym deszczem. Pomroką otoczenia. Mgłą ludzkich tajemnic. Zasłoną niewypowiedzianych emocji. Przez ciszę tej szarości mkną powidoki. Wracają wspomnienia. Które tak bardzo bolą.
Małomiasteczkowy klimat. Z chmurami ciemnymi. Gęstymi. Z Chełmżą w tle. I znów prawdy szukanie. Znów tropy. Ślady. Wskazówki. Bo komisarz ma przeczucie. Że nie było tak, jak na pierwszy rzut oka wyglądało. I szuka. Węszy. I nie daje za wygraną. Bo to Gross. On nie odpuszcza. Nigdy. Choć nie ma łatwo. Boi się tamtych tragicznych obrazów. Wątpliwości chwytają za gardło. Serce smutkiem łomocze. Ale on się temu nie poddaje. Chowa gdzieś głęboko w siebie. I działa.
Grossowy styl zachwyca. Zawsze mocniej. Bardziej. Głębiej. Wciska się w umysł. Pod skórę wgryza. Szarpie emocjami. Drapie. Wtapia się w duszę. Wciąga słowami w jego świat. Świat Grossa. Roztrzaskany przeszłością. Smutny. Ale tak niesamowicie intrygujący. I prawdziwy. Ogromnie prawdziwy. Zawarty w jego nostalgii. Melancholii. Kreślony spokojem płynącym od niego strumieniem szerokim. Polecam.
Pojawienie się piątego tomu z Grossem to dosłownie plaster na ranę. Dlaczego? Ponieważ tom wcześniejszy kończy się w taki sposób, że pozostała we mnie złość na jednego z ulubionych bohaterów.
Nie będę się rozpływać nad fabułą, powiem krótko, mamy samobójcę i jego brutalnie zamordowaną rodzinę. Sprawa zdaje się być prosta, jednak Bernard ma potrzebę zbadania jej dokładnie.
Czy styl Małeckiego doznał kontuzji? Kompletnie nie, wciąż mnie zachwyca.
Czy fabuła zmuszała do ziewania? Nieeeeee, ani przez moment.
Czy doznałam potrzeby kolejnego tomu? Tak i to ogromnej!!!
Panie Robercie, to się nie godzi by zostawiać czytelnika w takiej niepewności.
Każdy kolejny tom utwierdza mnie w przekonaniu, że sięgnięcie po tę serię było jedną z moich najlepszych literackich decyzji. Od początku wpadłam w sidła #grossmanii i czuję, że tak w nich pozostanę.
Słyszałam ostatnio skandowanie w rytm pewnej melodii #dwanaściegrossów ??? i ja do tej wersji dołączam całym sercem. Nie ukrywam, że w tym wypadku więcej, znaczy zdecydowanie lepiej. Mam niedosyt Bernarda, możliwe, że jest to spowodowane długą przerwą po trzecim tomie i rosnącym we mnie napięciem. Tym samym apeluję o niepoddawanie mnie i innych miłośników serii o kolejną taką torturę.
No to już się domyślacie, że #wartojakpieron
"Skrzep" to kolejna niezwykła odsłona serii z komisarzem Bernardem Grossem, która po raz kolejny udowadnia, że Robert Małecki jest mistrzem w budowaniu napięcia oraz emocji.
Kiedy Bernard Gross przerywa swój lot do Anglii z powodu brutalnej zbrodni, która wstrząsnęła społecznością, od razu wkracza w świat pełen mrocznych sekretów i niewypowiedzianych prawd. Już od pierwszych stron czuć, że to śledztwo będzie wyjątkowo skomplikowane. Michał Arłak, mąż i ojciec, zostaje znaleziony powieszony w szopie, a w domu kałuże krwi świadczą o brutalnym mordzie jego żony i córki. Jednak to, co z pozoru wydaje się jasną sprawą, szybko zaczyna budzić wątpliwości komisarza.
To właśnie osobowość Bernarda Grossa sprawia, że czytelnik nie potrafi oderwać się od książki. Jego nieustępliwość, dociekliwość i zdolność do dostrzegania najdrobniejszych detali, które umykają innym, budzą podziw. Gross to postać skomplikowana, pełna wewnętrznych demonów, z którymi walczy na każdym kroku. Jego ataki paniki i zmagania z własnymi słabościami dodają mu ludzkiego wymiaru, czyniąc go jeszcze bardziej autentycznym.
Metody śledcze Grossa są fascynujące. Jego zdolność do łączenia faktów, intuicyjne podejście oraz nieustępliwość w dążeniu do prawdy sprawiają, że każdy krok w śledztwie jest pełen napięcia. Gross nie boi się zadawać trudnych pytań ani konfrontować z niewygodnymi prawdami.
"Skrzep" to nie tylko kryminał, ale także głęboka analiza ludzkich emocji i relacji. Każda postać, każde wydarzenie jest starannie skonstruowane, by budzić emocje - od strachu, przez smutek, aż po gniew i bezradność. Autor umiejętnie prowadzi nas przez labirynty ludzkiej psychiki, nie bojąc się poruszać trudnych tematów.
Podsumowując, "Skrzep" to historia, która wciąga od pierwszej do ostatniej strony. Bernard Gross, z jego unikalną osobowością i metodami śledczymi, po raz kolejny udowadnia, że jest jednym z najbardziej fascynujących bohaterów współczesnej literatury kryminalnej.
"Skrzep" Roberta Małeckiego to piąty serii kryminalnej z komisarzem Grossem, który mimo to napisany jest tak, że można go czytać jak powieść osobną. Jest to historia tragiczna, gdyż do zbrodni dochodzi wśród najbliższych, w rodzinie. Giną żona, córka i mąż, a wszystko wskazuje na to, że sprawcą jest ten ostatni. Komisarz Gross to jednak uważny śledczy i sprawy nie zamknie, póki nie będzie pewny tego, co się wydarzyło, póki nie sprawdzi wszystkiego, co może - w tej sprawie trzeba zacząć od tła, od potencjalnych motywów. I tak sprawa, która wydaje się prosta, zaczyna się rozrastać, a problemy, z jakimi borykała się ta rodzina zaskakują, są nieoczywiste, a przez to poszerzają wiedzę i wrażliwość czytelnika. Przede wszystkim jednak przypominają, jak krzywdzące jest ocenianie na pierwszy rzut oka, jak ważne są motywacje, powody, okoliczności. Jak nic nie jest po prostu czarno-białe, choć tak bardzo by się chciało móc przypisać zdarzenia do po prostu złych czy dobrych. Historia prowadzona jest spokojnie, mamy wgląd nie tylko w śledztwo, ale także życie prywatne postaci i choć ono rozgrywa się raczej w tle, to jest istotne, by w pełni poznać Grossa i towarzyszącą mu Skalską. Sama intryga ma w sobie pewne nowatorskie wątki, bardzo podoba mi się to, że autor szuka tego, czego jeszcze na naszym kryminalnym podwórku literackim nie było. To solidna, dobrze zbudowana historia kryminalna, w której każdy element jest przemyślany i potraktowany z uwagą i powagą autora, a czytelnika porusza do głębi dlatego, że przecież opowiada o zwyczajnych ludziach, o problemach, które znamy z życia rzeczywistego.
Marek Bener, dziennikarz i właściciel lokalnego tygodnika, podejmuje się odnalezienia zaginionej maturzystki. Znużony sierpniowym upałem odkrywa kolejne...
Nie łączy ich już nic, poza krwią na mundurach… Trzeci tom bestsellerowej serii Roberta Małeckiego z policjantami Archiwum X Niemal pół wieku temu...
Przeczytane:2024-10-18, Ocena: 6, Przeczytałam,
Miłośnikom rodzimych kryminałów Roberta Małeckiego z pewnością nie trzeba przedstawiać. Moim ulubionym cyklem Autora jest ten z Bernardem Grossem, po trochu za klimat, z sympatii do bohatera, ale i z sentymentu, bo właśnie jego pierwszym tomem, „Skazą” zaczęła się moja przygoda z twórczością Roberta Małeckiego. Po wydaniu trzeciej części, „Zadry” Autor przetestował cierpliwość swoich fanów, bo niemal cztery lata dał nam czekać na kolejny tom z Grossem. Nie traciłam jednak nadziei i już pod nowym szyldem Wydawnictwa Literackiego wyszedł „Zrost”, a niemal równy rok później „Skrzep”.
Może Autor potrzebował tej przerwy, by ponownie stworzyć przenikające do krwiobiegu historie kryminalne wypełnione skomplikowanymi, toksycznymi relacjami rodzinnymi prowadzącymi do tragedii? W każdym razie warto było na nie czekać. Po stokroć warto!
Bernarda Grossa, jak wspomniałam darzę ogromną sympatią, mimo że jest jednym z tych mężczyzn, którzy w kwestiach osobistych wybierają ucieczkę raniąc siebie i najbliższe osoby. Jego ucieczką od trudnej rzeczywistości i nawracających wyrzutów sumienia jest zawsze praca. W niej spełnia się znakomicie drążąc i dopatrując się nieścisłości, by dojść prawdy.
Podobnie jest z rodzinnym dramatem w okolicy Chełmży, do którego zostaje wezwany. I choć wszystko wydaje się być oczywiste, komisarzowi nie daje spokoju pytanie o motywację sprawcy. Pojawiają się nitki, za którymi podąża, odkrywając trudne rodzinne powiązania i sekrety. Śledztwu nie pomagają wewnętrzne zawirowania w wydziale, które mogą przyspieszyć jego odejście na emeryturę, jednak dociekliwy Gross nie odpuści, dopóki brzydka prawda nie ujrzy światła dziennego.
Przy każdej kolejnej części obawiam się, co jeszcze Autor zrzuci na barki głównego bohatera, bo jego życie jest pasmem dramatów, błędnych wyborów i zaniechań. Ale tym razem, choć wygrywa skłonność do umartwiania się, to pojawia się światełko w tunelu i niewielka, ale zawsze, nadzieja na poukładanie własnych spraw. Trzymam mocno kciuki, by tak się właśnie stało.
Bardzo spodobało mi się, jak w nieoczywistym świetle ukazuje Autor toksyczną relację rodzinną, której ofiarą jest tłamszony i wykorzystywany mężczyzna. Łamie tym samym pewien stereotyp, ale czyni to niesamowicie wiarygodnie i z wyczuciem. Z równym realizmem kreśli prowadzone śledztwo, które podąża krętą ścieżką, zbaczając czasem w ślepy zaułek i ukazuje olbrzymią wagę nieistotnych z pozoru detali.
Za tego bohatera, ten realizm i odsłanianie mroku skrywanego w najgłębszych zakamarkach ludzkich umysłów kocham ten cykl całym sercem i sięgnę po każdą kolejną część, którą Autor zdecyduje się wydać.