Młoda Sophie Kapeluszniczka, z krainy zwanej Ingarią,
przykuwa niechcianą uwagę czarownicy i zostaje zamieniona w
staruszkę... Decydując, że nie ma nic do stracenia, wyrusza do
ruchomego zamku czarodzieja Hauru, który podobno zjada
dusze młodych dziewcząt...W zamku Sophie spotyka Michaela,
ucznia Hauru, oraz Kalcyfera, demona ognia, z którym zawiera
pewien pakt.
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2020-06-16
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 310
Tytuł oryginału: Howls Moving Castle
Jak zobaczyłam co wydaje @wydawnictwonowabasn, książkę Diany Wynne Jones "Ruchomy zamek Hauru" z tą obłędną okładką wiedziałam, że muszę ją mieć! Skusiłam się na nią również dlatego, że na jej podstawie powstało anime ze słynnego #studiaghibli. Uwielbiam ich bajki i chętnie do nich wracam.
Sophie Kapeluszniczka jest najstarsza z trójki rodzeństwa. Jest specjalistką od ozdabiania kapeluszy. Niestety, gdy interes nie idzie za dobrze, Fanny, jej macocha postanawia wysłać jej młodsze siostry na praktykę do cukierni oraz do czarodziejki. A wokół miasteczka krąży ruchomy zamek czarnoksiężnika Hauru, który porywa młode dziewczęta i połyka ich serca. Pewnego dnia w sklepie zjawia się Wiedźma z Pustkowia i rzuca na Sophie urok. Od tej chwili wygląda ona jak staruszka. Gdzie nasza bohaterka poszuka ratunku? Czy Hauru naprawdę jest taki zły jak o nim mówią?
No jestem zachwycona. Nie ukrywam, że fabuła różni się od anime ale zarówno animacja jak i książka porwały mnie kompletnie. Jak ja kocham takie klimaty! Moje serce bezsprzecznie skradł demon Kalcyfer. Jego buńczuczność i poczucie humoru, a z drugiej strony empatia powaliły mnie na łopatki. Sposób w jaki napisana jest ta baśń sprawia, że po prostu leci się przez tą historię. Jest ona tak przesycona czarami, dziwnymi istotami i pięknymi krainami, że czułam jakbym sama to przeżywała. Myślę, że książka nadaje się również dla dzieci. Z pewnością porwie ich ta opowieść. Jest tu ogromne pole do szlifowania wyobraźni. Jestem również zachwycona faktem, że to nie koniec i wychodzi kolejna książka z serii Zamek a mianowicie "Zamek w Chmurach". Premiera już 19 października i ja już wiem, że po prostu muszę ją mieć!
Skonfrontowałam to, co pamiętam sprzed wielu lat z seansu słynnej animacji studia Ghibli z literackim pierwowzorem. Oczekiwania miałam wielkie ("Ruchomy zamek Hauru" podobał mi się znacznie bardziej niż "Spirited away"), którym książka niestety nie sprostała, ale i tak jestem z lektury zadowolona.
"Zamek" to sympatyczna, pełna wyobraźni opowieść, ujęta w typowo baśniowe ramy, w których nawet najdziwniejsze i najbardziej nieprawdopodobne zdarzenia opisywane są prosto i jako oczywiste oczywistości. Bohaterowie budzą sympatię, "intryga" jest zakręcona jak słoik na zimę, i tylko zakończenie mi zazgrzytało - o ile rozwiązanie fabuły jest zgrabne, o tyle dwie bodaj najważniejsze kwestie właśnie przez tę typową dla baśni i bajek prostotę wydają się spłycone. Oczywiście jednak patrzę na to z pozycji czytelnika dorosłego, który liczył na nieco głębsze potraktowanie niektórych tematów. Młodsi czytelnicy na pewno będą zadowoleni, ale ja odkładam "Zamek" na półkę, już patrząc w kierunku kolejnych lektur, i nie będę sięgać po kontynuację.
Kiedy kilka lat temu obejrzałam japońską anime „Ruchomy zamek Hauru” byłam nią zachwycona: fabułą, wieloma charakterystycznymi bohaterami oraz tą olbrzymią japońską wyobraźnią. Było wielkie wow.
Ale później przyszedł szok. Bo okazało się, że japoński twórca anime oparł się na brytyjskim oryginale książkowym! I wtedy powiedziałam sobie : „O nie, Eliza, musisz koniecznie dorwać książkę i poznać oryginalną historię”. I tak tez się stało... I wiecie co? Miałam przewspaniałą ucztę czytelniczą. Znów przepadłam w krainie magii!:)
Styl autorki bardzo przypadł mi do gustu. Niesamowita historia pełna magii, zwariowanych przygód i dziwnych postaci, które mogą czasem przerażać, sprawia, że ciężko oderwać się od lektury. A spokój i opanowanie głównej bohaterki sprawiają, że czytelnik, tak naprawdę, nie ma się czego bać :) Zdecydowanie polecam! Zarówno książkę, jak i japońską anime z 2004 roku.
Daleko na krańcach Ingarii, w krainie sułtana Rashpuhta, mieszkał w mieście. Zanzib Abdullah - młody handlarz dywanów, który uwielbiał marzyć. Niezbyt...
Zanim Chrestomanci - najpotężniejszy czarodziej na świecie - został Chrestomancim, był zwyczajnym Christopherem Chantem. No, może nie całkiem zwyczajnym...
Przeczytane:2022-03-25, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2022,
Od lat uwielbiam interpretację Ruchomego Zamku Hauru autorstwa Hayao Miyazakiego. Znam ten film praktycznie na pamięć, co nie powstrzymuje mnie przed ponownym go oglądaniem. Powiedziawszy to, nie mogę powiedzieć, jak bardzo się wstydzę, że nie sięgnęłam po książkowy pierwowzór wcześniej. Być może to ze strachu. Bo panicznie się bałam, że będzie ona monumentalnie lepsza i już nie będzie mnie otulać to specyficzne szczęście, które zawsze mi towarzyszyło przy oglądaniu tego filmu. I cóż, mój strach po części był zasadny. Bo pokochałam w tej książce każde słowo. Zgodnie ze swoim tytułem, Ruchomy Zamek Hauru to niekończąca się przygoda! Stary i nowy świat zderzają się w tej klasycznej opowieści o magii i klątwach, czarownicach i czarodziejach, o utraconym, a później odnalezionym celu i być może o najważniejszej z wszechmoralnych wartości i życiowych lekcjach. Ale najważniejsza siła tej powieści tkwi w postaciach, nie idealnych, w których można zobaczyć własne odbicie, pełnych wątpliwości i tak ogromnie ujmujących. I tak zwyczajnie, uwielbiam tę historię, uwielbiam jak jej fabuła gładko płynie przez naszą wyobraźnię, jak łatwo można zatracić się w niej zatracić, a jednocześnie tak łatwo odnaleźć. Jak prosto można zwizualizować sobie każdy jej szczegół, każdą scenerię, każde odczucie. Jak bardzo związujemy się z bohaterami, jak razem z nimi śmiejemy się, płaczemy, złościmy. I każde bajkowe nawiązanie, baśniowe elementy i niepowtarzalny klimat, całkowite zaufanie do czytelnika, sprawiają, że tak po prostu kocham ją całym sercem. I jedynie czego żałuję, że już nie mogę jej przeczytać po raz pierwszy, nie mogę zakochać się od pierwszych stron. Bo wiem, że każde kolejne spotkanie tylko wzmocni moją miłość, ale braknie mu tej magii pierwszego spotkania. Wiem, wiem, jak to brzmi, banalnie, jak pusty frazes, ale to mój, prawdziwy frazes.