Późną jesienią roku 1950 Ernest Hemingway przyjechał do Paryża i zatrzymał się w swym ulubionym hotelu Ritz, położonym w sercu miasta, przy placu Vendome. Przeżył tam niezapomniane chwile po oswobodzeniu miasta spod okupacji niemieckiej, późnym latem 1944 r. Toteż nie zdziwił się wcale, kiedy stary portier przyniósł mu dwa przysypane kurzem kuferki, które przed sześciu laty pisarz pozostawił w hotelowym depozycie. Zdziwił się natomiast, kiedy je otworzył i znalazł tam notatki ze swego pobytu w Paryżu w latach dwudziestych. Zasiadł do odczytywania tych zapomnianych rękopisów i stwierdził, że zawierają bardzo bogaty i żywy po latach materiał obserwacyjny dotyczący wybitnych osobistości życia artystycznego i towarzyskiego w stolicy Francji, która była w tym czasie prawdziwą stolicą światowej sztuki. Przystąpił natychmiast do literackiego opracowania tych notatek - ale odłożył je po paru miesiącach dla innej książki. Dopiero na kilka miesięcy przed śmiercią postanowił nadać książce definitywny kształt. I od tej właśnie pracy śmierć go oderwała.
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2000 (data przybliżona)
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 184
Tytuł oryginału: A Moveable Feast
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Bronisław Zieliński
(...) wszystkie pokolenia są przez coś stracone i zawsze były, i zawsze będą.
,,Ruchome święto" to nigdy nie dokończone wspomnienia Hemingwaya z lat spędzonych w Paryżu. To właśnie tam w latach 1921-1926 wraz z innymi przedstawicielami tzw. straconego pokolenia szlifował swój warsztat literacki. Na kartkach książki obserwujemy opisy jego związku z pierwszą żoną Hadley. Widzimy jak niewiele mając potrafili być szczęśliwi i choć małżeństwo nie przetrwało widać pewną tęsknotę za tamtymi czasami. Przez moment żyjemy z Hemingwayem Paryżu. Obserwujemy go przy pracy, w czasie rozrywki, w chwilach zawodowych oraz prywatnych. Obserwujemy paryską bohemę, wspominamy Gertrude Stain, Ezra Pound, Ernest Walsh, Scott Fitzgerald czy James Joyce. Ta historia ujrzała światło dzienne dzięki jego wnukowi. Nie brakuje tu jego odręcznych notatek. Warto zauważyć, iż to książka dla wielbicieli pióra autora wraz z każda kolejną stroną możemy wczuć się w atmosferę i poczuć uczestnikami wydarzeń. Dlatego warto znać jego książki nawet by nie poczuć się zawiedzionym czy rozczarowanym.
W "Zielonych wzgórzach Afryki" wielki pisarz chciał opowiedzieć o kraju, który zafascynował go całkowicie, o przygodach łowieckich, o ludziach...
In this book Hemingway shares his passion for bullfighting. The technical skills are described and explained, with chapters on individual bullfighters...
Przeczytane:2024-01-07,
Zdarza się Wam, że czytacie książkę z ochotą, choć wiecie, że autor jest dupkiem? Mam tak teraz z Hemingwayem, którego wcześniej nie znałem jakoś dobrze. Im więcej czasu spędzam z jego twórczością, tym bardziej jestem zdania, że to facet, z którym nie chciałbym się zaprzyjaźnić. Lektura Ruchomego święta wydaje mi się dobrym przykładem na to, by nie wchodzić w bliższe relacje z pisarzem, a zwłaszcza z Hemingwayem.
Dość jednak o odczuciach, czas skupić się na samej książce. Swoje wspomnienia z okresu paryskiego Hem spisywał długo, wielokrotnie poprawiał i nigdy nie był zadowolony z efektu. Nieprzypadkowo Ruchome święto zostało wydane dopiero po jego śmierci - za życia twórca ciągle coś majstrował w tekście. Hemingway wraca pamięcią do młodzieńczych lat, gdy pisał jako korespondent zagraniczny “Toronto Star”, ledwo wiązał koniec z końcem i nie był jeszcze rozpoznawanym pisarzem. Łatwo można ulec urokowi jego frazy, zakochać się w opisach Paryża, wycieczkach na narty i wizytach w tanich restauracjach, gdzie mógł dobrze i dużo zjeść. I jak w przypadku każdej autofikcji pozostaje się czytelnikowi zastanawiać, w jakim stopniu może zaufać łgarzowi, wspominającemu dawne czasy. I ile prawdy znajdzie w tych tekstach, skoro czytamy w jednej z wielu prób wstępu (a prawie wszystkie w tym elemencie się zgadzają): “Opowieść ta jest w całości fikcyjna, a fikcja może w pewnym stopniu rzucić światło na to, co zostało zapisane jako fakt”.
Hemingway stworzył nadzwyczaj sugestywny obraz epoki (ledwie kilku lat!) oraz miasta, który przetrwał w pamięci odbiorców jako swoista klisza – nie trzeba czytać Ruchomego święta, by wiedzieć, jak został opisany Paryż tamtych lat. Wizja ta została utrwalona w innych książkach, filmach czy wspomnieniach. I jest coś legendarnego w opowieści Hemingwaya, jakaś mitotwórcza siła skrywa się w zdaniach. Zresztą, zdania w tej książce znajdziemy naprawdę wyborne - są lepsze w pojedynkę od całości, którą tworzą. Na każdej stronie uda się wychwycić co najmniej jedno arcydzielne – Papa lubił dopieszczać swoje pisanie, to widać. Przy okazji ukłony w stronę Miłosza Biedrzyckiego, bo fraza po polsku brzmi nadal znakomicie. Pośród knajpek i urokliwych uliczek spotykamy postaci ważne dla artystycznej części miasta, postaci tak ważne jak Francis Scott Fitzgerald, Gertrude Stein czy James Joyce (tego ostatniego nie ma aż tak wiele); we wspomnieniach znalazło się także miejsce dla mniej znaczących, ale wcale nie mniej interesujących ludzi. Anegdoty z nimi związane oraz rozmowy Hema nadają tej prozie smaku i uwiarygodniają opis - choć możemy być pewni, że i tu zostajemy oszukani.
Ruchome święto stanowi chyba pozycję obowiązkową dla tych, których interesuje “śmietanka towarzyska” Paryża lat 20., ale sądzę, że w tych wspomnieniach może odnaleźć się każdy. Mamy tu wystarczające nagromadzenie humoru, smutku, piękna i nieprawdopodobieństwa, by móc się niektórymi rozdziałami zachwycić. Dodatkowo, w tym wydaniu mamy możliwość przeczytać szkice, które nie weszły w skład pierwszego wydania, a także fragmenty, które pokazują, jak Hemingway katował swój tekst wielokrotną redakcją.