Rysa to znakomite połączenie kryminału z thrillerem psychologicznym, w którym największą zagadką okazują się zepchnięte do podświadomości bolesne doświadczenia. To także przekonująco opowiedziana przez mężczyznę opowieść o kobiecie, która stara się odnaleźć w patriarchalnym świecie policji, wygrać z dręczącymi lękami i ocalić samą siebie.
Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna
Data wydania: 2018-08-29
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Czyta: Marcin Popczyński
Jak to mówią opinie są różne, a to co tutaj przedstawię, niestety, nie każdemu się spodoba. Bardzo dziękuję Agnieszce z instagramowego @aga_love_books , że dzięki niej miałam okazję przeczytać (ledwo ledwo kawalątko) owego dzieła
Jakie zatem są moje spostrzeżenia? Negatywne, niestety. Może to mój spaczony gust, może po prostu jestem czytelnikiem, któremu owa książka nie przypadła do gustu, a może zwyczajnie się nie znam. Mimo to – myśl przewodnia była okej. Zamordowany bezdomny, którego ciało pozostawione zostało gdzieś w jakimś mieszkaniu. Tak tak, dobrze czytacie – gdzieś w jakimś tam. Moja przygoda z tą pozycją skończyła się na 24 stronie. Niestety, więcej nie weszło. No trudno. Nie zawsze książki, które czytamy muszą nam się podobać.
I mimo że te kilkanaście stron wlokło mi się jak flaki z olejem, a moich podejść było tutaj aż 3 to nie zmienia faktu, że język jakim napisana jest książka jest lekki, łatwy i powiedzmy, że przyjemny.
Co zatem kuło mnie w oczy? Sprawa bezdomnego. Mimo fajnego pomysłu nie wierze, że policja tak bardzo przejmowała by się truchłem kloszarda (brzydko mówiąc). Dodatkowo rozmowy, które nie wnosiły nic, a były tak drętwe, że aż było mi smutno. Do tego narkotyzowanie się babki, która prowadziła tą sprawę. Brawo. Niemożliwością jest, żeby coś takiego mogło prosperować. Rozumiem, że to fikcja literacka, okej, ale naprawdę nie mogłam tego przełknąć…
Polskich kryminałów nie czytam. Prawdę mówiąc, w ogóle nie sięgam po naszą rodzimą literaturę. Jednak gdy zaproponowano mi przedpremierową lekturę „Rysy”, pomyślałam, że może to dobra okazja, by coś zmienić. Długo zastanawiałam się, czy dać szansę nowemu kryminałowi Igora Brejdyganta. Miałam wrażenie, że przygodę z polskim kryminałem powinnam zacząć od czegoś bardziej popularnego, od książek Bondy, Puzyńskiej, Chmielarza lub Mroza. Ostatecznie po długiej wojnie myśli zdecydowałam: przeczytam! Co o tym przesądziło? Fakt, że akcja „Rysy” rozgrywa się w mojej rodzinnej miejscowości, czyli w Warszawie. Jesteście ciekawi moich wrażeń? Znajdziecie je poniżej :)
Współczesna Warszawa. Ginie bezdomny alkoholik. Prowadząca śledztwo komisarz Monika Brzozowska przeczuwa, że w sprawie chodzi o coś więcej niż porachunki kloszardów. Kolejne zbrodnie wskazują, że stolica stała się miejscem działania seryjnego mordercy. W toku śledztwa wychodzi na jaw, że dawne grzechy zamordowanych wiążą się z błędami młodości samej komisarz. Cierpiąca na zaniki pamięci Brzozowska zostaje wplątana w niebezpieczną grę, która zmusi ją do spojrzenia wstecz i ponownej walki z demonami przeszłości. Co wydarzyło się przed piętnastoma laty i w jaki sposób wiąże się to z serią brutalnych zbrodni, które dziś wstrząsają Warszawą? Krąg osób, którym Monika może ufać, z dnia na dzień się zawęża. Jednak nie to jest najgorsze… Zagubiona we własnych wspomnieniach komisarz Brzozowska wie, że nie tylko nie może ufać swoim współpracownikom, ale i samej sobie.
Bardzo lubię książki, w których odpowiedzi na pytania o teraźniejszość odnajdujemy w przeszłości ich bohaterów. Stanowiąca połączenie kryminału i thrillera psychologicznego „Rysa” jest właśnie taką powieścią. Największą zagadką nowej książki Igora Brejdyganta, scenarzysty i pisarza, okazują się zepchnięte do podświadomości bolesne doświadczenia głównej bohaterki. To historia o lęku przed własnym nieznanym obliczem, przed przeszłością, która umyka w odmęty niepamięci. Wydawało się, że będzie ciekawie, ale obietnica wciągającej i trzymającej w napięciu wędrówki w przeszłość nie została spełniona.
„Rysa” to książka, która niestety nie przypadła mi do gustu. Muszę przyznać, że dawno z żadną powieścią nie męczyłam się aż tak długo. Na moją negatywną ocenę wpływ miało wiele czynników – brak podziału na rozdziały, gwałtowne przeskoki z wątku na wątek oraz z jednego krańca Warszawy na drugi, styl autora, irytująca bohaterka, której nijak nie potrafiłam polubić, oraz przytłaczający wątek uzależnienia Moniki od narkotyków. Wszystko to sprawiło, że „Rysa” była dla mnie powieścią wyjątkowo męczącą i trudną w odbiorze. Co i raz ją odkładałam, długo nie mogąc wczuć się w czytaną historię. Wracałam do niej tylko dlatego, że musiałam. Zmieniło się to mniej więcej po połowie. Gdy Monika wreszcie bierze sprawy w swoje ręce, akcja zaczyna nabierać rumieńców. Towarzyszymy ścigającej swoje demony Brzozowskiej z rosnącym zainteresowaniem. Powracające wspomnienia i odkrywane niepokojące fakty są niczym elementy tej samej układanki, które w końcu zaczynają wskakiwać na swoje miejsce. W trakcie lektury „Rysy” przeglądałam jej recenzje. Zauważyłam, że wielu czytelników narzekało, że po połowie zupełnie tracili zainteresowanie, że na początku książka w ich odczuciu była ciekawa, a później już nie. W moim przypadku było odwrotnie. Przez pierwsze mniej więcej 150 stron przebrnęłam z ledwością, potem było znacznie lepiej. Zakończenie okazało się zaskakujące, rozczarowała mnie jednak jego konstrukcja. Wszystko rozegrało się zbyt szybko, zbyt gwałtownie.
„Rysa” to z pewnością nie moje klimaty. Źle się czułam w środowisku zapijaczonych narkomanów, dla których sensem życia jest kolejna działka. Gdyby chociaż Brzozowska była bohaterką, którą można obdarzyć sympatią. Ale pani komisarz jest postacią odstręczającą. Na plus na pewno zaliczam to, że Igor Brejdygant zdecydował się wykreować w roli protagonisty swojej powieści kobiecą postać. To ostatnimi czasy dość popularne wśród autorów kryminałów. Kiedyś kobiece bohaterki wychodziły wyłącznie spod pióra pisarek, dziś o przedstawicielkach wymiaru sprawiedliwości piszą też mężczyźni. Wykreowana przez Grahama Mastertona nadkomisarz Katie Maguire czy stworzona przez Roberta Dugoniego detektyw wydziału zabójstw Tracy Crosswhite to tylko pierwsze z brzegu przykłady. Dla pisarza to zawsze wyzwanie koncentrować się na kobiecej psychice. Cieszę się, że Igor Brejdygant się go podjął (zresztą nie pierwszy już raz).
Wspomniałam na początku, że nie przypadł mi do gustu styl autora. Warto zaznaczyć, że mój egzemplarz był przed ostateczną korektą, dlatego oczywiście nie będę oceniać literówek. Możliwe też, że w wersji finalnej pojawiają się tak bardzo przeze mnie pożądane rozdziały, których mi brakowało. Jeśli jednak chodzi o język autora, to był on dla mnie bardzo ciężkostrawny. Niektórzy z Was pewnie wiedzą, że skończyłam polonistykę i jestem dość wyczulona na punkcie warstwy językowej czytanych książek. Tu szczególnie denerwował mnie niewłaściwy i przez to nienaturalnie brzmiący szyk – odnosiłam wrażenie, że ludzie tak po prostu nie mówią. Kto wie, może w ostatecznej wersji zostało to zmienione.
„Rysa” Igora Brejdyganta to specyficzna powieść, która może przypaść do gustu miłośnikom książek z pogranicza kryminału i psychothrillera, w których przeszłość przenika się z teraźniejszością. Misternie skonstruowana intryga i przytłaczająca swym ciężarem gęsta atmosfera warszawskich spelun. Stosunek do tej powieści mam bardzo ambiwalentny. Nie polecam, ale i nie odradzam. Sami zdecydujcie, czy chcecie po nią sięgnąć. W moim przypadku było to pierwsze i jak na razie ostatnie spotkanie z polskim kryminałem.
Dobry kryminał, zaskakujące zakończenie :)
Pomysłowy kryminał. Zaczynam drugi tom.
Niestety, ale nie zaiskrzyło między mną a "Rysą". Szkoda, no potencjał był ogromny. Mam taką zasadę, że staram się za szybko nie poddawać i nie porzucać książki. Pierwszy kryzys dopadł mnie bardzo szybko, bo już na 12 stronie pomysłałam, że ja nie dam rady jej przeczytać. Doczytałam ją jednak do końca i jeśli dałabym sobie spokój na początku, to niewiele bym straciła. Nie podszedł mi styl autora, bardzo duża ilość trudnych słów zawarta w tekście, która komplikowała czytanie. Do tego mnóstwo błędów - raz bohaterka nazywana jest Agnieszką, raz Grażyną. Raz Piotr nie ma kluczy, za chwilę nagle już ma. Główna bohaterka irytująca! W fabule pełno nieścisłości a rozwiązanie sprawy nie było zaskoczeniem. Nie było tu żadnego efektu wow, tylko irytacja. Ehh, szkoda.
Całkiem sprawna fabuła z w miarę zaskakującymi zwrotami akcji. Dość specyficzna powieść, która nie każdemu może się spodobać. I chociaż z oporami, to jednak polubiłam główną bohaterkę i teraz chciałabym jej więcej.
„Rysa” to opowieść o Monice, czyli policjantce prowadzącej śledztwo dotyczące serii morderstw w Warszawie. Podczas dochodzenia kobieta natrafia na ślady, które prowadzą… do niej samej. Czy rysa, którą nosi w sobie Brzozowska przybliży ją do poznania niewygodnej prawdy?
Opis książki i początkowy zamysł bardzo mi się spodobał. Mamy kobietę-policjantkę, z mrocznymi demonami z przeszłości-teraźniejszości (ach, te kryminały – chociaż tu jakoś miałam zgrzyt, bo hmm była heroinistka?), żyjącą na kocią łapę, która ma matkę z demencją mówiącą non stop o mężu swojej córki (którego przecież nie ma).
W Warszawie ginie bezdomny alkoholik. Brzozowska uważa, że nie były to zatargi między kloszardami. Mężczyzna zginął przez metodycznie odliczone ciosy ostrym narzędziem, a jego wyniki toksykologiczne wskazują na obecność w organizmie różnorakich substancji. Jakiś czas później kolejna osoba ginie w ten sam sposób. Dwie ofiary różni stan majątkowy, ale łączy coś, co Monika odkrywa na łamach książki. Jak dla mnie postać policjantki nie do końca była wiarygodna i jakoś od samego początku irytowała mnie swoją osobą. I bywało, że robiła po prostu głupie rzeczy. Fabuła była chwilami zbyt przekombinowana, czasem chaotyczna i poszarpana. Okładka jest piękna, ale niestety jej środek nie do końca mnie zachwycił. Dobrze, ale czytam dalej. I im bliżej końca tym akcja bardziej przyspiesza, żebym na koniec zrobiła „eee, CO, to jest koniec?”. W ogóle mnie nie kupiło, było jakieś takie patetyczne i… dziwne.
Książka nie jest źle napisana. Jest dobra, ale gdy wyłączyłam pewną część swojego logicznego myślenia. „Rysa” jest całkiem przyzwoitym kryminałem, ale jednak nie powalił mnie na kolana. Przystępny język, ciekawe poprowadzenie historii są na pewno jej plusami. Jednak mała wiarygodność stanowił dla mnie spory minus. Historię o lęku przed swoim nieznanym obliczem, historię, która umyka w odmęty niepamięci polecam przede wszystkim osobom, które są fanami autora.
KTO STRACIŁ JUŻ WSZYSTKO, ZAPOMINA, CZYM JEST STRACH Wywołana przez zakazany związek iskra radości, za którą tęskniła latami. Tyle wystarczyło, żeby...
Kiedy nad ranem zostają znalezione zwłoki, na miejscu zjawia się komisarz Agnieszka Polkowska. Nikt nie chce z nią pracować - zbyt wiele wymaga, słynie...
Przeczytane:2023-06-25,
Główną bohaterką książki jest komisarz Monika Brzozowska. To bardzo specyficzns postać, można powiedzieć, bezkompromisowa, zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Współpracownicy nie pałają do niej sympatią, niewiele robi sobie z uwag szefów, ale jako że jest dobra w tym, co robi, utrzymuje się na powierzchni. Policjantka przeżywa aktualnie trudny okres – nie wie, co się z nią dzieje, ma zaniki pamięci, dziwnie i niestabilnie się czuje. Nawiedzają ją flashbacki z momentów nieświadomości, a także z przeszłości – związane z jej uzależnieniem od narkotyków. Do tego martwi się o matkę, która choruje na Alzheimera.
Akcja książki rozpoczyna się od znalezienia zwłok mężczyzny w pustostanie poza centrum Warszawy. Zamordowany to bezdomny, który odurzony narkotykami zginął w męczarniach. Niedługo policja dostaje wezwanie do kolejnych znalezionych zwłok. Tym razem to bogaty miliarder, ale sposób zamordowania jest identyczny z poprzednią zbrodnią. Brzozowska wraz z kolegami podejrzewają seryjnego mordercę. Tą tezę potwierdza kolejna ofiara. Jest nią młoda kobieta, zamordowana dokładnie tak samo jak poprzednie ofiary.
Monika Brzozowska w swoim dochodzeniu dochodzi do strasznych wniosków. Na każdym miejscu znalezienia ofiary ma dziwne przeczucie deja-vu. A przy ostatniej sprawie dochodzi SMS z nieznanego jej numeru, z którego wynika, że może znać ofiarę. Rozpoczyna prywatne śledztwo, bo tuż przed śmiercią kobiety, jej samej urwał się film na kilkanaście godzin. W trakcie śledztwa okazuje się, że Monika znała ostatnią ofiarę, ale ona jej nie pamięta. Komisarz Brzozowska rozpoczyna wyścig z czasem, bo seryjny morderca może znów uderzyć, a najgorsze że ona sama może być w to wszystko jakoś wplątana.
Co łączy komisarz z tymi zbrodniami? Kto jest odpowiedzialny za te zabójstwa? Czy Brzozowska upora się z demonami przeszłości?
Igor Brejdygant pisze swoim specyficznym sposobem, który nie każdemu może przypaść do gustu. Książka napisana jest bez rozdziałów co powoduje, że czyta się ją wolniej. Akcja rozpoczyna się już na pierwszych stronach a kończy na ostatnich. Fabuła jest tajemnicza i mroczna, przez co całość jest diabelnie wciągająca. A zakończenie jest zwieńczeniem całej tej tajemniczej sytuacji. Nigdy nie wpadłabym, że ta historia może tak się skończyć. Dopiero na ostatnich stronach zaczęłam domyślać się o co chodzi w tej książce .
Jak już pisałam na początku czyta się ją dość ciężko, ale po przyzwyczajeniu się do sposobu pisania autora, uważam że ,,Rysa" to bardzo dobra książka. Wiem że jest drugi tom przygód komisarz Brzozowskiej, i już nie mogę się doczekać kiedy po nią sięgnę.
Na platformie Ipla.pl można oglądnąć serial (pod tym samym tytułem) nagrany na podstawie ,,Rysy". Oczywiście oglądnęłam też serial i uważam, że o dziwo jest bardzo dobrze nagrany. Są pewne szczegóły, które nie zgadzają się, ale żadna ekranizacja nie jest w 100% zgodna z pierwowzorem. Ogólnie bardzo mi się podobała zarówno książka i jej ekranizacja. Polecam jedno i drugie